Henryk Czekajewski
Zmarł w Warszawie ( w Domu Opieki im Sw. Huberta w Zalesiu Górnym ) w roku 2004.
Kawaler, samotnik, dziwak. Mieszkał prawie cale życie w Pyrach pod Warszawą w domu opalanym drzewem, bez kanalizacji i wodociągu. Daleki mój krewny ( nasi dziadkowie byli braćmi). Po wojnie pracował jako kierowca autobusów miejskich.
Jego brat, Bogdan Czekajewski, w czasie wojny walczyl w Armii Andersa. Po wojnie osiadł i umarł we Francji. Trudno sie bylo spodziwa, że Henryk pisal całe życie poezje. Po smierci Henryka Czekajewkiego poprosiłem Panią Mielczarek o przepisanie jego wierszy z wielu recznie pisanych kartek w celu ich upowszechninia. Zauważcie Państwo, że wiersze Henryka są intersujące i ambitne mimo, że Henryk mial zaledwo srednie wykształcenie.
Henryk Czekajewski –wiersze cz.II
ZAPOMNIEĆ
Butelka wódki i wciąż próżna szklanka
Nienasycenie... drwa rozkoszy bezwład
Nic mi świat cały, rozstrzelanie...Branka...
Niepewne jutro – bezbarwność, szarość, mat..
Na cóż mnie teraz przekleństwa w zębach mleć
Z dzienników, z ludzkich ust nadzieję chłonąć...
Jakąż rozkoszą przestać czuć i myśleć
Świadomość stracić, zapomnieć... utonąć...
Trosk, niepokoju zrzucić z pleców brzemię..
Stać się jak dziecko, co nic nie rozumie
W niebyt popłynąć, stracić z oczu ziemię...
Chwast wspomnień wyrwać w krwi szalonym szumie...
Krwawego znoju codziennych mąk, bólu
Marzeń o szczęściu wzrosłych z beznadziei
Tragedii nieszczęść krzykliwego chóru
Wyzbyć się uciec, umknąć z ich zawiei
W dali zostawić codzienną ócz strawę...
Szmaty plakatów krwawiących na słupach...
Rozpacz bezsilną... tragiczną zabawę...
Jutrznię swobody po ofiarach, trupach
Krwi własnej karpie, trwogę sennych marzeń...
Widziadła, widma... dnia wyolbrzymienie
W krzywym zwierciadle świadomości zdarzeń –
Karykatury... wydłużone cienie...
Utopić wszystko w tym bezbarwnym płynie
Wytrawić, spalić w ogniu jego mocy...
By być jak kamień w wypadków lawinie
Nieczuły...tępy...martwy... W czasu procy
[ 12.XII.1943]
MŁODOŚĆ JASNA
Młodość jasna, słoneczna, motyla
Coś nam się w dali jako cud zdawała
Jako radosna i beztroska chwila
Coś nam miraże na szkle malowała
Coś być nam miała młodych sił wyra jem
I wiecznych szczęścia winobraniem, wczasom...
Kwitnącą wiosną... rozśpiewanym majem
Szumiącym – sławą czynów przyszłych – lasem...
Dziejowy wicher strącił rosę marzeń...
Łamiąc konary, jak grom zwalając pnie...
Pomruki niosąc straszliwych wydarzeń ...
Klątwę zniszczenia, męki pamiętne dnie...
Krwawa młodości – ty – w przeciągu wieków
Jasna Golgota na rubieży światów...
Cierniem wieńczona, sycona krwią z ścieków...
Przeklęte! – Święta!
Nie czas jest teraz ułudy nie chwytać
Karmić rozpaczą, groby stroić w kwiaty...
Płaczących matek o porady pytać
I nędzy swojej rozstawiać tu czaty...
Wyprać z rozpaczy – serca, snów pacierze...
Zęby zacisnąć- ze wściekłością zwlekać-
Do piersi przypiąć stalowe pancerze-
W sercach zapalić gromową wić – czekać! ...
[ 13.XII.1943]
MROK
Noc spadła na Warszawę
Jak chytry, przebiegły wróg?
Przykryć wspomnienia krwawe
Zbroczony bruk...
W cień uskoczyły gdzieś
Przerażenie i strach
Słupy w plakatach krwi Zawarte okna, drzwi
Na jawie lęki i w snach....
Sczerniały zarysy ruin
Skryły kalectwo w mrok
Starły krew z murów, z rąk
Rozwiały się ...zczełzły w pył /nie wiem co to znaczy/
Nerwowy pośpiech, ruch...
Zająca bieg wśród bruzd
W dal wytężony słuch
Pręga ściśniętych ust...
- Bagienne płomyki laterek
Tupot nóg
Zderzenia ciał
Szepty przeprosin
Pomylenie dróg
Tajemne krecie uroczyska
Błoto... Stopniały śnieg...
Już świeży padł.. śliska
Przeklęty czas / i wiek/
Ludzie jak cienie
Wzdłuż murów, ścian i bram
Tu i tam
Wypełzło z swoich jam
Jak nieukojone marzenia?
Serca stłumiony szloch
Halt!
Snop światła
Häude hoch!
Przy piersi metalu chłód
Ręce i skronie jak lód
Bezradność złapanego ptaka
Wskroś karabinów tła
Błysk hełmów, broni szczęk
Tajony w piersiach lek
Ktoś w nich samotnie łka
Czas liczony szybkim topnieniem świec
Łowieniem szmerów
Wpływa jak węgla garść
Chciałoby się wszystko rzucić i biec
W jaśniejszą dal
Wyzbyć się nocnych niepokoi .. trwóg
Stłumić swój żal...
Sperrstunde-
Wskroś mroczną śniegu jaźń...
Złowrogą domów czerń
Trupia cisza cmentarzysk
Próchno stoczonego pnia
Nie znajdziesz tu nikogo
Okna zakute trwogą
Niepewnej nocy dnia
Zaklęte trwogą
Czasem tylko pijanego krzyk
Cisza
Wiatru przeciągły świt
Seria strzałów
Kuli gwizd
Czyjś jęk
Rzężenie, krew
Lęk
Cisza
/ 14.XII.1943 /