POPĘD 8.III.1944
Kazano ci przemawiać językiem przyjaźni
Mefistofelesowską uwodzić wymową...
Twarz ci pobielano zadumą księżycową
I wrzucono cię nawet do dziecięcych baśni
Współzawodniczyć pchnięto na startowe pole
Z zaprzysiężoną cnotą zakonnicy, księdza
Chleb za cię zdobywała pospolita nędza
Miłości macierzyńskiej tańczyć w twoim kole
Uświęconaś wiekami uczelnią obłudy
Ostrogami rycerza dla panny, młodzieńca
Nagłym gronem w krainę romantycznej złudy
W buduarze, w jedwabiach, jak chart wietrzysz łowy
Kryjesz się za wstydliwą zasłoną rumieńca
Dziwny i tajemniczy cny popędzie płciowy!
LA CI DAREM LA MANO
Danaś jest mi w natchnieniu
W tej chwili cichej, złotej
Popłochem słownych cieni
W wolne jastrzębie loty
We mgle- słonecznej bieli
Mnie w obłok z Tobą stopić
W otoczu chmur pościeli
Rymem pieszczotą zatopić
Wichrem rozwieję Ci włosy
Serce rozszerzę tęsknotą
Błękitem podbije marzenia
Pod naszą idyllę złotą
Wierszem nauczę cię modlić
Z Bogiem obcować jak z Tobą
Duszy się nigdy nie spodlić
I zawsze, zawsze być sobą
Znienacka lusterkiem zalśnię
Oczy rozerwę zachwytem
Dziecięce zbudzę baśnie
Żyć każę słowem- mitem
Uwiję Ci gniazdo jambem
Słowiczym jazgotem piosenkę
Spondeje me dytyrambem
Wyślę powitać wiosenkę
Na srebrnej nitce sonetu
Zawieszę Cię w tęczach słów
W purpurze, w głębi fioletu
W świetlistym złocie snów
Daktylem zrobię poduszkę
Napełnię ją puchem złudy
Uśmiechem spowiję buźkę
Otworze Elizium cudy
Musnę po Twoich oczach
Łabędziem skrzydłem marzenia
Powiodę Cię po roztoczach
Poetyckiego tworzenia
Ukażę Ci gołębicę me wrzeciona
Na których swe płótna przędę
Gdzie krwią serdeczną podlewam
Natchnienia mego grzędę
Mej samotności stawy
Gdzie się żurawie poją
Gdzie swą tęsknotę koję
Skrzydlate gońce sławy
Błoni, na których igram
Z buńczucznym mym pegazem
Nim pognam nad słów jarem
I burzą bitwę wygram
Pokażę Ci ustronie
Gdzie po wysiłku, znoju
Zaciętym twardym boju
Głowę swą do snu kładę
Gdybyś w moją samotność
Wniosła mi swoje wiano
Ducha swego zalotność
La Ci darem la mano
WYMOWNE – NIEWYMOWNE
Rozsiane jesteście wszędzie
W słońcach, planetach, gwiazdach
W zmysłach, człeczym obłędzie
Po polach w bocianich gniazdach
Toczcie się kołami
Nogami pijanego
Chmur się czepiając skrami
Widziadeł snu boskiego
Poecie, co żyje z wami
Ziemią i absolutem
Nałogiem...bajką... z latami
Wspaniałym w wieczność rzutem
Zalewem bez rozumu
Granica możliwości
Złomem węgielnym tumu
Pod posąg nieśmiertelności
Iście pitagorejska
Drzemie w was harmonia sfer
Arytmia, dźwięczność boska
Och! Sępem wlecieć tam na żer!