Saturday, December 31, 2016

Publikacje Jana Czekajewskiego 31 grudzień, 2016

Janka Publikacje
Jan Czekajewski
Wojna Polsko –Polska
Kiedy w roku 1990 przyleciałem do Polski, w Hotelu Sheraton, w Warszawie pełno było zagranicznych konsultantów. Niektórzy z nich nie zdając sobie sprawy, że jestem Polakiem wymieniali opinie i poglądy nie bardzo schlebiające  Polsce i Polakom.  Z tych obserwacji ukułem powiedzenie, które powtarzałem przez następne 25 lat.
Polski rząd komunistyczny przez 45 lat lizał buty satrapom moskiewskim. Czytając wspomnienia Gomółki i Gierka, właściwie nie miał innego wyjścia. Kolejni moskiewscy satrapii lubili uniżoność polskich wasali. Im takie zachowanie schlebiało. Polscy wasale w ten sposób mogli wytargować dla Polski, zwanej wtedy PRL-em, pewnego rodzaju niezależność.
W roku 1989 Polska odzyskała niepodległość na skutek rozpadu sowieckiego systemu gospodarczego opartego na absurdalnej ideologii zwanej  Marksizmem-Leninizmem. Ten moment był decydujący dla nowej demokratycznej władzy w Polsce. Niestety nowe kolejne rządy i prezydenci, zamiast podnieś się z kolan i wynegocjować konieczne reformy, odwrócili się tylko o 180 stopni i, za przeproszeniem maluczkich, zaczęli lizać tyłki „zachodnim” mocodawcom i konsultantom. Niestety ich wyrobienie polityczne, jakie wynieśli z epoki PRL-owskiej, zupełnie nie pasowało do nowej sytuacji, szczególnie do najsilniejszego sojusznika, za jakiego uważali Stany Zjednoczone. Otóż żyjąc w USA 47 lat odniosłem wrażenie, co może potwierdzić moja amerykańska żona, że Amerykanie nie lubią lizusów. Wręcz lizusami pogardzają. Mentalność amerykanów została wykształtowana, nie przez serwilistyczne stosunki poddanych, pańszczyźnianych chłopów do możnych bojarów, ale  przez stosunki między niezależnymi handlowcami. W stosunkach handlowych partner, który umiejętnie pertraktuje dbając o swoje interesy jest człowiekiem cenionym, a niepogardzanym. Taki człowiek w przyszłości może stać się wspólnikiem do innych korzystnych przedsięwzięć.
Kiedy „socjalizm” chylił się ku upadkowi, robotnicy zaczęli organizować strajki. Zwykle powodem do nich były podwyżki cen mięsa. Patrząc na te zjawiska z oddali, dziwiłem się głupocie partyjnych bonzów zwanych sekretarzami, że podwyżki cen robili skokowo. A może ich działanie było przemyślane i było sabotażem jednej grupy partyjnej przeciw drugiej. Gdyby te podwyżki rozciągnięto w czasie, konsumenci by tego nie zauważyli. W czasie jednego z pobytów w Polsce, jeszcze przed upadkiem PRL-u, na jednym towarzyskim spotkaniu obficie zakrapianym gruzińskim koniakiem, dopadła mnie pewna pani, pracownica jednego z ministerstw, narzekając na brak szynki, której jej 16 letni syn potrzebuje dla jego młodzieńczego rozwoju. Pani ta nie znalazła u  mnie sympatii, jako że od jakiegoś czasu szynka mi obrzydła i wolałem pierogi z serem, których w PRL-owskich barach mlecznych było pod dostatkiem.  Kiedy Solidarność, ku swemu własnemu zdumieniu zwyciężyła, brak jej było planu gospodarczego, nie tylko wśród przywódców ludowych w randze Wałęsy, ale także wśród opozycyjnych „intelektualistów” zgrupowanych wokół KOR ( Komitetu Obrony Robotników).
Kiedy na horyzoncie pojawił się specjalista od ekonomii, konsultant -Jeffrey Sachs obłapano go jak zbawiciela. Jeffry był ideologiem przemian, a Balcerowicz ich wykonawcą. W konsekwencji brać robotnicza, czyli ci którzy obalili komunizm poczuli się oszukani. Fabryki sprzedano zagranicznym firmom, a ci je pozamykali, dając ko uciesze gawiedzi jednorazowe odprawy (na przykładzie fabryki komputerów Odra , ELWRO we Wrocławiu). Nadwyżkę siły roboczej, ukrywanej przez PRL- owskich „sekretarzy” , wysłano za granice, głównie do Anglii, która się na to zgodziła. Czy można był zrobić inaczej, nie wiem, jako że ekonomistą na wielką skalę nigdy  nie byłem i wszystkich elementów PRL-owskiej gospodarki nie znam. Może dzisiaj jest czas, aby napisać obiektywną książkę o tamtych czasach? Sugeruję tytuł: „Transformacja ustrojowa w Polsce. Czy można było zrobić ją lepiej?”
Dzisiaj do głosu doszedł PiS, partia z którą się nigdy nie identyfikowałem. Nawiasem mówiąc do żadnej partii nie należałem włączając w to Stany Zjednoczone, których jestem obywatelem od 40 lat. Ciekawe, że PiS wygrał demokratyczne wybory z dużą przewagą i próbuje zrobić poprawki w systemie ekonomicznym, które obiecał wyborcom. Opozycja, czyli Platforma Obywatelska,  wpadła w panikę i próbuje obalić rząd PiS-u poprzez zorganizowane demonstracje we wszystkich większych miastach pod egidą KOD ( Komitetu Obrony Demokracji), której nazwa jakoś mi przypomina, z wyjątkiem jednej litery,  KOR czyli Komitet Obrony Robotników. Co mnie śmieszy, to fakt nadużywania nazwy „demokracja” przez kogoś, kto przegrał demokratyczne, większościowe, wybory i który chciałby je obalić poprzez interwencję zachodniego, bardziej demokratycznego sąsiada.
Jednocześnie zaobserwowałem, że w ciągu ostatnich dwu tygodni nastąpił zorganizowany atak demokratycznych” mediów na PiS-owski rząd. Nawet w jedynej gazecie jaką prenumeruję, wydawanej w UK , „Financial Times” pojawiały się krytyczne Polsce artykuły. Jeden z nich, z dnia 21 stycznia, 2016 o tytule :„Europejska Nowa Prawica, Brzmi Podobnie do Starej Lewicy” był podpisany przez  Anne Applebaum, zamieszkałą we Warszawie, żonę Radka Sikorskiego, byłego ministra obrony, spraw zagranicznych i marszałka polskiego sejmu. Pani Ania jest na dzisiaj dyrektorką Forum w „Legatum Institute”. W artykule Pani Anna nic nie wspomina, że mieszka w Warszawie i ma za męża polskiego polityka.
  Zacząłem się zastanawiać, jaki interes ma Financial Times w składzie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, czy obsadzie personalnej Polskiej (rządowej) Telewizji?  O istnieniu Trybunału Konstytucyjnego nie wiedziałem a także, że jego skład jest różny w innych krajach, łącznie z USA. W niektórych krajach taki twór w ogóle nie istnieje. Kiedy jednak dowiedziałem się, że nowy rząd polski ma zamiar nałożyć podatek na zachodnie banki działające w Polsce, stało się dla mnie jasne, „że jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze”.
Komitet Obrony Demokracji ma jednak swych rzetelnych polskich  popleczników, nie tylko wśród zagranicznych bankierów. Być może, że i ja bym do nich należał, gdybym mieszkał w Polsce. Przynależność do Unii Europejskiej dała możliwość podróży i pracy Polakom w różnych krajach europejskich. Ja prawdopodobnie nie musiałbym „uciekać” z Polski w latach 60-tych, gdyby taka możliwość w PRL istniała. Wykształceni i zdolni Polacy mają dzisiaj możliwość pracy w firmach „zachodnich” w Polsce i na świecie a polscy akademicy dostają granty z funduszy europejskich. Nawet religijni wieśniacy z Polski Wschodniej, którzy głosowali na PiS, mogą dzisiaj bez trudności jeździć na sezonowe roboty do Anglii lub Niemiec.
Ci ludzie popierają KOD i wcale się im nie dziwię. Nagonka jednak na Polskę, nie jest spowodowana sympatią dla Polaków i polskiej demokracji,  ale z powodu potencjalnego zagrożenia dla bieżących i przyszłych dochodów przez zachodnie, głównie niemieckie banki, które kontrolują media w Polsce i administrację EU w Brukseli. Jak na razie groźby dla Polski są zawoalowane w postaci krytyki o brak „wartości demokratycznych”, ale jak Miecz Damoklesa wisi nad polska wykluczenie z bezwizowego podróżowania po krajach EU. Na korzyść Polski, miecz ten ma dwa ostrza. Wykluczenie Polski z Paktu Schengen spowoduje także duże straty dla istniejących  niemieckich i  innych  inwestycji w Polsce. W sumie będzie to porażka dla niemieckich ambicji pokojowego, a raczej finansowego Parcia Na Wschód. Wedle mnie niemieckie banki i wielkie firmy monopolizujące handel detaliczny zaabsorbują wyższe podatki i nie wycofają się z polskiego rynku.
Zauważmy, że unijne instrukcje dla Polski, są wypowiadane w języku niemieckim przez niemieckich polityków. Znaczy to dobitnie, ze EU jest sterowana z Berlina. W ramach przynależności do EU wymagana jest polska akceptacja innych „demokratycznych” wartości, takich jak tolerancja dla innych religii włączając w to Islam, tolerancja dla małżeństw jednopłciowych i stosunków rasowych itp. Aczkolwiek nie jest to otwarcie powiedziane, aktywiści unijni w Polsce pracują nad osłabieniem rodziny i katolickiej religii, za którą opowiada się ponad 90% Polaków. Cokolwiek byśmy mówili o wadach Kościoła Katolickiego to w Polsce stanowił on przez kilkuset lat  bufor przeciwko islamizacji Europy, a później przeciwko rusyfikacji i germanizacji Polaków w czasie zaborów. W chwili obecnej największym zagrożeniem dla Europy jest islamizacja, która stara się wymusić średniowieczne  prawo Koranu (Szariat) na większości współobywateli. Nawet Żydzi, którzy do niedawna popierali osłabianie wpływów kościoła katolickiego, teraz krzyczą „larum”, że ich bezpieczeństwo w demokratycznych krajach, takich  jak Niemcy czy Francja, jest zagrożone  przez antysemicko nastawionych  islamskich emigrantów. Trzeba puknąć się w głowę, co miała na myśli Pani Merkel zapraszając szerokim gestem islamskich  uchodźców z Bliskiego Wschodu? Dziwię się, że Niemcy ciągle Panią Merkel tolerują. Zobaczymy czym się to skończy dla Polski i Europy? Na razie problem uchodźców zdjął problem „faszystowskiej” Polski z celownika EU i przeniósł się na Danię i Szwecję, którym to krajom wyczerpała się wielkoduszność i zamierzają konfiskować uchodźców kosztowności w zamian za dach nad głową. 
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, 3-12-2016
Zalety i Wady Olejowego Dolara
Czyli parafrazując Lecha Wałęsę olejowy dolar ma swoje Plusy Dodatnie i Plusy Ujemne.
Plusy Dodatnie znaczą, że żyje się nam w US dobrze, nawet za dobrze, a Plusy Ujemne, że nie będzie to trwało wiecznie, a raczej niedługo. A jak to się stało opowiem....
Kiedyś  w zamierzchłych czasach, które pamiętają tylko leciwi emeryci, dolar był Panem, a jego przedstawicielem na świecie był Prezydent Nixon. Ludzie, którzy byli podejrzliwi mogli zwrócić się do Skarbu Amerykańskiego i zamienić swoje oszczędności w gotówce na złoto w rachunku 34 dolary za uncję złota. Rząd amerykański na taką  okazję trzymał rezerwę złota w skarbcu we Fort Knox w Stanie Tennessee. Przeciętny obywatel amerykański który nie miał wiele gotówki, tym się nie przejmował. Równocześnie trzymanie złota w materacu było niewygodne. Złoto w materacu uwierało i przerywało sen. Wobec tego przeciętni  obywatele woleli ufać rządowi i trzymać gotówkę papierową, a nawet co odważniejsi patrioci nawet na kontach w banku. W międzyczasie Ameryka wdała się w uciążliwą i odległą wojnę we Wietnamie, która była wojną przez pośredników między ZSSR i Chinami a USA. Problem był zasadniczy, że Ameryka była daleko a Chiny i ZSSR bliżej. O ile sobie dobrze przypominam,  chodziło o to, czy świat będzie urządzony wedle przodujących idei zwanej Marksizmem-Leninizmem, czy też będzie urządzony wedle idei „demokratycznej”, której myśl przewodnia istniała w Nowym Jorku, na Wall Street. Koszty wojny były większe niż się spodziewano, wiec aby pokryć te koszty zaczęto drukować dolary na ich pokrycie. Dodatkowo, prezydent  Lyndon Johnson zadeklarował rozwinięcie pomocy socjalnej w ramach planu nazwanego  „Wspaniałe Społeczeństwo” (Great Sociaty), która to pomoc dodatkowo obarczyła amerykański system monetarny. Jeden z naszych sprzymierzeńców, a chyba był nim General Charles De Gaulle, prezydent Francji, zaczął podejrzewać że dolary jakie Francja trzymała w rezerwie, czyli po polsku „na czarną godzinę”  nie będą wymienialne na złoto, gdyż złoto z Fort Knox „wyparowało”. Za Francją poszli inni sprzymierzeńcy, Niemcy, Szwajcaria itd
Aby uniknąć kompromitacji ,Prezydent Nixon zarządził 17 sierpnia 1971 roku, że dolar nie będzie już dłużej  wymienialny na złoto i nawet zabronił jego posiadania przez obywateli amerykańskich, oczywiście poza plombami w zębach i biżuterią.
Wyrywanie złotych zębów i konfiskata obrączek ślubnych, wedle doradców prezydenta było politycznie nie wskazane, jako że pamięć o metodach hitlerowskich, była jeszcze świeża.   O ile dobrze sobie przypominam, to jeden z  dentystów zakupił duże ilości złota „dentystycznego”  i opowiadał, że nie dał się rządowi amerykańskiemu wykiwać. Ponieważ dentystów było mało, a nieposłusznych dentystów jeszcze mniej, rząd US postanowił ich ignorować.
Ręka Szybsza Niż Oko
Zaczęła się gra, zwana na polskich jarmarkach, jako Gra w Trzy Karty. Rząd amerykański zaczął myśleć o ratunku, gdyż wartość dolara zaczęła nagle spadać. Ktoś z doradców wskazał, że ropa naftowa może zastąpić złoto, jeśli tylko Arabia Saudyjska i kraje stowarzyszone w OPEC zgodzą się wyceniać i sprzedaż ropy naftowej wyłącznie za amerykańskie dolary. Wysłano wiec do Arabii Saudyjskiej wypróbowanego negocjatora Henryka Kissingera, aby przekonać monarchę saudyjskiego o zaletach takiego rozwiązania. W ramach amerykańskich obietnic była pełna ochrona Arabii Saudyjskiej przed zewnętrznymi wrogami, głownie Izraelem oraz, że królewskie dochody ze sprzedaży ropy będą trzymane w amerykańskich bankach. Takie rozwiązanie pasowało jak ulał rodzinie królewskiej, jako że stabilność rządów na Bliskim Wschodzie jest i była pod znakiem zapytania, a banki w USA wyglądały na bezpieczniejszą lokatę „oszczędności” na czarną godzinę.  Pod wpływem największego producenta, Arabii Saudyjskiej w roku 1975 wszystkie kraje produkujące ropę zrzeszone w organizacji OPEC zaczęły wyceniać i sprzedawać ropę w amerykańskich dolarach.  OPEC kontrolował jej cenę przez 40 lat, aż do dnia dzisiejszego, kiedy sytuacja wymknęła się z rąk amerykańskich i samego OPEC-u. To co się dzisiaj dzieje z ceną ropy poniżej $30 za baryłkę, można tylko spekulować.
Cena ropy naftowej, jako surogatu złota, ma tą zaletę, że jest nią łatwiej manipulować. Wydobycie złota jest związane z dużymi kosztami, które nie są zależne od politycznego widzimisię. W oparciu o cenę ropy przez 40 lat US mogły sobie drukować dolary wedle własnego uznania, aby pokryć koszty wielu wojen i utrzymania ponad 100 baz wojskowych ale także ciągle rosnące wydatki socjalne, które przekroczyły  zdrowy rozsądek. Doszło do tego, że bezrobocie w raportach rządowych  jest zaniżone, jako że olbrzymia masa ludzi nie szuka pracy. Także ci którzy pracują nierzadko proszą o zwolnienie, aby wykorzystać zasiłek dla bezrobotnych, a w przyszłości przejść na „permanentną niezdolność ( do pracy)”  z całkowitym pokryciem kosztów medycznych.  W szeregu firmach  widać ogłoszenia: „Szukamy Pracowników”, a chętni do pracy się nie pojawiają.  Jakby wyglądała nasza wspaniała Ameryka, gdybyśmy pozbyli się ciężko pracujących, nielegalnych przybyszów z Meksyku lub polskich robotników, usuwających azbesty? Byłoby strasznie. Musielibyśmy sami kosić trawę, popychając benzynową kosiarkę.
Kto ma interes w niskiej cenie ropy naftowej?
Ponieważ nie jestem muchą siedzącą na suficie  w czasie konferencji w Białym Domu, więc następujące rozważania są raczej spekulacjami.
1.Niska cena ropy naftowej jest podyktowana przez Arabie Saudyjska, która ma najniższy koszt wydobycia. W USA, na skutek postępu technicznego (fracking) udało się zwiększyć wydobycie ze starych odwierceń, które dotychczas były nieopłacalne do eksploatacji. Niemniej koszt eksploatacji tych odwierceń, wynosi około $50 za baryłkę odzyskanej ropy. W sumie nadzieje na uniezależnienie się od importu ropy, przy cenie $30 za baryłkę, okazały się płonne. W tym sensie zachowanie się Arabii Saudyjskiej jest wrogie tym interesom US, które zainwestowały w odzysk ropy ze starych złóż.
2. US ma także na celowniku innego wroga, a mianowicie Rosję. Standard życiowy Rosjan w dużej mierze zależy od eksporty ropy naftowej. Pewne  grupy w amerykańskim rządzie, t.zw. neo-konserwatyści, mogą uważać, że gra jest warta świeczki. Czyli, że wewnętrzne amerykańskie straty są kosztem pokonania Rosji, którą uważają za głównego wroga. Neo-konserwatyści mają nadzieję, że zubożenie Rosji spowoduje rewoltę, która usunie znienawidzonego przez neo-konserwatystów , Putina.
3. W tym skomplikowanym równaniu, odgrywa także role Iran, z którym US zawarły rozejm i upoważniły t.zw. „Wolny Świat” do kupowania Irańskiej ropy. Nie odbyło się to bez protestów Izraela i Arabii Saudyjskiej, która ze względów religijnych od stuleci konkuruje z Iranem do przywództwa nad światem islamskim. Być może obniżka cen ropy ma dwa cele, jeden jest zbankrutowanie amerykańskiego wysiłku w celu wzrostu własnej produkcji a drugi cel jest obniżenie dochodów Iranu z własnego eksportu ropy. Należy założyć, że eksploatacja pól naftowych Iranu jest droższa niż eksploatacje podobnych pól w Arabii Saudyjskiej. 
Porażone rykoszetem, zostały także inne kraje których ekonomia oparta jest na ropie. Są nimi Wenezuela, Libia, Irak, Algieria, Angolą i Nigeria i im podobne. Należy się wiec spodziewać kolejnej fali „kolorowych rewolucji” wśród  społeczeństw przyzwyczajonych do rządowych dotacji w krajach nie mających innych, poza ropą naftową,  źródeł dochodu.
Niska cena ropy wymuszona przez Arabie Saudyjską wpływa także na system monetarny oparty o dolarze opartym na ropie stanowiącej wartość zastępczą złota. Obniżenie ceny ropy powoduje obniżenie zapotrzebowania na amerykańskie dolary, czyli ograniczanie drukowania dolarów i ich pochodnych, czyli federalnych obligacji pożyczkowych.  Jak sobie z tą nową sytuacją US poradzi, nie wiadomo?  Ostatnia metoda zamiany złota na olej, już się zestarzała, tak jak i sam Henryk Kissinger. Może oprzemy dolar na wirtualnej monecie Bitcoin? Ja bym, tak jak towarzysz Chruszczow,  sugerował kukurydzę, jako towar uniwersalnie potrzebny do zaspokojenia głodu rosnącej światowej populacji. Można ja nawet nie tylko jeść, ale zamieniać na benzynę i co ważniejsze na wódkę, pomocną w zrozumieniu światowego konfliktu.Pamiętajcie  rosyjską mądrość: „ Tego bez wódki nie rozbieriosz!
Żarty na stronę, to jednak Stany Zjednoczone maja swój parytet dolara. Są nim nasze siły zbrojne.  Aby utrzymać ten parytet, Stany Zjednoczone wydają na zbrojenia 39% wydatków wojskowych całego świata.  Dlatego tez, mimo rosnącego zadłużenia, dolar stoi wysoko, gdyż w niepewnej sytuacji międzynarodowej, tu a nie gdzie indziej jest bezpieczniej  zaparkować swoje pieniądze.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio
USA

Z  ukosa o  dalekiej Ukrainie
Kto  ja zacz? Ni to ja Profesor  Brzeziński. ani tez profesor Chodakiewicz, którzy z natury i zawodu maja upoważnienie opiniotwórcze, zabieram glos na taki ważny temat który zajmuje połacie opiniotwórczych gazet takich jak Finacial Times, Washington Post a nawet Gazety Wyborczej.  Może z zazdrości staram się dołączyć do światłych w polityce międzynarodowej, kiedy moje kwalifikacje jako inżyniera przybladły w porównaniu z osiągnieciami tych młodzików, którzy piszą Apps ( aplikacje) do telefonów komórkowych i porozumiewają się miedzy sobą za pomocą 140 znaków alfabetu na Twitterze. Niestety w tym wypadku z powodu poczatkującej sklerozy, posłużę się dłuższym tekstem, jako ze Ukraina nie da się opisać za pomocą 140 liter alfabetu, nawet cyrylicą (ukraińską!).
A wiec czy jestem za Ukraina? Odpowiem jednoznacznie, że  i Tak i Nie. Tu muszę dać kredyt naszemu prezydentowi (byłemu) Lechowi Wałęsie, który stał się słynny z podobnego powiedzenia, na jakiś dla mnie już zapomniany temat, kiedy to Był i za i Przeciw.  Tu musze pochwalić Prezydenta (byłego) Wałęsę, ze przestrzega Ukraińców przed rozlewem krwi i nie zachęca Premiera Tuska do odegrania roli Marszałka Piłsudzkiego z jego ideą partnerstwa z Symonem Petlurą.
Kiedy Batiuszka Stalin, a może jeszcze wcześniej, Lenin nakreślił palcem na mapie granice Ukrainy a Stalin ja potem poszerzył po ziemie zabrane Polsce w 1939 roku, to żaden z tych władców nie przypuszczał, że te fikcyjne grane staną się granicami niepodległego państwa. Nagle „społeczność międzynarodowa” uznała te granice za nienaruszalne gotowa je bronić przed zakusem Putina ich naruszenia. A co to za społeczność? Ano US i EU, którzy wedle mojego widzimisię podbechtali Ukraińców w Kijowie, aby zmienili sobie prezydenta na bardziej europejskiego. O ile sobie przypominam Putin dawał Ukrainie ropę za pół darmo i objecal następne 10 miliardów dolarów  aby wyciągnąć Ukrainę z zapaści ekonomicznej . Natomiast Unia Europejska  cos  wspominała ze może da na odczepne 1 miliard dolarów.  Nic więc dziwnego, ze  prezydent Janukiewicz, zawiesił rozmowy i oddal się w ręce Putinowi, którego oferta była lepsza.
Rząd to jedno a ludzie to drugie. Ukraińcy na Zachodniej Ukrainie nie bardzo rozumieli rachunku ekonomicznego i byli zaślepieni dobrobytem w jakim jakoby żyli Polacy, Litwini no i oczywiscie Niemcy stowarzyszenie w Unii Europejskiej.
Ukraińcy  w Kijowie wygonili uprzednio wybranego  wolnych wyborach prezydenta  spodziewając się, że od jutra będą jeździć na „saksy” do Niemiec, gdzie zarabia się podcierając tyłki staruszkom 10 razy więcej niż pracując jako  inżynier na Ukrainie. Merkel już zachodzi w głowę jak to  Niemcom wytłumaczyć, że musza się spodziewać najazdu Ukraińców i że winni zmienić dietę na zimną, bo Rosja może odciąć gaz którym Niemcy gotują swe potrawy i ogrzewają swoje mieszkania.  Wygląda na to że łatwiej jest podbechtać Ukraińców do rewolty, ale trudniej rozwiązać problem ruskiego gazu od którego Europa zarówno Wschodnia, jak i Zachodnia jest uzależniona. A oto są cyferki, jakie cytuję za brytyjskim Financial Times:
Następujące kraje korzystają z rosyjskiego gazu w 100%. Są nimi: Estonia, Łotwa ,Litwa, Czechy, Bułgaria, Finlandia
 Natomiast takie kraje jak Słowakia korzysta z rosyjskiego gazu „tylko” w 99.5%, Rumunia w 86.1%, Polska w 79.8%, Austria w 71%, Rumunia w 86,1%, Grecja  w 59%, Niemcy w 35%, Włochy w 28.1%.
Jeśli zaczniemy, znaczy się my w US, zamykać Rosjanom konta bankowe, wiec  wcale bym się nie dziwił że Rosja zakręci kurek na dostawy gazu. Oczywiście jest to broń obusieczna, bo jak nie będzie Rosja sprzedawać gazu to nie będzie miała pieniędzy, na zakupy niemieckich maszyn i polskich jabłek, w których podobno Rosjanie się delektują .
Ponadto sankcje, jeśli zostaną wprowadzone w samych Niemczech spowodują kryzys w 6200 niemieckich firmach, których sumaryczne obroty z Rosja wynoszą około 330 miliardów dolarów.  Francja z kolei może stracić kontrakt wartości 1,65 miliarda dolarów na dostawę do Rosji dwu super nowoczesnych statków wojskowych modelu Mistral. 
 No a co zrobią trzęsący się z zimna i barku elektryczności  „Europejczycy”. No może US połozy rurę pod Atlantykiem i dostarczy Europie gazu z nowo odkrytych łopkow. Zabierze to trochę czasu i miejmy nadzieje ze Europejczycy nie zamarzną na śmierć z zima i nie ugotują się w spiekocie latem z powodu braku elektryczności dla chłodziarek, czyli zwanych po polsku, jako” Air Conditioners”. Prezydent Obama zachęca do budowy stacji skraplania gazu ziemnego, którego mamy jakoby w nadmiarze i wysyłania go do Europy, aby uczynić ja bardziej niezależna od gazu rosyjskiego. Takie przedsięwzięcie, może będzie bardziej praktyczne niż kładzenie rurociągu pod Atlantykiem, aczkolwiek jego wykonanie nie jest możliwe w ciągu najbliższych kilku lat.
Więc sankcje są niebezpieczne i nie wiadomo, czy je wprowadzając nie strzelimy sobie w kostkę.  Tak sobie myślę, że może to i dobrze ze Europa i Rosja są związanie węzłem gordyjskim na rurociągach gazowych. Gdyby tego nie było, to o wojnę byłoby łatwiej. Niektórzy z nas łatwiej znoszą nagłą śmierć od kuli, niz długi i nieprzyjemny zgon od głodu lub chłodu.
A co ja bym zrobił gdybym był Ukraińcem?  Zarządził bym ogólny plebiscyt na całej Ukrainie i podzieliłbym kraj na dwie części. Tą w której większość ludzi mówi po ukraińsku i tą w której ludzie wola mówić po rosyjsku. W wyniku tego plebiscytu podzielił bym kraj na dwie części, z których każda miałaby by swego prezydenta i własny niezależny rząd. Jeśliby cześć wschodnia wybrałyby Rosję, z którą chciałaby się złączyć. To ich wola. Zachodnia Ukraina byłaby wolna stowarzyszyć się z Unia Europejska. Czy winna wejść do struktur NATO, to jest pytanie strategiczne. Obawiam się, że Putin tak czy inaczej miałby w takim rozwiązaniu obiekcje. 

Wspomnienia z Liceum Traugutta. Matura w roku 1952
Czytając inne wspomnienia kolegów którzy ukorzyli naszą szkolę wiele lat później niż ja, odnoszę wrażenie ze na ich życie wielki wpływ miało harcerstwo i opisy doświadczeń z pobycie w harcerstwie są dla mnie zbyt cukierkowe.  Tak, Liceum Traugutta jest i było dobrą szkolą i tą sama szkolę z powodzeniem ukończyły moje dwie siostrzenice, Olga i Kasia Tromczyńska.  Ja natomiast dostałem się do tej szkoły w roku 1948 przez protekcję, jako ze moje wyniki z edukacji wojennej były bardzo podłe. Tak się złożyło, ze koleżanka mojej mamy ze szkoły Sióstr Urszulanek, była sekretarką dyrektora szkoły Jana Smolarkiewicza i „załatwiła” mi przyjęcie. Co prawda egzaminował mnie Prof. Kazimierz Kusiba, nauczyciel geografii, ale moje odpowiedzi były wadliwe i prof. Kusiba zawyrokował, że Jan Czekajewski nic nie umie, ale zobaczymy czy mu się uda sprostać zaawansowanym wymogom liceum Traugutta. O ile sobie przypominam  prof. Kusiba zadał mi tylko jedno pytanie, czy ja wiem jaki kraj znajduje się na półwyspie pirenejskim.  Oczywiście nie wiedziałem, bo jedynie wiedziałem gdzie jest Gnaszyn i Kawodrza a najdalej Kłomnice i Radomsko.  Wokół Częstochowy nie było ani wysp ani półwyspów. Do Liceum zostałem jednak przyjęty i od razu natrafiłem na kłopoty.  Trafiłem do klasy IIa, która później została zmieniona na klasę dziewiątą. W klasie tej było kilku wybitnych „intelektualistów” jak  na przykład  Heniek Kluba, późniejszy reżyser filmowy i dyrektor Szkoły Filmowej w Łodzi i Władek Terlecki, późniejszy wybitny pisarz historyczny. Jak sobie przypominam Władek Terlecki zadebiutował poematem wywieszonym na gazetce ściennej zatytułowanym Sonata Chopina.  Ja z moja mizerną wiedza do nich nie pasowałem.  Rok 1947 był to rok umacniania władzy komunistycznej i jak sobie przypominam pewnego dnia młoda dziewczyna , nauczycielka matematyki, chyba była to prof. Barbara Peryga,  przyszła do klasy ubrana w zielona koszule i czerwony krawat, demonstrując, że należy do PPR (Polskiej Partii Robotniczej) albo ZWM ( Związku Walki Młodych) . Niezależnie od przekonań prof. Perygi na półrocze i na cenzurze  dostałem z matematyki  dwóję (niedostateczny) oraz dwie dodatkowe dwoje z łaciny i chemii. Na dwóję zasłużyłem, bo matematyki wtedy nie umiałem, niezależnie od mych prawicowych przekonań politycznych.  O ile sobie przypominam na końcowej cenzurce za rok 1948 dostałem 5 ocen niedostatecznych i jedną bardzo dobrą z zachowania Kwalifikowałem się, zatem do powtórzenia klasy.  W międzyczasie w ciągu całego roku, profesorowie mnie nie nękali pytaniami, wiec poświeciłem się literaturze pięknej. W tym feralnym roku przeczytałam chyba kilkaset książek, jakie pożyczałem z biblioteki zakładowej w Starostwie Powiatowym przy ul. Sobieskiego, gdzie pracowała moja mama, jako księgowa, jak i z biblioteki Traugutta, która prowadził Prof. Konstanty Karwan. Kiedyś przypadkowo spotkałem prof. Karwana przed wystawa dużej księgarni, na rogu Drugiej Alei i ul. Wolności. Profesor się zdziwił, że ja interesuje się książkami, a za jego pamięci dostałem 5 niedostatecznych na cenzurce w Klasie IIa. Ja też się dziwiłem.
W międzyczasie Liceum Traugutta przeszło transformacje na sposób Sowiecki. Szkoła Traugutta, która od jej założenia składała się z 4 lat Gimnazjum i 2 lat Liceum, została przekształcona na szkołę 11 letnią, tak jak w ZSSR. Ja znalazłem się zatem w klasie 9.  Do matury pozostawało mi 3 lata. Repetowanie tej samej klasy i pięć dwój spowodowało u mnie pewne otrzeźwienie, szczególnie że moja kuzynka, Lucyna Muskalska,  przeszła w innej szkole  do następnej klasy bez problemu. Zrozumiałem także, że jeśli nie zdam matury z dobrymi stopniami, to nie dostane się na Politechnikę i wcielenie do Ludowego Wojska na mnie czekało, a Wojska Ludowego pozostającego  w przyjaźni z Armią Czerwoną ZSSR  nienawidziłem.  Wobec tego w 9 klasie nauczyłem się jak się uczyć.  Metoda polegała na wykorzystaniu wyobraźni, której mi nie brakowało. Po przeczytaniu stron zamykałem oczy i wyobrażałem sobie te fakty czy zjawiska, jakie przeczytałem i powinienem zapamiętać.
Nagle moje stopnie z matematyki i fizyki się poprawiły, i przeszedłem do klasy 10 tej gdzie mój talent wyobraźni rozkwitł. Jeżyka polskiego uczyła nas wtedy Irena Cyganowska.  Ona właśnie wzywała mnie do recenzji  z obowiązkowej lektury, zwykle tak zwanej soc-realistycznej. Wtedy to opierając się na wątku zaczerpniętym z dwóch przypadkowych stron snułem  długie  opowieści, których wątek wymyślałem na poczekaniu. Być może ze prof. Cyganowska zdawała sobie sprawę, że fantazjuję i byłą pod wrażeniem mej elokwencji, albo sama nie czytała tych samych książek które nazywaliśmy „cegłami”. Matematyki wtedy wykładał nam prof. Piotr Marszalek. O le pamiętam zadanie jakie postawił całej klasie było obliczenie pojemności  1/3 stożka o podstawie trójkątnej. O ile sobie przypominam zadanie to wykonałem  błędnie, ale dostałem czwórkę ( stopień dobry), jako że prof. Marszalek pozytywnie ocenił mój proces logicznego myślenia, mimo, że zrobiłem  błąd w „założeniu”.  Z mojej strony, moja ocena inteligencji prof. Marszałka wyraźnie wzrosła, że z takim rozumowaniem spotkałem się w życiu pierwszy raz. Miałem jednak pewien problem z fizyką, której wykładał nam młody profesor Jan Biernatek. Profesor Biernatek miał dziwną metodę nauczania opierającą się na terroryzowaniu uczniów. Wpadał do klasy i na wstępnie zapowiadał że w ciągu następnych kilkunastu minut wystawi uczniom jedenaście dwójek .  Na poddaszu budynku przy ul. Jasnogórskiej, gdzie dzisiaj mieści się szkoła muzyczna, Prof. Biernatek miał prywatne laboratorium, gdzie jakoby miał „prywatny” radar. Opowiadał wyraźne bzdury, że za pomocą tego radaru mierzy odbicie fal radarowych od powierzchni księżyca.  W czasie jednego wykładu na temat optyki soczewek, powiedział że pierwszą kamerę fotograficzna wymyślił mnich o nazwisku Obscur.  Ja wtedy  naraziłem prof. Biernatkowi, komentując, że  nazwa „Kamera Obscura”, nie pochodzi od nazwiska mnicha tylko, że jest to łacińska nazwa  „Ciemnej Skrzynki”.  Miałem kilka innych utarczek z Prof. Bernatkim, który zabrał mi kilka zdjęć mojej matki i ciotki w kostiumach kąpielowych, które pokazywałem kolegom w klasie, jako moje „dziewczyny”. Prof Biernatek  wezwał mego ojca, któremu powiedział, ze „Pański syn nie umrze śmiercią naturalną, ale go powieszą za pornografię”.   Tak czy inaczej Prof. Biernatek dał mi  z fizyki czwórkę a nie dwóję. Być może, obawiał się, że będę rozpowiadał, że wzywa moich kolegów  na wieczorowe korepetycje w jego prywatnym laboratorium ( tym z Radarem), na poddaszu budynku przy ul. Jasnogórskiej.
Pisząc o profesorach nauk ścisłych winnym wymienić tu prof. Stefana Tuza, który nauczał nas chemii. Niestety chemii niewiele się nauczyłem z powodu rebelii moich kolegów w czasie jego wykładów. Podobno prof. Tuz był więziony w niemieckim obozie koncentracyjnym, co wpłynęło na jego zachowanie i brak panowania nad słuchaczami, którzy się z niego naśmiewali. Teraz z perspektywy wielu lat widzę jak okrutni mogą być młodzi ludzie w stosunku do człowieka, którego psychika była zdruzgotana przez obóz koncentracyjny.
Tak czy inaczej już z dobrymi stopniami przeszedłem do klasy 11 . Niemniej prawie że w ostatniej chwili, przed samą maturą, omal nie zostałem wyrzucony z Liceum Traugutta, przez nowego dyrektora Liceum,  Stanisława Popińskiego.  Jak zwykle spóźniałem się do szkoły z powodów oczywistych, jako że mój umysł nie budzi się do pracy przed godzina dziesiątą. Dyr. Popiński postanowił spóźnialskich, takich jak ja, wyłapać, przez odbieranie im legitymacji szkolnych przez woźnego ustawionego rano o godzinie 8.05  przy drzwiach wejściowych.  Później skruszeni spóźnialscy musieli się stawić u dyrektora przepraszając za swoje zachowanie. Wszyscy się stawili, ale ja nie. Na dodatek, któryś z zawistnych szpiclów doniósł dyrektorowi, że powiedziałem, że czekam aż dyrektora Popiński, sam przyniesie mi legitymację. Jak się o tym dyrektor dowiedział zrobił zebranie całej szkoły i powiedział, że takich „wrogów ludu”,  jak Czekajewski, to szkoła nie potrzebuje. Spodziewałem się najgorszego, ale rozeszło się po kościach. Ktoś widocznie wytłumaczył dyrektorowi, że Czekajewski już za dwa miesiące pożegna się z Liceum Traugutta, więc nie warto robić z mej głupoty dużej afery. Do matury mnie dopuszczono, którą zdałem z dobrymi wynikami. W konsekwencji dostałem się na Politechnikę Wrocławską, która stała się następnym decydującym stopniem do mej życiowej kariery zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Wróżby z fusów na rok 2014
Ci z Państwa, którzy spodziewają się pokrzepienia i otuchy na rok 2014, niestety będą zawiedzeni. Powinni oni raczej koncentrować się na sztandarowych wypowiedziach Prezydenta i prasy amerykańskiej wedle, której trudności już mamy za sobą, bezrobocie spada, a po zwycięstwach w Iraku i Afganistanie nasi żołnierze wrócą w domowe pielesze. Oczywiście nie wypada wspominać o tych, którzy nigdy nie wrócą do pełnego zdrowia, bo odnieśli uszkodzenia mózgu na skutek wybuchów prymitywnych min przydrożnych,. Oni spełnili swe „zaszczytne” zadanie i nie powinni zaciemniać nam obrazu Szczęśliwego Nowego Roku 2014.  Dobre wiadomości także i dla tych, którzy wyczerpali już zasiłek dla bezrobotnych. Dla nich Prezydent Obama z poparciem kongresu, przedłuży im ten zasiłek, mimo ze w szeregu sklepach i restauracjach widać ogłoszenia: „ przyjmiemy chętnych do pracy”. Kto by się tam trudził i tracił czas smażąc frytki i hamburgery, kiedy jest tyle interesujących programów do oglądania na wielkim płaskim telewizorze? W międzyczasie w restauracjach na Florydzie, podają jadło młode Bułgarki a za kulisami kuchni, królują Meksykanie, z którymi trudno się dogadać po angielsku. Przepraszam tez czytelników, że moje obserwacje nie są ciągiem logicznej filozofii, a tylko migawkami, które mi przychodzą mi do głowy, po przejrzeniu artykułów w opiniotwórczych czasopismach.
Wojenko, wojenko  co żeś Ty za Pani.....?
Wojna 1939-1945 na zawsze została w mej świadomości. Dlatego tez z zainteresowaniem przeczytałem w Financial Times recenzje książki „Duty” (Obowiązek), napisanej przez Ryszarda Gates, byłego ministra wojny w rządzie G.W. Busha  a także w  pierwszej kadencji Prezydenta Obamy. Książka ta jest podobno pamiętnikiem zmagań politycznych, miedzy generałami z Pentagonu a doradcami Prezydenta w Białym Domu w sprawie rozszerzenia wojny w Iraku a następnie w Afganistanie poprzez t.zw. gwałtowne przesilenie (surge) komandosów wysłanych do  Iraku a później do Afganistanu. Wedle Gates’a generałowie domagali się wojny rozszerzenia, a Obama i jego doradcy byli temu przeciwni. W konsekwencji generałowie dostali to co chcieli, czyli „surge” ale wynik był taki jak sam przewidziałem, opłakany. Gates zgadza się na końcu książki, że Obama miał rację, czyli jakby to powiedział Lech Wałęsa, Obama był „za a także przeciw”. Cala sprawa byłaby śmieszna, gdyby za tymi wojnami nie stały tysiące ludzi zabitych i setki tysięcy rannych. Wniosek jaki można wyciągnąć z pamiętnika Gates’a, jest że Obama, niestety nie jest osobą kalibru Prezydenta Harrego Trumana, który przeciwstawił się generałowi MacArthurowi, który chciał rozszerzyć Wojnę Koreańską  na Chiny i ZSSR, a nawet uciec się do użycia bomby atomowej.
Przy okazji przyjrzyjmy się dwu generałom, którzy zasłużyli się w Iraku i Afganistanie, i którzy prawdopodobnie naciskali na Prezydenta Obamę w podejmowaniu decyzji w sposobach prowadzeniu tych dwu wojen.
Jeden z nich to generał Allen, który zrezygnował ze swych funkcji po wyjawieniu, że wysyłał lub odbierał kilkadziesiąt tysięcy niewinnych e-mailów z panią Jill Kelley, mężatką, która organizowała huczne przyjęcia dla generalicji z amerykańskiej bazy w pobliżu Tampa, Floryda. New York Times podaje, że państwo Kelley nie byli w najlepszej sytuacji finansowej i ciekawym jest skąd brali pieniądze na wystawne przyjęcia dla generalicji?
Drugim zasłużonym generałem jest David Petraeus, ktory pod koniec jego wojskowej kariery został szefem CIA. General Petraeus miał romans z panią Paula Broadwell, która pisała jego biografię. Pomijając erotyczny element w życiu zasłużonych generałów, trzeba zadać sobie pytanie jak generał Allen miał czas na planowanie strategii wojny w Afganistanie, jako zastępca szefa Sztabu Generalnego, czytając jednocześnie setki internetowych e-maili od Pani Jill Kelley? A czy generał Petraeus, jako szef CIA zdawał sobie sprawę, że Chińczycy i Sowieci,  nie mówiąc już o NSA ( National Security Agency) czytają ich listy, a FBI śledzi z kim i kiedy romansują?
Można sobie zadać pytanie, w jaki sposób ludzie tego rodzaju pokroju dochrapali się stanowisk, które decydują o wojnach, w których giną setki, jeśli nie tysiące młodych ludzi? Można by nieśmiało zapytać, czy to prawda, że US ma problem w doborze kadry politycznych, ekonomicznych i wojskowych przywódców?


Skąd pochodzą terroryści?
Jeśli już mówimy o wojnie w Afganistanie i w Afryce Północnej, to przyjrzyjmy się o co właściwie tym „terrorystom” chodzi.  Kraje takie jak Libia, są zamożne ropą naftowa. W czasie, kiedy tym krajem rządził pułkownik Kadafi, rozumiał on, że ekonomia Libii nie może polegać jedynie na ropie i dlatego wysyłał młodych ludzi do Europy a szczególnie do krajów Europy Wschodniej, w tym także i Polski w celu kształcenia w dziedzinach inżynierskich. Ci młodzi ludzie, po otrzymaniu dyplomu uważali się za lepszych, którym należy się standard życiowy, jaki obejrzeli w Europie. Niestety w Libii i podobnych Libii krajach objętych teraz t.zw. Wiosną Arabską, nie było dla nich pracy, ponieważ nie istniał w tych krajach przemysł, poza przemysłem wydobycia ropy. Ci młodzi ludzi czuli się oszukani i okradzeni przez Kadafiego i jego grupę zauszników, utrzymujących go przy władzy. Niestety dla modernizacji kraju i jego uprzemysłowienia, potrzeba nie tylko kadry inżynierskiej, ale także przemysłowców i technologii produkcyjnej, której nie da się stworzyć z dnia na dzien. Na dodatek religia mahometańska, nie jest sprzyjająca rozwojowi przemysłu.   Przy poparciu krajów zainteresowanych kontrolą ropy naftowej, obalono i uśmiercono Kadafiego, aczkolwiek wynik frustracji młodych „terrorystów” obrócił się przeciw tym, którzy im pomogli w obaleniu byłego reżymu. Dzisiaj ci sami sfrustrowani „terroryści” zabili ambasada amerykańskiego i kontrolują część dostaw gazu i ropy. Ponieważ usuniecie Kadafiego było łatwiejsze od zbudowania nowoczesnego, przemysłowego państwa, terroryści uważają, że US, Anglia i Francja okradają ich, poprzez zaniżone ceny ropy, które zapewniłyby dobrobyt całemu społeczeństwu. Niemożliwe jest im wytłumaczyć, że ceny ropy są ustalane przez wielu producentów i dochody z produkcji miejscowej w Libii nie są wystarczające dla podniesienia stopy życiowej całego narodu. Sytuacja w Libii i krajów podobnych, których przekleństwem są zasoby ropy naftowej jest, mówiąc potocznie „rozwojowa”. Ostatnie słowo nie zostało jeszcze wypowiedziane. Jedno jest pewne, ze interwencja amerykańska w tych krajach spaliła na panewce. Cokolwiek się stanie to na pewno, kraje te nie będą przyjazne Stanom Zjednoczonym.
Po angielsku mówi się „hubris”, a po polsku „zadufanie”, we własną rację i potęgę
Kiedy Stany Zjednoczone przegrały sromotnie wojnę we Wietnamie, wyglądało na to, że wyciągną z tej przegranej nauczkę na przyszłość. W między czasie w US wyrosły dwa nowe pokolenia niepamiętające wojny we Wietnamie. W konsekwencji wojny w Afganistanie, ZSSR się rozpadł i US stal się bezkonkurencyjnym hegemonem na świecie. Ta sytuacja uderzyła politykom amerykańskim, a także generałom w Pentagonie do Glowy, że teraz są w stanie zaprowadzić „demokratyczny porządek” w wielu krajach na Bliskim Wschodzie i Afganistanie. Teraz wiemy, że Amerykanie powtórzyli błąd sowiecki w Afganistanie. Kraje te mimo okropnych strat nie poddały się kontroli amerykańskiej. Teraz już wiadomo, że Irak nie jest naszym satelitą, a nasze wojska już wkrótce wycofają się z Afganistanu. Kto przejmie tam władzę? Nie wiadomo. Może będzie to Pakistan a może Chiny? A może Afganistan będzie niepodległy? Na szczęście, w ostatnim momencie Prezydent Obama nie dal się wciągnąć w kolejną wojnę w Syrii.
Przyszłość podziału władzy na świecie, zapowiada się niepokojąco. Najważniejszym naszym zagrożeniem, są Chiny, które chcą rozszerzyć swoje wpływy na Morzu Chińskim. Czy US na to im pozwoli, nie wiadomo? Sytuacja jest na tyle skomplikowana, ze Chiny i US są związane wieloma więzami ekonomicznymi. Chińczycy kupuj nasze obligacje pożyczkowe, a my z kolei kupujemy chińskie tanie produkty utrzymujące nasza wysoką stopę życiową.
Wojna miedzy obydwoma mocarstwami spowoduje zakłócenie tej równowagi.
Na zdrowy rozum wojna między US i Chinami nie ma sensu, ale nie byłby to pierwszy raz w historii, kiedy wojny wybuchały wbrew zdrowemu rozsądkowi.
W międzyczasie Chińczycy penetrują kraje afrykańskie, wykupując tam ziemię pod uprawę produktów rolnych i kopalnie wydobycia miedzi, złota i diamentów. Wygląda na to, że Chiny są w ekonomicznej ofensywie. Czy US na to zezwoli? Jak długo? Nie wiadomo. Na razie, na początku roku 2014 mamy dziwny międzynarodowy spokój. US nie dało się wciągnąć do wojny w Syrii i Iranie a sytuacja polityczna miedzy Palestyńczykami i Izraelem jest jak zwykle „rozwojowa”. Nie moje miejsce jest komentować na temat tej sytuacji, szczególnie ze jestem skłonny do krytykanctwa. W wiec do zobaczenia na stronach tego czasopisma, jak się dorobimy następnej wojny albo finansowej katastrofy, o której będzie warto pisać.
Jan Czekajewski

Ukraina w Gęstej Mgle Dezinformacji
W tym roku, w sierpniu będziemy mieli niechlubną uroczystość stulecia wybuchu Pierwszej Wojny Światowej. Przyczyną jakoby miał być zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie. Dzisiaj mądrzy historycy i stratedzy nie mogą się zgodzić, co tę wojnę spowodowało i kogo o nią winić. Dziesiątki milionów ludzi zginęło na tej wojnie i mocarstwa, które tą wojnę spowodowały, same legły w gruzach. Na gruzach Imperium Rosyjskiego powstał Związek Radziecki, Austria rozpadła się na kawałki, a Cesarstwo Pruskie Wilhelma Drugiego zastąpione zostało Niemiecką Republiką Wajmarską, która dala początek, krótkotrwałej, aczkolwiek niezwykle morderczej władzy Adolfa Hitlera.
Na zgliszczach Pierwszej Wojny Światowej powstały nowe państwa, miedzy innymi Polska.  20 lat później nowa, Druga Wojna Światowa pochłonęła jeszcze więcej istnień ludzkich niż pierwsza.  Dzisiaj Polska i Polacy mogą się cieszyć pokojem przez sześćdziesiąt lat, jeśli się odliczy kilka pierwszych lat komunistycznej władzy, która nie była z polskiego wyboru, ale nie mordowała ludzi na podobną skalę jak to miało miejsce w czasie wojen.
Pokój w Europie to przypadłość świerzbiąca.
Paradoksalnie, taki długi okres pokoju w Europie daje powody do niepokoju.
Pierwsza wojna światowa nie mogła by zaistnieć, gdyby rządy i sztaby wojskowe państw krajów biorących udział w wojnie nie miały od dawna przygotowanych planów do takiej wojny. Mam tu na myśli Imperium Niemieckie Wilhelma  II Hohenzollerna, które od dłuższego czasu planowało wojnę z Rosją. Potrzeba było zapalnika, aby ta wojna wybuchła. Takim zapalnikiem był zamach na następcę tronu Austriackiego w Sarajewie. Trudno sobie wyobrazić, aby jeden zamachowiec , który spowodował śmierć następcy tronu i jego żony człowieka, spowodował wojnę na taką skalę. W sumie 30 milionów ludzi zginęło jako żołnierze lub od chorób będących konsekwencją tej wojny.
Druga Wojna Światowa była w gruncie rzeczy kontynuacją Pierwszej Wojny Światowej.   W ciągu jej trwania zginęły 72 miliony ludzi, z tego 47 miliony cywilów.
Od tego czasu mieliśmy wiele wojen mniejszego kalibru, ale nie było konfliktu tej miary, na skalę światową.
Może powinniśmy kochać bomby atomowe?
Zaryzykowałbym twierdzenie, że Trzecia Wojna Światowa dotychczas nie wybuchła z powodu parytetu nuklearnego miedzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Bomby atomowe po obydwy stronach żelaznej kurtyny dały jasno do zrozumienia, że po takiej wojnie nie będzie ani zwycięzców, ani zwyciężonych. Nie będzie także generałów, prezydentów i doradców, gdyż jej ofiarami będą nie tylko prości żołnierze, ale cale naczalstwo, które taką wojnę wywołało.
Dzisiaj po blisko 70 latach od momentu zrzucenia bomy atomowej na Hiroszimę, mamy już trzy generacje ludzi, którzy w Europie nie zaznali wojny. Tacy ludzie są bardziej podatni na manipulacje polityków i generałów, którzy sami nie widzieli wojny. Parytet atomowy miedzy US i dzisiejszą Rosją, także zaczyna mieć inne, raczej symboliczne znaczenie. Nikt nie wierzy, że jedna ze stron zdecyduje się na użycie broni jądrowej.  Być może, że politycy i wojskowi, rozpatrują możliwość wojny konwencjonalnej, nawet z krajem wyposażonym w broń jądrową, która rozszerzy sferę ich wpływów i spowoduje poddaństwo krajów zasobnych w strategiczne materiały, jak np. ropę czy gaz.
Od momentu upadku imperium sowieckiego, kraje jemu podlegle w Europie Wschodniej i Centralnej w obawie przed powrotem imperializmu, tym razem rosyjskiego, zapisały się do NATO, która to organizacja ostatnio zaczęła mieć apetyt na dotychczas zależne od Rosji nowe kraje, miedzy innymi Ukrainę, no a może i samą Rosję, w której rządy Putina utrudniały życie niepokornym finansowym oligarchom. Widocznie pijany Jelcyn zdawał sobie sprawę, że nie ma siły ni zdrowia do zapobieżenia powszechnej grabieży mienia post-sowieckiego i oddal władze w ręce Putina. Ten z kolei przegonił byłych Komsomolców, którzy w ciągu kilku lat z bosonogich komunistów stali się miliarderami, głównie olejowymi i bankowymi . Ci, jak Putin zaczął dobierać się im do skóry albo skończyli w więzieniach, jak Chodorowski,  albo uciekli do Londynu, jak Berezowski. Konflikt z Rosją pasuje jak ulał dla tych co planują i korzystają z konfliktów zbrojnych, i zakładają, że nikt w takim konflikcie nie odważy się  użyć broni jądrowej.
Z jednej ze strony wśród państw NATO istnieje apetyt na nowe rynki zbytu a także osłabienie samej Rosji, która nagle zaczęła stawiać swoje nowe warunki, odbiegające od uległości, jaką cechowała rządy Jelcyna. Natomiast sam Putin, uważa, że Ukraina stanowi niepodzielną cześć Rosji. Na dodatek duża część przemysłu zbrojeniowego, eksportującego do Rosji, została zbudowana w okresie rządów sowieckich. Ten przemysł znajduje się właśnie na Wschodniej i Południowej Ukrainie. Obydwie strony, NATO i Rosja rozważają możliwość różnych konfrontacji dla zabezpieczenia swych interesów. Zarówno NATO jak i Rosja wolałaby rewolucyjną przemianę bez własnego otwartego udziału, ale sytuacja może wciągnąć strony do bezpośredniego konfliktu. Gorące głowy „prawicowego sektora” w Kijowie i „separatyści” w Doniecku są przygrywką do tej gry. Dodatkowo sprawę komplikuje jednak zależność państw NATO od dostawy rosyjskiego gazu i ropy naftowej, a także, ku mojemu zdumieniu zależność sil zbrojnych US od dostaw rosyjskiego sprzętu rakietowego. Jak wiadomo, astronauci amerykańscy nie mogą wrócić na ziemię, bez pomocy sowieckich rakiet, które dowożą ich i odwożą do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Na dodatek, amerykańskie wojskowe satelity szpiegowskie są wynoszone na orbitę przez rakiety wyposażone w rosyjskie silniki odrzutowe.
Jak zwykle tak ważny problem, jaki stanowi Ukraina a przez nią możliwość starcia sil NATO z Rosja, nie da się wytłumaczyć w sposób prosty. Konflikt jest złożony i wiele grup interesów są dyrygentami tej wojennej kakofonii.
Obawiam się, że może się tak stać, jak się stało z Pierwszą Wojną Światową, kiedy nikt nie chciał wojny na światową skalę, ale ona wybuchła i pogrążyła w gruzach kraje, które ją wywołały. Jedynym krajem, który na tej wojnie skorzystał to były Stany Zjednoczone no i kraje takie jak Polska, Czechosłowacja, Jugosławia, Węgry itp, które wyzwoliły się z jarzma imperialistów europejskich. Anglia i Francja, jakoby kraje zwycięskie były tak osłabione, że nie były w stanie powstrzymać imperialistycznych zapędów Hitlera i zapobiec Drugiej Wojnie Światowej.

Do trzech razy sztuka, czyli Irak, Afganistan i Ukraina
W wypadku Ukrainy, odnosi się wrażenie, że kryzys był wywołany przez zapędy pewnych kół w NATO, które szukają uzasadnienia dla swego istnienia po porażkach, jakie NATO doświadczyło w Iraku, Afganistanie i szeregu krajów arabskich. Kraje te uciekły się do walki z przeciwnikiem używając metod niekonwencjonalnych, takich jak np. amatorskie miny przydrożne wykonane z nawozów sztucznych, albo samobójcy wysadzający się  wśród NATO-owskich żołnierzy albo dyplomatów. Tacy terroryści nie noszą mundurów, które by ich odróżniały od cywilów i nie przestrzegają zasad Konwencji Genewskiej, jaka miała regulować ich zachowanie w czasie konfliktu zbrojnego. Wobec tego olbrzymie wydatki państw NATO na walkę z terrorystami są i były wyrzucone w błoto. Odnosi się wrażenie, że NATO desperacko szuka uzasadnienia dla swego istnienia.  Dla NATO kryzys na Ukrainie jakby spadł im z nieba. Zmierzenie się z Rosjanami to jest wojna z przeciwnikiem, do jakiego NATO gotowało się przez wiele lat tak zwanej „ Zimnej Wojny”. W sytuacji w której straszak wojny nuklearnej już się przeżył, istnieje pokusa spróbowania wojny konwencjonalnej. Najlepiej za pomocą samolotów-automatów, tak zwanych „dronów”, w których strona NATO-owska nie ryzykuje własnego ludzkiego życia.
Kochajmy się bracia Słowianie
Nowo, co zainstalowane władze w Kijowie, modlą się o taką wojnę, która  zapewniła by Ukrainie niezależność, albo raczej zależność (EU) bardziej atrakcyjną od Rosji Putina. Na dodatek wschodnia część Ukrainy, ta granicząca z Rosją produkuje olbrzymią część eksportu całego kraju, wiec podział Ukrainy nie jest do zaakceptowania dla biedniejszej, zachodniej części Ukrainy ze stolicą w Kijowie.
Natomiast Rosja została zapędzona przez „Zachód” w kozi róg. Przejecie całej Ukrainy przez EU a także NATO, znaczyłoby olbrzymie osłabienie Rosji zarówno strategicznie jak i ekonomicznie.
Duża część przemysłu we Wschodniej Ukrainie została zbudowana przez władze sowieckie i utrata tego przemysłu, szczególnie zbrojeniowego poważnie osłabi Rosję.
Putin obawia się, że przesunięciu granic NATO w okolice bliskie Moskwy, spowoduje dalsze żądania US i UE co do warunków eksploatacji minerałów i ropy naftowej w samej Rosji i dalekiej Syberii. Rosja, jako taka nie jest krajem monolitycznym. Ciągle składa się z szeregu okręgów i grup ludności, które mówią innym niż rosyjski językiem. Rosja jest sama w sobie „Federacją”, jak wskazuje sama nazwa kraju; Rosyjska Federacyjna Republika.
Oczywiście obawę przed wojną z Rosją maja strefy handlowe i przemysłowe Unii Europejskiej. Obawa przed utrata dostaw rosyjskiego gazu i zerwanie kontraktów, może wywołać kryzys ekonomiczny szczególnie w Niemczech, nie mówiąc już o Polsce, Czechach, Słowacji, Finlandii itp. W sumie kraje europejskie korzystają z dostaw gazu rosyjskiego w  około  25%. a kraje Europy Centralnej w 90% do 100%
Nie wiadomo, kto przeważy w decyzji zaostrzenia konfliktu i doprowadzenia do starcia zbrojnego. Czy przeważą militarystyczne i neokonserwatywne polityczne elity, czy zimne kalkulacji przemysłowców, którzy opowiadają się za pokojem? Putin nie ma wyboru. Na aneksje całej Ukrainy do EU i NATO nie może się zgodzić. Jedynym dla niego wyjściem jest „odbicie” rosyjskojęzycznej, wschodniej Ukrainy i przyłączenie jej do Rosji, albo „federalizacja” Ukrainy z zapewnieniem jej przyjaznego Rosji rządu. Czy NATO, czyli US, na to przystanie, trudno powiedzieć? Najbliższe dni albo miesiące dadzą odpowiedź na te pytanie.
Chińczycy trzymają się mocno
Mnie, jako politycznemu ignorancie, narzuca się obawa, że osłabienie Rosji może być na rękę Chinom, które spokojnie przykładają się amerykańskim wojnom w Afryce Północnej, Afganistanie a teraz zakusom NATO na Ukrainę. Przeludnione Chiny łakomie patrzą na graniczącą z nimi Syberie, gdzie i tak nielegalna chińska imigracja zaczyna odgrywać coraz większą rolę, wypierając etnicznych Rosjan. Rosnące ambicje Chińskie w rozszerzeniu kontroli nad wodami Południowego Morza Chińskiego i rosnący konflikt z Japonią o małe skaliste wysepki jest próbą sił miedzy US a Chinami na tamtym terenie. Obawiam się, że US ma skrzywiony strategiczny punkt widzenia i większy niż Ukraina orzech do zgryzienia.
Jan Czekajewski
Upojny Urok Globalizacji
Wigilia. Dzwoni telefon. To dobry znajomy Stefan, dzwoni z Nowego Yorku.    Przyjechał do USA  z Polski w okresie przemian „solidarnościowych” . Inżynier elektryk. Dzisiaj, można by powiedzieć, model Amerykanina, z wyjątkiem przekonań religijnych, bo w niedzielę zaobserwowano go, na klęczkach,  w katolickim kościele. Zawsze był za rządem i za każdą amerykańską wojną, głównie dlatego  bo nie miał synów w wieku poborowym, a  sam był już za stary na komandosa (Marines) . W każde święto narodowe flagę amerykańską wywieszał. Nigdy go z pracy nie wyrzucano, chyba ze firma plajtowała, co zdarzało się ostatnio nieco częściej. Ma od lat obywatelstwo amerykańskie. Mieszka w okolicy Nowego Yorku. Co słychać? Jak leci? –zapytałem. Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia!  Niestety nie mogę się cieszyć, bo zwolnili mnie z pracy, powiedział Stefan. Dlaczego?  Czy twoja  firma plajtuje? Nie. Nie plajtuje ale, zarząd w Belgii stwierdził, że produkcja w Chinach  będzie tańsza. Nie mogę narzekać, bo dali mi dobra odprawę, ale ze znalezieniem innej pracy będzie mi tym razem trudno. Mam już 60 lat. Wiele fabryk w mojej okolicy zlikwidowano. Przez ostatnie dwa lata wysyłano mnie do Chin, abym uczył Chińczyków naszej  produkcji. Nawet byli pojętni.  Nauczyli się szybciej niż się spodziewałem. Byłem z nich dumny. Teraz nie wiem co z sobą zrobić, bo czuję się w pełni sil i chciałbym jeszcze popracować i być przydatny. Problem  ma także  moja żona, Gienia.   Jest o 10 lat młodsza ode mnie i pracuje jako księgowa w wielkiej firmie.  Dobrze zarabia, ale ostatnio wysłali ja do Indii, aby nauczyła Hindusów jak prowadzić amerykańską księgowość. Już zwolnili z jej firmy trzy tysiące ludzi i nie wiadomo jak długo Gienia będzie pracować, jeśli  cały wydział księgowości przeniosą do Indii. Problem jest z jej ubezpieczeniem na zdrowie.  Bo ja za pięć lat  będę miał ubezpieczenie państwowe (Medicare), bo mam już 60 lat, ale ona będzie musiała czekać następne  dziesięć. Na prywatne ubezpieczenie nie będzie nas stać. Na szczęście dom mamy spłacony, ale nie będziemy go mogli utrzymać. Podatek od nieruchomości , ogrzewania i elektryczności nas dobijają.  Czy starczy nam na benzynę, wątpliwe, bo mieszkamy daleko za miastem i do sklepu trzeba jechać samochodem.  Stefan, zapytałem,  czy dyrekcja firmy nie była w stanie utrzymać  produkcji w Ameryce? Przecież twoja firma była dochodowa. Dyrekcja nie jest już w Ameryce, powiedział Stefan. Moja mała firma, zatrudniająca 250 pracowników,  w ciągu kilku lat kilkakrotnie zmieniła właścicieli. Konsolidacja, wtedy nam tłumaczono.  W tej chwili dyrekcja jest  w Belgii. Oni nawet nie przyjechali zobaczyć co produkujemy. Decyzja przeniesienie produkcji do Chin zapadła w ich księgowości.  Tam w Shenzen, koło Hong-Kongu, Belgowie zbudowali nową wielką fabrykę.  My ,Amerykanie nie mieliśmy nic do gadania.
 Przykro mi Stefan powiedziałem, ale ty jesteś jedna z wielu ofiar GLOBALIZACJI. Globalizacja nie zaczęła się od wczoraj. Już po drugiej wojnie światowej powstało porozumienie zwane GATT (General Agreement of Trade and Tariffs) , które ostatnio, bo w roku 1995, przekształcono w  WTO ( World Trade Organization). Ja jeszcze pamiętam poparcie jakie dla GATT-u wyrażał Prezydent John Kennedy. Ameryka wtedy była potęgą przemysłową, której nikt się nie równał. Za jednego amerykańskiego  dolara dostawało się wtedy cztery zachodnio-niemieckie  marki. Dosłownie za grosze można było kupować europejskie produkty, a nawet cale przemysły.  Dzisiaj sytuacja się zmieniła. Jeden dolar dzisiaj pozwala zakupić tylko 0.75 Euro. Założeniem poparcia dla GATT było umożliwienie exportu amerykańskich produktów i kapitału. Wtedy  nikt nie przypuszczał, że wraz z eksportem kapitału  wystąpi także export miejsc  pracy i wzrost bezrobocia. Parafrazując przysłowie, można by powiedzieć, że Amerykanin strzela a Bóg kule nosi.  Jeszcze niedawno, cztery  lata temu pisano szeroko  o amerykańskiej post –przemysłowej ekonomii, opartej na wysoko wykwalifikowanej sile roboczej  składającej się z naukowców i bankowców. Prosta praca pracowników w branży wytwórczej zostanie przeniesiona do krajów azjatyckich . My, intelektualnie lepiej przygotowani, prawie ze namaszczeni przez Boga , zajmiemy się kontrolą płodów wypracowanych przez poślednich pracowników innej rasy.  Pod wpływem tego rodzaju „ideologów”, głownie ze strony bankowej,  kolejni Prezydenci jak i Izby Ustawodawcze  uwierzyli i w tą  bzdurę i jej przyklasnęli.  Związki zawodowe także do emigracji miejsc pracy się przyczyniły, wymuszając wysokie place nie współmierne z wydajnością.
Teraz okazuje się że nie tylko prosta praca została wyeksportowana, ale także miejsca pracy dla  niepotrzebnych już inżynierów, jak mój znajomy Stefan.   Wszystko to pogłębia amerykańską zapaść przemysłową i rosnące bezrobocie., nie wspominając o dwu  zasadniczo przegranych wojnach w Iraku i Afganistanie. Ci którzy te wojny zmontowali, ukrywają się dzisiaj  po różnych „ pojemnikach myślicieli” , zwanych w Ameryce jako „ Think Tanks”,  licząc na to, że mogą być jeszcze w przyszłości potrzebni.    Ktoś mógłby mi zarzucić, że się mylę, gdyż  przebrzydły Sadam Husein już zawisł w Iraku na szubienicy, a w Afganistanie idzie na lepsze. Nawet zaczęłyśmy już rozmawiać z naszymi wrogami-Talibami o możliwości wspólnego zarządu Afganistanem.  Zgoda. Wojny być może militarnie zostały wygrane, ale jak wspomniał kiedyś General Chuck Hagel, ostatnio proponowany na Ministra Obrony, nie widać tańców radości na ulicach Bagdadu (i Kabulu).  A oto nam przecież chodziło. O demokrację na wzór amerykański, czyli dwupartyjną.  No, a jeśli to nie jest możliwe, to przynajmniej o wdzięczność za wyzwolenie, którego u wyzwolonych narodów jakoś nie widać.
Demokracja na Bliskim Wschodzie jak widzimy rozwija się zgodnie z moimi przepowiedniami, czyli, pasuje do nich jak  siodło do krowy. Natomiast post-przemysłowa amerykańska  ekonomia świetnie się rozwija  przynosząc spodziewane wyniki, których ofiara padł mój , post-przemysłowy znajomy, Stefan.
Jedyną nadzieją, a raczej rewanżem  dla Stefana jest, że niedługo resztki post przemysłowej ekonomii przeniosą się z Wall Street  do banków w Hong-Kongu, Szanghaju  czy w Singapurze, a w kolejkach o zasiłki dla bezrobotnych staną, ramie przy ramieniu ze Stefanem,  analitycy i maklerzy  z Wall Street.        A wraz z nimi  wszyscy ci , którzy tą ekonomię wymyślili.  
Dr.inz. Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
Jan Czekajewski
Dlaczego „separatyści” wygrają na Ukrainie
 9 września 2014 na przedniej stronie dziennika The New York Times ze wzruszeniem  zobaczyłem zdjęcie kilkuletniej  dziewczynki  w trumience. Dziewczynka  jak i jej braciszek zostali zabici  w czasie ostrzału artyleryjskiego w pobliżu Maripolu na Wschodniej Ukrainie. To zdjęcie wyraźnie wskazuje, że ostrzał artyleryjski, jaki od kilku miesięcy przeprowadzała armia ukraińska w miastach Doniecku i Lugańsku powodując wielkie straty ludności cywilnej, przypieczętował raz na zawsze podział Ukrainy. Nawet, gdyby wojsko ukraińskie pokonało separatystów, to wygnanie z domów  miliona ludzi, którzy nie mają związku z separatystami, poza wspólnym rosyjskim językiem, zadecyduje teraz i w przyszłości, że rząd w Kijowie nie będzie miał poparcia ludności we Wschodniej Ukrainie.
Polityka polegająca na wojskowym zwycięstwie nigdy nie prowadzi do asymilacji podbitej ludności, szczególnie, jeśli w pobliżu znajduje się granica Rosji, która w takim wypadku dla mieszkańców Donbasu i Luganska wygląda na kraj lepszy niż ten z rządem w Kijowie.
Prasa polska, amerykańska a także Unii Europejskiej do znudzenia powtarza przestępstwa Rosji, która pogwałca europejski system nienaruszalnych granic. Granice każdego kraju, a szczególnie Ukrainy zostały wyznaczone, bez zgody ludzi Ukrainę zamieszkujących. Stalin i Lenin nakreślili  granice Ukrainy jako granice Socjalistycznej Republiki ZSSR. Kruszczow podarował Ukrainie zamieszkały przez Rosjan, a przedtem Tatarów, Krym. Polskie kiedyś ziemie wschodnie, a szczególnie Lwów przypadł Ukrainie z łaski Stalina za zgodą Churchilla I Roosevelt ’a.  Polacy ze Wschodu zostali przesiedlenie na ziemie zamieszkałe kiedyś przez Niemców.  Niemcy z Prus Wschodnich i Dolnego Śląska   z kolei zostali przesiedleni do Niemiec Centralnych i Zachodnich.  Bałamucenie, że granice są nienaruszalne i warte morderstw na ludności cywilnej jakoś mnie nie przekonuje. W tej aferze w którą wciągnęła Ukrainę agresywna grupa amerykańskich polityków, a może także amerykańskiej oligarchii z neo-konserwatystami na czele,  los przeciętnych  ludzi Ukrainę zamieszkującymi nie był brany pod uwagę.
 Nowomowa
Kidy po 10 latach w końcu uwierzyłem, że już zwyciężyliśmy i wprowadziliśmy demokrację w Iraku, Libii i Afganistanie, nagle Putin wyskoczył z aneksją Krymu i zaczął mieszać we Wschodniej Ukrainie. Jakby tego było za mało, nagle dowiedziałem się, ze mamy jeszcze innego wroga, o którym jakoby nikt nie wiedział, a jest nim Islamski Kalifat, czy też ISIS. Czytając amerykańskie gazety, takie jak New york Times i brytyjski Financial Times dostaję zawrotu głowy z powodu terminologii używanej w tej renomowanej, opinię kształtującej prasie. Kiedyś w młodych latach, życie w PRLu było dla mnie łatwiejsze. Rano otwierało się Trybunę Ludu i już było wiadomo, kto to wróg a kto przyjaciel, przynajmniej na dzień dzisiejszy. Dzisiaj, niestety trzeba dobrze pogłówkować, aby się domyśleć o co właściwie chodzi aby być „politycznie poprawnym”. Kiedyś w PRL-u mówiło się o „Obozie Pokoju”, a dziej w USA mówi się o „Krajach Demokratycznych”. Kiedyś w Afryce trwały „Wojny Wyzwoleńcze” z kolonistami a dzisiaj trwają wojny obalające skorumpowanych dyktatorów. Nie wiem, dlaczego ale najbardziej mnie boli głowa z powodu Ukrainy i Putina. Chciałbym zająć jednoznaczne stanowisko i przyłączyć się dwupartyjnej polskiej koalicji PiS-u i Platformy Obywatelskiej popieranej przez NATO, a z drugiej strony jakoś mnie mierzwi, że podobno prezydent i premier Ukrainy chwalą tradycje UPA i Bandery, a ochotnicze odziały atakujące „separatystów” maja insygnia przypominająca hitlerowską swastykę. W polskiej prasie i TV porównuje się Putina do Hitlera, ale unika się wzmianek o morderstwach Polaków przez  oddziały UPA na Wołyniu i w służbie niemieckiej w czasie Powstania Warszawskiego. Jeden z moich kolegów z okresu studiów, dzisiaj wspomina, że życie zawdzięcza Stalinowi, który jego rodzinę wywiózł do Kazachstanu. Po powrocie na Wołyń w roku 1945  większość polskich rodzin, które uniknęły wysiedlenia na Syberię czy do Kazachstanu, zostało zamordowanych przez Ukraińców.
Polska Rusofobia
Polacy wyraźnie cierpią na kompleks, “ostatniego wroga”. Ponieważ od czasu II Wojny Światowej minęło już ponad 70 lat w międzyczasie wyrosły w Polsce trzy pokolenia ludzi, którzy zbrodni hitlerowskich Niemiec nie pamiętają. Niewiele też wiedzą o zbrodniach Ukraińców współpracujących z Hitlerowcami, jak np ukraińskiej dywizji SS Galizien.   Ponadto wejście Polski do Unii Europejskiej jak i otwarcie rynku pracy w Niemczech spowodowało dużą emigrację Polaków do Niemiec w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. W samych Niemczech stosunek do Polakowi tez się poprawił, jako że Niemcy maja teraz do czynienia z napływem emigrantów z Turcji i Bliskiego Wschodu, którzy są większym problemem dla Niemców niż łatwo asymilujący się Polacy.
Polacy także identyfikują Sowietów z Rosjanami. Trzeba pamiętać, że Polską PRLu,  Rosją jak i całym tak zwanym „Obozem Pokoju” rządzili nie Rosjanie tylko banda opryszków zwana „Sowietami”. Na jej czele nie stał Rosjanin, tylko Gruzin o nazwisku Stalin. W ciągu rządów komunistycznych w ZSSR większość ludzi zamordowanych przez sowietów nie byli Polacy tylko Rosjanie. Także Polacy winni pamiętać, że na czele rządów sowieckich po rewolucji 1917 roku nie stali etniczni Rosjanie, ale zbieranina mniejszości narodowych wśród których niechlubnie zapisał się Polak, Feliks  Dzierżyński, twórca tajnej policji CZEKA, który uczęszczał do tego samego gimnazjum w Wilnie jak Józef Piłsudski. Inni, jak na przykład Beria  był Gruzinem, Lew Trocki (Bronsztejn)  pochodził z zamożnej żydowskiej rosyjskiej rodziny. Niestety wielu Żydów sympatyzowało z ruchem rewolucyjnym, jako ze oficjalnie rządy Caratu były antysemickie i Żydzi mieli zakaz osiedlania się w Rosji właściwej z wyjątkiem wydzielonego obszaru na zachodzie Rosyjskiego Imperium w skład którego wchodziły ziemie polskie, białoruskie i ukraińskie. Żydzi, a właściwie ludzie pochodzenia żydowskiego, którzy zaparli się religii żydowskiej uważali się za marksistowskich internacjonalistów mieli uzasadnioną nienawiść do  Caratu. Oni to, przez jakiś czas, stanowili większość kadry rządzącej po rewolucji 1917r. Po emigracji Trockiego, władze przejął Stalin i wpływy żydowskich internacjonalistów w kierownictwie zmalały. Pod koniec życia Stalin planował pogrom antysemicki, pod pretekstem tzw. spisku żydowskich lekarzy na jego życie.
.
Ukraina. Początek Konfliktu Separatystycznego
Konflikt na Ukrainie nie jest konfliktem lokalnym. W wywołaniu tego konfliktu pracowały nasze, czyli „zachodnie” służby specjalne. Oczywiście wykorzystano zróżnicowanie narodowościowe miedzy Ukrainą Zachodnią i Wschodnią, jako że Ukraina jako państwo jest zlepkiem dwu narodowości, Ukraińców „właściwych” którzy zamieszkują tereny kiedyś polskie, później   Austro-Węgier  i Rosjan, którzy zamieszkują wschód Ukrainy. 
 Po obaleniu rządów Janukiewicza w czasie tak zwanej rewolucji na Majdanie, nowy rząd ukraiński  wydal zarządzenie zabraniające używania języka rosyjskiego w całej Ukrainie. To spowodowało rewolucje w okręgach takich jak Krym, Donieck i Luhansk,  gdzie mieszkańcy posługują się językiem rosyjskim i języka ukraińskiego nie znają. Kilka lat temu bylem na Ukrainie, gdzie nasza przewodniczka w Odessie narzekała, że miejscowa ludność ma kłopoty z zarządzeniem, które wymaga by uczniowie i studenci posługiwali się wyłącznie językiem ukraińskim. Problem był w tym, że na uniwersytetach w Odessie nie było naukowych książek w języku ukraińskim.  To jak przypuszczam było zarzewiem dzisiejszego konfliktu, który z biernego przeszedł w czynny z wzajemnym mordowaniem się stron.

Ukraina w Finansowych Kłopotach

Wedle premiera Jaseniuka, Ukraina wymaga 35 bilonów dolarów dla pokrycia wydatków w ciągu najbliższych dwu lat. Nowy rząd miał nadzieję, że Unia Europejska i być może US, poprą Ukrainę finansowo. Niestety, jak podaje prasa, skierowano Ukrainę do IMF (International Monetarny Fund) , który postawił twarde warunki. Ukraina musi podnieść cenę gazu dla konsumentów, trzy czy cztery razy aby zbalansować swój budżet. Nie wyobrażam sobie, aby przeciętny ukraiński użytkownik był w stanie zapłacić taką wysoką cenę. Znaczy to, że Rosja subsydiowała uprzednio Ukrainę przez niską cenę gazu.  W sumie cala Europa i Stany Zjednoczone zarzucają Rosji imperialne ambicje w sprawie Ukrainy, ale nikt nie chce podpisać weksla pokrywającego ukraińskie długi.
A może Polska pomoże? „Pomóżcie towarzysze”, apelował kiedyś do Polaków pierwszy sekretarz PZPR-Gierek. Wtedy jednak chodziło o Polskę PRL-u, a nie o Ukrainę.

Kto w konflikcie na Ukrainie ma interes?

Na pozór jest to wojna domowa miedzy Ukraińcami z Zachodniej Ukrainy i Ukraińskimi „separatystami” posługującymi się językiem rosyjskim. Powszechnie jest wiadomo, że Rosja wydatnie pomaga Ukraińskim separatystom, a tak zw. Zachód pomaga Ukraińskim nacjonalistom z Zachodu, którzy s kolei są wspomagani przez Unię Europejska, NATO a właściwie Stany Zjednoczony. Nie łudźmy się, że jest to wojna domowa miedzy samymi Ukraińcami. Jest to wojna przez pośredników między Stanami Zjednoczonymi i Rosją.  Ukraińcy są tylko tak zwanym mięsem armatnim. Ktoś powiedział, że Stany Zjednoczone będą walczyć z Rosją do ostatniego Ukraińca.   Dlaczego Stany Zjednoczone wplątały się w tą wojnę można tylko podejrzewać? Jak zwykle, w polityce nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jako że silą napędową w tej wojnie stanowią różne grupy interesu. Być może, że chodzi o osłabienie Rosji i zmianę systemu rządowego na taki jaki był za byłego prezydenta, Jelcyna, który był    osaczony przez rodzimych i „zachodnich” oligarchów? Może chodzi o zagarniecie olbrzymich zasobów naturalnych Rosji? Może Rosja stanowi zagrożenie dla międzynarodowego systemu walutowego opartego na dolarze? Może zależność Europy od rosyjskiego gazu jest czynnikiem irytującym dla „globalnych polityków? Może NATO wymaga nowego wroga w celu uzasadnienia swojej egzystencji?. Może przemysł zbrojeniowy widzi w wojnie na Ukrainie nowe źródło dochodów? A może wszystkie te czynniki naraz?

No a jaki interes ma sama Rosja reprezentowana prze Putina?                   
Opowiadanie, ze Putin marzy o odbudowie Związku Radzieckiego, być może jest Putina mrzonką, a nie celem jego realnej polityki? Być może, że wyjątek stanowi Ukraina, którą Putin jak i chyba większość Rosjan uważa za pobratymców, jako że Rosja wzięła swój początek z Rusi Kijowskiej? Przejecie Ukrainy przez NATO, które wydaje się tylko kwestią czasu, powoduje realne  zagrożenie dla Moskwy odleglej zaledwie o kilkaset kilometrów od granicy z Ukrainą.  Wypadki na Ukrainie spowodowały zbliżenie Rosji do Chin jako wielkiego rynku dla Rosyjskiego gazu i ropy naftowej. Także przyspieszyły budowę tak zwanego bloku BRICS w skład którego wchodzi Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Afryka Południowa. Ten związek ma zamiar obalić rolę dolara jako waluty rezerwowej. Tak czy inaczej wypadki na Ukrainie spowodują wielkie zmiany w polityce i handlu z Rosją no i kłopoty w Europie z powodu odcięcia dostaw rosyjskiego gazu dla Ukrainy, a może dla całej Europy.
W sumie sytuacja jest groźna, ale nie beznadziejna albo odwrotnie beznadziejna, ale nie groźna. Na szczęście Ameryka nie spieszy się z wysłaniem własnych żołnierzy na pomoc Ukrainie, licząc może ze Litwa i Polska ich w tym zastąpi. Amaryka ma własne  niekończące się problemy  we właśnie „zdemokratyzowanych” krajach arabskich, Iraku, Syrii i Libii a nawet Afganistanie. Tam właśnie islamscy terroryści zaczęli podrzynać gardła Amerykanom, co jest dla większości Amerykanów godne potępienia. Ukraina musi poczekać na lepsza atmosferę, jako że Ameryce trudno jest walczyć jednocześnie na kilku frontach. Jakoś nie widać, aby Amerykanie zaprotestowali na obcięcie rosyjskiego gazu dla Polski, która z kolei wysyłała gaz na pomoc bratniej Ukrainie, która nie może kupić ruskiego gazu bo nie ma pieniędzy. Ciekawe czy ten „polski” gaz dla Ukrainy by za dolary czy też na piękne polskie słowo, „dziękuję”?

No a co ma z tego Polska?
A no figę. Podobnie jak z Iraku, który wyzwolony z polską pomocą  miał podobno obdarzyć Polskę olejowymi kontraktami.
No, ale to nie pierwszy raz w historii Polacy dali się wystawić na dudka. Podobnie było z Napoleonem, który wysłał Polaków aby tłumili powstanie niewolników w Dominikanie, albo Hiszpanów pod Sarasierą..
Śledząc polską prasę odnoszę wrażenie, że Polacy zawsze szukają jakiegoś możnego pana, którego rękę lub buty będą całować. Tak było z polskimi „przedwojennymi” komunistami, których potem Stalin wymordował tak jest teraz z hołdowaniem Ameryce, której na Polsce niewiele zależy. Amerykańskie wizy dla Polaków są tego dowodem.  Co więcej satrapa moskiewski zawsze lubił uniżoność i pokorę, natomiast Amerykanie gardzą pochlebcami.
Musze tutaj przyznać rację, polskiemu ministrowi spraw zagranicznych, który się wypowiedział w tajnym nagraniu jego prywatnej  rozmowy, że stosunki Polsko- Amerykańskie  są dla Polski wadliwe, czy wręcz szkodliwe. Przypuszczam, że po ogłoszeniu tej wypowiedzi, Radek Sikorski musiał się długo tłumaczyć przed własną żoną, Amerykanką, znaną korespondentką dziennika Washington Post.

No a jak nam się żyje w Ameryce?
Ano dobrze. Niektórym doskonale. Płaskie telewizory można już kupić za $200.- Jedzenie jest dwa razy tańsze niż na przykład w  Szwecji. Mieszkamy w dużych domach, których Europejczycy mogą nam pozazdrościć. Co prawda bezrobocie jest duże, realnie chyba 25%, ale biedacy (15 % populacji) dostają zapomogi w postaci bonów żywnościowych. 21% Amerykanów jest na tak zwanym programie Medicaid ,co oznacza, że wszystkie zabiegi medyczne, szpitale i domy opieki są dla nich wolne od opłat. W niektórych stanach, np. Nowy York procent populacji objętej programem  Medicaid is 29%.  Budżet w handlu zagranicznym jest ujemny, to znaczy kupujemy od 30 lat więcej niż sprzedajemy. Benzyna jest o połowę  tańsza niż w Europie Zachodniej.
Przemysł wojskowy pracuje pełną parą. Budżet wojskowy wynosi około jeden  trylion dolarów. Kongres zapewnił biliony dolarów pomocy dla jakoby „przyjaznych” arabskich rewolucjonistów w Syrii, która bombardujemy bez zezwolenia wrogiego nam, a przyjaznego Moskwie i Iranowi satrapie Assadowi. Długi pokrywamy przez drukowanie pieniędzy w postaci obligacji pożyczkowych, które ostatnio sami skupujemy. Jak długo taka Nirwana potrwa, nie wiadomo. Poinformowani z różnych amerykańskich agencji wywiadowczych  podają, że dobre czasy będą jeszcze trwały 15 lat. A co będzie potem? Niech, kto inny się martwi. Nasz prezydent widocznie się ciągle martwi, bo biedak bardzo się postarzał i obawiam się czy dociągnie do końca kadencji.
                                                           
No a co nowego na Ukrainie?

Dzisiaj, pierwszego października 2014, jest jak po staremu. W Kijowie tysiąc ludzi gromadzi się ponownie na Majdanie, domagając sie przyłączenia do Unii Europejskiej. Prezydent Ukrainy, Król Czekoladek, podobnie jak ten, którego kilka miesięcy temu wygnali, chce negocjować z Rosją obawiając się, że Rosja zakręci kurek gazowy. Premier chce obalić Prezydenta, bo jest za Ukrainą w EU.
W Donietsku ukraińska  artyleria strzela cenie do szkół zabijając 9 cywili i raniąc 30. Na szczęście nie dzieci.
Tyle na dzisiaj. Zobaczymy co zdarzy sie jutro.

Jak zostałem szpiegiem
Obserwując sukcesy takich autorów jak Jack Fleming, który na podstawie swoich doświadczeń, jako agenta brytyjskiego wywiadu, napisał scenariusze do filmów z James Bondem, agentem 007, postanowiłem dzisiaj sięgnąć do tego samego tematu. Aczkolwiek nigdy oficjalnie żadnym agentem, żadnego wywiadu nie byłem, ale inne wywiady, PRL-owski, Amerykański i kto wie jeszcze, jaki, za niebezpiecznego agenta mnie uważali. Wszystko zaczęło się z powodu mojego zaciekawienia życiem na “Zachodzie” i patriotycznym powrotem do Polski, ze Szwecji, w roku 1961 wbrew przekonaniom UB ( Urzędu Bezpieczeństwa), że do PRL wracają jedynie agenci kapitalizmu z zadaniem rozbicia przodującego socjalistycznego systemu.
Z dokumentów otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) dowiaduje się, że uważano mnie wtedy za agenta brytyjskiego, który wrócił do Polski aby przekazać jakieś tajne informacje swym mocodawcom na “zachodzie”.   Kilka lat później, już w Ameryce, śledzono mnie, jako sowieckiego agenta, którego zadaniem jest przesyłka strategicznie ważnych “super komputerów” do ZSSR. Była to sprawa tragi- komiczna, gdyż mój super komputer tylko z nazwy nazywał się „super” , a w rzeczywistości był to podły klon IBM-PC robiony na Taiwanie i kosztujący $400.- Dzisiaj mogę się z tego tylko śmiać, ale wtedy takie śledztwa, zarówno w PRL-u, jak i w USA mogły się skończyć więzieniem. Nic wiec dziwnego, że na podstawie własnych doświadczeń z różnymi służbami bezpieczeństwa, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, podejrzewam, że nadmiernie rozbudowane organizacje bezpieczeństwa,  zaczynają żyć własnym biurokratycznym życiem, zatrudniając coraz więcej przeciętnych ludzi, którzy chcąc utrzymać się na stanowisku będą tworzyli sztucznych szpiegów lub terrorystów. Szkoda dla społeczeństwa z ich działalności jest większa niż korzyści.
 Wniosek, jaki wyciągnąłem z mych niefortunnych przygód z organami bezpieczeństwa, jest natury ogólnej. W obu wypadkach organa te, jeśli rozrosną się do wielkich wymiarów, to naturą rzeczy jest, że z braku rzeczywistych obiektów do unicestwienia (szpiegów, terrorystów itp.) będą takich “nikczemników” tworzyć, bądź przez prowokacje, bądź bledną interpretację znaczenia naklejki „Super” na marnym komputerze z Taiwanu. Organa te podlegają tym samym prawom wielkich biurokratycznych organizacji, których celem jest ich dalszy rozrost, zwiększenie zatrudniania znajomków i pociotków  oraz, przede wszystkim, zwiększony budżet.  W totalitarnych systemach, sowieckim I hitlerowskim, Gestapo i NKVD były instytucjami nadrzędnymi. Ich celem było zastraszenie całego społeczeństwa i wykorzystanie go, jako narzędzia zbiorowego mordu. W świecie “zachodnim”, organizacje te, jak Narodowa Agencja Bezpieczeństwa i jej podobne, ciągle zabiegają o fundusze zatwierdzone przez rząd. Z bieżących informacji dostępnych w amerykańskiej prasie i TV odnosi się wrażenie, że te tajne organizacje wymykają się spod kontroli rządu.  W amerykańskim społeczeństwie zaczyna rosnąć obawa, ze został przekroczony środek ciężkości i celem tych organizacji stanie się bardziej kontrolowanie własnego społeczeństwa a mniej znajdowanie zewnętrznych i wewnętrznych wrogów.
Stało się to dla mnie jasnym, kiedy udałem się do fryzjera.  Tenże człowiek, bez prowokacji, zaczął rozmowę zbulwersowany, że tajne służby podsłuchują jego rozmowy telefoniczne. Musiałem ukryć śmiech, gdyż jedynymi rozmowami, jakie mój fryzjer przeprowadzał, były rezerwacja klientów na golenie i strzyżenia. Niemniej jednak obawy fryzjera, miały dla mnie i dla „rządu” wielkie znaczenie. Tak długo jak o podsłuchach wie niewielka grupa technokratów i dziennikarzy, no i oczywiście wszystkie wywiady świata, łącznie z rosyjskim i chińskim, amerykańskie tajne organizacje nie mają czego się bać. Jeśli jednak miliony fryzjerów i kelnerek przestanie używać Googl’a i Face Book to już stanowi zagrożenie dla państwa. Co gorzej spanikowani senatorowie mogą nie zatwierdzić następnych miliardów dolarów na kontrakty z prywatnymi tajnymi firmami konsultacyjnymi. Wtedy , tak jak mówili marksiści, „ilość zaczyna przechodzić w jakość (finansową)”.  Takie, niewinne gadanie o podsłuchach, zaczyna nabierać rumieńców zdrady narodowej.  Pytanie jest, na czym się to skończy? 
Jak podaje prasa ilość pracowników “wywiadu” w USA, dopuszczonych do najbardziej tajnych informacji wynosi, wedle New York Times, 854 tysięcy. Naiwnym jest sadzić, ze wśród tej armii ludzi nie znajdą się tacy, którzy informacje o naszym komputerowym szpiegowaniu nie przekażą naszym wrogom, albo jak Mr. Edward Snowden amerykańskiej i brytyjskiej prasie z powodów idealistycznych. Dziewiątego czerwca 2013, New York Times podaje, że NSA (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa) buduje w stanie Utah pomieszczenia o wielkości około 100,000 metrów  kwadratowych dla pomieszczenia super komputerów i personelu dla analizy danych, zebranych ze światowych środków komunikacji elektronicznej. Przy programie tak monstrualnym jak NSA, tajemnicy nie sposób uchronić.
W świetle rewelacji o potężnej amerykańskiej maszynie do zbierania informacji o zakresie globalnym, szereg innych reportaży i narzekań rządowych, że Chińczycy szpiegują nas przez Internet i wykradają tajne informacje wojskowe i przemysłowe, zakrawa na farsę.  Okazuje się, że wszyscy wszystkich szpiegują i Ameryka nie ma moralnego prawa, jakie sobie uzurpuje, krytykowania Chińczyków.
W międzyczasie, obejrzałem amerykański film dokumentarny „Detropia” (dostępny na Netflix), obrazujący upadek przemysłu motoryzacyjnego i samego miasta, Detroit, kiedyś centrum przemysłu motoryzacyjnego na świecie.  Na filmie tym pokazano dwa samochody elektryczne wystawiana na wystawie przemysłu motoryzacyjnego, jeden budowany przez  GM, w cenie $40,000, a drugi Chiński,  w cenie około $20,000. Należy pamiętać, że GM został uratowany od bankructwa przez amerykański rząd, czyli podatników.  W tymże filmie powiedziano, że w czasie ubiegłej dekady 50 tysięcy amerykańskich firm zamknęło produkcję w US i przeniosło się do Chin i Meksyku. Pracę straciło 6 milionów amerykańskich pracowników. Czyżby rozwój naszych agencji wywiadu nie jest odpowiedzią na degrengoladę naszego przemysłu wytwórczego. Nowym produktem Ameryki staje się zbieranie informacji o wszystkich i wszystkim, w myśl zasady, że od przybytku głowa nie boli a informacja taka może się kiedyś, komuś przydać.
Jeśli chodzi o wykradanie informacji technicznej z naszego przemysłu, to zarzut internetowego wykradania, blednie w porównaniu z tym, co sami Chińczykom dajemy w postaci licencji na produkty, które Chińczycy dla nas budują. Firmy takie jak Motorola, Apple czy Generał Motors od lat, legalnie inwestują w chińskie fabryki i w produkty importowane z kolei  do US. O co wiec chodzi w kampanii zastraszania Amerykanów, że ich cenne wynalazki są wykradane. Czy może chodzi o większe fundusze na większa ilość pracowników NSA i CIA i kilkudziesięciu innych „tajnych” organizacji?
Rozmawiając przez telefon, z naukowcami pracującymi dla przemysłu farmaceutycznego oraz z profesorami amerykańskich uniwersytetów, zauważam że znaczna ich część mówi z  wyraźnym chińskim akcentem. Jeśli wiec Chińczycy wykradają tajemnice z Ameryki, to jest duża szansa, ze tajemnice te zostały stworzone w USA przez rodowitych Chińczyków.
No a dlaczego Chińczycy garna się do pracy naukowej? Garna się, gdyż Amerykanie garną się do lżejszych zawodów, lepiej płatnych, jak prawo czy finanse, chociaż matematycy chińscy wykształceni na  amerykańskich uniwersytetach  coraz częściej lądują na  posadach w firmach finansowych na Wall Street. Może i tam będzie coraz trudniej znaleźć pracę Amerykanom.
A jakie to wartości mogą Chińczycy ukraść? Przed kilku laty czytałem wypowiedz wschodnio niemieckiego naukowca o badaniach naukowych w byłej DDR (Niemieckiej Republiki Demokratycznej). Okazuje się, że w jego instytucie większość pracowników naukowych było zajętych nie samodzielnymi badaniami, tylko zmuszonych do studiowana ukradzionej przez STASI dokumentacji z Niemiec Zachodnich.  Okazuje się że wydajność wywiadu wschodnio niemieckiego była bardziej szkodliwa dla ich własnych badań w Niemczech Wschodnich, niż dla ich zachodnich konkurentów.  Z moich obserwacji, jako konstruktora, wiem, że skopiowanie produktu zrobionego w innej firmie jest częstokroć bardziej trudne niż stworzenie własnej konstrukcji w oparciu o własny park maszynowy I własnych specjalistów, którzy będą znali produkt od podszewki.
W sumie zbieranie informacji elektronicznej z Internetu i z rozmów telefonicznych, nie jest sprawą dla społeczeństwa niebezpieczną. Niebezpieczeństwo tkwi, w jakości i motywach ludzi, którzy tą informację analizują, wyciągają wnioski, często błędne, kierując się motywami osobistej kariery, a nie dobrem państwa.
Pamiętacie Państwo  powiedzenie agentów sowieckiego KGB. „Człowiek jest, paragraf się znajdzie”. Dzisiaj należało by je zmodyfikować na:” Informację zbierzemy, człowiek się znajdzie”. Może nie dzisiaj, ale kiedyś..., za lat pięć, dziesięć, kiedy odnajdziemy igłę w stogu siana.
Te i podobne moje przygody z „tajnymi wywiadami”, po obu stronach żelaznej kurtyny, które ukształtowały mój punkt widzenia opisałem w mojej książce, „Do Sukcesu Pod Wiatr” dostępnej częściowo na mojej stronie: www.czekajewski.com  w części „Po polsku”. Książka ta jest także dostępna w Polsce i w USA na portalu Amazon.com .
Na zakończenie, jestem winien czytelnikom jakiś ogólny wniosek z całej, tragi-komicznej sytuacji z Edkiem Snowden.
Nerwowa sytuacja, w którą dał się wciągnąć sam Prezydent Obama, wskazuje na przeciętność ludzi, którzy nami władają. Ich ambicje wzięły górę nad istotą sprawy. Fakt, czy Edward Snowden zostanie wydany US, stał się  już drugorzędny. W gruncie rzeczy jego ekstradycja do USA, rozpali nowe namiętności nie warte świeczki ani ogarka. Jeśli jednak Edward Snowden stanie przed amerykańskim sądem, albo zginie w niewiadomych okolicznościach, to nie Edward Snowden jest  winny całej aferze, ale winna jest histeryczna reakcja amerykańskiego rządu, w trzeciorzędnej, w gruncie rzeczy,  sprawie. A może się jednak mylę? A może ludzie, którzy stoją u steru mojego państwa przewyższają mnie intelektualnie i wiedzą więcej, co w trawie piszczy? Może jednak nasza przyszłość należy nie do kraju, który coś materialnego wytwarza, ale do kraju usług, do których zbieranie informacji się zalicza? Może upadek „Obozu Socjalistycznego” był błędem miernych „sowieckich “ludzi? Może my Amerykanie zrobimy to dużo lepiej?
 Może...? Może..?
Sytuację  podobną do dzisiejszej opisał, wiele lat temu, przed wynalezieniem Internetu,  Julian Tuwim w wierszu jak poniżej:
Na ratuszu bije druga,
Na tajniaka tajniak mruga,
Na widowni i w sznurowni
I pod dachem i w kotłowni
I pod sceną i w bufecie,
Na galerii i w klozecie,
W kancelarii i w malarni,
W garderobach i w palarni
I w dyżurce u strażaka
Mruga tajniak na tajniaka...

Jan Czekajewski

Snowden-Mania
Już na Kremlu bije druga
 Snowden do nas z Moskwy mruga
Komu wierzyć w rewelacje?
Kto ma kuku? A kto rację?
Dywagacje...
Spekulacje...                                                                       
itd.itp.
Sprawa Snowden’a z pozoru wygląda na komedię. Jak to się stało, że przeciętny, młody człowiek bez dyplomu akademickiego, a nawet matury, zrobił tyle zamieszania na najwyższych szczeblach amerykańskiego Rządu z Prezydentem Obamą włącznie? Poniżej postaram się wyjaśni hipotezy, jakie postawiłem sobie na pytanie, o co właściwie chodzi? Jak zwykle każda polityczna sprawa nie da się wyjaśnić jedną odpowiedzią.  Także przy okazji musze stwierdzić, że nie jestem politykiem i nie mam dostępu do tajemnic państwowych.  Może to jest moją zaletą, że patrząc na zjawiska polityczne z dołu, nie mam zobowiązań, ani uprzedzeń w stosunku do agencji wywiadu, które mają monopol na szpiegowską prawdę. Moje jedyne doświadczenie z „agentami bezpieczeństwa publicznego” , pierwszy raz miało miejsce w PRL-u, w latach 60-tych, kiedy to posądzono mnie o współprace z wywiadem brytyjskim, a drugi raz, już w US, w roku 1984, kiedy podejrzewano mnie za eksportera „wysokiej technologii”, pracującego dla ZSRR.  W obu wypadkach dowiedziałem się, jak nadmiernie rozbudowane agencje wywiadu, pod presją wydajności, szukają szpiegów tam, gdzie ich niema. Moje perypetie w tej dziedzinie opisałem w książce „Do sukcesu Pod Wiatr” , dostępnej także na Amazon.com oraz częściowo na mojej stronie: www.czekajewski.com.
No ale wróćmy do naszego „Enfant Terrible” (nieznośnego dziecka), Edwada Snowden’a.
 Kto ma interes w ukryciu prawdy?
Istnieje retoryczne pytanie, dotyczące chyba Hollywoodzkich filmów kryminalnych, które brzmi: „Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”.. Kto na rewelacjach Snowdena traci, a kto zyskuje finansowo? Snowden przez fakt, że nie był etatowym pracownikiem NSA ( National Security Agency) wyjawił, że duża część zadań szpiegowskich nie jest wykonywana przez rządowe organizacje, jak NSA, CIA, FBI, TSA, Pentagon itp., ale przez firmy prywatne pracujące na kontraktach rządowych. Jak wiadomo dochody pracowników rządowych są jawne i dostępne dla każdego z nas, kto poszuka na Internecie. Na przykład wiadomo, że Dyrektor CIA, Generał David Petraeus, zarabiał $200,000 rocznie. Natomiast pensje analityków w CIA wynoszą od $53,000 do $157,000. Zwykły agent CIA otrzymuje tylko, około $54,000, czyli sumę podobną do uposażenia sekretarki w prywatnej firmie. Nie są to zarobki wielkie, a nawet marne, dlatego tez wystąpił w US proces prywatyzacji funkcji wywiadu i zatrudnienia pracowników prywatnie, na zasadzie indywidualnych kontraktów, które płacą przynajmniej dwa razy wyższe stawki, niż rządowe. Przypuszczam, że dochody prezydentów takich prywatnych firm sięgają milionów dolarów, a dochody samych firm prawdopodobnie idą w miliardy dolarów.
Drugą grupą zyskującą, jest przemysł elektroniczny, który buduje t.zw. serwery i wielkie pamięci, służące do zapamiętywania danych zebranych z Internetu i rozmów telefonicznych. Tu znowu mamy do czynienia z zamówieniami, które unikają publicznej kontroli, jako że są okryte tajemnicą państwową. Nic nam nie wiadomo ile właściwie kosztują te zamówienia?
Zainteresowani w surowym wyroku na Sonowdena są także ci wszyscy pracownicy wywiadu cywilnego i wojskowego, którym marzy się praca dla prywatnego przedsiębiorcy, który zapłaci dużo więcej niż rządowy pracodawca za ich kwalifikacje. Likwidacja zamówień prywatnych zniweczyłaby ich nadzieje.
 A jakie jeszcze inne przyczyny napędzają Snowden- Manię?
 Urażona duma, nie tylko klasy rządzącej, ale i przeciętnego Amerykanina, który, podobnie jak przeciętny Rosjanin, chce uważać swój kraj za światowe mocarstwo. Po upadku ZSRR, Amerykę ogarnęła mitomania, że Stany Zjednoczone, a szczególnie Prezydent Regan pokonali ZSRR, „lewa ręką” i zredukowali konkurenta do osłabionej i potrzebującej wsparcia i szkolenia okrojonej Rosji. Powstało nawet powiedzenie i przekonanie, że US ma prawo do określenia: „ American Exceptionalism”, czyli „Amerykańska Wyjątkowość”. W zrozumieniu tak zwanych neo-konserwatystów znaczy to, że uprzednie błędy polityczne Europejczyków, Sowietów i Azjatów możemy pominąć, gdyż my jesteśmy WYJATKOWI, czytaj LEPSI. Zachowanie Putina i Chińczyków, rzeczywiście poirytowało tych, którzy nie są przyzwyczajeni do sprzeciwu. Irytacja z Chinami, gdzie Snowden się zatrzymał przelotem, minęła jakoś bez dramatycznych wystąpień. Być może z Chińczykami jesteśmy związani, można by powiedzieć, „paktem samobójczym”. Oni kupują nasze bezwartościowe obligacje pożyczkowe, a my w zamian dostajemy od nich, rożnego rodzaju barachło do sprzedania w Kmart. Z Rosją to inna sprawa. Rosja po okresie „bezkrólewia”, zaczyna stawiać warunki i sprzeciwiać się US w Syrii, w sprawie tak zwanej „Tarczy” przeciwko pociskom balistycznym,  no i w sprawie Iranu. Rosja jest także ulubionym celem ataków ze strony US dyplomatów, że nie szanuje praw obywatelskich. Ciekawe, że w amerykańskich zarzutach nie słyszy się krytyki, że Rosja podsłuchuje swych obywateli.
Wpływ afery Snowden’a na amerykańską politykę wewnętrzną
Kiedyś, amerykański prezydent, Abraham Lincoln, powiedział, że „Można oszukiwać niektórych  ludzi cały czas, a nawet można  oszukać wszystkich ludzi jeden raz,  ale  nie da się oszukiwać wszystkich ludzi cały czas”. Społeczeństwo amerykańskie dało się nabrać na dwie wojny w Iraku i Afganistanie, pod fałszywymi pretekstami. Podsłuchy Internetu i telefonów miały powszechne poparcie, kiedy były uzasadnione podsłuchiwaniem podejrzanych cudzoziemców, wśród których terroryści jakoby zagrażali naszemu bytowi. Teraz Snowden wyjawił, że my wszyscy, obywatele amerykańscy jesteśmy podsłuchiwani i nasza korespondencja internetowa zapisywana. Tutaj Rząd przekroczył barierę wierzytelności, wedle powiedzenia Lincolna. Największą obawą jest, że teraz Rząd nie uzyska społecznego zaufania potrzebnego do rządzenia.
 Wpływ rewelacji Snowden’a na działanie naszego wywiadu.
Z informacji dostępnych na Internecie można się dowiedzieć, że sowieckie KGB miało około 500,000 pracowników. Podobno, wedle The New York Times, ilość ludzi w US, którzy maja dostęp do wglądu w najbardziej tajne informacje wynosi 854,000.  Duża część z nich to na pewno dobrze płatni pracownicy kontraktowi. Niemniej wśród tak dużej grupy ludzi musza się znaleźć i tacy, którzy czy to z powodu hazardu, frustracji, alkoholizmu czy narkomanii gotowi są sprzedać sekrety obcemu wywiadowi, Chińskiemu czy Rosyjskiemu. Gdybym był szefem takiej organizacji jak NSA czy CIA, to bym zakładał, że nasi przeciwnicy mają wtyczki w naszej organizacji. Przy tak wielkim aparacie bezpieczeństwa, koszty zabezpieczania nas w 100% będą tak olbrzymie, że nasza ekonomia nie wytrzyma takiego obciążenia. Nie mówię tylko o kosztach bezpośrednich wynikających z opłacenia takiej ilości ludzi, ale ze szkód dla ekonomii wynikających ze zwolnionej wymiany informacji handlowej z powodu obawy, że nasze kontakty mogą być źle interpretowane przez „tajne władze”.  Być może, że w trakcie zacieśnienia kontroli, będziemy musie oddać nasze paszporty i odbierać je tylko wtedy, jeśli pisemne udokumentujemy przyczyny naszej podroży. Amerykanom trudno to sobie wyobrazić, ale my znamy te sprawy z PRL-u. Jak sobie przypominam z lat 60-tych w PRL-u, przebywanie na plaży Bałtyku po zmierzchu było zabronione. Każdego wieczora plaża była bronowana, aby straż graniczna, mogła zauważyć stopy „obcych agentów”, którzy chcieliby kajakiem uciec do Szwecji. „dobre” wzorce już istnieją, wystarczy je tylko wprowadzić.
Czy Al-Qaeda manipuluje nami?
Wczoraj się dowiaduję, że zamknięcie ambasad i konsulatów w 13 krajach muzułmańskich było wynikiem podsłuchanych rozmów „konferencyjnych” miedzy szefami Al-Qaeda. Jeśli przyjmiemy, że prawdą jest, że taka konferencja miała miejsce i żeśmy ją podsłuchali, a na dodatek obwieścili o tym całemu światu, to należy przypuszczać, że Al-Qaeda celowo zainicjowała tak konferencję, której celem było przekazanie naszemu wywiadowi informacji, że wielki atak ma na dniach zaistnieć. A może, to naszej agencji był bluff, na użytek wewnętrzny, dla własnych obywateli dla zrobienia wrażenia, żebyśmy spali spokojnie, bo ktoś nad naszym spokojem czuwa, a wydatki na to czuwanie są więcej niż uzasadnione. Cała sprawa przypomniała mi PRL-owskie hasło: „Spij spokojnie! ORMO czuwa” (ORMO-Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej).
Koszty wojny z terrorem
Nie jestem pewien czy nasz Rząd, a na pewno nie społeczeństwo,  zdaje sobie sprawę, że każda wojna ma aspekty ekonomiczne. US wygrałoby wojnę z terrorem, gdyby terroryści wystawili zorganizowana armię, z którą nasze siły zbrojne mogłyby się zmierzyć. Terroryści o tym wiedzą, dlatego uciekają się do wojny podjazdowej, partyzanckiej i terrorystycznej. Wciągają US w pułapkę dysproporcji miedzy minimalnym wkładem własnym w tysiąc razy większe wydatki, jakie US przeznacza na zapobieganie terroryzmowi. Jeśli ten współczynnik jest jak tysiąc do jednego, to terroryści taką wojnę mogą wygrać, pośrednio, nie na polu bitwy, ale na polu ekonomicznym. Z oficjalnych danych opublikowanych na Internecie o kosztach wykrywania prowizorycznych min instalowanych przez Talibów wynika, że koszty te wynoszą 8 miliardów dolarów ( amerykańskich bilionów). W koszty te wlicza się konstrukcję nowych „lepszych” czujników, balonów z kamerami obserwujące całe połacie Afganistanu, i cały szereg wydatków, z których część jest utajniona. Natomiast jedna prosta bomba, trudna do wykrycia, bo nie zawierająca części metalowych, spreparowana z nawozu azotowego, kosztuje Talibów około $500. Około 16,000 takich bomb jest wykrywanych rocznie. Wobec tego przybliżona cena, jaką my płacimy za jedną wykrytą bombę, jest $500,000.  A skąd Talibowie mają te $500.- na konstrukcję jednej bomby. Ano z handlu narkotykami, z dotacji naszych „przyjaciół-fundamentalistów” na Półwyspie Arabskim, oraz  z naszych opłat stanowiących „protekcję” dla transportów zaopatrzenia idących z Pakistanu. W sumie przegrywamy tę wojnę ekonomicznie i decyzja Prezydenta Obamy o kompletnym wycofaniu się z Afganistanu, jest właściwa, ale o 10 lat spóźniona. Talibowie wygrają tę wojnę w pierwszej fazie i przegrają w drugiej. Talibowie przegrają wojnę o „rząd dusz”, kiedy społeczeństwo afgańskie zrozumie, że Talibowie nie mogą im dostarczyć lepszego życia, gdyż ich zasady i metody rządzenia są średniowieczne i nie mogą stanowić podstaw do budowy nowoczesnego państwa. Niestety nasza interwencja, która zaczęła się za prezydentury G.W. Busha, tylko opóźniła nieunikniony proces, budowy nowoczesnego Afganistanu, który prawdopodobnie nigdy nie będzie naszym satelitą. Z tym musimy się zgodzić. Te obłędne dążenie, żeby uczynić z Afganistanu kraj satelicki, zupełnie pomija doświadczenia Wielkiej Brytanii z 19 wieku, i ostatnio, świeże, doświadczenia ZSSR, którego imperium się załamało miedzy innymi z powodu przegranej w Afganistanie.  No, ale to było kiedyś, teraz my jesteśmy „WYJATKOWI” i damy sobie radę.  A kto za to zapłaci? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.
  Detale się zgadzają, a w czym leży sedno rzeczy?
Opisując poszczególne detale szpiegomanii, rozdmuchanego militaryzmu i dwu, wojen w Iraku i Afganistanie, odnoszę wrażenie, że mówię o szczegółach. Że musi być jakiś czynnik nadrzędny, wspólny mianownik, który zapędził naszą demokrację w kozi róg. W miarę upływu czasu, aby utrzymać wysoką stopę życiową, koszty robocizny w USA stawały się coraz wyższe, a co za tym ceny na nasze produkty przestawały być konkurencyjne. Wielkie firmy przekonały kolejne amerykańskie rządy, że zamiast eksportu produktów nam, Amerykanom, będzie się lepiej opłacać eksportować produkcję, wykorzystując tanią silę roboczą, początkowo w Europie Zachodniej, a kiedy i tam płace poszły w górę, do Chin i Meksyku. W ciągu ostatniej dekady 50,000 amerykańskich firm zamknęło produkcję i przeniosło się do Chin czy Meksyku. Odbyło się to kosztem 6 milionów bezrobotnych. W Eliminacja produkcji odbyła się przy akompaniamencie wypowiedzi ekonomicznych „filozofów”, którzy głosili, że przyszłość należy do ery post-przemysłowej, czyli do usług, mając na myśli międzynarodową bankowość, która miała być w rękach amerykańskich. Oczywiście rzeczywistość stała się inna niż mrzonki bankierów i Rządu, a rosnące bezrobocie w US jest finansowane przez rożnego rodzaju dotacje rządowe pokrywane przez drukowanie obligacji rządowych. Ponieważ, nie mamy wiele dobrze płatnych stanowisk w ciągle znikającej produkcji, zatrudnienie ludzi w rosnącej liczbie organizacji tajnego i jawnego bezpieczeństwa, jest tymczasowym wyjściem z niepokojącej sytuacji. Wojny z terrorem, mogą być jednym z elementów tego równania.
A co z terrorystami i terroryzmem?
 Pamiętajmy, że zawsze terroryści byli i będą. Pierwszą Wojnę Światową jakoby spowodował terrorysta serbski zabijając następcę tronu austriackiego. Do wojny wszyscy już byli gotowi, a terrorysta w Sarajewie, był tylko pretekstem do morderczej wojny, jaką mu przypisano.  U nas w US samobójczy atak znany, jako 9/11 na World Trade Center był zapalnikiem do dwu wojen w Afganistanie i Iraku. Liczba ofiar, w tych wojnach, także w liczbie ofiar i rannych amerykańskich żołnierzy, przekroczyła dawno liczbę ofiar zamachu w NY. Patrząc z perspektywy 12 lat, można przypuszczać, że do tych wojen amerykański „kompleks militarno- informacyjno-przemysłowy” był także gotowy.  Terroryści tylko stali się zapalnikiem i wygodnym pretekstem, do tych wojen. Wojny te zainicjował Bin Laden, mówiąc otwarcie, że jego celem jest spowodowanie wielkiego konfliktu (krucjaty) amerykańskiej przeciw Narodom Mahometańskim. Ten cel mu się udał.  Naiwni politycy amerykańscy dali się wciągnąć w tą pułapkę. Dzisiaj Rząd ma problemy jak się z tej pułapki wydostać. Żyjąc w coraz bardziej skomplikowanym świecie, uzależnieni od elektryczności i komputerów, jesteśmy potencjalnymi ofiarami ataków terrorystycznych, bądź to przez pomyleńców, domowych faszystów ( nie zapominajmy o bombie w Oklahoma), czy zagranicznych lub domowych terrorystów. Nauczmy się z tym zagrożeniem żyć, walczyć i nie reagować histerycznie na każdy ich atak. Wojna nie jest właściwym rozwiązaniem dla walki z terrorem.  Niestety, dla większości społeczeństwa amerykańskiego wojny prowadzone przez najemnych żołnierzy nie są problemem podstawowym do puki Amerykanie nie są głodni i starcza im na piwo i benzynę. Jak na razie, Rząd może wydawać kolejne wojny bez sprzeciwu społeczeństwa.  Przeciętni Amerykanie nie zdają sobie sprawy, że ich bezrobocie może mieć związek z odległymi wojnami w krajach, których nie potrafią pokazać na mapie. Groźba jest jednak ciągle realna, że pasywność społeczeństwa ma swoje granice, szczególnie w okresie bezrobocia. Nie oczekujecie Państwo ode mnie jasnych wskazówek, co trzeba robić, aby naprawić sytuację. Może na początek, wystarczy postawić diagnozę choroby, która nie tylko toczy nasz kraj, ale i inne „zaprzyjaźnione demokracje”.
Saddamie Wróć!  i Inne Dyrdymałki.
Zabrałem się do pisania, gdyż wypadki ostatnich dni wykazały, że politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych  na  chłopski rozum, bez „wodki nie rezbieriosz” i dlatego  chcąc, czy nie chcąc , muszę ją wsiąść w swoje spracowane ręce, powątpiewającego ignoranta. Teraz po 10 latach wojny w Iraku wywołanej pod kłamliwym pretekstem broni masowej zagłady, w czasie, której zginęło 4.5  tysiąca amerykańskich żołnierzy a kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych, przyznajemy, że była to drobna pomyłka. O zabitych i rannych lokalnych „tuziemcach” nie wspominamy, bo ich śmierć wynosi „zaledwie” kilkaset tysięcy, a może i milion, kto ich tam wie? Nawet Hilary Clinton, którą widziałem, 10 lat temu, entuzjastycznie popierającą agresywną decyzję G.W. Bush ’a, dzisiaj przyznaje, że żałuje swej ówczesnej decyzji, licząc, że przed następnymi wyborami prezydenckimi, społeczeństwo jej  tego nie będzie wytykać. Przypominam sobie tysiące żółtych naklejek na zderzakach samochodów, opiewających, że „My popieramy naszych żołnierzy”. Ci natomiast, którzy mieli odwagę zapytać, dlaczego mamy zabijać i umierać w Iraku,  kraju którego 90% Amerykanów nie mogło pokazać palcem na mapie, uważani byli za anty-patriotów. Na Florydzie, właściciel Francuskiej restauracji, zamknął business i wyniósł się do Francji, gdyż Francuzi stali się naszymi wrogami z powodu braku poparcia dla wojny. Nawet, w restauracjach w Kongresie Amerykańskim przestano używać określenia  „Frytki Francuskie” i zmieniono ich nazwę na „Frytki Wolnościowe” (Fredom Fries).
Dal nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy
 Ogłupienie nie ograniczyło się do społeczeństwa amerykańskiego. Także rząd Polski omamiony perspektywami podziału łupów w postaci kontraktów olejowych i zamówień na sprzęt wojskowy   wysłał do Iraku polskich żołnierzy. Polakom w Polsce wytłumaczono, że polska akcja się finansowo niezmiernie opłaca. Innym, którzy wątpili w intratne kontrakty, wytłumaczono, że umieranie za cudzą sprawę, jest konieczne dla utrzymania naszych wojaków w dobrej do walczenia( i umierania), kondycji. Kolega emigrant wątpiący w Polską sprawę w Iraku i Afganistanie, zwrócił mi uwagę, że nie od dzisiaj Polacy maja tego rodzaju pomysły. Już za czasów napoleońskich było podobnie. Nawet w polskich hymnie w drugiej zwrotce, śpiewamy: „ Dal nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy..” Ciekaw jestem czy teraz w Polsce uczą dzieci w szkołach, że Polacy zawsze walczyli za „nasza i wasza wolność”, szarżując broniących się Hiszpanów pod Somosierrą i tłumiąc zryw antykolonialny powstańców na Santo Domingo? Polakom w Kraju warto przypomnieć, że Bonapartego zwycięstwa miały swe granice i skończyły się po katastrofalnej wyprawie na Moskwę, dokąd maszerował i skąd zwiewał w towarzystwie 90 tysięcy Polaków. Niewielu z nich przeżyło tą „zwycięską” eskapadę.
O ile wiadomo nadzieje Polaków na kontrakty olejowe albo zbrojeniowe z Iraku skończyły się fiaskiem. Sytuacja w Iraku, jak w kalejdoskopie, zmienia się z godziny na godzinę. Iran, który był do wczoraj naszym (i Izraela) największym wrogiem dzisiaj oferuje Stanom Zjednoczonym pomoc w rozgromieniu terrorystów ISIS (Mahometańskie Państwo Iraku i Syrii). Ciekaw jestem co  o tym myśli premier Izraela,  który niedawno nalegał na Prezydenta Obamę, aby zbombardował Iran? Wtedy to Benjamin Netanyahu odgrażał się, że jeśli Amerykanie tego nie zrobią, to on gotów zrobić to sam, na własną rękę. Jakoś dzisiaj „Bibi” Iranu nie bombarduje. Ciekaw jestem dlaczego?
Rady Gubernatora Jesse Ventura
Ze wstydem musze się przyznać, że spędzając wakacje w Kanadzie oglądam tutaj rosyjską telewizję, która wydaje się bardziej interesująca niż amerykańskie CNN czy Fox News.  Otóż dzisiaj w programie tej telewizji, występował były gubernator stanu Minnesota, Jesse Ventura. Na pytanie czy US winny się angażować w wojny i politykę krajów Bliskiego Wschodu, odpowiedział: ”Stanowczo nie!”. Jako przykład podał Krzysztofa Kolumba, który wybrał się w ryzykowną wyprawę, której zadaniem było odkrycie nowej drogi do Indii z pominięciem Bliskiego Wschodu.  W czasie tej wyprawy ryzykował, że jego statek spadnie z płaskiej ziemi w przestrzeń kosmiczną. W owym czasie ludzie wierzyli, że ziemia jest płaska, jak naleśnik, stąd jego obawy. Czyli już wtedy, 500 lat temu, ludzie zdawali sobie sprawę, że Bliski Wschód jest niezgłębionym źródłem morderczych konfliktów, na tle religijnym i etnicznym i trzeba się od nich trzymać z daleka. Niestety od czasu Wypraw Krzyżowych, poprzez czasy Imperium Otomańskiego, Francuskiego i Angielskiego, które teraz przejęli na własność Amerykanie, wszyscy popełniają te same błędy.
Z drugiej strony, porażki, jakich doświadczyła uzbrojona po zęby Ameryka z rąk ubranych w łachmany  rebeliantów, dają nam ostatnią szanse, aby zostawić ich własnemu losowi. Może oni sami podzielą Bliski Wschód na kraje, które odpowiadają bardziej podziałowi etnicznemu i religijnemu. Jak dotychczas, te kraje są krajami o sztucznych granicach, stworzonymi przez imperialistów angielskich i francuskich na gruzach Imperium Otomańskiego ( Tureckiego). Zaangażowanie Ameryki w ich tysiącletnie konflikty, prowadzi do wzrostu anty amerykanizmu i terroryzmu, jakim był atak na wieżowce w Nowym Jorku, zwanym jako 9/11.  Jeszcze wcześniej, Amerykanie nie wyciągnęli poprawnego wniosku z przegranej wojny w Wietnamie, wysyłając tam żołnierzy różniących się etnicznie i rasowo od Wietnamczyków, którzy uznali ich za nowych imperialistów, starających się ponowne ujarzmić ich kraj, po zrzuceniu jarzma francuskiego.  Dla przypomnienia Wietnamczycy stracili w tej wojnie ponad milion ludzi, a straty amerykańskie wynosiły 58 tysięcy ofiar. Tak się jednak składa, że Wietnamczycy tą wojnę wygrali.
Jak dla ironii, dzisiaj Wietnam, szuka poparcia amerykańskiego, obawiając się agresji Chin Ludowych, mających pretensje do zasobów mineralnych Morza Południowo Chińskiego.
 Do pewnego stopnia konflikty na Ukrainie i w Iraku mają swe źródło w krajach stworzonych przez imperialistów bez względu na podziały etniczne i religijne. W wypadku Ukrainy, takim imperialistą był ówczesny Związek Radziecki, którego przywódcy, Lenin, Stalin i Chruszczow zakreślili granice Ukraińskiej Republiki w ramach ZSSR. Konflikt miedzy rządem w Kijowie i separatystami we Wschodniej Ukrainie, którzy grawitują ku Rosji stanowi dodatkowy problem dla Ameryki , NATO i Rosji. Kraje Bilskiego Wschodu, jak i Ukraina muszą rozwiązać problem granic we własnym zakresie. Obca interwencja nic tu nie wskóra i tylko powiększy pulę ofiar. Upieranie się, że granice wytyczone na mapie maja jakieś nadrzędne znaczenie nie ma sensu. Przyjrzyjmy się mapie i zobaczymy jak zmieniły się granice różnych krajów, włączając w to Polskę, w ciągu ostatnich 100 lat. Jako przykład może służyć Jugosławia, która z dużą pomocą Ameryki, rozpadła się niedawno na szereg małoznaczących państewek.
Rozpadający się Irak
Dzisiaj się dowiaduję że dwa największe miasta w Iraku, Mosul i Fellujah wpadły w ręce Mahometańskich Terrorystów walczących pod nazwa ISIS . Opanowali też podobno największą rafinerię ropy naftowej.  Ich przednie oddziały są o 40 km od stolicy, Bagdadu. Co ciekawsze, zwycięstwo rebeliantów obyło się bez walki. Żołnierze rządu w Bagdadzie, na którego czele stoi Maliki, oddali rebeliantom   bez walki zaawansowany sprzęt bojowy, warty setek milionów dolarów. Dzisiaj terroryści są już armią dobrze uzbrojoną i nie zdziwiłbym się, że stolica kraju, Bagdad zostanie przez nich zdobyta w ciągu najbliższych kilku dni.  Po opanowaniu Iraku przez Mahometańskich Fundamentalistów, być może padnie i Syria, gdzie desperacko jeszcze się broni prezydent Assad, który prawie że cudem uchronił się od masowego bombardowania przez US. Wygląda na to, że Putin pomógł Obamie w decyzji, w zamian za rezygnację przez Assada z gazów bojowych. Co ciekawsze, że  nasi i Izraela najwięksi wrogowie, czyli tak zwana Gwardia Rewolucyjna w Iranie, ofiarują pomoc osaczonemu przez terrorystów ISIS rządowi z Bagdadzie, a finanse dla terrorystów pochodzą jakoby z nami zaprzyjaźnionej Arabii Saudyjskiej i zasobnemu w ropę Kataru. 
Polski mocarstwowe mrzonki
NATO po wycofaniu się z Iraku i Afganistanu straciło do pewnego stopnia rację bytu. Prawdę powiedziawszy zaangażowanie polskich żołnierzy u boku Amerykanów w Afganistanie i Iraku nie miało sensu, gdyż NATO jak sama nazwa wskazuje ma za zadanie bronić Europy przed Związkiem Radzieckim. Gdzie wiec do tego zadania pasują Afganistan i Polska, czyli Gdzie Rzym?, a gdzie Krym? Generałowie w NATO bardzo się ucieszyli z nowej definicji Rosji, jako naszego nowego wroga a Polacy temu gremialnie przyklasnęli.  Nie mogę się nadziwić, jak łatwo Polacy zaprzyjaźnili się Niemcami, mimo że sprawa Ziem Zachodnich nie jest definitywnie uregulowana. Nie moim celem jest ganić Polaków za współpracę z Niemcami, aczkolwiek utrzymanie dobrych stosunków z Rosją, chociażby ze względów gospodarczych jest jak najbardziej w Polskich interesie.
Krytykując Polskę za zaangażowanie w Iraku i Afganistanie, być może naiwnie uważam Polskę za niepodległy kraj. Być może, że Polska dzisiejsza usilnie się stara być wasalem Ameryki, spodziewając się, że Stany Zjednoczone będą jej bronić przed zakusami Putina. Dwadzieścia lat temu rozmawiając z przedstawicielem polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wspomniałem o konieczności dobrych stosunków z Rosją. Już wtedy uważałem, że Rosja nie zamierza włączyć Polski do swoich planów podbicia i okupacji. Polska ma tą specyficzną cechę, że jest za słaba, aby się agresji rosyjskiej oprzeć, ale za duża, aby agresor ją strawił, czyli zrusyfikował. Rosjanie to chyba rozumieją. Pamiętają na pewno polskie antyrosyjskie powstania w 18-tym  i 19-tym wieku, wojnę antybolszewicką z roku 1920 i ostatni zryw Solidarności, który zapoczątkował rozpad ZSSR. Co innego jest z Ukrainą. Wygląda na to, że Rosja Ukrainie nie popuści, a NATO i Ameryka pozostanie przy obietnicach, gdyż zagrożenie dla amerykańskich interesów jest gdzie indziej, przede wszystkim na Bliskim Wschodzie, gdzie kluczowym elementem jest kontrola nad ropą naftową i na Pacyfiku i Morzu Chńskim, gdzie Chiny starają wyprzeć Amerykę i  przejąć wiodąca rolę hegemona.
Dwa rożne punkty widzenia na konflikty na Bliskim Wschodzie.
Opinie jak poniżej, są raczej kontrawersyjne i nie znajdują miejsca w głównym nurcie amerykańskiej prasy i TV, które to media trzymają społeczeństwo amerykańskie w błogiej ignorancji. Tu i ówdzie można jednak przeczytać tego rodzaju teorie na Internecie.
A. Wedle jednej teorii, na Bliskim Wschodzie Ameryce chodzi o ropę naftową i jej cenę, którą kontrolują Amerykanie. Ma to też związek z rolą dolara, jako waluty rezerwowej, jako, że ropa naftowa jest wyceniania w dolarach. Waluta rezerwowa ma tą olbrzymią zaletę, że można ją „drukować” bez wywołania inflacji.  Wydrukowane nadwyżki w formie obligacji pożyczkowych kupują kraje zamorskie i obywatele Sanów Zjednoczonych, jako namiastkę złota.  Jeśli Ameryka odda Bliski Wschód mahometańskim rebeliantom, to znaczy, że straci kontrolę nad ceną ropy naftowej z tych krajów. Niemniej ropa naftowa sama w sobie niema uniwersalnej wartości. Aby jej właściciel mógł kupić jedzenie musi ją sprzedać za dolary albo inną walutę wymienną, np. Euro. Może bardziej się opłaca kupować tę ropę niż walczyć o kontrolę nad jej wydobyciem? Wojna w Iraku kosztowała US ponad amerykański trylion dolarów. Czy były to pieniądze dobrze wydane? Obawiam się, że nie.
B. Wedle innej teorii, zasadniczym powodem, dlaczego Ameryka, angażuje sie w konflikty na Bliskim Wschodzie, jest wywołanie tam ciągłego konfliktu miedzy rywalizującymi miedzy sobą grupami religijnymi i etnicznymi. Założeniem jest, że osłabione wzajemnymi konfliktami arabskie społeczeństwa będą łatwiej kontrolowane przez Stany Zjednoczone, które upieką przy okazji swoje „mocarstwowe” interesy, główne olejowe.  Jeśli taka polityka rzeczywiście ma miejsce, to jednak  dla US może mieć  swe ujemne strony, jako że  niestabilna sytuacja prowadzi do niestabilnych rezultatów i Stany Zjednoczone mogą się spotkać z nowym wrogiem, którego istnienia nie przewidzieli.
W historii 20-go wieku było podobnie, kiedy to Niemcy Kajzera  w roku 1917 sfinansowały bolszewicką rewolucję wysyłając pieniądze i Lenina do Petersburga. Ta sama rewolucyjna władza, w postaci ZSSR, 28 lat później, rozgromiła doszczętnie hitlerowską Rzeszę Niemiecką. W sumie wywołanie rewolucji w Rosji w roku 1917  wzmocniło Rosję, a nie osłabiło, jak spodziewali się tego Niemcy. Wygląda na to, że tak zwana „Wiosna Arabska” zainicjowana przez US już się obraca się przeciwko żywotnym amerykańskim interesom i US traci nad „wiosennymi” krajami kontrolę. Sytuacje w dzisiejszym Iraku, Libii i Egipcie są tego przykładem.
Jan Czekajewski
Jan Czekajewski
KREW TANSZA NIZ ROPA
Długo zastanawiałem się nad tytułem dla tego artykułu, który by obejmował istotę konfliktów na Bliskim Wschodzie. Wypadki terroryzmy w Paryżu inspirowane przez IS, czyli Kalifat masowa emigracja Syryjczyków, Afgańczyków i Afrykanów do Europy, zestrzelenie Rosyjskiego samolotu przez samolotu tureckie na granicy z Syrią, konkurują ze sobą o uwagę. Niemniej przy bliższym przyjrzeniu się wymienionym wypadkom łączy je wspólny mianownik, jakim jest konkurencja o wydobycie i sprzedaż ropy naftowej.
Przekleństwo ropy naftowej
W ubiegłych wiekach ludzie mordowali się nawzajem, aby zyskać tereny łowieckie albo obszar ziemi rolnej nadający się do uprawy rolnej. Wynalazek silnika benzynowego spowodował zapotrzebowanie na ropę naftową. Tak się złożyło, że najbardziej roponośne tereny przypadły w Afryce i Małej Azji zasiedlonej przez Arabów wyznania mahometańskiego. Po pierwszej wojnie światowej i upadku Imperium Otomańskiego, kraje te zostały skolonizowane przez Anglie, Francje i Włochy. Po drugiej wojnie światowej w krajach tych nastąpił ruch antykolonialny i kontrole przejęli różnego rodzaju dyktatorzy jak Kadafi w Libii, Sadam w Iraku, King Saud w Arabii Saudyjskiej itd. Kraje kolonialne korzystały z ropy w inny sposób, tym razem kupując ją od dyktatorów. Dyktatorzy s kolei budowali sobie pałace, ale część dochodu przeinaczali na poprawę bytu społeczeństwa, które zaczęło się rozrastać i mieć zwiększone nadzieje na więcej. Rozkwit komunikacji, Internetu i powszechność telefonów komórkowych spowodowała eksplozje nadziei na lepsze życie. Ponieważ jedynym źródłem bogactwa była ropa naftowa, przejęcie kontroli nad ropą stało się celem ruchów rewolucyjnych w postacie różnego rodzaju „kolorowych rewolucji”, z których cieszyli się także „imperialiści”, czyli ci w Europie i US, którzy kontrolują dystrybucję i handel ropą naftową.
Pojawienie się ISIS czyli Kalifatu jest konsekwencja tego samego procesu, przejmowania kontroli nad wydobyciem i handlem ropą naftową. Wedle skąpych informacji o organizacji „państwa” Kalifatu, wiadomo, że maja oni pieniądze od bogatych sympatyków w Arabii Saudyjskiej oraz czerpią ponad 500 milionów dolarów rocznie z eksportu ropy naftowej, która sprzedają do Iraku jak i do Turcji. Ostatnio Putin zarządził ataki na setki cystern i szybów naftowych w Syrii, aby obciąć finanse napływające do Kalifatu, które finansują także akcje terrorystyczne w Europie. Dotychczasowa działalność tak zwanej koalicji pod auspicjami USA mającej atakować ISIS nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Wygląda na to, że akcja rosyjska spowodowała wyraźne straty finansowe dla ISIS i może, dlatego wysadzono w powietrze rosyjski samolot lecący z kurortu w Egipcie do St. Petersburga. Tak czy inaczej organizacja terrorystyczna pod nazwą ISIS nie ma szans na długi żywot, z uwagi na fakt, że cala ich ekonomia opiera sie na dochodach z ropy naftowej. Wcześniej czy później mieszkańcy Kalifatu zaczną odczuwać braki w zaopatrzeniu w podstawowe środki do życia i ich sympatia a nawet bierna współpraca z władcami Kalifatu się skończy. Niestety nawet po upadku Kalifatu masy arabskie pozbawione środków do życia pozostaną na długi czas  wielkim problemem dla całej Zachodniej Cywilizacji. Wśród nich będzie zarzewie dla tej czy innej działalności terrorystycznej, jako że  świat chrześcijański będzie pojmowany przez nich jako przyczyna ich mizerii. Jednocześnie ich związek ze średniowiecznymi zasadami ich religii uniemożliwia im stać się produktywnymi członkami społeczeństwa wytwarzającego produkty, o które zabiegają i których nam zazdroszczą.
W ciągu ostatnich tygodni nasze amerykańskie media piszą o ostatnich zamachach terrorystycznych w Paryżu a ostatnio w hotelu w afrykańskim kraju Mali. Odnosi się wrażenie, że tego rodzaju zamachy są wyjątkowo groźne dla całej zachodniej, chrześcijańskiej cywilizacji. Należy wyjaśnić, że terroryzm jest zjawiskiem tak starym jak ludzkość i jej wzajemne waśnie, ale rozwój cywilizacji umożliwił dostęp do materiałów wybuchowych i broni coraz większej grupie ludzi, którzy przez zamachy terrorystyczne chcą zwrócić uwagę świata na ich jakoby nędzę czy upokorzenie. Możliwość przejęcia przez terrorystów materiałów promieniotwórczych czy tez broni bakteriologicznej napawa strachem społeczeństwa, ale i służby policyjne. Dodatkowym elementem obcym dla kultury chrześcijańskiej jest skłonność Islamskich terrorystów do samobójstwa. W sumie jednak ilość ofiar śmiertelnych jako skutek terroryzmu  np. w USA jest mniejsza niz ilość zabójstw na skutek waśni rodzinnych, nie mówiąc już o zabójstw wywołanych konfliktami między gangami trudniącymi się handlem narkotykami.
Kogo uważamy za terrorystę
Określenie „terrorysta” także jest względne i zależne od punktu widzenia. W oczach Niemców w okresie II wojny światowej, ludzie, którzy spowodowali zamach na Heydricha w Pradze, lub polscy AK-owcy zamach na Caffé Club w Warszawie byli uważani za terrorystów. Celem tych zamachów było spowodowanie strachu w szeregach wroga, czyli niemieckich. Jeśli jednak zgodzimy się, że terroryzm jest tak stary jak świat to ostatnie wypadki kierują naszą uwagę na konflikt między światem islamskim i zachodnim, opierającym się na kulturze chrześcijańskiej. Jak w wielu konfliktach mobilizacja mas ludzkich może być oparta na religijnych wierzeniach. W Polsce na przykład, konflikt między skostniałym systemem komunistycznym zmusił ludzi do scementowania swych wierzeń i politycznych dążeń wokół kościoła katolickiego. Na szczęście chrześcijaństwo zabrania samobójstwa i mediacja papieża Jana Pawła Drugiego, który znał mentalność swych komunistycznych przeciwników, doprowadziła do obalenia systemu komunistycznego bez wielkiego przelewu krwi.
Jaki jest cel zamachów terrorystycznych?
Zamachy same w sobie nie obala zachodniej cywilizacji. Ilość zabitych w czasie zamachów nie przekracza ilości zabitych w czasie sprzeczek rodzinnych. Nagłośnienie zamachów w środkach masowego przekazy wyolbrzymia ich skutek i powoduję panikę. Zamiarem zamachowców jest sprowokowanie interwencji zbrojnej w postaci żołnierzy w krajach muzułmańskich. To z kolei ma  przekonać bierne masy muzułmańskie, że istnieje nowa krucjata cywilizacji chrześcijańskiej przeciw nim i zmobilizuje ich do walki. Biorąc pod uwagę olbrzymi potencjał ludzki, jaki przedstawiają muzułmaninie na świecie wygranie wojny z nimi będzie niezwykle kosztowne.
Masowy ruch emigracyjny w Europie
Większość emigrantów których zaprosiła pani Merkel do Niemiec jest wyznania mahometańskiego. Jeśli pomniemy bieżącą liczbę emigrantów, która szacuje się na jeden milion w roku 2015, wojna z muzułmanami nie będzie wojną konwencjonalna miedzy cywilizowanym, chrześcijańskim Zachodem i fundamentalistycznym, muzułmańskim wschodem albo południem. Bedzie to wojna na dwa fronty, z którym jednym będzie front wewnętrzny z islamistami napływowymi do Europy Zachodniej, albo nawet urodzonymi     już w Europie, jak to wskazuje rodowód terrorystów-samobójców w Paryżu.
Kto jest winny zaproszeniu Piątej Kolumny Islamistów do Europy ?
Problem napływu Muzułmanów do Niemiec nie jest nowy. Zaczęło się dawno temu, jeszcze za czasów zimnej wojny, kiedy to przemysł niemiecki rozkwitający po zniszczeniach wojennych potrzebował siły roboczej. Otwarto, więc imigrację Turków, którzy podejmowali się prac, jakie nie pasowały rodowitym Niemcom. Nazywano ich „Pracownikami Gościnnymi”, jako że zamiarem ich był powrót do Turcji. Przez wiele lat nie dawano im niemieckiego obywatelstwa, nawet tym urodzonym już w Niemczech. Oczywiście niewielki procent z nich wrócił do Turcji a większość stworzyła getta tureckie w Hamburgu i Berlinie. Ponieważ Tureccy imigranci nie czują się częścią społeczeństwa niemieckiego, ich odczucia są wrogie w stosunku do otoczenia. Czują się poniżani i wykorzystywani. Dzisiaj problem turecki został powielony wielokroć, jako ze nowi islamiści nie są liczba kilkutysięczną ale milionową i wielomilionową, jeśli sprowadzą do Niemiec swoje rodziny.  Niemcy i pani Merkel nie są jedynymi sprawcami zalewu islamistów. Na drugim miejscu jest Francja, której kolonialna historia spowodowała napływ islamistów z byłych kolonii francuskich w głownie z Algierii. O ile sobie przypominam, aby uspokoić rewolucję antykolonialną w Algierii potraktowano Algierię jako jedną z prowincji francuskich i nadano wszystkim Algierczykom, aby ich uspokoić, obywatelstwo francuskie. Nic, więc dziwnego, że wielu Algierczyków wybrało Francję jako miejsce do życia. Wybierając Francję, jednak nie zmienili swej religii ani nie stali się integralna częścią społeczeństwa francuskiego. Jeśli nie ich to rodzice to ich dzieci, urodzone we Francji czuły się pokrzywdzone i winiły rasowe i religijne uprzedzenia rodowitych Francuzów za ich własny brak awansu społecznego. Zjawisko to nie jest wyłącznie arabskie. Także część polskich emigrantów w krajach europejskich ma takie odczucia. Ja osobiście, lat temu ponad 40 wyemigrowałem ze Szwecji do USA, gdyż miałem odczucie, że awans społeczny w Szwecji będzie dla mnie trudny. Nawet ostatnio, żona moja, Amerykanka, rozmawiała ze Szwedem polskiego pochodzenia na lotnisku w Sztokholmie, który powiedział, że, mimo że urodził się we Szwecji i mówi po szwedzku lepiej niż po polsku, to jednak ma odczucie, że nie jest traktowany, jako równy obywatel szwedzki, którego rodzice byli Szwedami. Nic, więc dziwnego, że muzułmanie, których Szwedzki rząd zaprosił do Szwecji koncentrują się w gettach muzułmańskich, na południu Szwecji i w samym Sztokholmie. Ich asymilacja jest minimalna, a potencjalne źródło kandydatów na terrorystów, duże. Ostatnio opublikowany artykuł w Financial Times ( Listopad 27, 2015) podaje dane niemieckiego Ministerstwa Imigracji, dotyczące zatrudnienia imigrantów w Niemczech.  Wedle tych danych tylko 10% imigrantów, którzy zamieszkują w Niemczech pięć lat ma zatrudnienie, a ci, którzy zamieszkują 10 lat mają zatrudnienie w 50%. Jak sobie wyobraża Pani Kanclerz Merkel problem zatrudniania i utrzymania dla miliona emigrantów, , których w tym roku  zaprosiła do Niemiec, nie wiadomo?
Kto staje się terrorystą-samobójcą?
Ostatnie artykuły, wywiady w NY Times oraz przez kanadyjską dziennikarkę, która zastała zaproszona do „Kalifatu” ( ISIS) w opanowanej przez nich Syrii, daje wgląd jak wygląda życie przeciętnego Araba pod kontrolą ISIS.
Przed wszystkim Syryjczycy, którzy tam żyją są wyznawcami islamskimi sekty Sunitów. Chrześcijan i  Muzułmanów z sekty Szyitów  albo wyrżnęli, albo są opodatkowani dodatkowo, jeśli odmawiają zmianę wyznania. Poza tym „Kalifat” funkcjonuje jak normalne państwo wypłacając żołd żołnierzom, zbierając podatki i sprawując władzę policyjną nad resztą społeczeństwa. Wszelkie prawa jakie były stosowane pod rządami Assada w Syrii czy Sadama w Iraku zostały zastąpione przez archaiczne prawo islamskie, „szaria”.  Wedle tego prawa za kradzież amputuje się rękę a za cudzołóstwo kamienuje się. Dla dużej ilości mieszkańców  takie średniowieczne prawa są właściwe i dlatego „Kalifat” ma poparcie społeczne. Oczywiście jest to państwo policyjne ze specjalna policją wyznaniową, kontrolująca sposób ubierania się kobiet i nawet ich życie seksualne. Jak w każdym państwie policyjnym, istniej też wyjątki dla tych na wyższych szczeblach władzy. Znamy to ze praktyk komunistycznych w Polsce stalinowskiej i w hitlerowskich Niemczech. Terroryści -Samobójcy są uważni za „swiętych” , którzy maja pierwszeństwo do Islamskiego nieba. Żony samobójców też mają specjalne przywileje, ale często są własnością przechodnią, jako żona następnego samobójcy. Ponieważ ilość samobójców jest pokaźna, są do pewnego stopnia uważani za strategiczny oręż w walce z chrześcijańskim światem. Biorąc pod uwagę uczucie specjalnej misji to jednak defekty psychiczne tych ludzi należy brać pod uwagę. Jak z tym walczyć nie wiadomo, aczkolwiek nacisk finansowy na „Kalifat” jest jak najbardziej właściwy? Zbankrutowane państwo ISIS nie będzie miało pieniędzy, aby zapraszać europejskich szermierzy Islamu. Pod tym względem zgadzam się z Putinem, który stara się przerwać dostawy ropy naftowej będącej źródłem finansów dla utrzymania Kalifatu i chroniącym go przed bankructwem.
Poparcie dla masowej imigracji przez europejskie media
Cywilizacja europejska zaczęła się w Grecji i poprzez Rzym i religię chrześcijańską opanowała kraje europejskie i te kraje, które chrześcijańscy Europejczycy opanowali. Chrześcijańska kultura, a szczególnie jej protestancki odłam spowodował rozkwit przemysłu i handlu, który s kolei zapewnił niesamowity rozkwit dobrobytu w tych krajach. Niestety wiele narodów naszego globu nie podążała za europejskim dobrobytem i olbrzymia część światowej populacje żyje w nędzy. Wśród liberalnych Europejczyków istnieje tendencja do podzielenia się europejskim dobrobytem z milionami tych, którzy urodzili się pod złą gwiazdą albo inną szarookością geograficzną, albo są wyznawcami innej religii. W tym wypadku występuje zderzenie moralności chrześcijańskiej z okrutną prawdą, że podzielenie się dobrobytem zuboży Świat Zachodni i że jakkolwiek wielka jest jego zamożność to nie starczy jej na zaspokojenie aspiracji miliardów nędzarzy w Azji i Afryce.
Przyczyny Upadku Polskiego, (PRL) Przemysłu
Dyskusja, jaka odbyła się w czasie ostatniego 15 Zjazdu Absolwentów Wydziału Łączności (dzisiaj elektroniki) Politechniki Wrocławskiej dała początek rozwinięcia tego tematu, który budzi do dzisiaj wiele kontrawersji o globalnym programie przeskoku z ekonomii socjalistycznej do ekonomii rynkowej, jaki odbył się w latach 1989-1992. Część społeczeństwa uważa, że dorobek ponad 40 lat rozkradziono, albo sprzedano za bezcen. Nasz kolega Ryszard P., powiedział kilka lat temu, że firma wystawiona na sprzedaż jest tyle warta ile nabywca chce za nią zapłacić. To on wyznacza cenę. Tego nie rozumiał przypadkowy obserwator, z którym nawiązałem rozmowę 2 lata temu przed hotelem Brystol, na Krakowskim Przedmieściu. Właśnie ulica przechodził „Marsz Solidarności” dymiąc w plastykowe trąbki i domagając się wystąpienia Prezydenta Tuska, którego winili za niskie place dla braci z „Solidarności”. Okazało się, że mój przypadkowy znajomy był robotnikiem, który budował hale zakładów telewizyjnych w Piasecznie. Jak mi się zwierzył, dzisiaj te hale stoją puste. Próbowałem mu wytłumaczyć, że telewizorów na lampach próżniowych już na świecie się nie produkuje i że wartość obiektu w Piasecznie jest tyle warta ile ktoś za niego chce zapłacić, czyli zero albo około zera.
Kogo należy winić za krach polskiego przemysłu
Kiedy Lenin z Trockim  z pomocą niemieckiego i amerykańskiego kapitału zrobili rewolucję w Rosji, byli zaskoczeni, że tak łatwo im się to udało. Co do ekonomii nie mieli żadnego gotowego planu, sięgnięto, więc do wzorów Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Lenin był pod wrażeniem niemieckiej wojennej ekonomii i systemu centralnego planowania, który pozwolił im prowadzić długą pierwszą wojnę światową z przeważającym przeciwnikiem. Stad powstała mantra, którą uczyliśmy się na wykładach z ekonomii politycznej, że ekonomia dzieli się na Bazę i Nadbudowę. Baza wedle Lenina i później Stalina miała polegać na przemyśle ciężkim, czyli węglu, stali, betonu i elektryczności. W tamtych czasach nie myślano o elektronice, chociaż początki radia już istniały. Ponieważ od początku liczono się z wojną, naprzód z kapitalistami a później z Niemcami, koordynacja produkcji za pomocą centralnego planowania była koniecznością.  Dzięki centralnemu planowaniu ZSSR wygrał wojnę z Niemcami. Ja już w latach 60-tych zauważyłem, że rozwój technologii, szczególnie elektroniki spowodował takie zróżnicowanie gatunków produkcji, że metody centralnego planowania całkowicie zawodziły. Dla mnie dowodem tego był brak na rynku śrubek M3, które sam produkowałem w Zakładach Kasprzaka na praktyce wakacyjnej, po pierwszym roku studiów.  Partia Komunistyczna i jej nomenklatura nie chciała się zgodzić na radykalna reformę ustroju ekonomicznego, gdyż centralizacja była im na rękę. Im głównie chodziło o utrzymanie władzy, a koszty ekonomiczne były drugorzędne.
Polityczne motywacje wielkich inwestycji
Pochodną cechą centralizacji planowania, były przemysłowe inwestycje. W tym wypadku niewielka grupa ludzi mająca do wyłącznej dyspozycji olbrzymi kapitał ludzki, chciała wykorzystać go do inwestycji.  W ZSSR budowano, więc kanały między Moskwa i Leningradem a także słynny kanał białomorski w którym zmarło tysiące jeśli nie setki tysięcy więźniów Gułagu. W Polsce budowano Hutę Lenina i Hutę Katowice bez oglądania na koszty i nawet warunki geologiczne i dystans do wody i surowców.  Opowiadał mi kiedyś pewien człowiek, który kiedyś znal się z Hilarym Mincem, szefem wszechpotężnej Komisji Planowania Gospodarczego, że Minc przechadzając się z nim na deptaku w Krynicy zwierzył się, że wyczerpał już swoją wyobraźnię i zastanawiał się, co jeszcze w Polsce można by zbudować.  Wyraźnie Minc nie ufał innym, aby mu cos zasugerowali. Polegał, więc na własnej wyobraźni i wzorach zaczerpniętych od sowieckiego sojusznika.
Brak wymienialnej waluty i centralizacja handlu zagranicznego
Jeszcze innym wbudowanym mankamentem systemu centralnie sterowanego, był monopol handlu zagranicznego w rękach kilku Centrali Handlu Zagranicznego. Jak wiadomo nie możliwe, aby handlowcy w Elektrimie czy Varimeksie znali się na szerokiej gamie produktów, które oferowali.  Dodatkowo brak wymienialnego pieniądza uniemożliwiał poprawną wycenę kosztów własnych zarówno inwestycji jak i produktów. Kiedy wprowadzono wymienialność złotego na inne waluty, wtedy okazało się, że koszty własne produktów wytwarzanych były wyższe niż ich rynkowa wartość. Na dodatek w koszty te trzeba było wliczyć archaiczne konstrukcje żelbetonowych hal produkcyjnych i całą akcję socjalną razem z domami wypoczynkowymi w morskich i górskich uzdrowiskach.
Wbudowane, a może celowe poczucie niższości
Na dodatek produkty przemysłu PRL-u były technologicznie opóźnione o wiele lat w stosunku do produktów „krajów wiodących”.  Jeszcze w czasie mego krótkiego  stażu inżynieryjnego w Polsce drażniły mnie publiczne stwierdzenia komunistycznych polityków i gazet, że taki czy inny wyrób jest porównywalny z wyrobem produkowanym na Zachodzie. Nigdy nie słyszałem, że polski wyrób był lepszy.  Przy takim przekonaniu polskich przywódców, niż dziwnego, że nikt nie ośmielił się wyprodukować czegoś, co by było światowym sukcesem. Taką „porównywalną” “wypowiedz słyszałem osobiście od ministra , Komitetu Nauki i Techniki  , tow. Chylińskiego , nawiasem mówiąc syna  pierwszego prezydenta PRL-u, Bieruta.   W czasie krótkiej rozmowy minister Chyliński chwalił się, że jakiś polski inżynier wymyślił silnik samochodowy podobny do silnika Wankla, a inna polska fabryka już zaczyna robić tranzystory krzemowe, „porównywalne” do zachodnich. Jeśli nasi przywódcy mieli poczucie niższości w stosunku do Zachodu wiec ich niepewność własnych możliwości przenosiła się na masy im podległe.
No a jak upadek starego przemysłu odbywał się w USA?
Jeden z naszych kolegów spędził rok w USA, w Chicago na zaproszenie swego syna. Naocznie obserwował upadek starego amerykańskiego przemysłu, który był równocześnie zastępowany przez nowo powstające zakłady, poza centrum miasta. Uważał, że model amerykański mógłby zostać skopiowany dla Polski. Przyjrzyjmy się, zatem bliżej, co się stało w Ameryce i to nie z powodu przemian ustrojowych, socjalizm względem kapitalizmu, ale w ramach samego kapitalizmu. Olbrzymia większość  amerykańskich przedsiębiorstw jest finansowanych przez kredyty bankowe. Jeśli koniunktura na rynku spada, jak np. cena ropy na świecie, to firmy wydobywające ropę, jeśli nie maja własnych dużych oszczędności, bankrutują. Bankructwo może być wywołane wieloma przyczynami, z których tylko niektóre są spowodowane błędami inwestycyjnymi managerów.  Wiele z tych bankructw jest spowodowane nagłym skokiem technologicznym, na który dana firma nie jest przygotowana. W elektronice pojawienie się płaskich telewizorów spowodowało nagłe zamkniecie wszystkich zakładów produkujących telewizory, które opierały się na lampach kineskopowych. W USA firmy elektroniczne produkujące telewizory zostały zamknięte i nie zbudowano nowych, nawet takich, które by produkowały płaskie telewizory. Płaskie telewizory zaczęto więc sprowadzać z Japonii i Korei Południkowej wykorzystując istniejącą już sieć dystrybucji telewizorów kineskopowych.  Wielkie firmy elektroniczne i elektryczne jak np. General Electric, przewidując, że nie będą mogli konkurować ceną w produkcji telewizorów lub odbiorników radiowych, od dawna zmodyfikowały swoje inwestycje i zajęły się także bankowością i ubezpieczeniami. Owszem na peryferiach miast widzi się nowo powstające zakłady, z których tylko niektóre są zakładami produkcyjnymi. Głownie są to centra dystrybucji produktów importowanych z Chin.  W miastach natomiast jest rozkwit różnego rodzaju budynków biurowych i wieżowców dla banków i przedsiębiorstw ubezpieczeniowych.  W sumie produkcji jest coraz mniej a biurokratów coraz więcej. Ameryka weszła w fazę post-przemysłową. Co więc się stało więc z klasą robotniczą, która zajmowała się produkcją? Rząd zdając sobie sprawę z zagrożenia dla ładu społecznego przez rzeszę bezrobotnych, stworzył, więc całą sieć świadczeń socjalnych, które umożliwiają godziwą egzystencje bez wysiłku związanego z regularną praca. I tak np. następujące stany USA, mają więcej ludzi na różnego rodzaju zasiłkach niż pracujących.
California
New Mexico
Mississippi
Alabama
Illinois
Kentucky
Ohio ( mój  Stan)
New York
Maine
South Carolina 
Po podliczeniu wartości zasiłków i porównaniu tych wartości z przeciętna sumą zarobków amerykańskiego pracownika wychodzi, że dochody ludzi objętych zasiłkami kształtują się na poziomie $40  na godzinę, natomiast średnia płaca pracownika amerykańskiego wynosi $30 na godzinę.  Nic więc dziwnego, ze domy handlowe i restauracje poszukują pracowników a do pracy brakuje chętnych. Wygląda na to, że po prostu ludzie w USA nauczyli się dobrze kalkulować.
Jeśli jest tak źle w USA, to dlaczego nam jest tak dobrze?
Luksusowe restauracje są pełne. Ludzie kupują więcej wielkich samochodów terenowych i półciężarówek. Po postu rząd USA pokrywa koszty drukując dolary, wypuszczając obligacje, które kupują inne kraje, głownie produkujące ropę  ale i Chiny, Japonia itd.  jako walutę rezerwową. Dolar więc zastąpił złoto, które ma ten mankament, że nie można go dowolnie pomnażać. Za pożyczone pieniądze importuje się więc różnorodne dobra z Chin i innych krajów, które na rynku amerykańskim są dużo tańsze gdyby były produkowane w USA.  W sumie standard życiowy w USA jest za wysoki w stosunku do wydajności (produkcyjności)  własnej populacji.
Jak długo tego rodzaju polityka jest możliwa, nie wiadomo. Dla zabezpieczenia amerykańskiego dolara, „jako wartości rezerwowej”, USA ma największą armie na świecie i związane z tą armią wydatki. Zakusy na podważenie pozycji dolara na rynku światowym ma Rosja i Chiny. Zobaczymy czym się to starcie skończy? Jak długo Stany Zjednoczone będą zdolne utrzymać dominacje dolara i związaną z dolarem wysoką stopę życiową? Nadzieje, że model amerykański mógłby być zastosowany w Polsce są płonne.  Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę, że każdy  system ekonomiczny, łącznie z amerykańskim kapitalizmem,  ma swoje wady i możliwości bankructwa. My w USA, żyjemy nie tylko za pożyczone pieniądze ale pod groźbą, że sam raj ekonomiczny jaki nasz Rząd i jego otoczka bankowa nam stworzył ma ograniczony czas życia.
Jan Czekajewski
Jan Czekajewski
Polskie Iluzje
Iluzji politycznych Polacy mają wiele a w miarę upływu czasu ilość ich rośnie. Nie sięgając dalekiej przeszłości zastanówmy się nad niektórymi,
Ostatnio z powodów kalendarzowych Polacy w rezonansie z polską prasą i TV, ubolewają nad jakoby zdradą jaką Polskę i Polaków spotkała ze strony „zachodnich aliantów” czyli USA i Wielkiej Brytanii, w czasie konferencji w Jałcie  w dniach 4 do 11 Lutego, 1945r.  W czasie tej  konferencji oddano ZSSR tereny polskie tereny wschodnie zgodnie z kiedyś proponowaną, po pierwszej wojnie światowej, tak zwaną   Linią Curzona na Bugu.  Polacy z perspektywy 70 lat uważają, że zostali zdradzeni przez sojuszników.
Cokolwiek „zachodni alianci” by powiedzieli w czasie tej konferencji, to decyzja o podziale Polski a właściwie przesuniecie jej na zachód, kosztem Niemiec, była przesądzona przez sytuację na frontach. Armie sowieckie już okupowały Polskę i z pomocą rodzimych ubowców likwidowały opozycję. W końcowej fazie wojny światowej  Polska przestała być ważna.
Dla Anglii atak hitlerowskich Niemiec na ZSSR był zbawieniem w ostatniej minucie.  Później dla USA ważniejsza była współpraca ZSSR w rozprawieniu się z Japonią, niż to czy Polska będzie, czy nie będzie pod sowieckim wpływem.  Zresztą inne kraje Europy Wschodniej podzieliły losy Polski.  System komunistyczny, albo raczej sowiecki jaki ZSSR wprowadził w Polsce, spowodował wiele strat zarówno wśród najbardziej żywotnej części polskiej inteligencji jak i zacofania gospodarczego kraju, które do dzisiaj Polska nie może odbudować. Z geograficznego puntu widzenia Polska jednak zyskała na przymusowym przesiedleniu na Zachód. Pozbycie się terenów, które dzisiaj należą do Ukrainy, Białorusi i Litwy wyszło Polsce na korzyść.  Teraz Polacy mogą się uśmiechać pod wąsem z powodu kłopotów, jakie Rosja ma z Ukrainą.  Zachodnia Ukraina w ramach powojennej Polski byłaby wieczną kością niezgody i waśni. Nawet okrojona Ukraina a właściwie Ukraińska Powstańcza Armia (UPA)  prowadziła w latach 1945-47 walkę z komunistyczną Polską  o skrawek terenu w Bieszczadach. Polska dzisiejsza jest etnicznie silniejsza, jako że nie ma w swym składzie mniejszości narodowych, które przed rokiem 1939 były wiecznie niezadowolone z życia w Polsce z dominującą przewagą Polaków.
Co prawda ja,  jako wychowanek  PRL-u mający zakodowaną niechęć do systemu sowieckiego, którego zbrodnie w Polsce są mi znane, uważam, że polski rząd w Londynie i podziemna opozycja w Polsce  byli w błędzie licząc na trzecia wojnę światową, jako drogę do wyzwolenia Polski.  Komunistyczny rząd w PRL-u w miarę upływu lat na skutek biernego oporu społeczeństwa zmuszony został do ustępstw i jak dowcip głosił, „w polskim baraku w „Obozie (koncentracyjnym)  Pokoju” żyło się najweselej”.    Na szczęście Trzecia Wojna Światowa nie wybuchła, gdyż z Polski i Polaków zostałyby jedynie zgliszcza i mogiły.  Równowaga w broni atomowej, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, zmuszała zapaleńców do refleksji. Jak wiadomo ZSSR posiadał już bombę atomowa w roku 1949, czyli w cztery lata po drugiej wojnie światowej.
Rozpad ZSSR i całego „Obozu Pokoju” odbył się bezkrwawo na skutek obsesji władzy na Kremlu  Marksizmem-Leninizmem i jego idiotycznym modelem ekonomicznym z centralnym planowaniem.  Nagle tak zwane Republiki ZSSR stały się samodzielnymi państwami i Ukraina stworzona przez Stalina z ziem dawniej w granicach Polski, Rumunii i Rosji, stała się niezależnym państwem. Nowa „putinowska” Rosja ma na zachodniej granicy wrogie im państwo składające się z Ukraińców grawitujących ku Unii Europejskiej i Ukraińców, a właściwie Rosjan którzy są niechętni do życia we wspólnocie z rządem w Kijowie. Bratobójcze walki we Wschodniej Ukrainie utrwalają tą niezgodę i oddalają możliwość kompromisu. Podział Ukrainy jest chyba konieczny, aby zapobiec dalszemu rozlewowi krwi i rozszerzenia się konfliktu na kraje ościenne, głównie Polskę. Pokojowy podział Czechosłowacji na Czechy i Słowację winien być dla Ukrainy przykładem.  W tym momencie wraca sprawa, nazywana dzisiaj „Kompromisem w Monachium” do jakiego doszło 30 września 1938 miedzy Chamberlainem i Hitlerem, w czasie którego Chamberlain zgodził się na oddanie Sudetów Czeskich Hitlerowi i cofnął swe poparcie dla rządu czechosłowackiego, który się gotował do walki. Rok później Hitler wydal wojnę Polsce i konsekwencje tej wojny wszyscy znamy. Mówiąc o Monachium i Hitlerze, niektórzy z wojennych zapaleńców zarówno w Polsce jak i w USA porównują Putina do Hitlera i Umowy w Mińsku do Umowy z Hitlerem w Monachium.  W sumie takich fotelowych generałów, jak można by ich nazwać, świerzbi ręka albo tyłek, aby rozprawić się z Rosją, którą uważają za agresora.
Wgląda na to, ze jedynym oponentem w rządzie amerykańskim do rozszerzenia wojny na Ukrainie jest sam prezydent Obama, który mimo nacisków jest przeciwny wysłaniu na Ukrainę ofensywnego uzbrojenia w postaci rakiet przeciwpancernych, helikopterów i instruktorów, którzy nauczą Ukraińców jak się taką bronią posługiwać.  Obama boi się, że lokalny konflikt na Ukrainie może wciągnąć US i NATO do dużej wojny z Rosja. Powstaje pytanie, czy  taka wojna jest w interesie  US  i jakie będą jej koszty?  W chwili obecnej US jest zaangażowane militarnie  na Środkowym Wschodzie i w Afganistanie. Na dłuższą metę Chiny naciskają na kraje pobliskie, takie jak Wietnam czy Filipiny, z zamiarem kontrolowania ich wód terytorialnych.  Wgląda na to, że Chiny chcą wypchnąć Stany Zjednoczone z Pacyfiku i stać się dominującym mocarstwem w tamtym rejonie. Ze strategicznego punktu widzenia Chiny są ważniejszym przeciwnikiem dla US niż Rosja i jej zaangażowanie na Ukrainie.
Do tego wszystkiego, US ma kłopot ważniejszy niż zbrojne konflikty, z którym wiadomo jak sobie radzi, albo raczej nie radzi. Problem jest ekonomiczny i polega na dominacji dolara, jako tak zwanej waluty rezerwowej. Zaletą takiej waluty, jest możliwość „bezkarnego” drukowania pieniędzy (dolarów) w postaci obligacji pożyczkowych, które kupują różne kraje z Chinami i Japonią włącznie. Taka sytuacja istniała od roku 1971, kiedy to Prezydent Nixon unieważnił wymianę dolara na złoto, co spowodowało zastąpienie złota papierowym dolarem.  Ostatnio jednak szereg krajów, ale głównie Chiny i Rosja chcą obalić ten system i handlować miedzy sobą we własnych walutach.  Jeśli rola dolara, jako waluty rezerwowej zostanie podważona, to trudno nam będzie prowadzić kosztowne wojny bez podwyższenia podatków. W konsekwencji nasz standard życiowy zostanie obniżony i można się spodziewać społecznej rebelii. Tego na pewno obawia się nasz rząd i robi wszystko, aby uniemożliwić próby podważenia dolara, jako waluty rezerwowej.
Następne pytanie jest, czy frakcja w rządzie US, która pali się do wojny z Rosja, wymusi taka wojnę, w ramach NATO, na Obamie? Z uwagi na bliskość terytorialną, Rosja ma dużą przewagę nad US w konflikcie na terenie Ukrainy.  Jeśli wojna z Rosją wybuchnie, to Polska będzie krajem, który poza samą Ukrainą, ucierpi najwięcej. Czy Polska jest gotowa do takiej ofiary w ludziach i zrujnowanych miastach?  Jak zwykle w każdej wojnie, przeciętni ludzie nie będą mieli wiele do powiedzenia. O nich kilkadziesiąt lat później będzie się mówiło, że Polacy walczyli i umierali za „Słuszną i Szlachetną Sprawę”, albo „Za Naszą i Waszą Wolność”.
Niebezpieczenstwa wynikajace z  wojny na Ukrainie
„Niebezpiecznym jest uważać, że ekonomiczna współzależność, jądrowy arsenał i międzynarodowe sojusze zabezpieczą nas przed tragedia, jaka może być skutkiem zamieszek na Ukrainie”. Napisal Niall Ferguson, profesor historii z Uniwersytetu Harwardzkiego
W dniu 28 lipca przypada stulecie wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, która pochłonęła około 40 miliony ofiar, i która stała się przygrywką do następnej wojny, która pobiła rekord pierwszej mordując około  70 milionów, głownie bezbronnych cywilów. Przede mną leży mała książeczka, notatnik mego ojca Franciszka Czekajewskiego, ktory nosił go w kieszenie na froncie w czasie służby w armii rosyjskiej cara Mikołaja Drugiego. Notatnik ma około 50 stron i jest pisany kursywa którą trudno odczytać, gdyż tekst jest wyblakły. Pierwsza strona ma datę 21 luty 1916 roku a końcowe zapiski mają datę z roku 1917r. Część zapisków jest po polsku a część, szczególnie adresy, znajomych i rodzinny jest w języku rosyjskim. Na pierwszej stronie widnieje podpis właściciela jako felczera weterynarii drugiego szwadronu  Huzarów Jelczańskich. Wojnę memu ojcu udało się przeżyć gdyż, kiedy wojna wybuchła był już żołnierzem z czteroletnim stażem i pewnym doświadczeniem jak unikać niebezpiecznych dla życia sytuacji. Ojciec opowiadał jak na stacji kolejowej w Kijowie, uniknął frontowej jatki robiąc zakup gorącej wody na herbatę, tak zwany po rosyjsku „kipiatok” ( wrzątek). Tak długo mu ten proceder zajął, aż podciąg wiozący go na front uciekł mu z przed nosa. Wtedy natychmiast udał się do policji wojskowej z prośbą na zatrzymanie pociągu, co nie było możliwe. Ojciec wiedział, że żołnierze, których złapano albo się zagubili w Kijowie nie odsyłano na front tylko do nowo formujących się dywizji na zapleczu. Prawdopodobnie ten zabieg uratował mu życie. Druga sytuacje, którą ojciec opisuje krótko w notatniku była kontuzja, wstrząs mózgu spowodowany przez wybuch pocisku artyleryjskiego. Życie uratował mu polski Żyd, który był lekarzem wojskowych i który go odesłał do Petersburga na rekonwalescencje specjalnym pociągiem sanitarnym ufundowanym przez damy dworu cesarskiego.  Przed wyjazdem do Polski, ojciec mój pracował, jako sekretarz, w polskim konsulacie w Petersburgu i wspominał, że wtedy konsulat dawał wizy do Polski, każdemu który umiał powiedzieć „ Dzień dobry
Tutaj czytelnik może mi zadać uzasadnione pytanie, co wspomnienia z przed stu laty maja do sytuacji dzisiejszej, szczególnie na Ukrainie.
Zbieżność wypadków z przed stu laty, kiedy to Rosja Carska była przedmiotem niemieckiej agresji w ramach ich filozofii „Drang nach Osten” ( Parcie na Wschód) i walk miedzy popieranymi przez NATO i EU wojskami rządu w Kijowie a rosyjskimi separatystami narzuca obawę, że lokalne, jakby się wydawało, zamieszki mogą przerodzić się w wielką wojnę.  Niestety znając historię początków pierwszej i drugiej wojny światowej traci się zaufanie do ludzi, którzy stoją na czele rządów i jakoby mają pełną kontrolę nad biegiem wypadków. Niestety większość ludzi w Stanach Zjednoczonych uważa, że ludzie na czele rządu są mądrzejsi od nas przeciętnych obywateli, gdyż „oni” mają dostęp do tajnych informacji, których z powodu tajemnicy państwowej my nie znamy.
Niestety, jeśli się pamięta argumenty uzasadniające dwie duże wojny ostatniej dekady, w Afganistanie i w Iraku, to okazały się one błędne lub fałszywe. Czy możemy wierzyć, że tym razem nasze zaangażowanie w konflikt na Ukrainie jest w interesie Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o Polsce. Czy ten konflikt zagraża w jakiejś mierze naszej amerykańskiej egzystencji?
Słuchając komentarzy w National Public Radio (Narodowe Radio Publiczne)  stało się dla mnie jasnym, że walki na Ukrainie nie są walkami miedzy separatystami  i armią ukraińską reprezentowaną przez rząd w Kijowie, ale wojną przez pośredników między Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Szukanie winnych wśród separatystów czy ukraińskiego rządu w Kijowie jest źle ukierunkowane. Można by powiedzieć, że w tym wypadku fakty są drugorzędne. Amerykańskiego porzekadło „ Do not confuse me with facts” ( Nie mąć mi w głowie faktami) doskonale określa tą sytuację.
W Financial Times, z datą 2 sierpień, 2014,  czytam artykuł Niall Ferguson’a, profesora historii na Uniwersytecie Harwardzkim, pod tytułem „ In history’s shadow” ( W cieniu historii) opisujący konflikt na Ukrainnie i analizę tego konfliktu z punktu widzenia 100 letniej rocznicy wybuchu pierwszej wojny światowej. W większości zgadzam się z tym artykułem opisującym  zagrożenia, które mogą doprowadzić do światowego konfliktu, aczkolwiek , autor opisując je używa terminologii, albo raczej frazeologii podobnej do tej jaką używali propagandziści komunistyczni w PRL-owskiej Trybunie Ludu czy sowieckiej „Prawdzie”.  Z ta różnicą, że w sowieckiej propagandzie idealnym systemem politycznym i ekonomicznym był socjalizm w wydania sowieckim, natomiast dzisiaj w demokratycznej prasie, „socjalizm” został zastąpiony „demokracją” i „wolnym rynkiem” .  Tak jak kiedyś każdy, kto odważyłby się negować ideał „socjalizmu” byłby uważany za zdrajcę godnym napiętnowania, jeśli nie uwięzienia, tak dzisiaj osoba kwestionująca „demokracje i wolny rynek” w najlepszym wypadku będzie uważana za pozbawioną patriotyzmu. Autor artykułu opisując zarzewie konfliktu, streszcza go do sytuacji jak następuje: Rosja po rozpadzie ZSSR była w rękach często pijanego Jelcyna i rozkradana przez „Oligarchów”. Niemniej ówczesny liberalizm demokratyczny pozwalał na reformy. Dzisiaj Putin swoim jednowładztwem sprzeciwia się „demokratycznym” reformom, jakie chciałby widzieć „Zachód”.
 W wolnym tłumaczeniu wyjątek z tego artykułu, dotyczący sankcji nałożonych na Rosję, wygląda następująco:
„Czym większe są sankcje gospodarcze, tym bardziej Władimir Putin jest zapędzany w kozi róg. W efekcie Zachód dał mu dwie możliwości, z których pierwszą jest kapitulacja poprzez zaniechanie pomocy dla separatystów i drugą, którą jest rozszerzenie konfliktu poprzez dalsza pomoc wojskowa dla separatystów. Dla człowieka, jakim jest Putin, pierwszy wybór nie istnieje. Kryzys w lipcu 2014 wygląda jakby wykrojony z przepowiedni. Wnioskiem jaki można by wysnuć z tego kryzysu, jest obalenie wiary, że post-sowiecka Rosja  może zostać pokojowo wchłonięta w system świata zachodniego oparty na wolnych rynkach i demokracji. W najgorszym wypadku, istnieje obawa, że lokalny konflikt we wschodniej Ukrainie może przekształcić się w wielką wojnę, której celem będzie władanie nad całą Europą”.
Zdanie z artykułu w Financial Times, które pozwoliłem sobie podkreślić tłustym drukiem, daje odpowiedź na przyczyny konfliktu na Ukrainie. Otóż ci, którzy pomagają władzy w Kijowie chcieliby widzieć integracje nie tylko Ukrainy, ale i samej Rosji ze światem zachodnim w sposób pokojowy. To samo zdanie wyjaśnia, że świat zachodni jest oparty na wolnych rynkach i demokracji. Tak się składa, że pojęcie demokracji jest dość mgliste, gdyż np. w USA, ideałem jest demokracja dwupartyjna. Wolny rynek jest też oparty na dominacji dolara w handlu zagranicznym i jego funkcji, jako międzynarodowa waluta rezerwowa.  Z tego zdania wynika, że naczelnym celem konfliktu na Ukrainie jest zmiana systemu ekonomicznego i politycznego w Rosji na taki, który by odpowiadał „Światu Zachodniemu”. Jasnym jest, że Putin nie może się na to zgodzić i ma w tym poparcie 85% Rosjan. „Pokojowe” rozwiązanie tego konfliktu, w którym ścierają się dwa różne interesy jest po prostu mrzonką. Jeśli Zachód będzie rozszerzać swój nacisk na Rosję, obawiam się, że sytuacja może wymknąć się z pod kontroli i skończy się wielką wojną, którą trudno będzie ograniczyć do Europy.
Pytanie, które trzeba sobie postawić jest, czy w naszym amerykańskim interesie jest następna wojna na wielką skalę, której wyniku trudno jest przewidzieć? Niestety decyzje w tej dziedzinie nie sa w rękach przeciętnego obywatela, a może nawet samego prezydenta Obamy. Nawiasem mówiąc w dzisiejszym The New York Times z dnia 2go sierpnia, 2014 w artykule zatytułowanym „After Heated Week, President Blows Off Steam” ( Po gorącym tygodniu, Prezydent zionie gorącą parę), autorka artykułu, Julie Hirschefeld Davis, cytuje wypowiedz sfrustrowanego Prezydenta Obamy, na temat polityki zagranicznej. Prezydent Obama powiedział: „Jest dla mnie jasnym, że ludzie zapomnieli, że Ameryka jako najpotężniejszy kraj na świecie, nie jest w stanie kontrolować wszystkiego co dzieje się na tym globie”
Ani Prezydent ani autorka artykułu nie wyjaśnia, kto to są ci ludzie, którzy wierzą w niezwyciężalną siłę Ameryki. Być może, że są to ludzie, którym się wydaje, że są mądrzejsi od wszystkich innych, którzy w historii marzyli o podbiciu całego świata. Może to oni ....., .a  może to Marsjanie?
Jan Czekajewski
Szpieg Szpiegiem Pogania
Obserwując sukcesy takich autorów jak Jack Fleming, który na podstawie swoich doświadczeń, jako agenta brytyjskiego wywiadu, napisał scenariusze do filmów z James Bondem, agentem 007, postanowiłem dzisiaj sięgnąć do tego samego tematu. Aczkolwiek nigdy oficjalnie żadnym agentem, żadnego wywiadu nie byłem, ale inne wywiady, PRL-owski, Amerykański i kto wie jeszcze, jaki, za niebezpiecznego agenta mnie uważali. Wszystko zaczęło się z powodu mojego zaciekawienia życiem na “Zachodzie” i patriotycznym powrotem do Polski, ze Szwecji, w roku 1961 wbrew przekonaniom UB ( Urzędu Bezpieczeństwa), że do PRL wracają jedynie agenci kapitalizmu z zadaniem rozbicia przodującego socjalistycznego systemu.
Z dokumentów otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) dowiaduje się, że uważano mnie wtedy za agenta brytyjskiego, który wrócił do Polski aby przekazać jakieś tajne informacje swym mocodawcom na “zachodzie”.   Kilka lat później, już w Ameryce, śledzono mnie, jako sowieckiego agenta, którego zadaniem jest przesyłka strategicznie ważnych “super komputerów” do ZSSR. Była to sprawa tragi- komiczna, gdyż mój super komputer tylko z nazwy nazywał się „super” , a w rzeczywistości był to podły klon IBM-PC robiony na Taiwanie i kosztujący $400.- Dzisiaj mogę się z tego tylko śmiać, ale wtedy takie śledztwa, zarówno w PRL-u, jak i w USA mogły się skończyć więzieniem. Nic wiec dziwnego, że na podstawie własnych doświadczeń z różnymi służbami bezpieczeństwa, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, podejrzewam, że nadmiernie rozbudowane organizacje bezpieczeństwa,  zaczynają żyć własnym biurokratycznym życiem, zatrudniając coraz więcej przeciętnych ludzi, którzy chcąc utrzymać się na stanowisku będą tworzyli sztucznych szpiegów lub terrorystów. Szkoda dla społeczeństwa z ich działalności jest większa niż korzyści.
 Wniosek, jaki wyciągnąłem z mych niefortunnych przygód z organami bezpieczeństwa, jest natury ogólnej. W obu wypadkach organa te, jeśli rozrosną się do wielkich wymiarów, to naturą rzeczy jest, że z braku rzeczywistych obiektów do unicestwienia (szpiegów, terrorystów itp.) będą takich “nikczemników” tworzyć, bądź przez prowokacje, bądź bledną interpretację znaczenia naklejki „Super” na marnym komputerze z Taiwanu. Organa te podlegają tym samym prawom wielkich biurokratycznych organizacji, których celem jest ich dalszy rozrost, zwiększenie zatrudniania znajomków i pociotków  oraz, przede wszystkim, zwiększony budżet.  W totalitarnych systemach, sowieckim I hitlerowskim, Gestapo i NKVD były instytucjami nadrzędnymi. Ich celem było zastraszenie całego społeczeństwa i wykorzystanie go, jako narzędzia zbiorowego mordu. W świecie “zachodnim”, organizacje te, jak Narodowa Agencja Bezpieczeństwa i jej podobne, ciągle zabiegają o fundusze zatwierdzone przez rząd. Z bieżących informacji dostępnych w amerykańskiej prasie i TV odnosi się wrażenie, że te tajne organizacje wymykają się spod kontroli rządu.  W amerykańskim społeczeństwie zaczyna rosnąć obawa, ze został przekroczony środek ciężkości i celem tych organizacji stanie się bardziej kontrolowanie własnego społeczeństwa a mniej znajdowanie zewnętrznych i wewnętrznych wrogów.
Stało się to dla mnie jasnym, kiedy udałem się do fryzjera.  Tenże człowiek, bez prowokacji, zaczął rozmowę zbulwersowany, że tajne służby podsłuchują jego rozmowy telefoniczne. Musiałem ukryć śmiech, gdyż jedynymi rozmowami, jakie mój fryzjer przeprowadzał, były rezerwacja klientów na golenie i strzyżenia. Niemniej jednak obawy fryzjera, miały dla mnie i dla „rządu” wielkie znaczenie. Tak długo jak o podsłuchach wie niewielka grupa technokratów i dziennikarzy, no i oczywiście wszystkie wywiady świata, łącznie z rosyjskim i chińskim, amerykańskie tajne organizacje nie mają czego się bać. Jeśli jednak miliony fryzjerów i kelnerek przestanie używać Googl’a i Face Book to już stanowi zagrożenie dla państwa. Co gorzej spanikowani senatorowie mogą nie zatwierdzić następnych miliardów dolarów na kontrakty z prywatnymi tajnymi firmami konsultacyjnymi. Wtedy , tak jak mówili marksiści, „ilość zaczyna przechodzić w jakość (finansową)”.  Takie, niewinne gadanie o podsłuchach, zaczyna nabierać rumieńców zdrady narodowej.  Pytanie jest, na czym się to skończy? 
Jak podaje prasa ilość pracowników “wywiadu” w USA, dopuszczonych do najbardziej tajnych informacji wynosi, wedle New York Times, 854 tysięcy. Naiwnym jest sadzić, ze wśród tej armii ludzi nie znajdą się tacy, którzy informacje o naszym komputerowym szpiegowaniu nie przekażą naszym wrogom, albo jak Mr. Edward Snowden amerykańskiej i brytyjskiej prasie z powodów idealistycznych. Dziewiątego czerwca 2013, New York Times podaje, że NSA (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa) buduje w stanie Utah pomieszczenia o wielkości około 100,000 metrów  kwadratowych dla pomieszczenia super komputerów i personelu dla analizy danych, zebranych ze światowych środków komunikacji elektronicznej. Przy programie tak monstrualnym jak NSA, tajemnicy nie sposób uchronić.
W świetle rewelacji o potężnej amerykańskiej maszynie do zbierania informacji o zakresie globalnym, szereg innych reportaży i narzekań rządowych, że Chińczycy szpiegują nas przez Internet i wykradają tajne informacje wojskowe i przemysłowe, zakrawa na farsę.  Okazuje się, że wszyscy wszystkich szpiegują i Ameryka nie ma moralnego prawa, jakie sobie uzurpuje, krytykowania Chińczyków.
W międzyczasie, obejrzałem amerykański film dokumentarny „Detropia” (dostępny na Netflix), obrazujący upadek przemysłu motoryzacyjnego i samego miasta, Detroit, kiedyś centrum przemysłu motoryzacyjnego na świecie.  Na filmie tym pokazano dwa samochody elektryczne wystawiana na wystawie przemysłu motoryzacyjnego, jeden budowany przez  GM, w cenie $40,000, a drugi Chiński,  w cenie około $20,000. Należy pamiętać, że GM został uratowany od bankructwa przez amerykański rząd, czyli podatników.  W tymże filmie powiedziano, że w czasie ubiegłej dekady 50 tysięcy amerykańskich firm zamknęło produkcję w US i przeniosło się do Chin i Meksyku. Pracę straciło 6 milionów amerykańskich pracowników. Czyżby rozwój naszych agencji wywiadu nie jest odpowiedzią na degrengoladę naszego przemysłu wytwórczego. Nowym produktem Ameryki staje się zbieranie informacji o wszystkich i wszystkim, w myśl zasady, że od przybytku głowa nie boli a informacja taka może się kiedyś, komuś przydać.
Jeśli chodzi o wykradanie informacji technicznej z naszego przemysłu, to zarzut internetowego wykradania, blednie w porównaniu z tym, co sami Chińczykom dajemy w postaci licencji na produkty, które Chińczycy dla nas budują. Firmy takie jak Motorola, Apple czy Generał Motors od lat, legalnie inwestują w chińskie fabryki i w produkty importowane z kolei  do US. O co wiec chodzi w kampanii zastraszania Amerykanów, że ich cenne wynalazki są wykradane. Czy może chodzi o większe fundusze na większa ilość pracowników NSA i CIA i kilkudziesięciu innych „tajnych” organizacji?
Rozmawiając przez telefon, z naukowcami pracującymi dla przemysłu farmaceutycznego oraz z profesorami amerykańskich uniwersytetów, zauważam że znaczna ich część mówi z  wyraźnym chińskim akcentem. Jeśli wiec Chińczycy wykradają tajemnice z Ameryki, to jest duża szansa, ze tajemnice te zostały stworzone w USA przez rodowitych Chińczyków.
No a dlaczego Chińczycy garna się do pracy naukowej? Garna się, gdyż Amerykanie garną się do lżejszych zawodów, lepiej płatnych, jak prawo czy finanse, chociaż matematycy chińscy wykształceni na  amerykańskich uniwersytetach  coraz częściej lądują na  posadach w firmach finansowych na Wall Street. Może i tam będzie coraz trudniej znaleźć pracę Amerykanom.
A jakie to wartości mogą Chińczycy ukraść? Przed kilku laty czytałem wypowiedz wschodnio niemieckiego naukowca o badaniach naukowych w byłej DDR (Niemieckiej Republiki Demokratycznej). Okazuje się, że w jego instytucie większość pracowników naukowych było zajętych nie samodzielnymi badaniami, tylko zmuszonych do studiowana ukradzionej przez STASI dokumentacji z Niemiec Zachodnich.  Okazuje się że wydajność wywiadu wschodnio niemieckiego była bardziej szkodliwa dla ich własnych badań w Niemczech Wschodnich, niż dla ich zachodnich konkurentów.  Z moich obserwacji, jako konstruktora, wiem, że skopiowanie produktu zrobionego w innej firmie jest częstokroć bardziej trudne niż stworzenie własnej konstrukcji w oparciu o własny park maszynowy I własnych specjalistów, którzy będą znali produkt od podszewki.
W sumie zbieranie informacji elektronicznej z Internetu i z rozmów telefonicznych, nie jest sprawą dla społeczeństwa niebezpieczną. Niebezpieczeństwo tkwi, w jakości i motywach ludzi, którzy tą informację analizują, wyciągają wnioski, często błędne, kierując się motywami osobistej kariery, a nie dobrem państwa.
Pamiętacie Państwo  powiedzenie agentów sowieckiego KGB. „Człowiek jest, paragraf się znajdzie”. Dzisiaj należało by je zmodyfikować na:” Informację zbierzemy, człowiek się znajdzie”. Może nie dzisiaj, ale kiedyś..., za lat pięć, dziesięć, kiedy odnajdziemy igłę w stogu siana.
Te i podobne moje przygody z „tajnymi wywiadami”, po obu stronach żelaznej kurtyny, które ukształtowały mój punkt widzenia opisałem w mojej książce, „Do Sukcesu Pod Wiatr” dostępnej częściowo na mojej stronie: www.czekajewski.com  w części „Po polsku”. Książka ta jest także dostępna w Polsce i w USA na portalu Amazon.com .
Na zakończenie, jestem winien czytelnikom jakiś ogólny wniosek z całej, tragi-komicznej sytuacji z Edkiem Snowden.
Nerwowa sytuacja, w którą dał się wciągnąć sam Prezydent Obama, wskazuje na przeciętność ludzi, którzy nami władają. Ich ambicje wzięły górę nad istotą sprawy. Fakt, czy Edward Snowden zostanie wydany US, stał się  już drugorzędny. W gruncie rzeczy jego ekstradycja do USA, rozpali nowe namiętności nie warte świeczki ani ogarka. Jeśli jednak Edward Snowden stanie przed amerykańskim sądem, albo zginie w niewiadomych okolicznościach, to nie Edward Snowden jest  winny całej aferze, ale winna jest histeryczna reakcja amerykańskiego rządu, w trzeciorzędnej, w gruncie rzeczy,  sprawie. A może się jednak mylę? A może ludzie, którzy stoją u steru mojego państwa przewyższają mnie intelektualnie i wiedzą więcej, co w trawie piszczy? Może jednak nasza przyszłość należy nie do kraju, który coś materialnego wytwarza, ale do kraju usług, do których zbieranie informacji się zalicza? Może upadek „Obozu Socjalistycznego” był błędem miernych „sowieckich “ludzi? Może my Amerykanie zrobimy to dużo lepiej?
 Może...? Może..?
Sytuację  podobną do dzisiejszej opisał, wiele lat temu, przed wynalezieniem Internetu,  Julian Tuwim w wierszu jak poniżej:
Na ratuszu bije druga,
Na tajniaka tajniak mruga,
Na widowni i w sznurowni
I pod dachem i w kotłowni
I pod sceną i w bufecie,
Na galerii i w klozecie,
W kancelarii i w malarni,
W garderobach i w palarni
I w dyżurce u strażaka
Mruga tajniak na tajniaka...

Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
Polityczny Śmigus- Dyngus, 2013. 
Spojrzenie z USA
Wojny
W ciągu ostatniej dekady mieliśmy dwie wygrane wojny w Iraku i Afganistanie, które kosztowały chyba więcej niż amerykański trylion dolarów (polski bilion) , a wynik ich jest koślawy. Zainstalowany przez  nas marionetkowy rząd w Iraku kuma się z naszym ( i Izraela) wrogiem, Iranem i lekceważy nasze prośby aby zabronić irańskim samolotom dostarczać broń z Iranu do Syrii.  Na dodatek, wedle dzisiejszego Finacial Times, nasi jakoby sprzymierzeńcy, bojownicy islamscy w Syrii, walczący z rządem prezydenta Assada,  zjednoczyli się z terrorystyczna organizacja al-Qaeda w Iraku. Trzeba być geniuszem na miarę byłego prezydenta Gerge W. Bush’a, który jak nam widowo, „wyzwolił” Irak,  aby zrozumieć tą sytuacje.
W Afganistanie jest podobnie, a nasz sojusznik Pakistan, blokuje granice dla wywózki tysięcy pojazdów wojskowych, których alternatywą jest ich zniszczenie, albo wycofanie przez byłe republiki sowieckie, za których tranzyt ich nowi, post komunistyczni władcy każą sobie dobrze płacić. Nasz sojusznik, prezydent Afganistany, Karzai, tez ma coraz większe aspiracje i ostatnio zabronił ataków przez amerykańskie samoloty-roboty (drony) na wioski afgańskie. Ze swej strony ma swoją rację, bo każdy atak zabija  więcej niewinnych ludzi niż terrorystów, co  z kolei powoduje zwiększony nabór do szeregów Talibów.  Dzisiejszy dziennik The New York Times (z 8 kwietnia 2013 r) podaje , że dziesięcioro maleńkich dzieci  i pięć kobiet zostało zabitych w czasie jednego bombardowania.   Karzai także zdaje sobie sprawę, że gdy  Amerykanie się wycofają to będzie on skazany na laskę Talibów, którzy mogą mu darować życie ( w co wątpię) albo go powieszą na suchej gałęzi. Obawiam się, że Amerykanie nie udzielą mu azylu politycznego, tak jak nie udzieli azylu przed laty, oddanemu sojusznikowi, Szachowi Iranu. Pod tym względem Sowieci mieli lepszą metodę instalacji Demokracji Ludowych, bo ich „demoludy” przetrwały 40 lat, a nasi, demokratyczni „przyjaciele” nie mogą dociągnąć do lat dziesięciu.
W społeczeństwie amerykańskim entuzjazm do wojenki już się wypalił, bo jak 10 lat temu 90% samochodów miało naklejone plastykowe, żółte kokardki z napisem „Popieram Naszych Żołnierzy”, dzisiaj już ich nie zauważam.  Widocznie ludzie maja wątpliwość, czy warto ginąć za budowę „Demokracji na Bliskim Wschodzie”.  No a kto za te wojny zapłacił? Naturalnie Chińczycy. Nie bezpośrednio, ale pośrednio, kupując amerykańskie obligacje pożyczkowe. Gdyby kosztami tych wojen obarczyć amerykańskie społeczeństwo to wojny te nie mogłyby trwać tak długo jak trwają, bez obniżenia stopy życiowej . Na dodatek należałoby wprowadzić obowiązkowy zaciąg do armii, co by także obniżyło społeczny entuzjazm do tych wojen.  Nic dziwnego, że Prezydent Obama nie pali się do dalszych wojen, aczkolwiek skończenie tych dwu zajmuje mu więcej czasu niż obiecywał. Pytanie się nasuwa, czy Obama jest tym, który decyduje, czy tez za nim kryją się mocniejsi ludzie lub sfery, w których interesie jest kontynuowanie wojen i zbrojeń.
Ponieważ w Polsce bywam rzadko, wiec nie wiele wiem, jakie stanowisko w sprawie tych wojen ma polski rząd i społeczeństwo. Uprzednio słyszałem, że Polacy mieli nadzieję na jakieś duże kontrakty olejowe, czy zbrojeniowe od nowego rządu w Iraku z wdzięczności za wyzwolenie. Wygląda na to, że nadzieje te spaliły na panewce. A w Afganistanie? Nie wiem, na jakie interesy może liczyć Polska w Afganistanie? Oczywiście, jako sojusznicy amerykańscy w NATO, może w końcu Polacy zaskarbia sobie wjazd do „krainy miodem i mlekiem” płynącej na zasadzie bezwizowej. Niestety, część naszych senatorów jest przeciwna bezdewizowemu napływowi Polaków, wśród których ukrywają się, jakoby, „terroryści”.  Czyżby były nimi religijne fanatyczki w postaci  „moherowych beretów” z PiSu?
Emigracja
Emigracja, albo imigracja do Stanów Zjednoczonych jest przedmiotem niekończących się sporów międzypartyjnych. Naszym partiom zależy bardziej na glosach nielegalnych Meksykanów, niż na dobru kraju. Zaraz po Drugiej Wojnie Światowej, władze rozumiały, że wojna została wygrana  z powodu siły przemysły i innowacji. Radar, maszyna do łamania szyfrów, Enigma, w której Polacy mieli swój udział i w końcu bomba atomowa zdecydowały o wygranej. Dlatego też, zaraz po wojnie przymykano oczy na import specjalistów niemieckich, którzy pracowali w czasie wojny dla Hitlera. Typowym przykładem był Dr. Wernher von Brown, wynalazca rakiety V2, który awansował w USA do stanowiska dyrektora programu kosmicznego, Apollo i był współodpowiedzialny za wysłanie Amerykanów na księżyc.  Rozumiano wtedy, że gdyby nie wypędzenie albo zamordowanie naukowców pochodzenia żydowskiego, Hitler miałby własną bombę atomową i wygrałby wojnę.  Sukcesy Ameryki w latach powojennych były w dużej mierze, sukcesami względnymi, z powodu dewastacji przemysłu konkurentów w Europie i Azji .  Przemysł Niemiec, Japonii i reszty Europy leżał w gruzach.  Sowieci mieli co prawda własne bomby atomowe, ale ich przemysł, poza wojskowym, był zacofany. Chiny się nie liczyły, jako konkurent.  W miarę upływy czasu sytuacja się zmieniła. Nasi konkurenci odbudowali swoje przemysły, często z nasza pomocą.  Sukces uderzył Amerykanom do głowy. Przemysł finansowy, czyli banki i im pokrewne instytucje finansowe przejęły wiodącą rolę w kraju. W ich interesie wyeksportowano, zrazu fabryki, a ostatnio nawet badania naukowe do krajów o niższych kosztach produkcji.  W konsekwencji dzisiejszy amerykański przemysł wytwórczy stanowi jedynie 12% dochodu narodowego a w nim 80%, podobnie jak w Sowietach, stanowi przemysł wojskowy. Naukowcy i inżynierowie stali się mniej potrzebni.  Potrzebni natomiast są robotnicy rolni do zbierania sałaty i winogron w Kalifornii a także do opieki nad starzejącą się ludnością. Kucharze są także wysoko w cenie! Dlatego tez przez dziesiątki lat przymknięto oczy na napływ nielegalnych, nisko płatnych robotników z Meksyku.  Mamy ich dzisiaj ponad 11 milionów.  Dla pozoru, aby stworzyć wrażenie, że kontrolujemy nielegalną imigrację, zaczęto robić trudności wizowe Polakom. Ostatnie dyskusje międzypartyjnej komisji do spraw imigrantów (tak zwanej komisji  JOLT) stanowią przykład preferencji dla nisko wykwalifikowanych robotników rolnych i usługowych, nadając im specjalna kategorie „W” ( workers). No a co z naszym bezrobociem, którego wielkość jest fałszywie oceniana na 7,6 % a w rzeczywistości jest może 15% lub 20%, jeśli policzymy tych, co są jakoby chronicznie nie zdolni do pracy albo przestali szukać pracy w swoim zawodzie, gdyż ich fabryki wyeksportowano do Chin albo Meksyku?  Ludzie ci mogliby pracować na roli albo w niskopłatnych usługach. Niestety taka praca jest poniżej „arystokratycznych” wymagań większości Amerykanów. Oni wola brać rządowe zasiłki niż kalać się ciężką pracą. Rząd zdaje sobie z tego sprawę, więc unikając rewolty kontynuuje politykę imigracji neo- niewolników, dając im wizy „W”, którzy przynajmniej w pierwszym pokoleniu, ciężką pracą nie będą się brzydzić.  Czytając emigracyjny dziennik  Nowy Dziennik z  środy 3 kwietnia,  dowiedziałem się interesującego szczegółu o biurokracji w sprawie przyznawania  tak zw. Zielonej Karty. Otóż jedna z kilku grup aplikantów jest zarejestrowana pod numerem IV-A .Są to „pracownicy religijni”. Ich podania rozpatrywane są od ręki. Natomiast podania członków rodzin obywateli USA, są rozpatrywane, średnio po 10 latach.  Jakie dyplomy mają przedstawić Pracownicy Religijni, aby dostać zielona kartę? Czy odnosi to się wyłącznie do księży, a jeśli tak to, jakiego wyznania? Czy siostry zakonne się kwalifikują?  Ponadto drażni mnie pytanie, czy mułłowie mahometańscy tez się do takiej preferencyjnej grupy zaliczają? Jeślibyśmy mieli armie religijna gotującą się do nowej wojny, to bym rozumiał zwiększenie zapotrzebowania na kapelanów koniecznych do zagrzewania ducha przed bitwą i ostatnich namaszczeń po bitwie, ale w armii bezwyznaniowej i skomputeryzowanej kapelani nie są konieczni. Koalicja senatorów , nazywana czasami „gangiem ośmiu”, w sprawie wiz dla niewykwalifikowanych robotników, pomija konieczność ułatwień wizowych dla wysokokwalifikowanych specjalistów. Wskazuje to, że dobro kraju jest dla nich drugorzędne. Jedynie glosy wyborców, którzy im zapewnia kontynuację intratnych, politycznych stanowisk, się liczą.
No cóż więcej nadaje się do reportażu na nasz Prima Aprilis?
Może coś o „wiosnach arabskich”?
Z tymi arabskimi wiosnami mamy pewien problem.  Rewolty przeciwko satrapom miały się ukazywać na wiosnę, a potem ciągnęły się latem i zimą.  Więc nie zasługują na miano „wiosny arabskiej”. Czytając prasę amerykańską ma się wrażenie, że rewolty te uczynią kraje arabskie bardziej demokratyczne ,na nasza modłę, a przez to łatwiejsze do kontroli. Niestety po obaleniu dyktatorów okazało się, że nie bardzo jest, z kim rozmawiać. Młodzi ludzie włączyli się do rewolucji licząc na natychmiastowa poprawę ich bytu, ale okazuje się, że z próżnego trudno nalać. Kraje te są pozbawione przemysłu i jedynie w niektórych z nich dochody pochodzą z wydobycia i eksportu ropy naftowej. Ludzie, którzy objęli władze w tych krajach, głownie fanatyczni Muzułmanie, bynajmniej nie są Ameryce przyjaźni.  Sytuacja jest , jak by to powiedzieć „rozwojowa”. Czym to się skończy nie wiadomo? Wiadomo jednak , że Ameryce te globalne interwencje nie wyjdą  na zdrowie.  Może ktoś kiedyś otrzeźwieje i zrozumie, że całego świata się nie da kontrolować? Niektórzy to samo próbowali nawet niedawno, ale o katastrofie systemu Sowieckiego już się nie pamięta, albo wygodniej zapomnieć.
Czy wiec w Ameryce jest tak źle, ze nie może być gorzej? Bynajmniej, ponieważ zagraniczne fundusze pchają się do nas drzwiami i oknami. Widocznie wszędzie indziej jest jeszcze gorzej.
Na tym optymistycznym stwierdzeniu moich czytelników, serdecznie, dyngusowo, olewam.
Jan Czekajewski
janczek@aol.com
Przy okazji tego reportażu autor zachęca do przeczytania jego książki: „Do Sukcesu Pod Wiatr” , wydanej w Polsce , a także w języku angielskim pod tytułem: „Musings of a Rebellious Emigrant” (www.Amazon.com)

Jan Czekajewski
Nabieranie Amerykanow na cienki drucik
Nabieranie Amerykanów na cienki drucik z przynętą zwaną QE1,QE2 i QE3
Kiedy poproszono mnie o napisanie kolejnego artykułu o stanie amerykańskiej ekonomii powiedziałem, że do dobrego artykułu musze mieć natchnienie. Natchnienie w moim zrozumieniu to nie jest błogi stan duszy konieczny romantycznym poetom do napisania poematu, ale wrząca złość, że mnie amerykańskie media i dwupartyjny rząd uważają za głupola lub pomyleńca.
 Otóż dzisiaj takie natchnienie, albo wkurzenie, miało miejsce, kiedy w The New York Times przeczytałem, że problemem trapiącym amerykańską ekonomia, jest brak kredytu. Gdyby tylko banki pofolgowały sznurek, który wiąże ich sakiewkę i pożyczyły ludziom pieniądze, to nasza ekonomia odbiłaby się od dna i rozkwitła wieloma kolorami tęczy.
Wtedy ludzie, którzy nie mogą związać końca z końcem, pracując na dwu etatach, nagle zaciągną kolejną pożyczkę na zakup nowego domu. Mali przedsiębiorcy, którzy nie maja pomysłu na produkują czegoś  wartego sprzedaży nagle rozwiną reklamę rzeczy wątpliwej wartości , jak promocja jeszcze jednej kliniki pięknych paznokci ,odchudzania , upiększania albo lepszego poczucia .  Tego rodzaju niefrasobliwa filozofia łatwych pieniędzy, „drukowanych” na komputerach rządowych pod kryptonimem QE1,QE2 i ostatnio QE3  ma miejsce dzisiaj, zaledwie w cztery lata od momentu, kiedy krach nieruchomości spowodował bankructwo  milionów  ludzi, których nie było stać na spłatę pożyczek zaciągniętych ponad ich możliwości spłaty. Ludzie ci często wyprowadzali się w nieznane, oddając klucze do banku. Powstała nawet nowa nazwa na listy takich desperatów adresowane do banków. Listy takie z zawartymi w nich kluczami od opuszczonych domów nazywano, „pobrzękującymi”.
Jeśli tak dalej pójdzie, to kraj nasz stanie się krajem czyścicieli butów, w którym będziemy sobie wzajemnie polerować buty, aczkolwiek ze wzrostem popularności tenisówek przyszłość tego zawodu stoi także pod znakiem zapytania.
Aby tego było za mało, kolejną inspiracją był dla mnie artykuł w miesięczniku „Foreign Afers” (Polityka Zagraniczna) „wybitnego” profesora  Steven N. Kaplan z Uniwersytetu w  Chicago. Tytuł tego artykułu jest „The Real Story Behind Executive Pay” (Prawdziwa Opowieść o Wynagrodzeniu Dyrektorów).
Prof. Kaplan, który poza biznesem wykłada także przedsiębiorczość i finanse, uzasadnia, że nasze uprzedzenia do bankierów nie maja podstaw, gdyż wynagrodzenia dyrektorów wielkich, międzynarodowych przedsiębiorstw nie są wcale dużo mniejsze. Kulminacją mojej twórczej dziennikarskiej pasji było Profesora Kaplana uzasadnienie, że zmniejszenie wynagrodzenia bankierów spowoduje odpływ talentów? A gdzie te „wybitne” talenty miały by odpłynąć? Czy do Europy, w której te talenty narobiły szkody porównywalne, albo nawet większe, niż w US ? A może do Singapuru, lub Hong-Kongu?  Tam już maja własnych utalentowanych bankierów z chińskim rodowodem. Po zatem w Singapurze klimat jest gorący i wilgotny i wypluwanie gumy do żucia na chodnik jest karane, nie mówiąc już o narkotykach i marihuanie. Wyraźnie Prof. Steven Kaplan napisał ten artykuł na zlecenie jego mocodawców, bankierów, którzy finansują jego pseudo naukowe artykuły, licząc na ogłupienie opinii czytelników, jakoby poważnego, liczącego się czasopisma.  Nawiasem mówiąc w tymże numerze, Foreign Affairs, Maj/Czerwiec 1913, wiodący artykuł stanowi wywiad z polskim ministrem spraw zagranicznych, Radkiem Sikorskim pod tytułem: „The Polish Model. A Conversation with Radek Sikorski”. W tym miejscu artykułu tego nie będę dyskutować, jako że żyjąc od 40 lat w US, nie mogę zabierać głosu na temat polskiej polityki zagranicznej.
Dlaczego wiec amerykańskie banki nie dają pieniędzy przedsiębiorstwom, które produkują rzeczy potrzebne i nieodzowne? Może, dlatego że te przedsiębiorstwa już od dawna wyprowadziły się do Chin i innych krajów, gwarantujących im większe zyski. Ostatnio w prasie amerykańskiej czytamy alarmujące wypowiedzi ze sfer rządowych i wojskowych, że Chińczycy u nas szpiegują. Obawiam się, że korzyści dla Chin z ich szpiegowania, są coraz mniejsze, jako że coraz mniej mamy wartościowych rzeczy do wykradzenia. Wielkie firmy takie jak General Electric, General Motors, Motorola, Apple itp. Zupełnie legalnie przekazują amerykańską technologię do ich chińskich fabryk. W fabrykach tych setki tysięcy Chińczyków uczy się używać i kopiować amerykańską technologię. Kilkaset tysięcy studentów z Chin studiuje nauki ścisłe, inżynierię, fizykę i matematykę na amerykańskich uniwersytetach. Tylko w roku 2013 , 200,000 nowych studentów zaczęło studiować w US. Ludzie ci, po ukończeniu studiów, mają trudności z uzyskaniem wizy pobytowej w US i wracają do Chin, gdzie są wykorzystywani, jako nasi konkurenci.
Bez studiujących Chińczyków, wydziały, inżynierii, matematyki i fizyki na uniwersytetach amerykańskich musiałyby się zamknąć w 80%. Chińczycy także zaczynają przejmować wiodącą role, jako uniwersyteccy profesorowie i badacze w dziedzinach nauk ścisłych.
A co studiują młodzi, zdolni Amerykanie?  Oni studiują administrację biznesu, medycynę lub prawo.  A co robią mniej zdolni, albo bardziej ubodzy? Oni studiują „nauki” o dyskryminacji mniejszości rasowych lub kobiet o innej orientacji seksualnej.  Po takich studiach absolwenci znajdują pracę, jako taksówkarze, są kelnerami i ścinają trawniki. Ci najszczęśliwsi budują drewniane domy, kupowane przez ubogich Amerykanów, za pożyczki, których nie są w stanie spłacić. Czy mogłoby być inaczej? A no mogłoby być tak jak jest w Niemczech, gdzie około 50% uczniów szkol średnich uczy się w szkołach zawodowych. Szkoły te przygotowują wykwalifikowanych pracowników dla niemieckiego przemysłu wytwórczego. Ten przemysł stanowi o zdrowiu gospodarki niemieckiej. Niemcy są jedynym krajem w Europie, który ma dodatni bilans handlowy. US ma deficyt w handlu zagranicznym, każdego roku, począwszy od roku 1984. W US, tylko 0.3% uczniów szkol średnich uczy się w „zawodówkach”.  W interesującym artykule, Edward’a Luce w brytyjskim dzienniku, Financial Times , z 15 kwietnia 2013r. pod tytułem: „Why the US is looking to Germany for answers”  ( Dlaczego US szuka odpowiedzi  u Niemców) pisze, że niemiecka firma Siemens, która ostatnio zbudowała fabrykę w North Carolina (US) miała zapotrzebowanie na 50 pracowników. Zgłosiło się 2,000, ale tylko 10% przeszło przez podstawowy test kwalifikacyjny. Wniosek jest jasny, nasi młodzi ludzi studiują za, zwykle pożyczone, pieniądze, tematy, na które nie ma zapotrzebowania, wynagrodzenia ani pracy.
 Czasami sobie myślę, ze istnieje podobieństwo miedzy „szlachecką” mentalnością większości Polaków i dzisiejszych młodych Amerykanów. Piszę „dzisiejszych”, gdyż kiedyś, lat temu 50, w Ameryce tego nie było. Znam takich inżynierów -wynalazców, dzisiaj już na emeryturze, którzy nigdy na uniwersytet nie uczęszczali i są inżynierami bez dyplomu.  Zawodu nauczyli się w pracy. Niektórzy zostali nawet milionerami i założyli własne firmy. W XIX wieku, zubożała polska szlachta zamiast zająć się praktycznym zajęciem, stworzyła klasę gryzipiórków. Dzisiejsi młodzi Amerykanie nie garną się do zajęć technicznych, które uważają za podrzędne.  Potrzeba będzie pokolenie ich powszechnego bezrobocia, aby zmienić tą mentalność.
O podobnych problemach w Polsce, napisałem we własnych wspomnieniach, które się ukazały się ostatnio drukiem pod tytułem: „ Musings of rebellious emigrant”. Ja, na szczęście, od dziecka lubiłem „majsterkować”. Nawet doktorat otrzymałem „psim swędem” w Szwecji, nie na podstawie głębokich studiów, ale za całokształt mej wynalazczej pracy w dziedzinie przyrządów naukowych. Obawiam się, że w Polsce nie byłoby to możliwe.
Jan Czekajewski

Kto tu (w Ameryce) rządzi?
Przypomniał mi się stary, wyświechtany dowcip, kiedy zahukany mąż, dominującej go, despotycznej małżonki, w pewnym memencie zebrał się na odwagę i zapytał, „Kto tu, w tym domu, rządzi?„  Moment później, kiedy małżonka zmierzyła go groźnym wzrokiem, dodał: „A czy wolno się zapytać?”
W tym wypadku, jestem ja, potulny obywatel amerykański, pomny potęgi mego państwa, popartej przez przynajmniej milionem tajnych agentów różnych służb bezpieczeństwa, nie mówiąc już o „dronach”, czyli latających robotach, które na razie ubijają innowierców, ale po łatwym przeprogramowaniu, mogą namierzyć takich jak ja, czyli tych, którzy zadają kłopotliwe pytania w rodzaju, A kto tu właściwie rządzi? Nie omieszkam dodać, że to pytanie trapi mnie od dawna i mam wątpliwości, czy nasi potentaci w administracji, w wojsku, w bankach i przemyśle, znają na nie odpowiedź. Być może, że tak jak ja, boją się wyrazić swe wątpliwości otwarcie. A przecież ich zadaniem jest znać i wiedzieć! Oczy całego świata, nie mówiąc o wyborcach, są na nich skupione i nie mogą publicznie okazać zbła wątpliwości. Czasami prawda o ich ignorancji wychodzi na wierzch, ale zwykle po wielu latach, a w międzyczasie mój kraj wydaje wojny, które  nie były konieczne i które kosztowały setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzkich ofiar. Tak było z wojną w Wietnamie, a ostatnio w Iraku, Afganistanie i Libii. Właśnie czytam w The New York Times, że prezydent W.G. Bush przed wysłaniem wojska do Iraku, pytał się wszystkich swych doradców, z wojska, wywiadu i dyplomacji, zgromadzonych w tak zwanym „ Pokoju Sytuacyjnym”, czy popierają jego decyzję, wysłania wojska do Iraku w celu obalenia Saddama Husseina? Wtedy nikt nie był przeciwny. Teraz, ponad 10 lat później, pojawiają się głosy, że wojna w Iraku była błędem. Niektórzy jej architekci, jak vice minister obrony Paul Wolfowitz i teoretyk „amerykańskiej potęgi”, Richard Perle, zniknęli z areny politycznej i od jakiegoś czasu nie widzę ich artykułów, ani telewizyjnych wywiadów. Widocznie wcześniej niż inni, zorientowali się, że ich buńczutne wypowiedzi i konieczności wprowadzenia demokracji na Bliskich Wschodzie, nie znajdują potwierdzenia w rozwoju sytuacji i jak szczury z tonącego okrętu , wycofali się z życia publicznego i znaleźli intratną przystań w Truście Mózgów zwanym , „American Enterprise Institute”.  Na przegranym polu walki zostali jedynie architekci siłowego rozwiązania problemów „Demokracji na Bliskim Wschodzie” za pomocą bombardowania, Dick Cheney, pełniący funkcję wice prezydenta i Donald Rumsfeld, ministra obrony, no i oczywiście, sam były prezydent W.G. Bush. Ci „pogrobowcy” w swych wypowiedziach i pamiętnikach, utrzymują, że gdyby dzisiaj znaleźli się w podobnej sytuacji, zrobili by to samo. Niepokojące jest, że ci trzej ludzie o błędnym zrozumieniu politycznej, etnicznej i religijnej rzeczywistości na Bliskim Wschodzie mogli w imieniu całego kraju podejmować tak ważne decyzje, których konsekwencje obarczają nas wszystkich dzisiaj. Czy, za nimi stały inne grupy interesów, jak na przykład przemysł wojskowy i naftowy tego się nie dowiemy. Oczywiście teraz, kiedy już jest wolno mówić o przegranej wojnie w Iraku, nikt z tych, co zawinili, kłamiąc w żywe oczy, że Saddam Hussein ma „Bron Masowej Zagłady”, nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.  Pozostaje sprawa wpływu Izraela na nasza politykę bliskowschodnią, który to wpływ, być może był inspiracją do ataku na Irak. Teraz jednak, kiedy po obaleniu dyktatorów na Bliskim Wschodzie, górę zaczęli brać mahometańscy ekstremiści, może dla bezpieczeństwa Izraela starzy wrogowie byli bezpieczniejsi, niż nieokiełzani fanatycy biorący górę w Syrii, Libii, Iraku, Tunezji i Egipcie.  Na Amerykanów coraz mniej można liczyć, gdyż nasze zainteresowania przesunęły się z Bliskiego na Daleki Wschód. A może Polacy...?
Prezydent Obama nagle znalazł przyjaciela, który go wyciągnął z tarapatów w Syrii, jako że nasi sprzymierzeńcy, Francja i Anglia, nie mówiąc o Izraelu pchali go do wojny z Assadem w Syrii, gdzie jakoby „dmokratyczni” rebelianci mieli wprowadzić następną, jeśli nie wiosnę to jesień wśród Alawitów i Chrześcijan.  Już, już Obama miał nacisnąć guzik z rakietami Tomahawk, gdy z przyjazną pomocą pospieszył mu nie, kto inny, ale rosyjski prezydent Putin. To on namówił Assada, by pozbył się broni chemicznej, która i tak do niczego się nie nadaje i przez to Assad z mordercy dzieci, których jakoby zagazował, zamienił się na bardziej nam przyjaznego nam satrapę. Z pomocą przyszła Obamie, także jego doradczyni do spraw bezpieczeństwa, Susan E. Rice, która jakoby dotychczas była specjalistką od spraw afrykańskich, a teraz skierowała swą i Prezydenta uwagę na Daleki Wschód jako, że z „Bliskim Wschodem” nikt jeszcze nie wygrał. Wynika z tego, że w mrocznej otchłani amerykańskiej polityki zagranicznej, zabłysnęło światełko zdrowszego rozumu.  Po wielu latach końcu zrozumiano rzeczy, które były oczywiste od samego początku. Ma nadzieję, że Obama nie wyda wojnę Chinom w obronie Wietnamu czy Japonii, które to kraje spierają się z Chinami o jakieś wystające z wody skały, wokół których, być może, znajduje się ropa naftowa.
A co z tym przebrzydłym Snowdenem, który zbezcześcił dobre imię naszego elektronicznego ucha?
Właśnie Putin dal mu azyl i wybawił naszego Prezydenta z kłopotów, jakie nasze agencje wywiadowcze by mu sprawiły, sprowadzając Snowdena do US, gdyż ani go ubić, ani sądzić nie byłoby można, bez sprowokowania dużej społecznej poruty. Ludzie na ulicy się ostatnio wycwanili i pytają się ciągle co to takiego groźnego Snowden zrobił?  Czyli znaczy się, że Obama winien być Putinowi wdzięczny podwójnie, raz za Syrię, a drugi raz za Snowdena. Prasa, która zwykle w przeszłości szła na sznurku zaleceń z Białego Domu, tym razem się buntuje. Od jakiegoś czasu The New York Times, prawie codziennie, drukuje nowe wiadomości o wybrykach naszej super organizacji „Wielkiego Ucha” zwanej Agencją Narodowego Bezpieczeństwa, która wypełnia sobie czas nagrywaniem rozmów z telefonu komórkowego Pani Merkel.  Na naszym południowym podwórku, małemu i słabemu krajowi Ameryki Łacińskiej, Boliwii, przypomniano, że jest tylko mało znaczącym pionkiem winnym posłuszeństwa amerykańskiemu mocodawcy. Boliwii wasalską pozycję podkreślono, kiedy samolot ich prezydenta Evo Morales zmuszono do lądowania we Wiedniu. Powodem było podejrzenie, że na jego pokładzie może znajdować się Edward Snowden. Snowdena w samolocie nie znaleziono i nasi europejscy sojusznicy  jak i nasze amerykańskie wywiady zbudziły się z ręką w nocniku. Nie dałbym głowy, ale możliwe, że pomysł ze Snowdenem na pokładzie samolotu prezydenta Boliwii, podrzucił Amerykanom wywiad rosyjski. Śmiechu było chyba w Moskwie, co nie miara, kiedy Amerykanie dali się na ten prosty dowcip nabrać. Ciekaw jestem czy śmiał się także Prezydent Obama, kiedy mu powiedziano, że cała Ameryka Łacińska się buntuje, z powodu pogwałcenia neutralności Boliwii, a prezydent Brazylii, Dilma Rousseff, zarządził budowę własnego, niezależnego od US Internetu.
Natomiast nasi „zaufani” partnerzy w Europie z powodu ujawnienia podsłuchów zawieszają rozmowy o wspólnym rynku z US, który byłby bardzo korzystny dla US. W sumie coraz wyraźniej widać, że korzyści z podsłuchów, wyglądają jak celny strzał we własną stopę.

Prezydent Obama widocznie pod wpływem wpływowych doradców, niepotrzebnie rozdmuchał sprawę Snowdena i teraz ma poważne kłopoty, jak się z tej sytuacji wykaraskać. Cokolwiek zrobi to mu zaszkodzi. Oczywiście mógłby przyznać, że Snowden  zwrócił uwagę społeczeństwa amerykańskiego, że nasz, rozdmuchany wywiad, nie wiele ma do czynienia z terroryzmem,  ale wtedy musiałby chyba prosić Putina o azyl, gdyż atmosfera w Washingtonie,  mogłaby być dla jego zdrowia szkodliwa.
Ja tu gadu, gadu a czytelnicy niecierpliwie się pytają, a kto tu (w Ameryce) rządzi? Ano, chyba nikt. A może moje pytanie jest zbyt ambitne? Jedno jest wiadomo, że jak na razie, osoba, która stoi na czele tego kraju, czyli Prezydent Obama, może wydać wojnę z błahego powodu, ale nie jest wstanie jej skończyć. Patrzcie Państwo na Afganistan. No a co z finansami i z czego żyjemy. Żyjemy z długów, czyli z  „drukowania” pieniędzy. Nasza najpotężniejszą bronią jest dolar, jako tak zwana waluta rezerwowa, którą naiwni kupują i się z jej zasobów cieszą. Jak długo to potrwa? Nie wiadomo. Może bańka mydlana naszego, wysokiego standardu życiowego, pęknie jutro, a może za lat dziesięć? Optymistyczną nadzieją jest, że tego mementu nie dożyję. Gorzej będą mieli młodsi ode mnie, którzy wtedy posmakują „odżywczą” zupę zwaną, „wodzianką”, jaką moi rodzice próbowali zaspokoić mój i swój głód w czasie wojny, rzucając skórki zeschłego chleba na gorącą wodę w której okazyjnie pływały skwarki słoniny.
A skąd ja taki mądry? Ano z wieloletniego doświadczenia w PRL-u i w USA, z ówczesnymi organizacjami szpiegowskimi po obu stronach żelaznej kurtyny. Ku mojemu zdumieniu, 50 lat po niewczasie, z dokumentów tajnych służb w PRL-u, teraz dostępnych z IPN, dowiaduję się, że byłem wtedy podejrzany przez komunistyczny kontrwywiad, że jestem agentem brytyjskim, a kilka lat później, już w US, brano mnie  za  sowieckiego „szpiona” wysokiej technologii. I komu tu wierzyć, jeśli sam o swej szpiegowskiej działalności nie wiedziałem? Jeśli ktoś z szanownych czytelników jest zainteresowany mymi „szpiegowskimi” wspomnieniami to zachęcam do przeczytania mej książki pod tytułem „ Do Sukcesu Pod Wiatr”, dostępnej na Amazon.com, albo od autora tego artykułu.
Dr.inz. Jan Czekajewski
Kiedy wybuchnie III Wojna Światowa?
W zeszłym roku pisałem z okazji 100 letniej rocznicy wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, że względny spokój jaki doświadczyliśmy przez ostatnie  70 lat był spowodowany   równowagą w posiadaniu  broni jądrowej między dwoma potęgami USA i ZSSR.  20 lat temu, w momencie, kiedy rozpadał się ZSSR, nikt nie brał pod uwagę trzeciego partnera, jakim dzisiaj stały się Chiny.  Siedemnastego maja, 2015 roku, poczytny dziennik, The New York Times pisze na pierwszej stronie, że Chiny modyfikują swe rakiety balistyczne, zastępując  ładunek z jedną bombą wodorową przez trzy takie. Tego rodzaju technologia zwana rakietami balistycznymi z wielokrotnymi celami, była od lat znana w USA i w ZSSR. Chińczycy wiedzieli jak to robić, ale aby nie drażnić Amerykanów, nie wprowadzali jej do praktyki. Nagle Chińska taktyka i praktyka dyplomatyczna się zmieniła. Widocznym jest, że aktualny  President  Xi-Jinping  nagle zmienił  politykę.   O co wiec chodzi? Rakieta z trzema bombami jądrowymi jest zdolna do kompletnego zniweczenie trzech amerykańskich miast. Kiedy prezydent Nixon rozmawiał z Mao-Tse- Tung iem w roku 1972 gospodarka Chiny  była zdewastowana przez tak zwaną Rewolucję Kulturalną. Równocześnie Chiny  były w konflikcie  zbrojnym o granicę  z ZSSR na syberyjskiej rzece Ussuri .  W tamtym czasie Chiny nie stanowiły niebezpieczeństwa dla US, natomiast ZSSR był naszym głównym wrogiem.  Od momentu spotkania Nixon-Mao Tse -Tung, US pofolgowało restrykcje w handlu z Chinami i w miarę czasu zaczęto sprzedawać Chinom nie tylko produkty, ale i technologie do ich wytwarzania.  Dzisiaj po 43 latach symbiozy amerykańsko- chińskiej, w amerykańskich, a także europejskich sklepach większość towarów ma chińskie pochodzenie ( Made in China).  W sumie w ciągu 43 lat, Chiny z Kopciuszka ekonomicznego stały się drugą, a może i pierwszą  potęga ekonomiczną na świecie,  w dużej mierze z pomocą amerykańską i jego sojuszników. Czyżby rząd amerykański nie zdawał sobie sprawy , że dewastując własny przemysł stwarza wiele problemów społecznych i strategicznych w samych Stanach Zjednoczonych?  Może tak, a może nie, jakby powiedział Lech Wałęsa.
Są dwie teorie albo i trzy , które odpowiadają na to pytanie.  Trudno jest decydować, która z tych teorii jest dominująca a może wszystkie działają wspólnie.
Teoria amerykańskiej malejącej  wydajności i globalizacja
Druga wojna światowa spowodowała zniszczenie ekonomii krajów, które mogły by być ekonomicznie konkurencyjne w stosunku do USA. Takimi krajami były przede wszystkim Niemcy i Japonia, a także Anglia i Francja. Powojenna wysoka pozycja dolara w stosunku do walut europejskich gwarantowała tanie inwestycje w Europie i przejmowanie firm europejskich przez kapitał amerykański.   W miarę upływu czasu kraje Europy Zachodniej odbudowały swoją ekonomię i zmieniła się proporcja dolara do marki niemieckiej, a późnij do Euro. Dolar zaczął tracić na wartości szczególnie, kiedy Nixon w roku 1971 skasował wymienialność dolara na złoto, ale ten manewr dał  rządowi amerykańskiemu możliwość drukowania pieniędzy bez jakiejkolwiek żenady. Od tamtego momentu, praktykę tą stosowały kolejne rządy amerykańskie, a szczególnie ostatni rząd prezydenta Obamy. Drukowanie pieniędzy bez powodowania inflacji jest to sztuka, jaką chyba wymyślili Amerykanie przez mianowanie dolara na stanowisko „Waluty Rezerwowej”, która nie wchodzi do obiegu, gdyż nabywca jej (inwestor) trzyma ją na koncie bankowym i nie puszcza w cyrkulację na rynku materiałów i usług. Takim nabywcą amerykańskich obligacji pożyczkowych, drukowanych w oparciu o „świeże powietrze”, były do niedawna Chiny, Japonia i inne banki centralne.  Jak każda metoda, tak i metoda oparta na dolarze jako walucie rezerwowej ma swe wady i zalety.  Wadą jest, że od niedawna sytuacja zaczęła się zmieniać i Chiny szukają innych alternatyw. Inne kraje w Azji, a szczególnie w Chinach zaczęły produkować produkty o niższej cenie i porównywalnej jakości. Amerykanie zaczęli tracić pracę.  Rząd amerykański, aby zapobiec  niepokoju zaczął rozszerzać programy socjalne wśród ludzi ubogich. Programy takie zamiast uspakajać , czasami mają odwrotny skutek. Wśród rosnącej klasy bezrobotnych młodych ludzi, brak zajęcia powoduje frustrację która przejawia się w rozboju, grabieży i dewastacji osiedli w których żyją. Od wielu lat mieliśmy doświadczenia z takimi „rewolucjami” w Los Angeles, Chicago, Ferguson i innych miastach. Okazuje się, że zwiększenie pomocy socjalnej a także zwiększenie policji i więzień nie rozwiązuje sytuacji.  Natomiast zmniejszenie pomocy socjalnej na pewno spowoduje fale agresywnych protestów, wiec jedynym wyjściem jest drukowanie dolarów tak długo jak to jest możliwe i modlenie się, aby kryzys, a raczej rewolucja, jaka nam z tego powodu grozi przyjdzie po naszej śmierci.
Wojna jako alternatywa
Oczywiście każdy rząd ma trzecią możliwość uspokojenia społecznej frustracji, jest nią wojna. Metoda ta stosowana od wieków odwraca uwagę społeczeństwa od rzeczywistych, trudnych do rozwiązania problemów, wysyłając miliony ludzi na pewną śmierć z rąk rzeczywistego albo wymyślonego wroga.  Po takiej wojnie istnieje proces radosnej odbudowy i społecznego zadowolenia.  Wynalazek broni jądrowej skomplikował ten proces, jako że po winie jądrowej dewastacja będzie tak dokładna, że będzie brakować ludzi, koniecznych dla odbudowy. Ci militaryści, którzy rozważają możliwość wojny, jako narzędzia rozwiązania wewnętrznych i zewnętrznych konfliktów, zakładają, że straszak wzajemnego, kompletnego zniszczenia jest tak przerażający, że nikt nie odważy się na użycie broni jądrowej.  Aby mieli rację, gdyż ich pomyłka będzie oznaczać koniec cywilizacji, jaką znamy.
Teoria naszej intelektualnej wyższości
Od jakiegoś czasu w US działa grupa ludzi, którym się wydaje, że są przez fakt zamieszkania  w Stanach Zjednoczonych , lepsi od innych ludzi na świecie. Nie należą do żadnej politycznej partii, gdyż wśród nich są ludzie o różnych politycznych afiliacjach. Nazywamy ich Neokonami (Neocons)  albo Nowymi Konserwatystami.  Tego rodzaju idee w przeszłości otumaniły jeden z najbardziej oświeconych narodów w Europie, Niemcy i doprowadziły do drugiej wojny światowej. Wyznawcy tych nacjonalistycznych idei znaleźli posłuch Prezydenta George  Busha i doprowadziły do dwu przegranych wojen w Iraku i Afganistanie.  Nowi Konserwatyści  (Neocons) przekonali  Amerykanów, że my jako naród wybrany  przez Historię i Boga może, a nawet powinien,  kontrolować świat . Nikt z Neokonów nie brał poważnie stwierdzenie, że światem będą kierowali wszyscy Amerykanie, gdyż będzie to wybrana grupa wybitnie oświeconych intelektualistów, czyli oni sami, Neo- Konserwatyści.  Narzuca się porównanie między teoriami sowieckimi z Przewodnią Rolą Partii Komunistycznej i pomysłami amerykańskich  Neo-Konserwatystów. W myśl ich nowej amerykańskiej teorii większość produkcji będzie wykonywana w krajach o niskich kosztach produkcji np. Chinach a większość zarobków będzie wracać do Stanów Zjednoczonych poprzez genialnie skonstruowany system finansowy.  Miejsca pracy w przemyśle zostaną zastąpione miejscami pracy w usługach, których z różnych powodów nie da się eksportować.  Ujemny bilans handlowy będzie kompensowany przez druk pieniędzy, czyli Obligacji Pożyczkowych. Wybuchy niezadowolenia wśród bezrobotnych będą tłumione przez rozbudowaną służbę bezpieczeństwa z jedoczesnym, w miarę potrzeby, wzrostu świadczeń socjalnych dla bezrobotnych. W tym względzie Neokoni są zgodni z frakcją liberalna w Partii Demokratycznej.  Dla możliwości drukowania pieniędzy i dla pokrycia świadczeń socjalnych i policyjnych, włączając w to armię ważnym jest utrzymanie dominującej roli dolara, jako waluty rezerwowej. Rozbudowa sil zbrojnych jest także do tego przydatna. Kraje, które chcą się wyrwać z amerykańskiego systemu waluty rezerwowej, szczególnie kraje produkujące ropę naftową, muszą się liczy z poważnymi konsekwencjami.  Z tego też powodu Stany Zjednoczone utrzymują bazy wojskowe w ponad 100 krajach i mają najwyższy budżet wojskowy na świecie.
A jaka rolę odgrywa dzisiaj Ukraina?
Ukraina jest peryferyjnym krajem z peryferyjnym konfliktem miedzy dwoma szczepami, których dzieli język ale łączy wspólny alfabet ( Cyrylica) . Ukraińcy jak i Polacy nie zdają sobie sprawy. że są pionkami w zmaganiach dwóch poważnych konkurentów do dominacji nad światem. Są nimi US i Chiny. Rosja jest drugorzędnym partnerem w tym przetargu, z tym, że ostatnio NATO i US na skutek błędnej polityki w drugorzędnym  konflikcie na Ukrainie popchnęły Rosję w ramiona Chin. Tu i ówdzie pojawiają się komentarze realistów w prasie amerykańskiej, że wiodąca rola US w polityce i gospodarce światowej ma się ku końcowi i że z biegiem czasu przejmą ją Chiny. W między czasie pierwsze oznaki Chińskiej ekspansji mają miejsce na arenie ekonomicznej.  Dowodem na to jest stworzenie konkurencji do Banku Światowego dominowanego przez US w postaci związku państw pod nazwą BRIC ( Brazylia, Rosja, Indie i Chiny).  Jego założeniem jest wzajemny handel oparty na własnych walutach z pominięciem dolara, jako pośrednika. Na dodatek w ostatnich tygodniach Chińczycy zaproponowali nowy bank pod nazwą, Azjatycki Bank dla Inwestycji w Infrastrukturze (AIIB).  Oczywiście nie spodobało się to rządowi amerykańskiemu, który chce utrzymać monopol w decydowaniu o światowych finansach.  Na dodatek, wbrew naszemu sprzeciwu, nasi sojusznicy poczynając od Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Australii i Korei Południowej entuzjastycznie zgłosili chęć przyłączenia się do chińskiej inicjatywy. W sumie 57 krajów poparło Chiński projekt.  To z pewnością niepokoi rząd US, któremu wymyka się kontrola nie tylko nad naszymi przeciwnikami, ale także nad naszymi sojusznikami.
Chiny inwestują też w wielkie przedsięwzięcia w Ameryce Południowej m.in. planując konkurencyjny w stosunku do Kanału Panamskiego kanał przez Nikarague oraz są bardzo aktywne w Afryce budując tam linie kolejowe do wywozu surowców potrzebnych chińskiej gospodarce.
 Bardziej kontrawersyjna, z wojskowego punktu widzenia jest budowa pasów startowych dla chińskich samolotów wojskowych na rafach koralowych na Morzu Chińskim w pobliżu Filipin, Malezji i Wietnamu.  Nasi sojusznicy wokół Morza Chińskiego mają jednak rozdwojenie jaźni. Z jednej strony irytuje ich ingerencja Chin na ich wodach terytorialnych z drugiej strony Chiny, a nie US są ich najważniejszym partnerem handlowym.  Aby było śmieszniej, wedle ostatnich wiadomości w Financial Times, 12 czerwca 2015 roku, Chiny zaoferowała międzynarodowemu kapitałowi, także amerykańskiemu, możliwość inwestycji w chińskiej inicjatywie budowy sztucznych wysp, portów i lotnisk na Morzu Chińskim.  Ciekaw jestem, kto się da nabrać na taką ryzykowną propozycję i jak rząd US zareaguje, jeśli firma chińska zajmująca się budową tych wysp, zarejestruje swe akcje na Wall Street? Trudno sobie jednak wyobrazić, że US z olbrzymią potęgą militarną przekraczającą wielokrotnie armie Chin i Rosji odda klucze do światowego skarbca bez oporu.
Rola Polski, jako Przedmurza Demokracji (kiedyś Chrześcijaństwa)
 Wojna z Chinami i jej sojusznikiem Rosją, jeśli taka zaistnieje, może spowodować użycie taktycznych pocisków jądrowych i nie zdziwiłbym się, że mogą ich użyć, jako pierwsi przyparci do muru Rosjanie, i to nie na Dalekim Wschodzie ale w Europie, w Polsce lub Ukrainie.  To, czego bał się pułkownik Kukliński może się zdarzyć jutro w nieco zmodyfikowanej formie. To nie Amerykanie w obronie przed wielką armią pancerną ZSSR będą bombardować bombami atomowymi Polskę, ale Rosjanie przyparci do muru atakowani przez siły NATO mogą się zdecydować na taki desperacki krok. Kiedyś znalazłem się w podobnej sytuacji, kiedy przypadkiem natknąłem się na jadowitego węża- grzechotnika, który gotował się do skoku, aby zadać jadowite ukąszenie.  Nie podjąłem wtedy wezwania, aby go zabić.  Ryzyko ukąszenia nie było warte świeczki. Wycofałem się ostrożnie z niebezpiecznej sytuacji zostawiając węża w spokoju. Mam nadzieję, że nasi, amerykańscy stratedzy, wiedzą coś o reakcji drapieżnika zagonionego w „kozi róg”.
Jak na razie US, które sromotnie przegrało” kolorowe wojny” na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie, szuka przeciwnika, który by walczył na podobnych zasadach jak armia US. Problem jest taki, że nasi bieżący wrogowie nie maja mundurów, czołgów i samolotów. Na dodatek nie maja nawet butów, tylko sandały. Posługują się minami zrobionymi z nawozów sztucznych i trudno ich odróżnić od masy innych wieśniaków.  Przypuszczam, że na naradach w Pentagonie rozważa się propozycję, aby ubrać naszych wojaków w sandały firmy Nike, najlepiej takie z błyskające światełkami, jakie noszą nasze dzieci, po których łatwiej będzie rozpoznać w nocy, kto nasz przyjaciel, a kto wróg.  Co innego z Ruskimi. Oni, tak jak my, maja wszystko podobne do uzbrojenia amerykańskiego tylko, że podobno gorszej, jakości i w złym kolorze. Z takimi łatwiej walczyć, szczególnie, że w pobliżu mamy zawziętych Ukraińców spod szlachetnego znaku Bandery i Polaków, którzy chcieliby Ruskim przyłożyć. Wystarczy ich trochę podbechtać i już są gotowi umierać za „demokratyczną” Ukrainę. Może jednak przesadziłem z tymi przeciętnymi Ukraińcami, którzy wedle ostatnich wiadomości wieją za granice do Polski, Niemiec  lub do Rosji unikając poboru do wojska i mają poważne wątpliwości, co do sensu kolorowej rewolucji na Majdanie.   Polacy się natomiast zbroją i ćwiczą na wypadek gdyby, NATO się przestraszyło i nie pomogło. Nawet ostatnio w Polskim Sejmie, część posłów ubrało się w mundury polowe, a niektórzy z polskich „doradców” sugerują uzbrojenie Polski w broń jardową, aby nią postraszyć Putina.   Jeśli te pogłoski o polskiej bombie atomowej są prawdziwe , to może nie Platforma Obywatelska lub PiS winni rządzić Polską, ale  ZPSPT czyli Zespól Psychiatrów ze Szpitala Psychiatrycznego w Tworkach.   W międzyczasie, z dnia na dzień, Duch Napoleona i pamięć zwycięstw pod Somosierrą rośnie w polskich sercach.
Hej, kto Polak,  na bagnety!
Żyj, swobodo,  Polsko, żyj!
Takim hasłem  cnej podniety
Trąbo nasza wrogom grzmij!
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA

Idzie na lepsze…czyżby?
                                     
Od jakiegoś czasu zacząłem zauważać, ze moje artykuły wyraźnie się poprawiają , jak jestem literacko  mówiąc, podenerwowany. Dzisiaj, powodów do zdenerwowania mam dwa. Jednym z nich,  bliższy memu sercu, a właściwie memu systemowi trawiennemu,  jest zapchana toaleta, a właściwie, po staropolsku, polsku wychodek w mojej kabinie na statku Seaborn Legend. Statkiem tym podróżuję,  za drogie pieniądze, po Wyspach Dziewiczych na Karaibach. Natomiast  drugi powód i to wiadomość jaka otrzymałem ze słynnego zjazdu „wielkich myślicieli” siata finansowego, mającego miejsce w Davos, w Szwajcarii.
Tak się składa, że moja małżonka zakupiła dla nas podróż, czyli „cruze” w jakoby luksusowej  kabinie „właściciela” na statku Seaborn Legend abyśmy obejrzeli sobie Wyspy Dziewicze płynąc z Fort Lauterdale, na Florydzie a kończąc na wyspie St. Thomas . Po zaokrętowaniu,  okazało się, że na statku tym już żeśmy płynęli lat temu piętnaście  od Brazylii do Argentyny, ale od tego czasu statek, tak jak my sami, odpowiednio się zestarzał, czyli przerdzewiał. Pogodziliśmy się wiec ze rdzą na pokładzie  i widokiem  lodzi ratunkowej, która wisi nad moim leżakiem, jak miecz Damoklesa, ale od kilku godzin nasza toaleta, czyli z polska wychodek, przestała działać. Okazuje się ze my nie jesteśmy przedmiotem szczególnej złośliwości rzeczy martwych, jako że nie tylko nasza, ale wszystkie toalety na statku odmówiły posłuszeństwa, czyli się zapchały.  Na razie jednak rozważałem możliwość wysiusiania się  z balkonu kabiny  do Morza  Karaibskiego, ale nie jestem pewny jak się zachowac, kiedy kmoj system trawinenny będzie wymagal  poważniejszych  decyzji, nazwijmy je „ewakuacyjnymi”. 
Zirytowanie trawienno-odbytnicze zbiegło się z wiadomościach z Dawos w  Szwajcarii, zjechali się w komplecie możni tego świata, aby dyskutować jak naprawić kryzys, który już jakoby znika.
Glos zabrał Mr. Jaime  Dimon, Prezes (CEO) JP Morgan, największego  banku amerykańskiego, który w przemówieniu skierowanym do 45 przywódców narodowych i 2500 lobbystów, żurnalistów i  kapitanów przemysłu zadeklarował, że „najgorsze mamy za sobą, bo banki zaczynają znowu pożyczać pieniądze”.
Po przeczytaniu jego wypowiedzi o mało co nie dostałem rozwolnienia, ale z uwagi na zepsuta toaletę musiałem się na razie wsiąść pigułkę na wstrzymanie.  Idzie na lepsze, przekonywał mnie prezes największego  banku amerykańskiego  bo banki znowu zaczęły pożyczać pieniądze?  Od dłuższego czasu w kolko  słyszę , że „ lepsze” wymaga pożyczek. Że pożyczki to droga do globalnego sukcesu. Dlaczego nikt nie mówi o oszczędnościach i dochodach? Omamienie ludzi pożyczkami doprowadziło do istniejącego kryzysu. Czy nikt tego nie widzi? Dlaczego prezes największego banku, JP Morgan, jest uważany za wyrocznię systemu finansowego świata?
Od dłuższego czasu zastanawiam się czy jest jakaś analogia miedzy załamaniem się sowieckiego modelu ekonomicznego i ostatnim kryzysem który zapoczątkował się w Ameryce. Dochodzę do wniosku, ze obydwa systemy maja wspólny mianownik polegający na  braku nowych idei, pomysłów co robić dalej. Obydwa systemy cechował rozrost władz centralnych, które nie były w stanie określić kierunku ekonomicznych inwestycji w coraz bardziej złożonym systemie. Obydwa systemy cechuje wzrost „Nomenklatury”. W tak zwanym Wolnym Świecie, nomenklatura ma inna nazwę. Są to „ ludzie, których nie da się zastąpić”. To takiej właśnie nomenklatury należy Mr. Jamie Dimond, który przed Komisją Kongresu Amerykańskiego, badającą przyczyny kryzysu,  nie potrafił wytłumaczyć, skąd się wzięły straty w jego banku, sięgające wielu miliard dolarów. W USA system centralnego zarzadzania został przejęty przez banki, którego symbolem jest prezes banku JP Morgan, Jamie Dimond, który sam przyznaje, że inwestycje jego banku były źle ukierunkowane a poprawnie mówiąc, bezwartościowe,  bo skierowane głownie w rozdmuchany rynek nieruchomości. Można by powiedzieć, że istnieje analogia miedzy amerykańskim rynkiem nieruchomości a PRL-owskim przemysłem stalowym w postaci Nowej Huty i Huty Katowice.
 Kiedyś system kapitalistyczny miał to do siebie, że nieudolne, źle funkcjonujące przedsiębiorstwa, kierowane przez ignorantów, upadały i na ich miejsce powstawały nowe, lepiej prowadzone. Niestety okazuje się, że w nowoczesnym systemie kapitalistycznym powstały twory, głównie banki, które są, jakoby „ za wielkie aby upaść”, kierowane prze „geniuszy”, których „nie da się zastąpić”.
Czy nie jest to podobne do sowieckiego systemu ekonomicznego w którym członkowie nomenklatury, jak długo byli posłuszni linii partyjnej, zawsze mieli zapewnione dyrektorskie stanowiska, niezależnie od lepszego lub gorszego funkcjonowania kierowanych przez nich przedsiębiorstw?
Przed laty, jeszcze kiedy system sowiecki miał się dobrze, istniała teoria o scaleniu się obu systemów, kapitalistycznego i socjalistycznego. Może dzisiaj jesteśmy świadkami takiego scalenia, w którym system sowiecki, jak kameleon, przeobraził się w kapitalizm, który jest za duży aby upaść na którego czele stoją ludzie  których nie da się zastąpić.

Donos z Frontu Walki o Światową Demokrację
w roku  2005 i ½
.Wojenko, Wojenko Cóżeś Ty za  Pani….
Polityka mojego, amerykańskiego  rządu utwierdza mnie w coraz większym przekonaniu, że jestem nie tylko geniuszem ale także prorokiem. Wszystko to co przewidywałem od początku wojny w  Iraku się sprawdza i ja w związku z tym planuję założyć Fundację Charytatywną  o nazwie „ Proroczenia Delfijska”,  Oczywiście, będzie to fundacja  zwolniona z podatku dochodowego i VAT-u. a do klienteli,  mam nadzieje, będą się zaliczać prezydenci, ministrowie  a także senatorowie.
Wszyscy oni  będą mieli do wyboru wróżby z fusów z kawy zbożowej  albo herbaty miętowej.
Moje aspiracje do mocy nadprzyrodzonych nie są bynajmniej wyssane z palca (od nogi) ale potwierdzone wydarzeniami w Iraku w przeciągu ostatnich trzech lat.
W międzyczasie mamy w USA wojnę permanentną z terrorystami co mi przypomina wzmagającą  się walkę klasową w ostatnim etapie budowy komunizmu, przed wylewem krwi  do mózgu Genialnego  Wodza Narodów, Józefa Stalina. Jak wiadomo natura ludzka jest słaba, a żądza zostania terrorystą ogromna, z uwagi na te ponętne dziewice w Mahometańskim Niebie, Pomny tego, nasz rząd postanowił nas, Amerykanów,  chronić przed seksualna pokusa i podsłuchuje więc  nasze telefony, sprawdza Internet, stan kont bankowych i transakcji, a także  rejestry bibliotek, gdzie jeszcze bronią dostępu, jak na szańcach Westerplatte, bohaterskie bibliotekarki.
Ponieważ ludzie trochę już się znudzili wojną w Babilonie więc być może zgotujemy  im nastopną z Iranem. Udział Polski w tej koalicji jest niezbędny i korzystny, jako że Polska za ten udział zostanie, sowicie wynagrodzona łatającymi perskimi dywanami, które są lepsze od ostatnio nabytych myśliwców F16, gdyż z powodu wełnianego charakteru są niewidoczne dla radaru.
Jeśli chodzi o rekompensatę dla Polski za wydatki związane z wojna w Babilonie, to podobno już ostatnio Polski Konserwatywny Rząd podpisał umowę z nowym, Demokratycznym Rządem w Bagdadzie, że Polacy mają prawo do odzysku z atmosfery i stratosfery  tego gazu, który się ulotnił z przedziurawionych rurociągów. Podobno  Polacy już  zakupili od amerykańskich firm olejowych (Haliburton)  nowoczesny sprzęt do nabijania tego gazu w butelki (po piwie).

Spij spokojnie, ORMO czuwa!
Prasa donosi , że nasz rząd zarządził, aby firma Google, najpopularniejsza internetowa wyszukiwarką, dostarczyła kilku milionów adresów internetowych swych użytkowników. Oficjalnym powodem jest zabezpieczenie dzieci przed zalewem pornografii, aczkolwiek wielu niedowiarków i ukrytych komuchów podejrzewa, że nasza bezpieka zechce wyłowić tych co oglądaj antywojenne strony internetowe, albo szukają rad jak ominąć podatki.
Wedle wiadomości prasowych  z czerwca 2006r. centrum komputerowe SWIFT w Brukseli, zajmujące się bankową komunikacją i dokumentacją międzynarodowych przekazów pieniężnych, zostało zmuszone do udostępnienia swej bazy danych amerykańskim służbom „specjalnym” pod pozorem śledzenia pieniędzy terrorystów. Biorąc pod uwagę, ze terroryści zwykle posługują się gotówka, a ich koszty własne są niewielkie, należy wnioskować, ze chodzi tu o „namierzenie” konkurencji i zebranie kompromitujących informacji dla niejasnych celów. Unia Europejska mocno się zaniepokoiła, kiedy sprawa wyszła na jaw. Prezydent zagroził, że ogłaszanie tej wiadomości w prasie  może być przestępstwem kryminalnym, aczkolwiek o śledzeniu transakcji bankowych, rząd nasz chełpił się już przez trzy lata. Być może wiezienie w Guantanamo, na Kubie, zacznie gościć krnąbrnych  dziennikarzy, jak tylko zwolnią się miejsca po Talibanach..
Wojenko, Wojenko Cóżeś Ty za  Pani,  że za Tobą Idą Chłopcy Malowani, Sami Wybierani…
New York Limes donosi, że sąd wojskowy uniewinnił starszego sierżanta amerykańskiego,  Lewis’a E. Welshofer’a od zarzutu morderstwa irackiego generała, Mowhoush’a, który sam się zgłosił do władz amerykańskich próbując negocjować zwolnienie z amerykańskiego wiezienia dwu jego synów.  Sierżanta skazano  za przekroczenie swych obowiązków i zobowiązano do spędzenia 6-ciu miesięcy w areszcie domowym w bazie wojskowej, z podkreśleniem, że może on jednak wychodzić na mszę do kościoła. Starszy sierżant   zadusił irackiego generała  wsadzając mu głowę do śpiwora i siadając na nim.  Uprzednio zespól „specjalistów” najętych przez CIA torturował generała łamiąc mu 7 żeber. Starszy sierżant Welshofer tłumaczył się, że chciał wymusić od generała tajemnice gdzie Sadam Husein ukrył „bron masowego rażenia”. Widocznie  się sierżantowi pomyliły słowa rozkazu, wymusić i udusić.
Przytul Mnie Legalnie, Kochanie.
Kwiatuszkiem sezonu antyterrorystycznego było przegłosowanie w kongresie amerykańskim prawa, co prawda jeszcze nie wprowadzonego, że tym co będą  pomagać będą nielegalnym emigrantom  winna grozić kara do 5ciu lat wiezienia. Tu trzeba przyznać humanitaryzm prawodawców, że jednak nie kara śmierci, jaka stosowali hitlerowcy w Polsce w stosunku do tych co podali kawałek chleba Żydowi. Do tych  „kryminalistów” będą się zaliczać lekarze, księża a nawet przyjaciele i  współmałżonkowie którzy na takich nielegalnych przestępców na czas nie doniosą.

23 czerwic 2006-06-23

Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie….
Kilka dni temu w liście do redakcji miejscowego dziennika Columbus Dispatch, matka młodego  żołnierza w drodze do Iraku, napisała:
„Wadą naszego społeczeństwa (amerykańskiego) jest to, że nie zdajemy sobie sprawy jak dobrze tutaj w Ameryce  mamy i jaką  wolnością się cieszymy. Jestem dumna z mego syna i jego misji (szerzenia demokracji)  w Iraku”
16 czerwca, 2006 Amerykański Kongres większością głosów (256 do153) zatwierdził pozostanie wojsk amerykańskich w Iraku na czas nieokreślony (do zwycięstwa).
Również Senat większością głosów  (93 przeciw 6) zatwierdził obecność wojsk w Iraku bez podawania daty  ich wycofania. Mamy armie ochotnicza, aczkolwiek ostatnio coraz mniej w niej ochotników. Armia przedłuża kilkakrotnie  kontrakty pobytu żołnierzy  w strefie wojny. Rodziny żołnierzy zawodowych się rozpadają. Ranni weterani nie dostają właściwej opieki medycznej po powrocie do domu. Niektórzy żołnierze celowo zażywają narkotyki, aby zostać odrzuceni przy selekcji lekarskiej kwalifikującej ich  do powtórnej wysyłki do Iraku.
Na dzisiaj (23 VI.06)  statystyka ofiar wojny wynosi jak następuje : 2,500  żołnierzy US zabitych a 18,490 rannych. Społeczeństwo w większości ( 49 %) popiera decyzję rozpoczęcia wojny w Iraku a 44% jest tej decyzji przeciwna, pozostałe 7% nie ma określonego zdania.
Wedle brytyjskiego czasopisma Lancet, w tej wojnie,  poległo około 100 tysięcy Irakijczyków. Dokładnej cyfry zabitych Irakijczyków nie znamy, jako, że nikt się nie trudzi sporządzać takich nieprzyjemnych statystyk, o ludziach którzy są nam niewdzięczni, za wyzwolenie.

 Moralność Myślą Przewodnią Narodu
Mamy kraj oparty na wartościach rodzinnych i chrzescianskich, przepraszam,  powinno być poprawnie, Judeo-Chrzesciańskich.  Dlatego też szef przedsiębiorstwa  albo profesor uniwersytetu   trafia pod sąd albo wylatuje z posady gdy zaproponuje koleżance randkę, albo spojrzy jej za dekolt. W Babilonie jednak  mamy inne standardy, które zezwalają,  że  nasze  niewinne dziewczęta ubrane w mundury  Wojsk Największej Demokracji każą się więźniom w   Abu Ghraib, publicznie onanizować. Zainteresowani mogą sobie obejrzeć takie i podobne zdjęcia z  tego wiezienia, zrobione przez nasze dziewczęta i chłopców dla rodzinnych albumów pamiątkowych  na stronie internetowej:
http://www.antiwar.com/news/?articleid=8560
.
Gdy naród do boju wystąpił z orężem,
panowie o czynszach radzili.
Gdy naród zawołał: "umrzem lub zwyciężym!"
panowie w stolicy bawili
Senatorom i Kongresmanom łatwo jest głosować za wysyłką młodych ludzi do Iraku bo ich synom i wnukom nic nie grozi. Do wojska idą osoby biedne, odrzucone że szkol, nie mające pieniędzy na studia i pozbawione zawodu.
 O planach poboru do wojska nie słychać.  Gdyby taki zaistniał, wtedy klasa rządząca nie byłaby tak skora do  wojny, której powodów nie jest  w stanie wytłumaczyć. Łatwo jest być bohaterem przelewając cudzą krew i wydając pożyczone  ( od Chińczyków) pieniądze. Ci których na siłę wyzwalamy, są w 82%, silnie przeciwni dalszemu pobytowi wojsk „koalicji” w ich kraju.  Ponieważ Babilończycy się dąsają, powstał więc następny pomysł uszczęśliwienia Persów.
  Trudno się oprzeć konkluzji, że wojna jest w dzisiejszych czasach niepraktycznym rozwiązaniem. Pobicie armii nie rozwiązuje problemu współpracy mieszkańców z okupantem. Zajęcie ziemi nie przynosi korzyści zwycięscy. Nawet zajęcie pól naftowych nie gwarantuje dostawy ropy naftowej.
Odnosi się wrażenie, że nasz rząd myśli kategoriami 19-tego wieku. To już nie te czasy. Inne siły decydują o naszej stopie życiowej i potędze. Produkcja, wynalazczość, wykształcenie, badania naukowe itp. Niestety, Rząd, ale tez i publika woli rozwiązania proste a nawet brutalne, jakie jak  wojna.
W międzyczasie mamy koniunkturę. Ceny produktów są niskie bo produkcja ma miejsce w Chinach.  Nieprzyzwoicie jest wspominać o wojnie, torturach i niwelowaniu miast w Iraku w dobrym towarzystwie, a nawet w rodzinie. Oczywiście wszyscy popieramy naszą armię, demonstrując nasz patriotyzm przez przyczepianie żółtych, plastykowych, kokardek do tylnych zderzaków naszych samochodów, z napisem: „Popieram nasze wojsko”.
Ideologowie, których prasa nazywa „intelektualistami” a inni nową-konserwą z rodowodem trockistowskim, zwinęli już kramy w Waszyngtonie  i cichaczem wymknęli się na bardziej intratne i bezpieczne posadki.  Pawełek Wolfowitz, do niedawna wiceminister obrony USA,  przystrzygany   kiedyś,  przez wpływowych „intelektualistów”, na Ministra Spraw Zagranicznych USA, nagle, chyłkiem, wymknął się na lepiej płatną posadę  prezesa Światowego Banku, gdzie tym razem walczy mężnie ze światowym głodem. Niezniszczalny, teflonowy, Rysiu Perełka (Perle),  ciągle daje rady, ale już nie z Pentagonu, ale z własnej wilii w  Południowej Francji, narzekając,  że nasz Prezydent zamiast słuchać tchórzliwych podszeptów zdrajców z  Wywiadu (CIA) i Ministerstwa Spraw Zagranicznych (Condi Rice)  winien kierować się  właściwym mu  instynktem (z żołądka) i mężnie przywalić tym Mułom w Persji, jeśli nie cegłą to kilkoma atomówkami.



Columbus, Ohio, 11 czerwiec, 2008
Widmo Katastrofy
Krótki opis zagrożeń dla mocarstwowej potęgi Stanów Zjednoczonych

Większość Amerykanów ma przekonanie, że dzisiejsze ekonomiczne kłopoty Ameryki są przejściowe nie potrwają długo. Takie przekonanie ma pewne uzasadnienie historyczne, jako że od czasu wielkiej depresji jaka się zaczęła w roku 1929 i trwała aż do wybuchu drugiej wojny światowej, Amerykanom żyło się dobrze a  nawet, z roku na rok, coraz lepiej. Oczywiście II Wojna Światowa spowodowała reglamentacje benzyny i opon  samochodowych, ale Ameryka nie zaznała głodu. Dewastacja przemysłu Europy i Azji  w czasie II Wojny Światowej dala Ameryce wielka przewagę konkurencyjna, a  jedynie stabilna waluta, jaką stał się dolar zezwoliła na ekspansję kapitału amerykańskiego do krajów zamorskich i utrzymanie stopy życiowej Amerykanów na bardzo wysokim poziomie. Zjawisko to można by nazwać monopolem na dobrobyt. Monopolem, który był rezultatem wygranej wojny.
Czasy się jednak zmieniły. Europa i Japonia szybko odbudowały swe przemysły  a ostatnio do konkurencji włączyły się nowe kraje o niezwykle wielkim potencjale ludzkim i umysłowym, jakim są Chiny i Indie.
Patrząc wiec na wykres Amerykańskiej prosperity od czasu zakończenia II Wojny Światowej błędem jest prognozowanie, że przyszłość potoczy się podobnie jak przeszłość ostatnich  60 lat.
W tym artykule skoncentruję się bardziej na elementach ekonomicznych niż politycznych, aczkolwiek trudno jest te dwie dziedziny rozdzielić. Decyzje polityczne decydują n.p. o wojnach a wojny chcąc czy ni chcąc  stają się częścią ekonomii. To samo odnosi się do klimatu politycznego, który albo sprzyja rozwojowi ekonomii albo ją paraliżuje. Komunizm jest tego widocznym przykładem.
Tak czy inaczej, kiedy ceny benzyny  wzrosły w ciągu roku trzykrotnie, Amerykanie traktują to jako zjawisko przejściowe, będące wynikiem spekulacji wielkich przedsiębiorstw naftowych. Nikt nie chce uwierzyć, że Ameryka już od dłuższego czasu ześlizguje się po równi pochyłej ku ekonomicznej przepaści i w niej zostanie jeśli już teraz nie podejmie się radykalnych kroków w celu odwrócenia tego procesu. W przeszłości były krótkie okresy recesji po których ekonomia się poprawiała i wszyscy wierzą, że tak będzie i tym razem.
Polacy w Kraju także nie mogą uwierzyć, ze ich ideał Kapitalizmu i Wolnego Rynku, jakim przez pól wieku była Ameryka, może nosić w sobie niebezpiecznego dla Polski wirusa, jeśli model amerykański skopiuje się bezmyślnie. Tutaj, pozwolę sobie zwrócić uwagę na zagrożenie w kopiowaniu amerykańskiego systemu procesów cywilnych. System ten prowadzi w Ameryce  do olbrzymich strat w przemyśle i usługach  na skutek legalnego terroru wytworzonego przez grupę prawników. Można to nazwać rozbojem w biały dzień usankcjonowanym przez ustawy sejmowe.
Koszty procesów sadowych są olbrzymie i praktycznie każdy może podąć każdego do sadu bezkarnie na zasadzie wydumanych zarzutów. Koszty obrony w takich procesach  nabijają kabzę prawników i obciążają nas wszystkich przez zawyżone ceny produktów i usług. Ostatnio w Polsce wystąpił gwałtowny nabór na studia prawnicze, co oznacza, ze klimat i system amerykański zaczyna być kopiowany także w Polsce.
Jak długo będzie trwał ten bal?
Optymiści uspokajają  Amerykanów, że przepowiednie upadku Stanów Zjednoczonych są błędne i że USA, jako mocarstwo światowe,  potrwa jeszcze przynajmniej następne 100 lat. Tutaj pozwolę sobie na uwagę, że jeszcze za tow. Breżniewa wiele ludzi myślało, że ZSSR, aczkolwiek skorumpowany i bolejący, będzie kuśtykał następne 50 lat, a w rzeczywistości ZSSR rozpadł się w zaledwie kilka dni. Nie na skutek przegranej wojny, tylko na skutek załamania  wewnętrznego spowodowanego wbudowaną w niego bombą zegarową w postaci ekonomicznych marksistowskich pseudo-teorii. Zegar tej bomby zaczął tykać 25 października 1917 r. i gdyby nie Hitler i wojna światowa,  ZSSR skończyłby się o kilkadziesiąt lat  wcześniej.
Argumenty jakich używają optymiści opierają się głównie na statystykach demograficznych.  Czasami także wspominają amerykański kryzys emerytalny i usług zdrowotnych. Dziwne jednak, że omijają  niezwykle ważny element, jakim jest ekonomia, która nawiasem mówiąc, była głównym czynnikiem rozpadu ZSSR.  Optymiści, na ogół nie wspominają o zagrożeniach, jakie stanowią dla Ameryki  jej  własne imperialistyczne  ambicje, które są w konflikcie z malejącymi możliwościami finansowymi i wojskowymi.
Ten optymistyczny punkt widzenia  podnosi serca tym Polakom, którzy obawiają się i słusznie, powrotu demonów socjalizmu w Unii Europejskiej i widzą świat w kolorze czarno- białym. Dla nich USA to wzór wolności obywatelskiej i liberalizmu ekonomicznego. Ostatni bastion przeciw rosnącej na świecie lewicowości.  Postaram się napisać,  jak ja to widzę od wewnątrz.
Ostrzeżenie już było
Pierwszy skowronek zbliżającej się katastrofy zaświergotał w roku 1973, kiedy to kraje arabskie nałożyły embargo na eksport ropy naftowej na kraje, które popierały Izrael w  wojnie z krajami arabskimi. Blady strach padł wtedy na Amerykanów, kiedy długie  kolejki zaczęły się formować przed stacjami benzynowymi, w których reglamentowano ilość sprzedawanej benzyny. Rząd, w panice,  zaczął poważnie myśleć o oszczędnościach w zużyciu paliwa, narzucając limity zużycia benzyny  dla produkowanych samochodów. Zaczęto również myśleć o alternatywnych źródłach energii.
W miarę upływu czasu rozwiązanie przyszło nie od naukowców, energetyków czy chemików, ale od bankierów. Było to rozwiązanie połowiczne, które, co prawda widma katastrofy nie usunęło, ale przesunęło jej datę o kilkadziesiąt lat. Zgodzono się na radykalnie podwyższone ceny ropy z krajów arabskich, nabijając w ten sposób kabzy sułtanów i szejków pod warunkiem, że będą „zarobione” pieniądze trzymali w bankach i dolarach amerykańskich. Tak długo jak „dolary  olejowe” są wyłączone  z cyrkulacji i leżą na amerykańskich kontach, można bezkarnie „drukować” miliardy dodatkowych dolarów bez niebezpieczeństwa wywołania inflacji. Cena ropy nie odgrywa tu roli, jako że jest w gruncie rzeczy iluzoryczna, albo jak to się dzisiaj mówi wirtualna. Dodatkowa klauzula na pewno wspominała, że Panowie na Pustynnych Piaskach będą bronieni przez amerykańskie siły zbrojne przed własnym ludem albo obcymi zazdrośnikami, jeśli  chcieliby odsunąć ich od władzy i kasy.
Lata i dekady mijały i system na pozór działał bezbłędnie, aczkolwiek podobnie jak system marksistowsko-leninowski, miał wbudowaną tykającą destrukcyjną bombę, a nawet kilka.
A oto niektóre przyczyny zbliżającej się katastrofy:

  Nr 1 - Nowi klienci na rynku olejowym
Rośnie zapotrzebowanie na ropę naftową ze strony dwóch krajów: Chin i Indii, przy jednocześnie małym wzroście światowej produkcji. ( Według statystyk British Petroleum na 9 litrów ropy wydobytej  tylko jeden litr  pochodzi z nowo odkrytych złoży).   19 tego stycznia 2008 zaistniała historyczna chwila, kiedy po raz pierwszy  cena baryłki ropy przekroczyła cenę 100$. Przekroczono w ten sposób ważną psychologiczną barierę i dlatego należy się spodziewać dalszego wzrostu cen.
Nr 2 - Zadufanie w mądrość banków i bankierów.
Przejawem tego jest : wiara rządu i sfer finansowych, że można kontrolować świat za pomocą bankowych manipulacji z Nowego Jorku.
Pojawienie się Euro jako alternatywnej waluty poważnie zagroziło możliwości nieograniczonego „druku” kolejnych miliardów dolarów z powodu spadku zaufania do tej waluty. Występuje erozja ważności Nowego Jorku jako światowego centrum finansowego. Nowe konkurencyjne centra powstają w Hong-Kongu, Singapurze i Szanghaju.
 Nr 3 - Eksport pracy i fabryk
Eksport pracy do krajów zamorskich ( Chiny) i ościennych (Meksyk) na początku pracy prostej, a ostatnio także intelektualnej, odbywa się pod fałszywym mniemaniem, że jedyną wartością wymierną  jest zysk mierzony w dolarach. Pozwolono sobie zapomnieć, że dolar już od lat rozwiódł się z jakąkolwiek wymierną wartością. Na skutek tego eksportu zaczęły zanikać fabryki i huty, a ostatnio także biura konstrukcyjne z powodu braku inżynierów i polityki imigracyjnej stwarzającej trudności wizowe dla naukowców i inżynierów, natomiast  preferującej zbieraczy winogron i sałaty.
Na skutek likwidacji miejsc pracy  w dziedzinach produkcyjnych, bankowcy i politycy gloryfikują sektor usługowy, tak jakby obywatele mogli się dorobić dobrobytu czyszcząc jeden drugiemu buty. W roku 2006 ekonomia usług w USA wynosiła 68%  produktu narodowego brutto, zatrudniając 75% wszystkich cywilnych pracowników. Udział sektora wytwórczego wynosił zaledwie 12% produktu narodowego. Sytuacja w tej dziedzinie pogarsza się z roku na rok.  Może zaistnieć sytuacja, że niedługo, aby prowadzić wojnę będziemy musieli kupować uzbrojenie u naszych wrogów.
Nawet jeśli chodzi o wojnę i wojaczkę, to w dużej mierze jest ona prowadzona przez kontraktowych pracowników każących sobie słono za te usługi płacić ( Polacy robią to dla Amerykanów, jak zwykle, honorowo).
Nr 4 - Arogancja w polityce zagranicznej
Arogancja i misyjne przeświadczenie uzasadnia militarną interwencję w stosunku do innych krajów. Związane z tym jest także przekonanie, że większość sytuacji można rozwiązać metodami wojskowymi i rozwiązania te są nieodwracalne.
Wojna w Iraku i Afganistanie pochłania 21% (2006 r) podatków obywateli amerykańskich. USA utrzymuje bazy wojskowe w ponad 100 krajach.
Wielkie mocarstwa na ogół nie upadają z powodu jednej przegranej wojny, ale z powodu wielu potyczek i zadrapań,  które doprowadzają do zgonu poprzez wykrwawienie żywotnej materii ekonomicznej, jaką jest ludzka praca. W tym samym czasie komisja rządowa, według NY Times, wyliczyła, że dla reperacji dróg i  walących się mostów,  potrzeba zainwestować rocznie 220 miliardów dolarów. Pieniędzy tych zabraknie, ponieważ. według obliczeń Biura Budżetu Kongresu Stanów Zjednoczonych , koszt 10 lat wojny w Iraku i Afganistanie będzie wynosił 1,4 biliona (1400 miliardów) dolarów.
Nr  5 - Zadłużenie Rządu
Na skutek  drugiej wojny światowej dolar zastąpił funt angielski jako tzw. waluta rezerwowa. Jej wartość opierała się, najpierw na złocie, a później  na stabilności amerykańskiej ekonomii i jej dynamice. Ta wyjątkowa pozycja dała USA możliwość zaciągania długów, także w stosunku do innych krajów, w postaci sprzedawania obligacji pożyczkowych. Pożyczki rządowe stały się nałogiem i co gorsze wierzycielami stali się potencjalni konkurenci; np. Chiny, do ropy naftowej na Bliskim Wschodzie i gdziekolwiek indziej, Afryka, Ameryka Południowa itp.  Nagromadzone miliardy dolarów na kontach chińskich dają Chinom możliwość nacisku na Stany Zjednoczone, które w dużej mierze nawet w dziedzinie monetarnej zaczynają tracić niezależność.
  Nr 6 - Pozorne bogactwo i życie nad stan
Byłoby świetnie, gdyby nasza wysoka stopa życiowa była skutkiem szczególnych umiejętności i wydajności pracy. Niestety, w dużej mierze wysoka stopa życiowa Amerykanów jest utrzymywana z pożyczek zaciąganych na karty kredytowe, a także na poczet  hipotek własnych domów. Rok 2008 będzie tym, który otworzy ludziom oczy, że na dłuższą metę, „bez pracy nie ma kołaczy”.
System ekonomiczny Stanów Zjednoczonych stworzony  (stosunkowo niedawno zmodyfikowany) przez oligarchów finansowych,  oparty głównie na usługach, sporządził sobie pułapkę na samego siebie.
Ekonomiści rządowi podają, że niewielki spadek o 2% w zakupach obywateli, doprowadzi  USA do głębokiego kryzysu. W panice rząd ucieka się do ryzykownego pomysłu rozdawania obywatelom pieniędzy (około 600$ na łebka), licząc na to, że pobiegną oni do sklepów i natychmiast je na coś wydadzą i poprawią ekonomię. Prawdopodobnie obywatele wydadzą te 600$ na produkty produkowane w Chinach, zwiększając przez to i tak wielkie zadłużenie zagraniczne. Lekarstwo takie, zalecane przez myślicieli w Waszyngtonie,  jest podobne do dawania narkomanowi  heroiny albo alkoholikowi  wódki. Niedawno wpływowy dziennik Financial Times, (19.I.2008  ) opublikował wiadomość, że rząd amerykański udzielił bankom amerykańskim 50 miliardów nisko oprocentowanej pożyczki.  Decyzję tę podjęto w obawie o bankructwo banków spowodowane przez lekkomyślne rozdawanie pożyczek  hipotecznych ludziom, którzy nie mieli możliwości ich spłacić.  To samo porównanie  o leczeniu alkoholika przez dawanie mu wódki stosuje się w tym wypadku do wielkich instytucji finansowych. Różnica jest jedynie w skali, biedak dostaje 600$, a bank miliard dolarów. Rezultatem takiego zachowania rządu jest obniżenie stopy procentowej dla tych obywateli, którzy w myśl wskazań własnej babci i „starej ekonomii”, nie żyli na kredyt, ale oszczędzali. Banki nie muszą już zabiegać o ciułaczy, gdyż rząd im daje pieniądze,  prawie że za darmo.
Nr 7 - Ujemny bilans w handlu zagranicznym
O 24 lat czyli od roku 1984 USA ma z roku na rok ujemny zagraniczny  bilans handlowy. Znaczy to, że sprzedajemy mniej produktów  niż kupujemy. Nic dziwnego, że nasza oferta produktów zmniejsza się z dnia na dzień, jako że nasze fabryki mieszczą się już w Chinach czy Meksyku i ich produkty musimy kupować za walutę odnośnych krajów. Na dodatek import ropy naftowej także się zwiększa z roku na rok, pogłębiając deficyt handlowy.

Nr 8  Fanatyzm i zaściankowość

Brak  zrozumienia zagadnień międzynarodowych, które w coraz większym stopniu wpływają na ekonomię i stopę życiową USA, jest faktem nie tylko wśród większości społeczeństwa ale i wśród kół rządzących. Anty-intelektualne nastawienie, fanatyzm religijny ( 40% Amerykanów wierzy w zbliżający się koniec świata) , kontrola mediów i Kongresu przez grupy specjalnych interesów pogłębia kryzys ekonomiczny a jednocześnie wciąga kraj w wojny, których nie można wygrać.

Nabór na studia inżynierskie i matematyczne, które są podstawą rozwoju nowych technologii, jest przerażająco mały ( podobnie jak w Polsce) co zapewnia, że Stany Zjednoczone nie mają szans w konkurencji przemysłowej w nowymi potęgami  jak Chiny, Korea, Tajwan a nawet Niemcy, które kształcą dużo więcej kadry inżynierskiej.


Co mnie boli i dlaczego

 Mógłbym jeszcze pisać dużo i długo o tym, co zagraża Stanom Zjednoczonym, ale wydaje mi się , że to co napisałem jest wystarczające dla polskiego czytelnika, dla zrozumienia bieżącej sytuacji i perspektyw dla Stanów Zjednoczonych, tak uwielbianych, często bezkrytycznie, przez dużą cześć polskiego społeczeństwa.
Jako Amerykaninowi z wyboru głęboko leży mi na sercu sukces mego kraju, który dał mi warunki do spełnienia moich marzeń. Wspominam o tym, aby zwrócić uwagę czytelnikom, że moje ostrzeżenia i krytyki, bynajmniej nie pochodzą od człowieka zgorzkniałego, biednego, zawiedzionego w stosunku do kraju, który mnie przyjął i zaadoptował. Raczej pochodzą one z niepokoju o przyszłość kraju, z którym są związane losy moje i moich urodzonych tu dzieci. 
Jan Czekajewski

Jan Czekajewski
Jednoaktówka oparta na prawdziwym wydarzeniu.

Amerykański Konsultant

Dzień zero

Żona: Czy słyszałeś naszego Prezydenta Obamę  w TV. Mówił o stymulantach dla drobnych
groszorobów?
To coś dla ciebie.
Tak słyszałem, ale mam wątpliwości.  Po tym,  jak dwadzieścia  lat temu, nasz  Gubernator chciał moj biznes stymulować, to musiałem chodzić do psychiatry.
Kazał mi napisać Plan Pięcioletni i się zobowiązać, że poprawię skład etniczny w naszym Stanie na następne stulecie.
Formularze zajmowały 50 stron. Cyrografy następne 20.

Żona: To co się martwisz? Ty też jesteś etniczna mniejszość. Jak mówisz to ja cię słabo rozumiem. Jak piszesz to jeszcze gorzej. Ty nikczemny mniejszościowcu!

Dzień zero+1

Telefon: Bzz…Bzz…Bzz… Słucham?

Sekretarka: Telefon do Pana, Panie Prezydencie.
Kto dzwoni?

Sekretarka: Mówi że od Prezydenta.
Obamy?

Sekretarka: Nie. Miasta.
Co chce? Ile?

Sekretarka: Nic. Nic o szmalu nie mówił.
Słucham.

Głos: W imieniu  Stowarzyszenia  Prezydentów Miast Amerykańskich  i Prezydenta Naszego Miasta,  chciałbym Pana Prezydenta zaprosić na koktajl, obiad i wykład ekonomiczny.
Za ile?

Glos: Darmowo.
Dlaczego?

Głos: Bo Prezydent naszego miasta stymuluje rozwój drobnego biznesu i chciałby wysłuchać opinie miejscowych biznesmanów. Będzie także Profesor z Harvardu i będzie uczył jak robić profit (dochód).
Się zastanowię. A gdzie to będzie?
Głos: W Klubie Biznesmenów, Olimpium.
To daleko, chyba w Grecji?
Głos: Nie u nas. W mieście. Kolo Kapitolu.
Nie myli się Pan, może koło Akropolu?
Głos: Nie. W naszym mieście, w bok od Broad Street. Parking darmowy.
Dzień Zero+2
Kochanie chcesz iść na koktajl do Prezydenta Miasta?.
Żona: Koktajl z prezydentem, czyli z Tobą,  to ja mogę mieć codziennie.
Kochanie. Mylisz się tym wyjątkowym razem. Prezydent naszego miasta nas zaprasza.
Może warto. Może dostaniemy jakiś „stymulus”. Teraz każdy dostaje. Kto pierwszy ten lepszy.
Żona: Viagrę można kupić w aptece a jeszcze taniej przez Internet. Ja widziałam w telewizji ze za Viagrę podobno  ubezpieczenie zwraca. Potrzebę należy dobrze uzasadnić. Mogę notarialnie, jak trzeba.
Kochanie. Mylisz się. Chodzi o szmal, a nie o lekarstwo.
Żona: Jak ci zależy i jest nadzieja na stymulus to pójdę. Kiedy ten koktajl ?
Za tydzień.
 Żona: Fajno, czyli OK. Wbije datę w mój iPhone.
Dzień zero + tydzień
Żona: Kochanie już późno. Zbliża się szósta. Musimy się zbierać.
Mnie w krzyżu lamie. Koktajl jest na stojąco. Nie wydołam mieszać się z wykwintnym  towarzystwem, całą godzinę na stojąco. Może się załapiemy na obiad i wykład „ Jak zwiększyć dochód, czyli szmal”. Zaczekajmy do siódmej. Do obiadu.
Godzina siódma. Z parkingiem kłopot. Zaparkowałem blisko hydrantu. 50% szansy że mi samochód zakneblują. Może Prezydent miasta mnie wybroni od mandatu. Idę przecież na jago zaproszenie.
Profesor z Harvardu mówi i popiera przeźroczami, że wie jak zarabiać pieniądze, bo się dorobił, już jako student, zakładając  „Komputerową Agencję Matrymonialną”.
Książkę o dobrym biznesie  będzie rozdawać, za darmo, przy wyjściu.
Profesor mówi, że przedsiębiorca winien najpierw sobie wypłacać szmal  a potem  innym.  Jak nie ma zarobku dla siebie, to znaczy, że taki człowiek powinien pracować na poczcie a nie zajmować się biznesem.
Żona:  Dobrze gada, ale gdzie jest Prezydent Miasta, który nas zaprosił? Miał być i przynieść stymulusy.
Prezydent nie mógł przyjść, bo miał śmierć w rodzinie. Dostał za to, zaocznie, plastykową tabliczkę z napisem: „Dla przyjaciela drobnego biznesu”.
Żona: Kochanie, wobec tego, czy możesz przynieść mi jeszcze jeden kieliszek wina?
Wino już wyszło. Nie ma go już w barze, nawet za własne pieniądze.
Wychodzimy.
Książkę: „Dochód nie jest czymś,  jest wszystkim!” wzięliśmy przy wyjściu.
Filozoficznie. Musze sobie to zapamiętać. Święta prawda.
Dzień Zero+ 2 Tygodnie
Telefon : Bzz…Bzz…Bzz……  Słucham?
Głos: Ja dzwonię z biura Prezydenta Miasta. Chciałbym aby nasz Konsultant Cię odwiedził i pomógł Ci rozwiązać problemy jakie masz w prowadzeniu twojego biznesu. Kiedy może przyjść?
Kiedykolwiek. Niech zadzwoni 10 minut przed wizytą. Jak będę w biurze to z nim pogadam. Ja nie planuje spotkań na długą metę, bo nie wiem jak długo będę  żył.
Godzinę pózniej
Bzzz…. Bzzz  , dzwonek do drzwi wejściowych.
Kto tam?
Konsultant: Ja od  Prezydenta Miasta.
Niech wejdzie.
Wchodzi Konsultant  w średnim wieku z grubym złotym łańcuchem na szyi. Biały na skórze.
Słucham?
Konsultant: Czy podobał Ci się wykład naszego Profesora z Harvardu o dochodach?  Jakie masz uwagi?
Wykład mi się podobał. Wina było za mało, nawet za pieniądze.
Konsultant: zapiszę tutaj w notesie:wina za mało, nawet za pieniądze”.
My możemy rozwinąć Twój interes. Powiększyć dochodowość.
Za ile?
Konsultant: Na początek $500 wpisowego. Później, od kontraktu.
A ja myślałem, że to Wy, Miasto, macie pomagać finansowo drobnym przedsiębiorcom w ramach stymulusu, o którym ciągle słyszę w telewizji.
Konsultant: My nie Miasto. My pomagamy radą. Odplatanie. Oferujemy usługi doradcze 900 amerykańskim firmom. Pańska firma może być wśród nich. To zaszczyt.
Jak możecie mi pomóc?
Konsultant: Pomożemy Twojej firmie podnieść dochód .
A po co?
Konsultant: Po to abyś miał więcej pieniędzy.
Ja mam dosyć pieniędzy na drobne wydatki. Nie mogę wydać tych co mam. Żona mi pomaga a i tak ciągle ich przybywa, Nie możemy się wyrobić z wydawaniem. Jakbym miał kochankę to by szło szybciej, ale moja żona nie jest towarzyska. Taka egoistka.
Ponadto, ja nienawidzę podatków. Większy zarobek- większy podatek.
A tak z ciekawości,  jak będziecie pomagać mojej firmie?
Konsultant: Przyślemy specjalistę, który będzie Twoim cieniem. Będzie za tobą chodzić i obserwować co robisz i czy Twoje czynności nie są zbędne.
Problem jest, że ja mało przychodzę, a jak jestem to mało chodzę. Jak mnie nie ma, to Specjalista nie będzie miał za kim chodzić. Na dodatek, czym rzadziej przychodzę tym więcej zarabiam. Chyba w firmie przeszkadzam. Wiem o tym, ale lubię przychodzić. Gdzieś rano wypada iść.
Obawiam się, że specjalista odkryje, że to ja jestem zbędny.
Konsultant: Pomożemy Ci podnieść Twój „credit rating” ( współczynnik zdolności kredytowej, używany przez banki przy udzielaniu pożyczki)
Ja nie mam „credit rating”.
Konsultant: A dlaczego nie masz „credit rating”?
Bo nigdy nie miałem pożyczki.
Konsultant: Nie lubisz pożyczać?
Pożyczać lubię, tylko oddawać nie lubię.. Teraz jest lepiej, bo się podobno zmieniło i oddawać nie trzeba.
Ponadto jak się ma wysoki credit rating wtedy wszyscy wiedzą, że jestem bogaty. Niebezpiecznie. Mogą mnie obrabować, albo podąć do sądu, co jeszcze gorsze.
Konsultant: O co mogą cię podąć do sadu?
Np. o ksenofobie, że mam uprzedzenie w stosunku dobiałych ludzi ze złotymi łańcuchami.
Konsultant: My także możemy Ci obniżyć „cretit rating”.
To się nie uda.  Nie ma niższych współczynników niż zero.
Ja mam właśnie optymalne zero.
Konsultant: Jak Ci się to udało?
Nigdy nie pożyczałem pieniędzy.
Niech Pan powie swemu bosowi, że ja mogę być dla niego konsultantem, jak zrobić cos z niczego i obniżyć dochód. Na razie to Panu opowiem historię mego emigracyjnego życia.
Konsultant: Panie, ja już musze iść. Opowie mi Pan resztę później.
Niech Pan zostanie. Tak milo się z Panem konsultuje. Zajmie to chyba trochę, czasu. Niech Pan siada. Zrobię kawy, albo wyskoczymy na piwo.
Opowiem Panu co robiłem od 40- tu lat, dzień po dniu, rok po roku. Za darmo! Bez wpisowego.
Konsultant: Muszę iść. Mam inne zobowiązania konsultacyjne.
Czy się jeszcze kiedyś zobaczymy?
Konsultant: Nie przypuszczam
Do widzenia. Miło się z Panem konsultowało.
Tyle go widziałem. Miły człowiek, gdyby nie ten złoty łańcuch.  Zapracowany. Mówił, że ma żonę i dzieci w Nowym Jorku. Mało ich widzi. Ciągle konsultuje w terenie.
Kiedy wychodził wyglądał na przygnębionego. Ciekaw jestem dlaczego? Przecież chciałem go nauczyć jak się robi biznes. Nie był widocznie zainteresowany. Chyba powinien pracować na poczcie.


Jan Czekajewski
Polskie Iluzje
Iluzji politycznych Polacy mają wiele a w miarę upływu czasu ilość ich rośnie. Nie sięgając dalekiej przeszłości zastanówmy się nad niektórymi,
Ostatnio z powodów kalendarzowych Polacy w rezonansie z polską prasą i TV, ubolewają nad jakoby zdradą jaką Polskę i Polaków spotkała ze strony „zachodnich aliantów” czyli USA i Wielkiej Brytanii, w czasie konferencji w Jałcie  w dniach 4 do 11 Lutego, 1945r.  W czasie tej  konferencji oddano ZSSR tereny polskie tereny wschodnie zgodnie z kiedyś proponowaną, po pierwszej wojnie światowej, tak zwaną   Linią Curzona na Bugu.  Polacy z perspektywy 70 lat uważają, że zostali zdradzeni przez sojuszników.
Cokolwiek „zachodni alianci” by powiedzieli w czasie tej konferencji, to decyzja o podziale Polski a właściwie przesuniecie jej na zachód, kosztem Niemiec, była przesądzona przez sytuację na frontach. Armie sowieckie już okupowały Polskę i z pomocą rodzimych ubowców likwidowały opozycję. W końcowej fazie wojny światowej  Polska przestała być ważna.
Dla Anglii atak hitlerowskich Niemiec na ZSSR był zbawieniem w ostatniej minucie.  Później dla USA ważniejsza była współpraca ZSSR w rozprawieniu się z Japonią, niż to czy Polska będzie, czy nie będzie pod sowieckim wpływem.  Zresztą inne kraje Europy Wschodniej podzieliły losy Polski.  System komunistyczny, albo raczej sowiecki jaki ZSSR wprowadził w Polsce, spowodował wiele strat zarówno wśród najbardziej żywotnej części polskiej inteligencji jak i zacofania gospodarczego kraju, które do dzisiaj Polska nie może odbudować. Z geograficznego puntu widzenia Polska jednak zyskała na przymusowym przesiedleniu na Zachód. Pozbycie się terenów, które dzisiaj należą do Ukrainy, Białorusi i Litwy wyszło Polsce na korzyść.  Teraz Polacy mogą się uśmiechać pod wąsem z powodu kłopotów, jakie Rosja ma z Ukrainą.  Zachodnia Ukraina w ramach powojennej Polski byłaby wieczną kością niezgody i waśni. Nawet okrojona Ukraina a właściwie Ukraińska Powstańcza Armia (UPA)  prowadziła w latach 1945-47 walkę z komunistyczną Polską  o skrawek terenu w Bieszczadach. Polska dzisiejsza jest etnicznie silniejsza, jako że nie ma w swym składzie mniejszości narodowych, które przed rokiem 1939 były wiecznie niezadowolone z życia w Polsce z dominującą przewagą Polaków.
Co prawda ja,  jako wychowanek  PRL-u mający zakodowaną niechęć do systemu sowieckiego, którego zbrodnie w Polsce są mi znane, uważam, że polski rząd w Londynie i podziemna opozycja w Polsce  byli w błędzie licząc na trzecia wojnę światową, jako drogę do wyzwolenia Polski.  Komunistyczny rząd w PRL-u w miarę upływu lat na skutek biernego oporu społeczeństwa zmuszony został do ustępstw i jak dowcip głosił, „w polskim baraku w „Obozie (koncentracyjnym)  Pokoju” żyło się najweselej”.    Na szczęście Trzecia Wojna Światowa nie wybuchła, gdyż z Polski i Polaków zostałyby jedynie zgliszcza i mogiły.  Równowaga w broni atomowej, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, zmuszała zapaleńców do refleksji. Jak wiadomo ZSSR posiadał już bombę atomowa w roku 1949, czyli w cztery lata po drugiej wojnie światowej.
Rozpad ZSSR i całego „Obozu Pokoju” odbył się bezkrwawo na skutek obsesji władzy na Kremlu  Marksizmem-Leninizmem i jego idiotycznym modelem ekonomicznym z centralnym planowaniem.  Nagle tak zwane Republiki ZSSR stały się samodzielnymi państwami i Ukraina stworzona przez Stalina z ziem dawniej w granicach Polski, Rumunii i Rosji, stała się niezależnym państwem. Nowa „putinowska” Rosja ma na zachodniej granicy wrogie im państwo składające się z Ukraińców grawitujących ku Unii Europejskiej i Ukraińców, a właściwie Rosjan którzy są niechętni do życia we wspólnocie z rządem w Kijowie. Bratobójcze walki we Wschodniej Ukrainie utrwalają tą niezgodę i oddalają możliwość kompromisu. Podział Ukrainy jest chyba konieczny, aby zapobiec dalszemu rozlewowi krwi i rozszerzenia się konfliktu na kraje ościenne, głównie Polskę. Pokojowy podział Czechosłowacji na Czechy i Słowację winien być dla Ukrainy przykładem.  W tym momencie wraca sprawa, nazywana dzisiaj „Kompromisem w Monachium” do jakiego doszło 30 września 1938 miedzy Chamberlainem i Hitlerem, w czasie którego Chamberlain zgodził się na oddanie Sudetów Czeskich Hitlerowi i cofnął swe poparcie dla rządu czechosłowackiego, który się gotował do walki. Rok później Hitler wydal wojnę Polsce i konsekwencje tej wojny wszyscy znamy. Mówiąc o Monachium i Hitlerze, niektórzy z wojennych zapaleńców zarówno w Polsce jak i w USA porównują Putina do Hitlera i Umowy w Mińsku do Umowy z Hitlerem w Monachium.  W sumie takich fotelowych generałów, jak można by ich nazwać, świerzbi ręka albo tyłek, aby rozprawić się z Rosją, którą uważają za agresora.
Wgląda na to, ze jedynym oponentem w rządzie amerykańskim do rozszerzenia wojny na Ukrainie jest sam prezydent Obama, który mimo nacisków jest przeciwny wysłaniu na Ukrainę ofensywnego uzbrojenia w postaci rakiet przeciwpancernych, helikopterów i instruktorów, którzy nauczą Ukraińców jak się taką bronią posługiwać.  Obama boi się, że lokalny konflikt na Ukrainie może wciągnąć US i NATO do dużej wojny z Rosja. Powstaje pytanie, czy  taka wojna jest w interesie  US  i jakie będą jej koszty?  W chwili obecnej US jest zaangażowane militarnie  na Środkowym Wschodzie i w Afganistanie. Na dłuższą metę Chiny naciskają na kraje pobliskie, takie jak Wietnam czy Filipiny, z zamiarem kontrolowania ich wód terytorialnych.  Wgląda na to, że Chiny chcą wypchnąć Stany Zjednoczone z Pacyfiku i stać się dominującym mocarstwem w tamtym rejonie. Ze strategicznego punktu widzenia Chiny są ważniejszym przeciwnikiem dla US niż Rosja i jej zaangażowanie na Ukrainie.
Do tego wszystkiego, US ma kłopot ważniejszy niż zbrojne konflikty, z którym wiadomo jak sobie radzi, albo raczej nie radzi. Problem jest ekonomiczny i polega na dominacji dolara, jako tak zwanej waluty rezerwowej. Zaletą takiej waluty, jest możliwość „bezkarnego” drukowania pieniędzy (dolarów) w postaci obligacji pożyczkowych, które kupują różne kraje z Chinami i Japonią włącznie. Taka sytuacja istniała od roku 1971, kiedy to Prezydent Nixon unieważnił wymianę dolara na złoto, co spowodowało zastąpienie złota papierowym dolarem.  Ostatnio jednak szereg krajów, ale głównie Chiny i Rosja chcą obalić ten system i handlować miedzy sobą we własnych walutach.  Jeśli rola dolara, jako waluty rezerwowej zostanie podważona, to trudno nam będzie prowadzić kosztowne wojny bez podwyższenia podatków. W konsekwencji nasz standard życiowy zostanie obniżony i można się spodziewać społecznej rebelii. Tego na pewno obawia się nasz rząd i robi wszystko, aby uniemożliwić próby podważenia dolara, jako waluty rezerwowej.
Następne pytanie jest, czy frakcja w rządzie US, która pali się do wojny z Rosja, wymusi taka wojnę, w ramach NATO, na Obamie? Z uwagi na bliskość terytorialną, Rosja ma dużą przewagę nad US w konflikcie na terenie Ukrainy.  Jeśli wojna z Rosją wybuchnie, to Polska będzie krajem, który poza samą Ukrainą, ucierpi najwięcej. Czy Polska jest gotowa do takiej ofiary w ludziach i zrujnowanych miastach?  Jak zwykle w każdej wojnie, przeciętni ludzie nie będą mieli wiele do powiedzenia. O nich kilkadziesiąt lat później będzie się mówiło, że Polacy walczyli i umierali za „Słuszną i Szlachetną Sprawę”, albo „Za Naszą i Waszą Wolność”.

Rumuński Noblista (2009)

I znowu te przeklęte nocne mary. Uprzednio, 60  lat temu, jak się przejadłem sałatką śledziową na dworcu w Koluszkach to miałem sny erotyczne. Dzisiaj jak zjem taką samą sałatkę w Ameryce, to mi się śnią problemy globalne. Może śledzie w sałatce nie bałtyckie, tylko z Wietnamu?
Tym razem śniło mi się o Laureatach. Współuczestnikami mego snu byli: Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, Prezydent Obama i niemniej wybitny Redaktor Adaś Nichnik, Laureat Rumuńskiej Nagrody Szermierza Demokracji w Europie Wschodniej (Nagrody Porównywalnej z Noblem), Jako dziennikarz czasopism: „Tu” i „Tam” a nawet „Siam”, które redaguję pod pseudonimem Johnek Kapusta, poprosiłem o komentarze tych dwu Dostojnych Noblistów co myślą na interesujące nas globalne tematy.
Panie Redaktorze Adasiu, w jaki sposób powinnam się do Pana zwracać w mych pytaniach, czy „Panie Redaktorze”, z uwagi na Pańska redakcyjną pozycję w „Gazecie”, czy też, bardziej personalnie, po przyjacielsku: „Panie Adasiu”?
Panie Kapusta, najlepiej będzie jeśli będzie się Pan do mnie zwracał w sposób powszechnie przyjęty, czyli, Panie Laureacie Adasiu.
Przepraszam, ale poza Panem pozwoliłem sobie także, na ten wywiad, zaprosić innego Laureata, tym razem Nagrody Nobla, Prezydenta Obama. Czy ma Pan coś temu przeciwko?
Panie Kapusta. Zasadniczo się zgadzam, ale mam drobną prośbę, aby Pan posadził Prezydenta Obama za mną, aby mnie nie zasłaniał, a także proszę o drobne wyciszenie jego mikrofonu, żeby mnie nie przekrzykiwał.
Chciałbym także, aby poświecił Pan trochę więcej czasu na moje odpowiedzi, jako że Prezydent Obama ma wiele innych możliwości prezentowania swych opinii, a ja jedynie w mej skromnej „Gazecie”.
Panie Laureacie, w swej wypowiedzi, podczas odbierania prestiżowej rumuńskiej nagrody w NY ufundowanej ku czci rumuńskiego szermierza o demokrację, imienia Czałczesku, wspomniał Pan, że walczy Pan w Polsce z „antykomunistycznym stalinizmem”. No i że Pana przeciwnikiem jest w tej walce znany stalinista, niejaki Ksiądz Grzybek?
Panie Kapusta, myli się Pan. Widocznie ma Pan informacje z gadzinówki zwanej radiem „M”. Nagroda, którą mi przyznano jest imienia pewnego Rumuna który walczył o demokrację w Europie Wschodniej. Ten bohater na pewno nie nazywał się Czałczesku. Dokładnie jego nazwiska nie pamiętam. Od nawału tych nagród mąci mi się już w głowie. Jeśli nie jest Pan pewny co do tej nagrody, to proszę sprawdzić w Internecie. Tam wszystkie moje nagrody są wyszczególnione na portalu mojej „Gazety”.
Panie Laureacie, jak to jest, że rumuńską nagrodę odbiera Pan w Nowym Jorku?
Czy uroczystość nie powinna odbywać się w Bukareszcie?
Panie Kapusta. Uroczystość odbywa się tam gdzie jest Fundacja. Czy Pan nie zauważył, że to nie jest osoba prywatna, tylko Fundacja, a Fundacja to znaczy Fundusz, czyli po polsku Duży Szmal.
Panie Laureacie, znaczy to, że na Demokracji można się dorobić Fundacji, czyli Funduszu, czyli Szmalu. Czy te nagrody są opodatkowane?
Panie Redaktorze Kapusta. W dobrym towarzystwie nie mówi się o podatkach. Jeśli chodzi o szmal to gołym tyłkiem nie świecę. Jakoś zawsze do pierwszego mi starcza. Wróćmy jednak do religijnego stalinizmu i Księdza Grzybka, którego raczej winien Pan nazywać Muchomorkiem. Ten Grzybek zatruwa mi życie. Dostaję po prostu psychicznej grzybicy.
Dziwię się Pańskiej reakcji, Panie Adasiu. Pan jako Laureat Wielu Nagród za Szerzenie Tolerancji, jest Pan tak mało tolerancyjny w stosunku do Sługi Bożego, Księdza Grzybka?
Czyżby to nie zawodowa zazdrość? Pan Redaktor i ksiądz Grzybek obydwaj działacie w tak zwanych mediach. Ksiądz Grzybek ma swe sukcesy z Radiem „M” i Telewizją „Tram”. Może chodzi o szmal?
Panie Kapusta, ja szmalu to mam powyżej de..de..demokracji, czyli uszu. Co przyjadę do Nowego Jorku to mi jakąś nagrodę wtryniają. Zaliczyłem ich chyba 30. Doktoratów też mam, chyba 4. Oczywiście Honorowe. Może tyle ile ich ma nasz były prezydent, Lech Wałęsa.
Niech Pan spojrzy na mój życiorys nagrodowy, dostępny „po wsiem” na portalu „Gazety”. Na nerwy mi działa ten Grzybek, bo jak mi donoszą, 50% Polaków słucha jego radia, a mogliby czytać moją „Gazetę”. Moja ambicją jest aby 99.9% Polaków czytało moją Gazetę, no z wyjątkiem analfabetów. Jak mi jest wiadome ksiądz Grzybek stworzył jakąś organizację terrorystyczną, „Moherowe Berety”. Donoszą mi, że w Puszczy Kampinoskiej one ćwiczą atak na wartości europejskie. Ja wnioskuję aby ich wciągnęli w USA i Brukseli na listę terrorystycznych organizacji, takich jak Hezbolah i Hamas. Ja jestem za wolnością, ale wolność nie może być rozpasana, aby każdy gadał co chce.
Przepraszam, Panie Adasiu, ale muszę Panu przerwać. Wrócimy jeszcze do tego interesującego tematu. Chcę na razie wykorzystać okazję, aby się dowiedzieć coś od Prezydenta Obama, który właśnie dołączył do naszej grupy. Chciałbym mu zadąć kilka pytań dotyczących jego nagrody Pokojowej Nagrody Nobla.
Panie Prezydencie, czy Pokojową Nagrodę Nobla położy Pan pod Choinkę?
Medal położę, ale pieniądze to będę trzymał w sejfie i wymienię na złoto przy najbliższej okazji. Wie Pan, mnie odwiedzają rożni ludzie, także z zagranicy i nie chciałbym stwarzać pokusy i afery, gdyby pieniądze ktoś zwinął. Nikogo nie podejrzewam, ale wiele krajów wpadło, na naszą modłę, w kryzys. Są to ludzie zdesperowani. Podobno nawet bankierom z Golden Sachs na chleb z kawiorem nie starcza .Ich szczególnie muszę mieć na oku.
Po co złoto? Dlaczego Pan Prezydent nie będzie trzymał nagrody Nobla w dolarach?
Jakoś mam złe przeczucie. Mój Beniek, ten od drukowania naszej forsy, mówił mi, że dolar jest bezpieczny, ale jak to mówił to miał jakiś nerwowy tik.
Panie Prezydencie, jak Pan godzi Pokojową Nagrodę Nobla z Pańską decyzją wysłania dodatkowych żołnierzy na wojnę w Afganistanie.
Mister, Kapusta, ja jestem Chrześcijanin, chociaż niektórzy to kwestionują, i w moim kościele przy pewnych okazjach, zdaje się pogrzebach, Pastor mówi:„Spoczywaj Bracie w Pokoju”. Ta nagroda pasuje jak ulał do mych religijnych zasad i decyzji zaprowadzenia pokoju w Afganistanie. Jak Pan wie, Mr. Kapusta, są różne pokoje na świecie. Są pokoje tymczasowe, które kończą się wojną i są pokoje stałe, permanentne. Ja chcę aby pokój był wieczny i ja im to załatwię. Świeć Panie nad ich duszą.
Panie Prezydencie, wierze w Pańskie pokojowe intencje, ale ile ten wieczny pokój będzie kosztować i kto ten rachunek zapłaci?
Oczywiście zapłacą Chińczycy, tak jak zapłacili za Pańskie adidasy, Pański płaski telewizor i stymulusy dla bankierów na Wall Street..
A jak nie zapłacą, to co wtedy?
Sprzedamy im nasze nieruchomości.
Jakie Pan Prezydent ma na myśli? Most Brukliński?
Na początek sprzedamy im Taiwan. Nie wiem dlaczego, ale Chińczycy się na Tajwan bardzo napalają. Polacy się na pewno dołożą, bo maja w stosunku do nas stary dług wdzięczności za 13-ty punkt deklaracji Prezydenta Willsona z roku 1918. Jak mi mówi mój Rom, bez tego punktu Polska by była zerem na mapie. Rom się na Polsce zna, bo się urodził w stolicy Polski, Chicago.
Panie Laureacie Adasiu, a jakie jest Pana zdanie o groźbie ocieplenia przez wzrost CO2 w atmosferze.
Ja się zgadzam, że z ocipianiem trzeba walczyć. Ludzie winni budować światową demokrację z werwą i zapałem, jak kiedyś my, Czerwoni Harcerze, Walterowcy, budowaliśmy Polskę Ludową, a nie siedzieć ocipiali. Co innego ludzie starsi, co maja Cajmera. Im należy pofolgować.
Panie Laureacie Adasiu, wydaje mi się, że Pan się przesłyszał. Ja się pytałem, co Pan myśli o ocieplaniu a nie o ocipianiu. Jeśli chodzi o chorobę powodującą zanik pamięci, to nazywa się ona chorobą Alzhaimera, a nie Cajmera.
Panie Kapusta, zgadza się, już sobie przypominam, że Cajmer to ten co grał fajne kawałki do tańca w Polskim Radiu w Katowicach i wyemigrował w 1968 roku do Izraela. Mówiło się wtedy, „Grasz bracie jak Cajmer po północy”. Nie wiedziałem, że on był także naukowcem od starczego ocipienia.
Panie Adasiu, może Pan wyjaśni jak Pan potrafi pogodzić swój nałóg palenia papierosów, który powoduje zawyżenie CO2 w ziemskiej atmosferze, z walką o czyste powietrze i ociepleniem.
Panie Kapusta. Jeśli Prezydent potrafi pogodzić pokój z wojną, to pogodzenie fajczenia z klimatem, to dla mnie pestka.
Jeszcze jedno pytanie, raczej niedyskretne. Panie Laureacie, nie jest dla nikogo tajemnicą, że Pan czasami się jąka. Skąd się to bierze?
Panie Kapusta. Jak byłem dzieckiem to się nie jąkałem. Dopiero jak dorosłem i własnoręcznie obaliłem komunizm to zdałem sobie sprawę, że jestem geniuszem. Wtedy zacząłem się jąkać. Zdarza się to w trakcie wypowiadania jakiejś, genialnej myśli, którą goni i chce zdystansować, myśl jeszcze genialniejszą. Przy zderzeniu dwu genialnych myśli w mej głowie powstaje zająkniecie. Nazywa się to naukowo: „konfliktem genialnych koincydencji”.
Panie Adasiu, cieszę się, że jest Pan ze mną taki szczery. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Ja tez mam problemy z genialnością. Kiedyś mnie z tego leczyli, elektrowstrząsami. A Pan? Czy poddał się Pan terapii?
Na terapię nie miałem czasu, bo cały czas poświęciłem walce z ksenofobią.
Panie Adasiu, Prosiłbym jeszcze o wyjaśnienie kilku Pańskich słów, że w Polsce tworzy się atmosferę anty-ukraińską. Czy może być Pan bardziej precyzyjny, kto taką anty-ukraińską atmosferę stwarza?
Panie Kapusta. Czy jechał Pan kiedyś samochodem z Warszawy do Katowic szosą zwaną „Gierkówka”?
Tak jechałem.
Czy Pan zauważył, zaraz za Radomskiem, urodziwe dziewczęta, rzucające uśmiechy zmęczonym długą drogą, kierowcom TIR-ów? Podobno wiele z nich to Ukrainki. Otóż te moherowe terrorystki, od księdza Grzybka, utrudniają im społeczną działalność. Zimą zmuszają je do zakładania ciepłych majtek. Wykrętnie tłumaczą to chrześcijańskim miłosierdziem. Moja „Gazeta” poruszy tą sprawę z Policją Drogową.
A więc, jaki z tego wniosek? Panie Adasiu?.
Panie Kapusta, czy to co powiedziałem o TIR-ówkach nie jest najlepszy przykład anty -ukraińskiej działalności pewnych ekstremalnych kół w kościele katolickim, sterowanych przez stalinistę, księdza Grzybka?
Rzeczywiście, Pan Redaktor ma rację. Nie pomyślałem.
Panie Kapusta, Pan nie pomyślał, a myślenie ma  wielką przeszłość i być może, także przyszłość, szczególnie w Polsce, jak kiedyś to odkrył mój przyjaciel, zmarły niedawno, słynny filozof, Profesor Kołakowski. Winien dostać za to Nobla, ale mu się zmarło.
No to chyba na tym ten interesujący wywiad zakończymy. Pan Redaktor Adaś pewno także się spieszy do odebrania następnej nagrody za walkę z „Rozpasaną Fanaberią”. A ja też muszę się trochę przespać.
Życzę Panom Okolicznościowego „Pierwszego Aprilusa”!
Johnek Kapusta
Redaktor czasopism globalnych: „Tu”, „Tam” i „Siam”

Columbus, Ohio, USA

28 marzec, 2016
Panika Wśród Ludzi Oświeconych
RE: Amerykańskie Wybory
To co się dzieje dzisiaj w czasie kampanii przedwyborczej wino się dziać wiele lat temu. Wrzód który trawił społeczeństwo amerykańskie w końcu pękł i się objawił w czasie bieżących przedwyborów prezydenckich.  Popularność dwu kandydatów, Donalda Trump’a i Bernie Sanders’a wskazuje, że Amerykanie nie chcą dłużej tolerować wybranych zakulisowo polityków, którzy jak marionetki podskakują na sznurkach oligarchów finansowych. Oczywiście dwaj kandydaci Trump i Sanders różnią  się zasadniczo. Trump portretuje siebie, jako bogatego przedsiębiorcę, miliardera, który jest niezależny finansowo i który sam finansuje swoją wyborczą kampanię. Sanders, natomiast przedstawia siebie, jako socjalistę, tym, który po marksistowsku odbierze tym, co mają i da tym, co im zazdroszczą. Na pojawienie się takich niezależnych  kandydatów zakulisowa oligarchia nie liczyła. W prasie amerykańskiej tej, która sama siebie nazywa opiniotwórczą, pojawiają się paniczne artykuły. Wymyślono już dla takich ludzi pejoratywne wyzwisko; „populiści”. Dla tych co na politycznej poprawności jeszcze się nie znają, wskazanie jest żeby się nauczyli, że „populista” to jest synonim negatywny  od słowa złowieszczego ;„faszysta”  i nie należy go mylić z pozytywnym określeniem, że ktoś jest „popularny” albo „postępowy” (progressive) , jak np. Hilary Clinton czy Prezydent Obama.
Wzrost popularności „populistów” nie kończy się na Stanach Zjednoczonych. Ma również swe miejsce w Europie, miedzy innymi w Polsce, gdzie do władzy doszła „populistyczna” partia „Prawo i Sprawiedliwość”, domagająca się spolszczenia polskich mediów oraz banków, które to   niewidzialnie, prześlizgnęły  się w niemieckie ręce. Artykuły krytykujące nowe  decyzje polskiego rządu, zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie,  są jakby były pisane pod kalkę na tej samej, starej maszynie, na której kiedyś pisano  artykuły w sowieckiej „Prawdzie” . Trudno mi powiedzieć, czy maszyna ta znajduje się w Waszyngtonie, Berlinie czy w Warszawie?  Znajomy przerażony Kanadyjczyk zapytał mnie niedawno, co się dzieje w odległej Polsce? Ja mu powiedziałem językiem, który dobrze zrozumiał: „Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o szmal”.
Jeśli więc „populiści”  doszli do władzy w Polsce i na Węgrzech, wiec z nimi Żelazna Kanclerz Unii Europejskiej, Frau Merkel,  w dalszej kolejności się rozprawi. Na razie nasza Frau Kanclerz ma wielki problem ze swoim własnym narodem na skutek zaproszenia do Niemiec miliona i więcej, mahometańskich emigrantów. Otóż ten zdyscyplinowany,  niemiecki naród, który zawsze słuchał i umierał za Furera, tym razem się buntuje i głosuje na populistyczną partię, „Alternative für Deutschland”. Co z tego wyniknie i jak długo Merkel będzie tonąć w mahometańskiej sadzawce, nie wiadomo? Na razie żądania Unii Europejskiej domagające się Polski demokratycznej, czyli podległej Unii Europejskiej, albo ściślej Niemcom, wypowiadane głównie w języku niemieckim, jakoś ucichły. Należy się spodziewać powrotu tej międzynarodowej nagonki, jak tylko Niemcy przyzwyczają się do nowych mahometańskich przybyszy.   No ale wróćmy do Ameryki, kraju, który reszcie świata wzoruje jak demokracja winna wyglądać.
Eksplozja „populizmu”, nie rożni się wiele od eksplozji frustracji wśród szerokich rzesz społeczeństwa rosyjskiego i niemieckiego przed i w czasie pierwszej wojny światowej. Wtedy to Carowie i Imperatorzy nie chcieli, albo nie byli zdolni do podzielenia się władzą uważając, że jako namaszczeni przez  Boga, władza im się należy. Odnosi się wrażenie, że dzisiejsza oligarchia ma podobne przekonanie, z tym, że Boga zastąpiono „ Wybitnie Oświeconymi”. Tak jak kiedyś nas uczono, że „Partia jest Przewodnią Mas”, tak teraz szerokie masy winny się podporządkować przewodniej, oświeconej inteligencji zrzeszonej w setkach dobrze finansowanych wszelakich Instytutach Pokoju, Spokoju i Najwyższej Inteligencji, której przedstawicielami są; American Enterprise Institute, Aspen Institute, World Economic Forum in Davos i setki im podobnych.
Niebezpiecznym jest, że ci  ludzie, mający wpływ na amerykańską politykę i  ekonomię wierzą w swą  intelektualną wyższość. Tego rodzaju egocentryzm może doprowadzić do wielkiej katstrofy. Są na to dowody we wczesnej i ostatniej historii. Dziesiątki milionów ludzi  straciło z tego powodu życie. Niektórzy z nas tą rasową i intelektualną wyższość dobrze pamiętają.
A jak to się stało w Ameryce?
 Rewolucyjne zmiany w gospodarce amerykańskiej nastąpiły w momencie pojednania Stanów Zjednoczonych  z Chinami. Pojednanie było spowodowane obawą przed ZSSR. Za pojednaniem politycznym poszło pojednanie ekonomiczne i w konsekwencji eksport amerykańskiego przemysłu do Chin, co wydawało się na początku korzystne zarówno dla Chin jak i USA. Jak na ironie likwidacja przemysłu amerykańskiego była odpowiedzią właścicieli i menażerów na żądania wysokich stawek godzinowych przez związki zawodowe,  Co prawda robotnicy w Ameryce tracili prace, ale świadczenia socjalne rosły. Ich koszt był i jest pokrywany przez rządowe zagraniczne pożyczki. Także produkty produkowane w Chinach były wielekroć tańsze od podobnych produktów produkowanych w USA. W uproszczeniu Rządowi się wydawało, że społeczeństwo będzie spokojnie gnuśnieć przed telewizorami, jeśli zasiłki rządowe zapewnia im syty żołądek. W USA zapanował stan nirwany z coraz większą liczbą ludzi bezrobotnych, albo na rożnego rodzaju zasiłkach. Bezrobocie wymuszone albo z wyboru ma bardzo poważne skutki na psychologię społeczeństwa, pomijając element ekonomiczny. W społeczeństwie amerykańskim mamy coraz więcej rodzin, które nie znają pojęcia „praca”. W niektórych rodzinach z zapomogi żyje już trzecie pokolenie. W szkolnych testach zabronione jest pytanie; „Co robi twój ojciec jak wraca z pracy do domu?” Dzieci nie znają pojęcia „praca”, jako że się z praca od lat nie spotkały.
Trudno tu powiedzieć, kto jest odpowiedzialny za zaistniały stan rzeczy, szczególnie, jeśli władza jest rozmyta. Ludzie jednak wolą mieć sojusznika,  z którym mogą  się identyfikować. Takim sojusznikiem dla dużej części społeczeństwa wydaje się Donald Trump.  Natomiast  frustracja znajduje winowajcę w  oligarchii o jaką obwiniamy Rosję, ale która także istnieje i ma się dobrze w USA. Oligarchia to nie tylko wielkie pieniądze, ale też grupa ludzi których byt i stanowiska zależą od tych pieniędzy. Czyli głownie polityków i managerów wielkich międzynarodowych korporacji , ukrywających się pod szyldem dwu różnych, a właściwie tej samej „zjednoczonej” partii. Od lat utarło się ironiczne powiedzenie, że mamy taka demokrację, którą możesz kupić. Nie jest wiec wstydliwym afiszować się z ilością milionów dolarów zebranych na kontach prezydenckich kandydatów. Te miliony nie pochodzą od poszczególnych wyborców, ale od miliarderów takich jak bracia Koch.  Natomiast Trump, bez zezwolenia Oligarchii, sam finansuje swoja kampanie wyborczą. Takiemu to trzeba walnąć linijką po łapach albo po prostu prawym sierpowym w szczękę.
Tak czy inaczej Oligarchia Ludzi Oświeconych, ktokolwiek nią jest, wpadła w panikę. Widać to wyraźnie w kampanii w mediach przeciwko Trumpowi,  który mówi o rzeczach o których elegancki, oświecony  człowiek by nawet nie pomyślał i jest na tyle bogaty, że nie można go kupić. Po prostu nie pasuje do żelaznego prawa „systemu demokratycznego”,  że każdy człowiek ma swoją cenę.  Jego przeciwnikiem, a właściwie przeciwniczką jest Hilary Clinton, ale ta zalicza się do dobrze sprawdzonego  „układu”. Układ wie czego się od Hilary Clinton może spodziewać. Jej wyborcami będą ludzie na zasiłkach rządowych, którzy spodziewają się po niej większych zasiłków. To będzie łatwe do zrealizowania poprzez dalsze pożyczki. Hilary nie jest wiec wielkim problemem dla ludzi z Oligarchii, którzy  czują się bezpiecznie z Hilary Clinton u steru władzy.
            No wiec kiedy rozliczyliśmy sie z Trumpem i Clintonową, nie możemy pominąć innego popularnego „populisty”, którego jakoś oligarchia nie atakuje, mimo że może być dla nich bardziej niebezpieczny niż Trump. Mam na myśli Bernie Sanders’a, dla którego mimo podeszłego wieku narzuca się imię ”Nowy Lenin”. Otóż na niego podobno głosuje sfrustrowana młodzież z bogatych rodzin i bezrobotni Eskimosi na Alasce. Ponieważ młodzież ta zwykle żyje albo na koszt pracujących rodziców, albo na koszt pożyczek studenckich, łudzi się nadzieją, że Bernie obali pożyczki i da dobrze płatną, lekką pracę  tym co na razie studiują  antropologię ludzi dzikich, feminizm, peklowanie korniszonów albo wojny punickie . A skąd Bernie weźmie na to pieniądze? Naturalnie odbierze bogatym, tym przysłowiowym 1% społeczeństwa i da nie tyle biednym co tym wymagającym, jako że o biednych już dawno zadbano. Oligarchia  patrzy, słucha i z pobłażaniem się uśmiecha. No cóż oni także kiedyś  byli naiwni i młodzi. Wiadomo że trockizm  się już przeżył, a właściwie przepełznął niepostrzeżenie z Lewicy do Prawicy z nowym pseudonimem jako neo- konserwatyści, Z Trumpem jest jednak inaczej, on staje się z dnia na dzień  coraz groźniejszy.
Czy mogło być inaczej?
Może by mogło, ale w zaistniałym systemie nikt niezależny i uczciwy nigdy nie miał szansy. Jeśli taki człowiek chciał by powiedzieć prawdę, tak jak mówił  np.Ron Paul, że  nasz kraj jest zrujnowany i żyjemy za pożyczone pieniądze, nikt by go nie brał poważnie. Nikt nie chce znać prawdy, łącznie z wyborcami. Ułuda brzmi schlebiająco i dlatego Ron Paul nigdy nie miał szansy. A wiec będziemy mieli do                  wyboru Hilary Clinton albo Trump’a. Zobaczymy co z tego wyniknie. Man nadzieje że obejdzie się bez walenia po buzi. A ja będę stał na krawężniku i się przyglądał.

Posłanie Św. Mikołaja o kredytach i Afganistanie

Obudziłem się dzisiaj, 6 tego grudnia, w Dzień Świętego Mikołaja, mając świeżo w pamięci mój proroczy sen. Nagle zrozumiałem, że bezwiednie stałem się posłannikiem wielkich idei. Oczywiście nie na miarę Mojżesza, ale prawie. Odniosłem wrażenie, że ten sen był zainicjowany przez samego Świętego Mikołaja.
Natychmiast się zerwałem z łóżka i pośpieszyłem opisać me senne spotkanie z Redaktorem poczytnej w Polsce Gazety. Imię jego zapamiętałem, gdyż było podobne do imienia mego brata, Adasia. Był nim Adaś Pichnik.
Panie Janie, zwrócił się do mnie Redaktor Adaś, z lekka się jąkając, chyba w zetknięciu z moją dominującą osobowością.
Na początek, pozwólmy sobie ustalić jak Pana, Panie Janie, będę tytułował, jako że jest Pan człowiekiem Polsko-Amerykańskiego Renesansu, Badylarz, Groszorób, Naukowiec, Publicysta a nawet Kochanek, a na firmowej wizytówce ma Pan napisane: "President".
Panie Redaktorze, co do tytułu Kochanek, aczkolwiek odpowiedni w swoim czasie, ostatnio go zaniechałem, od czasu jak nawalił mi kręgosłup i nie mogę się szarmancko schylać aby całować dłonie Pięknych Pań.
Także, Panie Redaktorze, wypraszam sobie nazywanie mnie badylarzem, gdyż w badylami nigdy nie handlowałem, chociaż rzodkiewki i szczypiorek w doniczce, na balkonie, owszem, hoduję. Niech mi Pan mówi, po prostu Janek.
Panie Janku, donoszą mi, że ma Pan jasne zdanie na temat polityki amerykańskiej i ostatnich wypowiedzi Pańskiego Prezydenta Obamy na temat wojny w Afganistanie, Bezrobocia i Stymulowania Drobnego Biznesu.
Panie Redaktorze, proszę mi wyjaśnić kto komu i na kogo donosi? Bo ja z drugą żoną rozwiodłem się z powodu donosów.
Panie Janku, czy żona na Pana donosiła?
Wręcz przeciwnie. Ktoś jej doniósł, że mam na boku inną dziewczynę z większym biustem. To było po prostu potworne.
Wspomniał Pan, że to było potworne. Co było potworne? Ten biust?
Panie Redaktorze, dziwię się, że Pan jako człowiek żonaty nie może zrozumieć prostej rzeczy. Potworne było, że ktoś mej żonie o tym biuście doniósł. Od tamtego czasu jestem głęboko zbulwersowany brakiem zasad moralnych w polskim społeczeństwie. Donosiciel na donosicielu. Trzeba ich wszystkich zlustrować!
Co do powszechnej lustracji to się nie zgadzam. Lustra są konieczne, ale jedynie we właściwym miejscu i do właściwych celów, np. w toalecie, czyli po polsku, sraczu, do lustracji swego oblicza. W lustrze można na przykład zidentyfikować "zajob" albo "trądzik" na nosie. Trzeba taki zajob wycisnąć, a potem zdezynfekować. Najlepiej alkoholem.
Proszę o następne pytanie.
Panie Janie, wspomniał Pan, że jest Pan także "Publicystą". Gdzie Pan publikuje?
Panie Redaktorze, publikuję i Tu i Tam.
Panie Janie, nie znam takiego czasopisma. Czy to są dwa dzienniki, jeden o nazwie TU a drugi TAM? Krajowe, czy emigracyjne?
Są raczej globalne i jest ich więcej, bo publikuje także w "Siam".
Czyli publikuje Pan w czasopismach Tu, Tam i Siam?
Zgadza się.
Zadam Panu pewne kłopotliwe pytanie, na które może Pan nie odpowiedzieć.
Proszę bardzo, Panie Redaktorze.
Cze te czasopisma są "anty" czy "pro"?
Wydaje mi się, że są "anty-anty".
To świetnie. O to mi właśnie chodziło. Nie będę miał kłopotów z publikowaniem wywiadu z Panem w naszej Gazecie.
Panie Janie, co Pan myśli o wojnie w Iraku i Afganistanie?
Panie Redaktorze, my Prezydenci, to znaczy ja, Prezydent Wałęsa i Prezydent Obama mamy na ten temat to samo zdanie. Jesteśmy wszyscy za, a nawet przeciw.
Dziękuję za klarowne i lakoniczne wyjaśnienie. To będzie przemawiało do czytelników mej Gazety.
Finansowe Objawienie
Historia dokumentuje różne objawienia. Jedno z bardziej popularnych zdarzyło się Mojżeszowi na Górze Synaj, inne nieco później memu imiennikowi Janowi Ewangeliście o Apokalipsie a jeszcze inne Archimedesowi z Syrakuz, podczas kąpieli w wannie o zasadach hydrostatyki. Moje objawienie miało miejsce we Wrocławiu i dotyczyło finansów.
Była to zima na przełomie roku 1952/53. Gazety rozpisywały się szeroko o spisku moskiewskich lekarzy na życie Wodza Narodów - Stalina oraz o jego genialnym dialogu z niejakim Mikołajem Marrem o początkach ludzkiego języka. Mikołaj Marr miał szczęście umrzeć przed 13 laty, wiec jego lingwistyczne różnice ze Stalinem nie mogły mu już więcej zaszkodzić. Mnie jednak absorbowała myśl, czy będzie mnie stać na tzw. drugie danie w stołówce studenckiej prowadzonej przez stowarzyszenie „Caritas” przy ul. Szewskiej. Jak wiadomo ówczesnym bywalcom tej stołówki, pierwsze danie, czyli zupa i chleb były darmowe i nie wymagały kuponów. Kupony były potrzebna dla drugiego dania, zwykle zawierającego odrobinę mięsa. Za kupony trzeba było płacić.
Byłem już studentem pierwszym roku Politechniki Wrocławskiej, gdzie się dostałem z pomocą mej ciotki Otylii Woyczyńskiej, która zauważyła u mnie przebłysk, a może ogarek, zdolności intelektualnych, nie zauważonych przez mych częstochowskich nauczycieli. Ciotka Otylia będąc sama nauczycielką matematyki, w czasie uprzednich wakacji, podciągnęła mnie na tyle w mej wiedzy matematycznej, że zdałem egzamin wstępny, bez protekcji.
Prawdę mówiąc, ciotka moja, nie ufając ruletce egzaminu wstępnego na Wydział Łączności ( dzisiaj elektroniki), gdzie na jedno miejsce kandydowało 4 kandydatów, obstawiła wszystkie możliwe szanse, zarówno czerwone i czarne. Było to możliwe, ponieważ egzaminatorami byli jej uczniowie, których obowiązkiem było spieszenie mi z „pomocą”, na wypadek, gdybym egzamin spartolił. Na szczęście zapobiegliwość ciotki nie była potrzebna, bo egzamin zdałem bez uciekania się do „kumoterskich” koligacji. Ale do rzeczy.
Idę więc sobie, już jako student, ulicą Świdnicką, a w mych butach z dziurawą podeszwą chlupie woda. Godzina dnia jest mi nie znana, gdyż posiadanie zegarka było wtedy dla mnie luksusem, który czekał właśnie na moje finansowe objawienie. Ząb mnie boli, ale do dentysty nie pójdę, gdyż jestem przekonany, że niedługo umrę, gdyż cos mnie boli w prawym płucu, gdzie na Rentgenie widać zwapnioną plamę od głodnego dzieciństwa i zakażenia gruźlicą w czasie wojny. Będąc przekonany o niedalekiej śmierci, w „kwiecie wieku”, nie zamierzam tracić pozostałego mi czasu na wizyty u dentysty. Wiem, że śmierć jednym machnięciem kosy, uśmierzy me wszystkie bule i wyleczy próchnicę. Jak powszechnie wiadomo, w trumnie uzębienie, nawet zdrowe, jest mało przydatne. Z trumny nie sposób się wygryźć.
Po wdepnięciu do "Delikatesów", mieszczących się na parterze Państwowego Domu Towarowego, PDT, i zaciągnięciu się wonią kabanosów, o których nabyciu mogłem jedynie marzyć, zmierzam gnuśnym, krokiem w kierunku ul. Świerczewskiego (dzisiaj Marszałka Piłsudskiego) . Po dotarciu do rogu Placu Kościuszki bezwiednie skręcam na prawo i przez wielkie okno, mieszczącej się tam Kawiarni „Stylowa”, zauważam, prawie pod moim nosem, wytworne, jak mi się wydawało, towarzystwo mieszające srebrnymi ( na oko), łyżeczkami, parzoną „po turecku” czarną kawę.
Co więcej na ich talerzykach widać smakowite (na wygląd) torciki i rurki z kremem. Eleganccy panowie i panie są w trakcie intelektualnych dyskursów, żywo gestykulując rękoma z zegarkami zagranicznej marki Doxa, na nadgarstkach. Przemknęło mi przez myśl pytanie, poco tym burżujom zegarki, kiedy podobno szczęśliwi (i bogaci) czasu nie liczą. Czarę mej proletariackiej goryczy dopełnił widok trzech wytwornych limuzyn radzieckiej marki Pobieda, zapakowanych niedbale, wprost naprzeciw wielkich okien kawiarni "Stylowa". Znając ze słuchu astronomiczną cenę tych pojazdów, w myśli policzyłem, że moja rodzina musiałaby nie jeść przez lat pięć, aby zaoszczędzić na kupno takiego, nawet używanego samochodu.
Nagle umysł mój się rozjaśnił, a nawet zagorzał światłem wiadomości złego i dobrego. Mój gnuśny dotychczas mózg nagle pojął, że pieniądze i "bogactwo" istnieją, tutaj w naszym siermiężnym PRL-u. Ci ludzie za taflą szyby kawiarni "Stylowa" są tego dowodem. Oni mają pieniądze. Na pewno nie pracowali na Poczcie, jak mój ojciec, i nie kupili ich za głodowe pensje. Jeśli więc realne pieniądze istnieją to pozostaje tylko znaleźć do nich drogę. Sam byłem zdumiony faktem, że nie czułem zazdrości. Byłem im nawet wdzięczny z samego faktu, że są "bogaci" i że istnieją.
Oni byli dla mnie drogowskazem do dalszego działania. Reszta to pestka. Reszta to tylko czas i wysiłek. To objawienie możliwości dostąpienia "bogactwa" odwróciło mą uwagę od czyhającej na mnie za węgłem gruźliczej śmierci. Być może od tego momentu plama na mym płucu zaczęła się zmniejszać leczona poprzez dietę złożoną z kabanosów i kiełbasy myśliwskiej- suchej. Zdjęcia rentgenowskie mych płuc w następnych latach teorię tę potwierdziły. Kilka tygodni po tym cudownym zjawisku w dolinie rzek Odry i Oławki, me finansowe objawienie stało się rzeczywistością i to w odległości zaledwie 200 metrów od Kawiarni "Stylowa", w budynku Opery Wrocławskiej. Tam właśnie z kilkoma kolegami, dostałem pierwsze zatrudnienie jako "statysta". Bez mego udziału, sukcesy baletu osnutego na tle chińskiej rewolucji, pod tytułem "Czerwony Mak", lub baletu "Fontanna Bachczysaraju" , byłyby pod znakiem zapytania. Za pierwsze pieniądze zarobione w roli "aktora" kupiłem sobie zegarek. Nowe buty musiały jeszcze poczekać do następnego roku. Na razie je podzelowałem.
Musze wspomnieć, że najbardziej sobie chwaliłem rolę w balecie "Czerwony Mak", gdzie grałem rolę chińskiego burżuja, ubranego w czarny smoking, siedzącego w kawiarni w Szanghaju, popijającego szampana, w czasie kiedy za oknem policja, na zlecenie kapitalistów, biła nahajami robotników. Nie przypuszczałem wtedy, że 50 lat później taką rolę, aczkolwiek bez smokingu, nahajki i policji, będę odgrywał w życiu codziennym.
Aczkolwiek w mym życiu nikomu nie zazdrościłem sukcesu czy bogactwa, muszę przyznać, że jednym z elementów napędowych mej działalności były przykre wspomnienia o biedzie i upokorzeniach mych rodziców przyjmujących od stryja weterynarza z Radomska zawiniętą w gazetę świńską wątrobę, a od drugiego z Kłomnic zdechłą na „pomór”, oblepiona gliną (dla konserwacji) kurę . Z perspektywy 70 lat widzę siebie, że byłem dzieckiem krnąbrnym i dumnym co mi chyba na resztę życia zostało. Późniejsze własne doświadczenia dodały się do wspomnień z biednego dzieciństwa.
Dziesięć lat później, już jako inżynier, ciągle jeszcze biedny ale już nie głodny, znalazłem się w Szwecji bez własnego samochodu. Pewnej nocy, zimową porą, człapiąc po mokrym śniegu z Instytutu Fizyki do oddalonego o kilka kilometrów wynajętego na mieście pokoju, spostrzegam, że wielki czarny Mercedes z atrakcyjną blondynką za kierownicą zwalnia biegu i staje przy mnie, wzdłuż krawężnika. Blondynka spuszcza okno samochodu i pyta mnie o drogę. Wydało mi się, że raczej ciekawa była, kto w taką psią pogodę zmierza na piechotę, pustą ulicą? Może miała litość nad zmarzniętym biedakiem a może chciała mnie podwieźć.
Zagadnięty odpowiedziałem po angielsku, z wyraźnym polskim akcentem, którego nawet dzisiaj, po 40 latach w Ameryce, się nie pozbyłem. Wtedy atrakcyjna dziewczyna bez słowa zamknęła okno i ze skrzypem opon odjechała. Pozostał mi niesmak upokorzenia podobny chyba do odczucia żydowskiego arendaża któremu zbankrutowany i zapożyczony u niego hrabia kazał wchodzić do pałacu kuchennymi schodami. Wydawało mi się, że „bogata” Szwedka oceniła moją osobę jako nie godną jej towarzystwa. Być może, że prawda była inna i niewinna, a moja ocena sytuacji były wynikiem mych kompleksów biedaka. Niemniej takie właśnie kompleksy przełożyły się w mym życiu na czyny. Powiedziałem sobie wtedy: Nigdy Więcej Biedy!
Nieco później, moje życie towarzyskie w Uppsali ograniczało się do częstych potańcówek organizowanych przez kluby studenckie, zwanymi tam Nacjami (Korporacjami). Potańcówki były dobrą gimnastyką, ale nie dla gimnastyki tam chodziłem. Liczyłem na to, że moje talenty baletowe ( w Boogie-Woogie) przełożą się na seksualne uniesienia. Niestety w większości wypadków do domu akademickiego w dzielnicy Eriksberg, wracałem sam. Kiedyś jednak na jednej z takich potańcówek zainteresowała się moją osobą urodziwa dziewczyna, Szwedka, która o dziwo, nie mówiła po angielsku. Ponieważ moja znajomość języka szwedzkiego była znikoma komunikacja między nami więc była, nazwijmy ją, cielesna. Na szczęście jej koleżanka tańczyła ze Szwedem, który mówił dość dobrze po angielsku i posłużył nam za tłumacza. Kiedy o godzinie drugiej w nocy tańce się skończyły, panie zaproponowały abyśmy spędzili resztę nocy w ich pobliskim mieszkaniu.
Po dotarciu do miejsca spodziewanej wymiany proponowanych usług erotycznych, zauważyłem, że mój „tłumacz” szeptem konferuje z moja partnerkę od tańca. Zapytałem go, co waćpannę interesuje, jako że moja prezencja fizyczna i poczucie rytmu (w tańcu) winny być dla niej oczywiste. A także nie było dla nikogo tajemnicą, że nie śmierdziałem groszem. Szwedzki "tłumacz" wyjawił, że moja bogdanka interesowała się inteligencją mej osoby jako, że bariera językowa uniemożliwiała jej osobistą ocenę mych intelektualnych kwalifikacji. Dla pewności, przed rzuceniem się w szał erotycznych uniesień, zaciągała opinii osoby postronnej i wiarygodnej.
Wiadomość ta sprawiła, że nagle moje erotyczne uniesienie sczezło, a uciekając się do botanicznej analogii, skurczyło się z wymiarów dorodnego ogórka do pojedynczego źdźbła szczypiorku. Ratując się od zupełnej kompromitacji umknąłem na klatkę schodową i dalej piechotą do domu, zostawiając mego tłumacza w towarzystwie dwu zdezorientowanych sytuacją panienek. Czy mój tłumacz się „intelektualnie” spisał, czy też nie, nigdy się nie dowiedziałam, gdyż ani jego ani żadnej z tych kobiet nigdy już nie spotkałem. Niemniej, po tym zdarzeniu pozostał mi niesmak i upokorzenie, które w pewnej mierze stało się siłą napędową do poprawy własnej pozycji u Pięknych Pań na resztę emigracyjnego życia.
Czyli, nigdy nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, albo nigdy nie jest tak źle aby nie mogło być gorzej. Także wtedy powiedziałem sobie: Nigdy Więcej …..!
Kiedy w Ameryce, wiele lat później, w rożnych sytuacjach zagabywały mnie już nie panienki, ale doświadczone życiowo panie, nie interesował ich już mój poziom intelektualny. W myśl amerykańskiej zasady - "Czas to pieniądz", pytały : "Czy jesteś rozwiedziony i ile płacisz alimentów?" W takich wypadkach zwykle odgrywałem rolę, męża porzuconego przez ambitną kobietę poświęconą całkowicie swej karierze w wielkim banku inwestycyjnym, Merrill Lynch.
Utrzymywałem, że moja była żona była kobietą, której ambicji i karierze nie zdołałem dorównać. Co do alimentów, to owszem alimenty dostaję, gdyż dochody mej byłej żony dziesięciokrotnie przekraczają moje. Niestety, albo na szczęście, moje interlokutorki nagle traciły zainteresowanie mą szarą, pozbawioną ambicji osobą i dzięki temu, w miarę upływu czasu, zostałem człowiekiem zamożnym a nawet bogatym. Co więcej rozwody, ani krach na giełdzie, nie uszczupliły mojej, jak to mówią prawnicy, „ masy spadkowej”. Ciekawym zbiegiem okoliczności moje „aktywa” trzymam na kontach w tym samym banku, którym, podobno, kiedyś zarządzała moja ambitna, wydumana, była żona.


Panie Janie, czy wygramy tę wojnę w Afganistanie? Mówię "my", bo bez nas, Polaków, Ameryka by na pewno te dwie wojny , w Afganistanie i Iraku, sromotnie przegrała.
Dobrze to Pan Redaktor określił, "sromotnie". Bo bez sromu nie byłoby z kim i komu", pozwolę sobie poetycko zażartować.
Ale z Pana dowcipniś. Czy Pan studiował kiedyś ginekologię towarzyską?
A Panu, Panie Redaktorze, też nic w dziedzinie humoru nie brakuje. Jak czytam Pańską Gazetę, to obawiam się , że pęknę ze śmiechu i się posiusiam w portki.
Pan, Panie Janie, jest jedynym, który uważa naszą opiniotwórczą gazetę za żart. Polacy w Polsce ją gremialnie kupują i wierzą jak w Biblię.
Jeśli to prawda, co Pan Redaktor mówi, to Pan potwierdza moje podejrzenie, że Polska to kraj głęboko wierzących obywateli.
Panie Janie, powróćmy jednak do głównego tematu. Jaką radę miałby Pan dla Prezydenta Obama i Polski, abyśmy szybko wygrali wojnę w Afganistanie?
Przede wszystkim wygrywać winniśmy nie za szybko, bo bezrobocie u nas duże. Nie ma gdzie zatrudnić powracających żołnierzy, chyba w Chinach, bo tam są nasze fabryki. Na razie, niech sobie chłopaki w Afganistanie pooddychają czystym, górskim powietrzem.
A po zatem? Co Pan radzi?
Zgadzam się z moim Prezydentem co do wysłania 30-tu tysięcy dodatkowych żołnierzy, pod warunkiem że będą to same dziewczyny . Należy zwiększyć procent dziewczyn w armii, aby chłopaki mieli w czym wybierać. Inaczej, żołnierze myślą tylko o anatomii  Maryni, zamiast niwelować ten Terror, który nam zagraża.
Panie Janie, dlaczego Pan mówi o Maryni? Przecież kobiety w Ameryce maja setki innych imion, np. Lucy, Mary etc.
To taka metafora, bo kiedy żyłem w Polsce to mi mówiono, że ciągle myślę o anatomii  Maryni.  Maryni, prawdę mówiąc nigdy nie myślałem. Daję Panu ZMP-owskie słowo honoru. Maryni nie znałem.
Czy Pan ma jeszcze jakąś dodatkową radę na zwycięstwo?
Trzeba obniżyć ceny whisky i wódki, oraz przekonać Polaków i Amerykanów, że patriotycznie lepiej jest być alkoholikiem niż narkomanem. Amerykanie ćpając narkotyki finansują terrorystów w Afganistanie, którzy je produkują. Natomiast pijąc wódkę i Whisky popieramy miejscowe rolnictwo i gorzelnictwo.
Święta prawda. Pan jest dla nas fontanną rad potrzebnych dla wygrania Wojny z Terrorem o Pokój i Demokrację.
Panie Redaktorze, proszę nie przesadzać, ja nie mam aż takich wielkich ambicji, ale jeśli Pańska Gazeta zaproponuje mnie do Pokojowej Nagrody Nobla to chętnie ją przyjmę, a nawet odpalę Panu 10% prowizji za fatygę.
Co jeszcze mógłby Pan dodać, do swych wyważonych rad?
Wojny w Afganistanie nie wygramy z powodów kulturowych. Oni nie rozumieją, że my mamy wyższa kulturę i jeśli chcemy wygrać to musimy się z nimi zlać.
Co Pan Prezydent ma na myśli pod terminem, "zlać"?
Nie chodzi mi tutaj o wulgarne określenie oddania moczu w pieluszkę, ale o zintegrowanie kulturowe. Na początek wszyscy żołnierze winni mieć zamiast hełmów turbany w jakie ubierają się mężczyźni ze szczepu Pasztunów. W wypadku braku właściwych turbanów, wystarczą ręczniki.
Trzeba zabronić żołnierzom mówić po angielsku do czasu, kiedy nauczą się miejscowego narzecza. W międzyczasie żołnierze winni udawać, że stracili mowę i posługiwać się gestami. Polacy tez nie gęsi i swoje gesty mają.
Panie Janie, z tego ci Pan mówi, widzę, że wojnę mamy wygraną, pod warunkiem, że Prezydent Obama i Pentagon zastosują się do Pańskich rad. Nieprawda?
No cóż, moje możliwości kończą się na radach. Od ich zastosowania mamy wybranego demokratycznie Prezydenta.
Co Pan myśli o rosnącym bezrobociu i jak temu zaradzić?
Panie Redaktorze, bezrobocie nie jest, samo w sobie takie złe, jeśli się weźmie pod uwagę, że człowiek nie zajęty monotonną pracą ma dużo czasu do medytacji nad sensem swego istnienia. W konsekwencji bezrobocia będziemy mieli duchowo uszlachetnione społeczeństwo. To też się na dłuższą metę liczy.
Panie, Janie, jako drobny badylarz, przepraszam, przemysłowiec, co Pan myśli o planie Prezydenta Obama dotyczącym ułatwieniu kredytów dla małych przedsiębiorstw?
Panie Redaktorze, w tej dziedzinie, także się zgadzam z moim Prezydentem. My w Ameryce od dawna dostawaliśmy bez żadnego kłopotu karty kredytowe. Czasami karty były wysyłane na adres i imię zwierząt domowych, psów i kotów. Były w tej dziedzinie duże ułatwienia ale także i braki.
Jakie braki ma Pan na myśli?
Istniejący, wadliwy system kredytowy wymaga, aby pożyczki były kiedyś zwrócone.
To trzeba usunąć! Wymazać! Zabronić! Trzeba tłustym dużym drukiem na formularzach o kredyt wyjaśnić obywatelom, że kredyt jest bezzwrotny i nie oprocentowany.
Kredyty Zwrotne powodują napięcia psychiczne u tych którzy je zaciągnęli. Niektórzy kończą w szpitalach psychiatrycznych. A czasami kredyty prowadzą do chronicznej bezsenności albo co gorsza do utraty płaskich telewizorów. Czy Pan Redaktor wyobraża sobie dzisiaj życie bez płaskiego, cyfrowego telewizora?
Straszne!
Dziękuje Panu za ciekawą rozmowę. My w Polsce tak mało wiemy co Amerykanie myślą o polityce Prezydenta Obamy. Rozmowa z Panem otworzy oczy naszym czytelnikom na całą skomplikowaną sytuację w kraju naszego partnera i sojusznika.
Ja, ze swojej strony, postaram się przekazać Pańskie sugestie polskiemu Ministrowi Spraw Zagranicznych, gdyż Pańskie rady odnoszą się także do roli Polski jako Przedmurza Wolności i Demokracji w Afganistanie. On tam kiedyś był, z Talibami jest "na ty" i na pewno się z Panem zgadza.
Milo mi było z Panem rozmawiać . Dziękuję Panu, Panie Adasiu.



Jan Czekajewski
23 czerwiec 2016
Hiobowe Perspektywy Dla Polski
Obserwując rozwój wypadków od czasów PRL-u do dni ostatnich nachodzi mnie przerażająca perspektywa, że Stalin przesuwając Polskę na Zachód i oddając Polsce t.zw. Ziemie Zachodnie stworzył precedens do kolejnego europejskiego konfliktu, w którym Polska, jak zwykle będzie kością niezgody.
Jak to może wyglądać (aczkolwiek nie musi) opisze, jako jedną z wielu możliwości.
Jest możliwe, że w najbliższych wyborach w US, dojdzie do władzy seperatysta , człowiek, który będzie uważał, ze US ponosi nieproporcjonalne koszty utrzymania porządku na świecie i musi się skoncentrować na własnych problemach. Biorąc pod uwagę, że US ma bazy wojskowe w 140 krajach i wydatki wojskowe przewyższające wielokrotnie wydatki wszystkich innych państw na świecie, tego rodzaju argument będzie miał duże społeczne poparcie.
Po wycofaniu się US z Europy nastąpi parcie na stworzenie własnych „europejskich” sił zbrojnych, które z uwagi na potencjał ekonomiczny Niemiec, będą zarządzane przez Niemcy. Bruksela i EU jest i będzie jedynie parawanem dla niemieckiej kontroli nad Europa. US zgodzi się na takie rozwiązanie pod warunkiem, ze Niemcy będą się z US konsultować w ważnych dla US decyzjach. Czy ten warunek da się utrzymać, pozostaje pytaniem bez odpowiedzi.
Po stworzeniu Europejskich Sil Zbrojnych nastąpi parcie na US, aby siły te były  wyposażone we własne pociski nuklearne, aby móc przeciwstawić się nuklearnej Rosji.  W gruncie rzeczy dwa kraje w EU już maja takie możliwości, Francja i Wielka Brytania. Nie będzie wiec wielkiego problemu aby zezwolić „europejskim”, czyli niemieckim silom zbrojnym na własną broń nuklearna.
Następnym krokiem będzie wycofanie wojsk amerykańskich z Korei Południowej i Japonii. Aby zabezpieczyć te kraje przed agresja chińską i Północno Koreańską, US zezwoli im na posiadanie własnej broni nuklearnej.
Tu zaczyna sie „sprawa polska”.
Po drugiej wojnie światowej Niemcy straciły, na korzyść Polski prawie 1/3 swego terytorium. Odbyło się to zgodą trzech partnerów koalicji, ZSSR, USA,  i Wielkiej Brytanii. Ani Niemców ani Polaków o to nie pytano.  W zamian ZSRR przejęło tereny Polski na wschód od rzeki Bug. Odbyło się to z inicjatywy Stalina, który zdawał sobie sprawę, że takie rozwiązanie  stanowić  będzie dozgonna kość niezgody między Niemcami i Polską.  Strach przed niemieckim rewanżem utrzymywał Polskę i Polaków w strefie sowieckiej dominacji aż do upadku ZSSR. Od powstania EU taktyka Brukseli, a co za tym Niemiec zmieniła swój charakter zamieniając przestarzały podbój militarny  na ekspansję gospodarczą na tereny polskie. Cześć społeczeństwa polskiego na tym skorzystała, a część nie. W konsekwencji do władzy doszła partia którą „Zachód” określa jako skrajnie prawicową, kiedy w rzeczywistości jej program jest lewicowy, podobny do niemieckiej partii socjdemokratycznej. Skoncentrowana nagonka w prasie „zachodniej”, zarówno w Niemczech jak i US, na demokratycznie wybrany rząd polski wyraźnie wyznacza, że  niepodległość Polski, szczególnie finansowa, nie jest „Zachodowi”, czyli EU, czyli Niemcom na rękę.
Polski rząd ma niełatwą sytuacje do rozegrania. Polski nowy rząd, stawia na Stany Zjednoczone, jako jedynego sprzymierzeńca licząc na to, że siły NATO będą chroniły Polskę, przed imperialnymi zakusami Putina.
Wedle mnie jest to naiwne oczekiwanie, tak jak naiwnym było oczekiwanie w roku 1945 i potem,  na trzecia wojnę światową przez niedobitki AK, NSZ czy „Żołnierzy Wyklętych”.
Wedle mnie Polska nie jest najważniejszym krajem, który Rosji zagraża. Polska od dawna była problemem dla Rosji poprzez trzy powstania w 19 wieku i ostatnio, przez zryw niepodległościowy zwany, jako „ Solidarność”, który się przyczynił do rozkładu samego ZSSR. Polska jest krajem, który można łatwo pokonać, ale po jej podbiciu Rosja nie jest w stanie go strawić. Lepiej mieć Polskę za własną granicą i handlować z nią jabłkami.  Najważniejszym krajem dla Rosji jest Ukraina i Rosja, już załatwiła swoje najważniejsze interesy na Ukrainie. Rosja przejęła Krym z bazami floty Morza Czarnego i rosyjskojęzyczny Donbas z ciężkim przemysłem. Polska może być wplątana w konflikt Rosyjsko-Ukraiński, jeśli zaangażuje się w militarną pomoc dla Ukrainy.
Przyjmijmy jednak, że Polska będzie niepodległa i w następnych wyborach PiS utrzyma się przy władzy. Rozważmy możliwość, że w międzyczasie EU będzie już miała uformowaną armie europejską ze sztabem niemieckim i własną bronią jądrową i wyśle tą armię do Polski, aby sprowadzić Polaków na dobrą, demokratyczną i szanująca prawa ludzkie, drogę. Niemcy będą już w dobrej komitywie z Rosją sprzedając jej swoje Mercedesy i pompując czwartą nitką (rurociągiem) pod Bałtykiem gaz i ropę.  Kaczyński, Duda i Szydło będą już we więzieniu europejskim, w Hadze, czekając na proces, który ich skarze na dożywocie, za próbę wprowadzenia Katolickiego Nazizmu i Antysemityzmu w Europie. Wtedy na niebie, pojawi się wizerunek znanego nam J.W. Stalina, który Polakom pogrozi palcem i powie „ A nie mówiłem, że tak się stanie jak nie będziecie mnie słuchali....”
A jak na to Polacy?
Moj kolega szkolny mówi, że mając do wybory niemieckie piwo lub rosyjski kwas (chlebowy) to on woli piwo. A co Wy moi drodzy Polacy lubicie? Piwo, Kwas czy Coca Cole?
Jan Czekajewski
Columbus, OH

Trump Clintonowa Przegania
O amerykańskich wyborach prezydenckich
Jak większość Amerykanów w moim stanie, Ohio  głosowałam za ZMIANĄ.  Ponieważ jedyny wybór był miedzy Trumpem a Hillary Clinton, głosowałem za Trump’em. Mój wybór nie był podyktowany specjalna sympatia dla Donalda Trump’a, którego program reform wygląda daleki od możliwości ich wypełnienia, niemniej Trump był jedyny spoza układu, czyli „sitwy”, jaki reprezentowała Hillary Clinton. Nigdy nie głosowałem wedle klucza partyjnego, jako że doszedłem do wniosku, że właściwie mimo opinii, jakie się utarły wśród „partyjnych” obywateli, nie ma dużej różnicy miedzy dwoma partiami, szczególnie, jeśli chodzi o politykę zagraniczną, a szczególnie wojny jakie od 15 lat przegrywamy np. w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie. Pojawienie się Trump’a na arenie politycznej obnażyło przykrą prawdę, że w US nie ma  dwu konkurujących ze sobą partii. Jest jedna zjednoczona partia nazwijmy ją „Partią Oligarchów”, która  od wielu lat kontroluje politykę i praktykę wojny prewencyjnej  Stanów Zjednoczonych. Partia ta ma to, co w Marksizmie-Leninizmie nazywa się „bazą” i „nadbudową” Bazą są duże pieniądze w rękach wąskiej mało znanej grupy, a nadbudową są dwie partie działające jawnie i tworzące  pozory demokratycznego zróżnicowania, czyli Partia Demokratyczna i Partia Republikańska. Nagłe pojawienie się, „jak Filip z konopi”, niezależnego kandydata partii republikańskiej, jakim stał się Donald Trump, było zaskoczeniem także dla Partii Republikańskiej, która liczyła że Donald Trump  z pewnością wyborów  nie wygra, a więc zagrożenie dla oligarchów było znikome. Wobec tego Oligarchia postawiła na  wygraną Hillary Clinton.  O tym, że taki był wybór oligarchii świadczyła niespotykana dotąd zgodność głosów w  telewizji i wiodących gazetach, zarówno tych z prawa, jak Fox News i Wall Street Journal z tymi z lewa, czyli CNN i New York Times.
Począwszy od rozpadu ZSSR , woda sodowa uderzyła oligarchom do głowy, że teraz już nie będą zmuszeni dzielić się kontrolą nad światem z Sowietami, ale będą rządzić  samodzielnie, kompletnie zapominając że uprzednie pomysły budowania Światowego Imperium nikomu się nie wyszły na dobre. Kompletnie zapomniano o Napoleonie, Hitlerze a nawet Stalinie i ich zamiarach budowy francuskiego, niemieckiego i sowieckiego imperium. My Amerykanie zrobimy to lepiej! było hasłem na dzień dzisiejszy. Jako, że każda działalność imperialna wymaga otoczki ideologicznej, taka się natychmiast znalazła. Nagle pojawiła się grupa zwana Nowych Konserwatystów, po angielsku nazwana jako „neocons”. Neokonserwatyści, byli kiedyś zwolennikami Trockiego, ale się przefarbowali na konserwatystów, stąd nazwa  przyimka „neo”,czyli „nowi”. Oni właśnie ukuli hasło o Amerykańskiej Wyjątkowości, która upoważnia Amerykę do wyprzedzającej (preemptive) interwencji w innych krajach w „obronie podstawowych demokratycznych wartości”, a także stworzyli projekt pod nazwą  “Wiek Ameryki” (PNAC). Oni byli właśnie byli architektami katastrofalnej wojny w Iraku, która teraz jest określana nawet przez Hillary Clinton jako „pomyłka” . Przed i w czasie wojny w Iraku, byli nimi Richard Perle,  Rumsfeld, Wolfowitz, William Kristol, Libby and National Security Adviser Condoleeza Rice.
 Uprzednio głosowałem w czasie wyborów na prezydenta Baraka Obama. Liczyłem, że człowiek o rasowo mieszanym rodowodzie będzie niezależny w swych opiniach i zarządzeniach od rządzącej, głównie białej  oligarchii. Niestety wkrótce po wyborach na Obamie się zawiodłem jako, że się otoczył  grupą doradców/ bankierów odpowiedzialnych za kryzys ekonomiczny 2008. Okazało się ze Obama nie miał samodzielności działania, na jaką liczyłem, szczególnie, jeśli chodzi o ekonomie i wojny na Bliskim Wschodzie. Tu muszę ze smutkiem przyznać, że większość Amerykanów po obydwu stronach „barykady” nie uważa wojen za ważny element, o który należy się troszczyć, szczególnie teraz, kiedy armia jest zaciężna, znaczy się dobrowolna. Dla mnie, który przeżyłem wojnę jako dziecko, wojna jest podstawowym elementem, którego należy unikać.
 Dynastia Rodziny  Clintonów?
Za sytuacje, w jakiej, dzisiaj znalazła się Ameryka nie winiłbym jedynie Hillary Clinton, gdyż wina sięga daleko dalej do rządów prezydentów Billa Clintona i G.W. Busha, którzy dla nas przeciętnych obywateli reprezentowali „Dynastie” w których władza przechodziła z rąk do rąk , z ojca na syna. Hilary miała ambicję przejąć władze po Billu Clintonie z małą przerwą na prezydenturę Barak’a Obama. Jej historia jest żenująca, jako że popierała G.W. Busha wojnę w Iraku i wojnę w Libii. Hillary miała poparcie bankierów z Wall Street,  a ostatnio zakładała prywatny serwer do prywatnej korespondencji internetowej licząc, że zapewni sobie prywatność swej korespondencji. Pomijając treść samej korespondencji jej wiara, że jej prywatny serwer ją zabezpieczy przed „posłuchem” osób i organizacji postronnych, świadczy o jej braku zrozumienia jak sam rząd amerykański działa. Hillary zapomniała, że  Internet jest przedmiotem „podsłuchu” przez nasze własne centra wywiadowcze jak  i wrogie nam państwa. Powszechnie jest wiadomym, że wydajemy biliony dolarów na „podsłuch” naszych rozmów telefonicznych i korespondencji internetowej przez NSA ( National Security Agency). Prasa i TV rozdziera szaty na wiadomość, że Rosjanie nas podsłuchują, że WikiLeaks nas podsłuchuje, że Chińczycy się dobierają do naszych banków informacji. Czyżby Hillary Clinton wierzyła, że prymitywny system, jaki zainstalowała w swoim domu nie będzie spenetrowany przez rodzime i obce wywiady? Jej naiwność albo przekonanie we własną nieomylność, dyskwalifikuje ją, jako kandydatkę na prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o jej nieukrywanej żądzy władzy za każdą cenę. Dla celów wyborczych Hillary wciągnęły cały aparat zwany Polityczną Poprawnością. Naiwne młode kobiety, które dały się nabrać na Hillary kampanię wyborcza, teraz szlochają z rozpaczy, jako że „szklany sufit” awansu w korporacjach, który Hillary obiecała rozbić, będzie dla nich ciągle istniał.
Partia PP ( Politycznej Poprawności) jako element „nadbudowy” systemu kontrolowania demokracji.
Partia Politycznej, a raczej Ruch Politycznej Poprawności ma dość długa historię. Ostatnio wykorzystywany był przez Hillary Clinton do celów propagandy wyborczej. Ruch ten zaczął się na uniwersytetach, na których profesorowie kierunków nauk nazwijmy je „liberalnych”, takich jak psychologia, socjologia, historia itp. poczuli się oszukani w swojej ważności i dochodach w stosunku do profesorów nauk ścisłych, jak matematyka, fizyka, inżynieria i medycyna. Tak się składa, że studenci którzy wybrali studia „liberalne” zauważyli zbieżność interesów z „liberalnym” ciałem pedagogicznym. Ta grupa ludzi po ukończeniu studiów przejęła stanowiska w strefie propagandy, czy w tak zwanych „mediach”, czyli prasie i TV. W przeszłości, kiedy komunizm jeszcze istniał, byli zwolennikami walki klasowej. Najbardziej odpowiadał im Trockizm, jako że zakładał rewolucję światowa, w której nasi młodzi ludzie chcieli odegrać wiodącą rolę.  Po upadku ZSSR i z tym większości partii komunistycznych na świecie, grupa „postępowych” amerykańskich idealistów porzuciła trockizm, jako przewodnią ideologię i wymyśliła inne kierunki walki wyzwoleńczej.  Ostatnio grupa ta walczy o prawa kobiet, które są upośledzone w swojej dążności do kariery zawodowej, o równouprawnienie ludzi o różnych skłonnościach seksualnych i o innym kolorze skóry niż biały.  Jakież było zdumienie Hillary Clinton i jej wyznawców, kiedy się okazało, że w wyborach prezydenckich Hillary nie uzyskała wystarczającej ilości głosów, mimo, że cała maszyna propagandowa starła się zdyskwalifikować Trumpa jako rasistę, homofoba i szczypiącego kobiety w pośladki. Prawdę mówiąc wolne wybory są ostatnia ostoją amerykańskiej demokracji. Można by powiedzieć, że poplecznicy Hillary Clinton, a właściwie istniejącej sitwy, która ma duże finansowe interesy w utrzymaniu istniejącego układu, „obudzili się z ręką w nocniku”. Obawiam się jednak, że w przyszłości, jeśli ilość ludzi na zasiłkach rządowych przekroczy ilość ludzi pracujących, może się zdarzyć, że pewna forma komunizmu zostanie wprowadzona w USA drogą demokratyczną.
Unieważniono Pierwszy Dodatek Do Amerykańskiej Konstytucji
 Wolność słowa została nam odebrana, szczególnie tym, którzy pracują w rządowych instytucjach i uczelniach. Nikt nie chce się do tego przyznać, że pierwszy dodatek do  Amerykańskiej Konstytucji został po cichu unieważniony. Możemy, co prawda, zgodnie z dodatkiem Nr. 2  kupić pistolety i karabiny maszynowe, ale nie wolno nam otwarcie mówić to, co myślimy, szczególnie, jeśli to myślenie może być uważane za ksenofobiczne, homofobiczne, rasistowskie, obrażające uczucia kobiet albo je poniżające w spojrzeniach lub intencjach. Zastraszeni uniwersyteccy profesorowie są spędzani jak owce na kilkugodzinne zebrania na których są „szkoleni” co im wolno mówić a co niewolno w stosunku do studentów albo kolegów. Słuchacze są poinformowani, że jeśli wykryją niewłaściwe intencje ( nie koniecznie fakty) któregoś z członków fakultetu to winni natychmiast sporządzić odpowiedni donos do vice-rektora, odpowiedzialnego  za polityczną poprawność na Uniwersytecie. Terror ten jest efektywny, jako że konsekwencje są poważne i mogą się skończyć usunięciem z Uniwersytetu. Szkoły te straciły ich najbardziej istotną wartość, jaką jest wysoka jakość nauki i nauczania. Jakość została zastąpiona Polityczną Poprawnością. Powstały nowe katedry, o których kilkanaście lat nikomu się nie śniło. Niestety ukończenie tych absurdalnych kierunków studiów jak nauka o feminizmie, homoseksualizmie, rasizmie, Islanofobii i xenofobii, misogyny  i temu podobnych a trudnych do wymówienia nie gwarantuje zatrudnienia, jako że jeszcze nie ma w USA „nakazów pracy”, które istniały w systemie sowieckim.
 Oto co napisał Rektor dwu Uniwersytetów.
„Polityczna poprawność jest najważniejszym wrogiem wolności myśli w dzisiejszej edukacji. Ona podważa nasza zdolność do przyjmowania, przekazywania i przetwarzania wiedzy. Polityczna poprawność ogranicza zróżnicowanie idei przez ideologiczną koncentrację raczej  na odcieniach obrazu  niż na samym obrazie”.
Michael Schwartz, Rektor - emeritus, Kent State University i Cleveland State University
Kto z Politycznej Poprawności ma korzyść a kto stratę?
Tracą przede wszystkim studenci, którzy dali się nabrać na fałszywą „naukę” i fałszywe cele ruchu PP.
W następnej kolejności, tracą Uniwersytety tworząc fakultety z nieprzydatnymi w praktyce politycznie poprawnymi kierunkami.
Traci społeczeństwo, czyli my wszyscy, jako że koszt studiów dla wszystkich studentów wzrasta w proporcji do zatrudnienia dobrze płatnych specjalistów od Politycznie Poprawnego zachowania.
Kto zyskuje? Zyskuje „nadbudowa” finansowej oligarchii, czyli:
Zyskują profesorowie i konsultanci „wiedzy” o Politycznej Poprawności.
Zyskuje polityczna koteria, kto ktokolwiek nią jest, która może używać otumanionych studentów do własnej politycznej gry, jak to miało miejsce w czasie i po ostatnich wyborach prezydenckich w US.
W sumie olbrzymie inwestycje, jakie oligarchia uczyniła w polityczną nadbudowę, czyli w propagandę poprzez różnego rodzaju „media” rzucone zostały w błoto, czyli wszyscy udziałowcy obudzili się nagle „ z ręka w nocniku”. Przeciętni ludzie pracy w tym także kobiety, tym razem nie dali się oszukać. Nie zachłysnęli się słowem „misogyny”, którego nie słyszeli  od matki czy ojca. Wiara Oligarchów i ich „instrumentów propagandy”, że mają niezawodną metodę na wieczną kontrolę nad społeczeństwem, bez przerywania jej błogiego snu, została zachwiana. Już widzę nerwowe zamówienia do „trustów mózgów”, aby intelektualiści z American Enterprise Institute i temu podobnych wymyślili coś nowego. Nie znaczy, że Oligarchia została kompletnie pokonana. Zobaczymy jaki kamuflaż przyjmie w przyszłości? Wiele lat temu, kolega z PRL-u powiedział o komunistycznej ekonomii, że: „Prawa wartości nie da się wydymać”. Prawda jest jednak naga i dla Oligarchii smutna, że mimo wielu prób przez „wybitnych finansowych specjalistów”, także tu w Ameryce prawa wartości, nie uda się wydymać....na dłuższą metę. Znaczy to po chłopsku, że „nie można żyć w nieskończoność na kredyt, za  pieniądze oparte o świeże powietrze, ale próbować trzeba”. Czyli po rosyjsku , стараться нада.
Jan Czekajewski
Jan  Czekajewski
19 grudzień, 2016

Trumpo-Fobia Ludzi Oświeconych
Na początek musze wyjaśnić, kto to są ludzie oświeceni. Zapożyczyłem to określenie od nazwy  Iluminaci, pod którą łacińską nazwą kryją się  różne grupy określające siebie  jako upoważnionych przez swoja wybitną inteligencję kierować światem. W dobie dzisiejszej takimi wybitnie oświeconymi ludźmi uważają się t.zw. liberalni demokraci w przeciwieństwie do ciemniaków, czyli ludzi zacofanych, którzy wymagają światłego kierownictwa, właśnie przez ludzi oświeconych. Dla takich ciemniaków wynaleziono ostatnio różne inne określenia jak np. populiści, faszyści czy obskuranci. Niedawno komuniści, a właściwie partia komunistyczna z jej Komitetem Centralnym na czele uważali , że są Siłą Przewodnią Mas, wcale się z tym nie kryjąc.
 A więc stare wraca, tylko pod inna nazwą, tym razem „liberalną”.

A więc będziemy mieli Trumpa jako prezydenta. Tego nie spodziewali się nawet jego zwolennicy, którzy patrząc na TV widzieli masową akcje propagandową, mającą na celu zdyskredytowanie Trumpa jako kandydata. Teraz po wyborach, zwolennicy opozycji zmienili front zarzucając amerykańskim mediom a przed wszystkim telewizji, że poświęcali Trumpowi zbyt dużej uwagi, co spowodowało jego wybór przez ciemniaków, takich jak ja, którzy dali się nabrać na kłamliwą propagandę. Czytając tego rodzaju wypowiedzi w „wiodącej prasie”, jest dla mnie jasnym, że „ludzie oświeceni”, którzy kontrolują media, liczą na przeciętnych ludzi krótką pamięć.  Ciekawi mnie ta wolta tych, którzy kontrolują amerykańska propagandę, zarzucając własnym podwładnym, że zrobili błąd. Przez ten manewr próbują nas maluczkich przekonać, że cały mechanizm propagandowy w USA jest wolny i niezależny i on jest winny wygranej Trumpa. 
Inaczej mówiąc,  rzucili swych  pachołków na pożarcie gawiedzi.
Jest jednak pewien wyjątek, a mianowicie Internet, który jak dotychczas wymyka się spod kontroli i ten fakt bardzo mierzwi tych, którzy duże pieniądze zainwestowali w amerykańskie media, a rezultat tej inwestycji okazał się  opłakany. Także ostatnio na pomoc „obozu                      liberalnego”  odkurzono   Putino, który jakoby zarządził podglądanie (hucking) e-maili  Pani Hillary Clinton, aby pomóc Trumpowi.  Liberałowie spodziewali się, że obrazując Trumpa jako dłużnika Putina, miał go uczynić w oczach Amerykanów, podejrzanym agentem Putina i Rosji. Jak wybory wykazały  ta gimnastyka logiczna, nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Społeczeństwo okazało się mądrzejsze niż się oświeceni Oligarchowie spodziewali.  Co do Internetu, to jak dzisiejszy z 19 Grudnia,2016 roku,  Financial Times donosi, że w demokratycznych i liberalnych Niemczech, rozważa się prawo, które będzie karać organizacje takie jak Facebook, kara do 500 tysięcy Euro, jeśli nie usuną „kłamliwych” wiadomości  ze swego portalu w przeciągu 24 godzin. Kto będzie decydował, jakie wiadomości będą kłamliwe? Na pewno jakaś rządowa organizacja, kierowana przez Panią Merkel, aby Internet nie zrobił jej takiego psikusa jak dla Hillary Clinton, która jakoby z powodu Internetu wybory przegrała. Jak widać paranoja jest zaraźliwa, szczególnie wśród rządnych władzy kobiet.
 Jak to było z tymi amerykańskimi wyborami?
 Jeśli Hillary Clinton wybory przegrała to nie z powodu że Putin wykradał informację z jej biura kampanii wyborczej, ani też z jakiś innych machinacji Trumpa. Hillary przegrała gdyż większość ludzi w większości stanów, była zmęczona nachalną propagandą, która straszyła nas, że jesteśmy rasistami, homofobami (wrogami homoseksualistów i lesbijek), antysemitami a nawet Islamofobami, a co najgorsze to, że wśród nas są tacy lubieżnicy jak ja,  którzy patrzą łakomie na kobiece biusty. Ludzie mieli już tego jazgotu dosyć i głosowali za zmianą.  
Kto głosował za Hillary Clinton?
Kiedy założyciela Stanów Zjednoczonych pisali konstytucję, zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia nie z jednolitym językowo i etnicznie państwem, ale ze zlepkiem stanów o  różnym zaludnieniu. W ostatnich amerykańskich wyborach strona przegrana, czyli Hillary Clinton argumentuje, że wygrała  większość głosów w całych Stanach Zjednoczonych, podobnie jak w Polsce większością głosów został wybrany PiS. Poniższa analiza, kto wygrał wybory w federalnych systemie Stanów Zjednoczonych jest poniżej.
W Stanach Zjednoczonych mamy 3141 powiatów (counties)
Trump wygrał większością głosów w 3084 powiatów
Hillary Clinton wygrała w 57 powiatach
W Stanie N.Y  jest 62 powiaty.
Trump wygrał w 46 powiatach, a Hillary Clinton wygrała w 16 powiatach
W pięciu powiatach , Bronx, Brooklyn, Manhattan, Richmond i Queens , Clinton zebrała ponad 2 miliony głosów więcej  niż Trump. W związku z tym te 5 powiatów zadecydowały  o „większościowym” zwycięstwie Hillary Clinton dla całego kraju.  Te pięć powiatów stanowi obszar 319 mil kwadratowych, kiedy cale Stany Zjednoczone stanowią powierzchnie  3,797,000 mil kwadratowych.
Gdyby w USA istniał wyborczy  system większościowy, to ludzie zamieszkali w  0,0084% powierzchni kraju  decydowali  by,  kto zostanie prezydentem USA.
Dlatego tez ci, którzy pisali konstytucje Stanów Zjednoczonych mieli na względzie tego rodzaju sytuacje, w której ten kraj jest zespołem poszczególnych stanów a nie jednolitym etnicznie i religijnie krajem podobnym n.p. do Polski, gdzie wyborczy  system większościowy może mieć usprawiedliwienie. Specjaliści od etnografii Nowego Jorku będą mogli wykazać jaka to grupa ludzi pod względem zawodowym i rasowym głosowała na Hillary Clinton i kto głosował na Trumpa. Wedle mojego rozeznania, a raczej podejrzenia, na Hillary głosowali ludzie którzy są związani z Wall Street, Bankami , agencjami reklamowymi rożnego rodzaju jakich w NY jest masa a także pracownicy TV i filmu. Oni chyba przeważyli wybory lokalne na korzyść Hillary Clinton. Poplecznicy Hillary Clinton winią swą przegraną w skali krajowej, na ingerencję Putina, którego wywiad wywąchał jakieś kompromitujące  Hillary Clinton e-maile. Wedle mnie to jest bzdura, wedle schematu, że tonący brzytwy się chwyta. Jeśli to jest jednak prawda, to Clintonowa winna publicznie ogłosić, jakie to informacje ukrywała przed wyborcami?
Ciekawe jest, że poplecznicy Hillary Clinton, czyli właściwie obozu konserwatywnego, który deklaruje, że jak zwyciężymy „to będzie tak jak jest”, są podobni do polskiego obozu PO/KOD, który by wolał, aby decyzja zapadła lokalnie w zachodniej stronie Polski, wedle schematu „ żeby było tak, jak było”.

Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie, w Iraku
Przed kilkoma dniami w restauracji włoskiej, gdzie często z żoną jadamy obiady, przy sąsiednim stoliku podsłuchaliśmy rozmowę miedzy kelnerem i biesiadnikiem, którego kelner obsługiwał. Rozmowa dotyczyła perspektyw jakie roztwierają się przed kelnerem, młodym mężczyzną, koło lat 20 , który zapisał się do armii amerykańskiej, która mu przyrzekła ze zostanie przydzielony do elitarnej jednostki komandosów. Rozmówca starał się wytłumaczyć młodemu człowiekowi, że jego udział w walce z „terrorystami”, może być szkodliwy dla jego zdrowia i życia. Młody człowiek wierzył w doskonałe wyszkolenie komandosów, których kule się nie imają. Poza tym armia US zapewni mu doskonale wyszkolenie w komputerach tak, że po służbie jego kalifikacje będą „chodliwe” na rynku pracy, oczywiście jeśli przeżyje.
Niestety nie byłem częścią tej dyskusji, ale gdybym był to bym wspomniał o innym młodym człowieku, siostrzeńcu mego dobrego znajomego, którego rodzice zachęcili do ochotniczego zapisu do armii, która „zrobi z niego mężczyznę”, pomimo, że chłopak cierpiał na astmę.  Armia jednak zdecydowała, że astma to bzdura i natychmiast wysłała go do Iraku. Tam po kilku tygodniach jego  samochód bojowy, najechał na prymitywną minę, która zmasakrowała mu stopę. Wojskowy chirurg w Iraku przekonywał go, aby zgodził się na amputację stopy, gdyż nowe protezy są nawet lepsze od zdrowej nogi. Chłopak jednak się nie zgodził i go ewakuowano do amerykańskiego szpitala wojskowego we Frankfurcie, gdzie mu stopę uratowano, ale chłopak już do armii się nie nadaje i od kilku lat żyje na zapomodze, którą armia US zapewnia inwalidom wojennym. Można by powiedzieć, że skorzystał finansowo szerząc demokrację w Iraku.
Wojna  w Afganistanie, którą „wygrywamy” od 15 lat.
Wczoraj ciekawą wiadomość przyniosła moja żona, kupując kawę ziarnistą w sklepie  firmy Starbucks. Obsługiwała ją młoda kelnerka, która była podekscytowana faktem, że jej mąż po trzech latach pobytu w Afganistanie właśnie wrócił do domu, w całości.  Kelnerka wzmiankowała, że jej mąż wspominał, że największym wrogiem jakiego się nie spodziewał są dzieci, które wysadzają się w powietrze w pobliżu amerykańskich żołnierzy i zakwefione kobiety, które pod czarna burką  maja schowane pistolety maszynowe. Jej mąż, weteran wojny w Afganistanie, jest zdecydowanie przeciwny jakiejkolwiek imigracji muzułmanów do US. Trudno mu się dziwić.  Kiedy moja żona wspomniała, że już 177 lat  temu Brytyjczycy próbowali podbić Afganistan i musieli się wycofać z wielkimi stratami, a niedawno bo zaledwie 30 lat temu Rosjanie, a właściwie Sowieci  próbowali zrobić to samo i sromotnie przegrali, kelnerka  nie wiedziała nic o tych uprzednich inwazjach Afganistanu . Ona jak i jej mąż, który tam spędził trzy lata, nie wiedzieli, dlaczego Amerykanie tam są i o  co się biją.  A mamy już za sobą 15 lat tej wojny i końca jej nie widać. Śledząc amerykańska prasę i oglądając TV,  nikt  społeczeństwu amerykańskiemu nie próbował wyjaśnić  o co się tam bijemy. Podobnie było z Pierwszą Wojną Światową w czasie której zginęło 9 milionów żołnierzy, a 21 milionów było rannych. W pierwszym miesiącu wojny zginęło około 1 miliona żołnierzy.  Do dzisiaj, po setkach książek historyków na ten temat, nikt nie wyjaśnił dlaczego w latach 1914-1918  była taka olbrzymia chęć do umierania i zabijania. Może wojna jest jedną ze starych, wypróbowanych metod obniżenia  zaludnienia i ograniczenia konsumpcji.
Metamorfoza Terrorystów
W prasie amerykańskiej a także Europejskiej, takiej jak Financial Times odbyła się dziwna, zaskakująca transformacja nazewnictwa grupy walczącej z prezydentem Syrii,  Assadem. Jeszcze niedawno byli to Islamscy Terroryści. Jeszcze nie tak dawno, bo chyba rok temu, TV w USA pokazywała mrożące krew w żyłach zdjęcia ludzi, którym ucinano nożem głowy. Wśród nich byli także Europejczycy, Anglicy i Amerykanie.  Wtedy Terroryści byli nazywani poprawnie  Terrorystami. W miarę upływu czasu terroryści stopniowo w prasie „zachodniej” zaczęli być nazywani opozycjonistami lub umiarkowanymi rebeliantami, cos w rodzaju partyzantów. Zamiast filmów obrazujących podrzynanie gardła, nagle widzimy w prasie kobiety i dzieci, uciekające z bombardowanego przez Rosyjskie samoloty miasta Alepo.  Nagle „rebelianci” stali się pozytywną grupą, walczącą o demokrację w Syrii a przeszkadza temu krwiożerczy Assad i jego wspólnik, Putin. Czytając prasę amerykańską, trudno się połapać, czy umiarkowani rebelianci to są nasi przyjaciele, czy też wrogowie. Fakt, że ostatni bastion syryjskich terrorystów w Alepo padł, spowodował dezorientację amerykańskich mediów, czyli TV i gazet.
No cóż mamy jeszcze Putina z którym winniśmy się rozliczyć, mam nadzieję nie nuklearnie.
Jeśli już należy walczyć z Putinem, to na pewno Polska i oczywiście Estonia też pomoże, jak kiedyś za tow. Gierka na jego pytanie:  Pomożecie Towarzysze?  Polacy chórem odpowiedzieli: Pomożemy! Pomożemy!

Jan Czekajewski
30 grudzień 2016
JAK LIBERAŁOWIE UKRADLI NASZA WOLNOŚĆ
 Liberałowie, czyli ludzie postępowi,  po angielsku „progressive”,  wynaleźli młyn do przeinaczenia  popularnych słów. Ponieważ oni kontrolują media, więc ich maszyna medialna  uważa się za upoważnioną do przeinaczenia   starych słów, albo tworzenia nowych. Jednym z takich słów, jest ostatnio spotykane w języku angielskim słowo „illiberal”, czyli człowiek wrogi do „liberalnych” zasad. Rzecz jest w tym, liberalne zasady życia i poglądy są wytyczone przez samych Liberałów. Czyli koło się zamyka, jeśli jesteś niezgodny z tym, co dyktują Liberałowie to jesteś wrogiem wolności  jako, że  wolność też jest zdefiniowana przez Liberałów. Dla przeciwników, nazywanych ostatnio „populistami” Liberałowie maja cały arsenał ciężkiej artylerii od określeń takich jak Mussolini począwszy, a na Hitlerze i Putinie kończąc. Zagrożeniem dla Liberałów jest Internet, który wymknął się spod liberalnej kontroli. W panice, Liberałowie już przypuścili kontrofensywę wymagając, aby rządy kontrolowały (cenzurowały), co ludzie piszą na Facebooku. Podobno na Internecie jest wiele „kłamliwych” informacji, które ludziom mącą w głowach i wybierają złych przywódców, których nie było na liberalnej liście kandydatów.  George Orwell się kłania. On to już przewidział, dawno temu, w książce „1948”, że będziemy mieli „Ministerstwo Prawdy” jak i nowy język Liberałów zwany „Nowomowa”.  Za PRL-u mówiliśmy to takiej mowie, że jest to „mowa trawa”.
Liberałowie są aktywni w wielu dziedzinach i chętnie służą finansowym oligarchom wytykając przeciwnikom np. globalizmu, że są przeciwni wolności.  Liberałowie walczą z „populistycznymi” rządami w Polsce i na Węgrzech, a także przeciw Donaldowi Trumpowi w USA. Bronią liberalną Angele Merkel i cała Unię Europejską i przekonują, że obawy przed zalewem Europy przez arabskich migrantów, to „Islamofobia” . No a szczególnie rozpaczają z powodu prześladowania ludzi o innych orientacjach seksualnych na amerykańskich uniwersytetach.   Tam właśnie zajmują wysokie, dobrze płatne stanowiska w uniwersyteckiej administracji i poddają kontroli to, co naukowcom wolno mówić, a co jest im jest zabronione.  Do tej grupy zapisali się ludzie o odmiennych orientacjach seksualnych i próbują wmówić innym, że błądzą wybierając normalność.  Nawiasem mówiąc jakakolwiek obiektywne, naukowe studia nad przyczyną homoseksualizmu są praktycznie zabronione.  Homoseksualiści uważają, że jest to kwestia wyboru, który winien być zaakceptowany, jako lepszy od heteroseksualizmu.   Tu i ówdzie pojawiają się nieśmiałe opinie, że zmiany hormonalne u matki w okresie ciąży, mogą powodować zmiany tendencji seksualnych u dziecka. Niestety na ten temat się nie dyskutuje i przypuszczam, że żaden z naukowców nie odważy się prosić o fundusze na badania na podobny temat.  Liberałowie albo raczej ich agenci w postaci instruktorów od seksualnych napaści (harasments) zadbają, aby tacy naukowcy wylecieli z pracy.  Zarówno studenci jak i profesorowie uniwersytetów są zmuszani do długich nasiadówek, na których wysokopłatni konsultanci wyjaśniają im jak się maja zachowywać w stosunku do swoich koleżanek i kolegów.  Nikt z nich nie odważy się zaprotestować, że jest to strata czasu i pieniędzy. Ciekawe jest, że orientacja tych wskazówek jest skierowana głównie przeciwko mężczyznom, szczególnie pochodzenia europejskiego, którzy jakoby z natury napastują kobiety. Jak sobie przypominam ze szkoły średniej, to jeden z nauczycieli w Liceum, do którego chodziłem w Częstochowie, napastował seksualnie kolegów  w mojej klasie  i jakoś mu to uchodziło. Kobiet do napastowania nie było, bo szkoła była czysto męska.   Oczywiście sprawy rasowe, też są szczególnym zainteresowaniem „liberałów”. Zwykle roztaczają oni opieką czarne kobiety, aczkolwiek nie wiedzą jak się zachować w stosunku do czarnych imigrantów z Afryki.  W tak sytuacjach nie są pewni czy imigranci, mimo że czarni, nawet bardziej czarni niż czarni Amerykanie, są warci ich opieki. Czarny kolor skóry jest głównym zainteresowaniem „liberałów” ale kolor brązowy Meksykanów już mniej, a żółty, do jakiego zaliczają się Chińczycy i Japończycy i Koreańczycy  dla nich nie istnieje.  Podejrzewam, że liberalni konsultanci są obciążeni jakimś daltonizmem na kolor żółty. Być może, dlatego, że Chińczycy i Japończycy daje sobie radę w nauce i życiu lepiej niż wszyscy Amerykanie, włączając w to białych. Jestem przekonany, że wśród uniwersyteckich konsultantów i vice- rektorów od spraw rasowej i seksualnej równości, nie zauważysz ludzi z azjatyckim rodowodem. Dlaczego?  Może, dlatego, że nie maja czasu na bzdury i się zajmują prawdziwą nauką.
W wszystko to przypomina sytuację, jaką żeśmy znali w PRL-u. Tam także ludzie, którzy w nauce nie mieli szansy, dekowali się na pozycjach profesorskich w katedrach Marksizmu i Leninizmu oraz Ekonomii Politycznej.  Kiedy socjalizm komunistyczny upadł pod ciężarem własnej głupoty, podobni do partyjnych aparatczyków „Liberałowie” znaleźli metody do dobrego życia cudzym kosztem.  Jeśli tak dalej pójdzie, to cala amerykańska akademia się zawali, a z nią znikną miejsca pracy, które wymagają ludzi inteligentnych z prawdziwą wiedzą a nie biegłych w arkanach wielu różnych seksualnych dewiacji. Dla tych czytelników, którzy nie są wyszkoleni przez liberalne media, wyjaśniam, że oficjalnie już ustalono, że istnieje na świecie niezwykle ważna grupa ludzi, która winniśmy nazywać  LGBTQ, czyli Lesbijki, Geje (homoseksualiści) ,      Biseksualni  i Transwestyci. Ostatnio dodano do nich ludzi określanych po angielsku jako Queer,  o których kiedyś mówiono że są „dziwni”.  Tu musze zrobić dygresję, że jestem tym, który uważa, że ludzie, którzy chcą się określać, jako LGBTQ winni być traktowani jak wszyscy inni, to znaczy, tak samo jak biali czarni i brązowi, łysi i opaśli, tacy, którzy z powodów medycznych, czy wojny utracili swe organy rozrodcze, tacy, którzy maja tylko jedna nerkę i tacy którzy od dzieciństwa są chorzy na cukrzycę i muszą z każdym posiłkiem wstrzykiwać sobie insulinę.  Jednak nie udawajmy, że wszyscy ludzie rodzą się jednakowi. Jedni są mniej a inni więcej inteligentni. Jedni mieli szczęście urodzić się w rodzinach, które zadbały o ich wyksztalcenie i wyżywienie.  Kiedyś przed laty, ktoś ze znajomych lekarzy powiedział, że „największy podarunek, jaki rodzice mogą dać swemu dziecku, jest dobry zestaw genów”.  Nasi „Liberałowie”, chcą pewne grupy w społeczeństwie ochronić specjalnym parasolem, nie tyle tolerancji, ale specjalnego wyróżnienia, prawnej ochrony  i uwagi. Niestety, nie jest to intencja uczciwa. Odnoszę wrażenie, że na barkach tych „wyróżnionych” grup Liberałowie robią polityczną i finansową karierę. Ludzie, którzy dają się nabrać na tą magiczną sztuczkę, wcześniej czy później zderzą się z realnym światem, w którym realne wartości a nie „klasowa przynależność”, na przykład do uprzywilejowanej „rasy kobiet” określa wartość człowieka. Dla niektórych już jest za późno. W ostatnich wyborach prezydenckich w USA, ku zdumieniu liberalnej prasy, wybrano człowieka, który nie pasuje do liberalnych ideałów. Obawiam się, że Amerykanie ulegli „szeptanej propagandzie” Putina, i wybrali Trump’a a nie Hillary Clinton. Co za tragedia? CIA już si e tym zajmuje dokumentując rosyjską szeptaną propagandę na Internecie, która spowodowała, ze Hillary przegrała.  Rosyjscy i amerykańscy dyplomaci już pakują walizki. Będziemy mieli nową zimną, albo gorącą wojnę z nieliberalnym Putinem. Amerykańscy Liberałowie mu nie popuszczą i nawzajem, Putin nie popuści Liberałom. Będziemy mieli ciekawy rok 2017.















                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       




.

























                                                                       




 
/* Google Analytics Script */