Monday, October 03, 2005

Balia QM2 przez Atlantyk

Pod wpływem filmów archiwalnych, oglądanych w telewizji w bezsenne noce, nasunął się nam pomysł podroży statkiem transatlantyckim QM-2 z Nowego Jorku do Anglii, mając nadzieję że doświadczymy atmosfery lat 20-tych i 30-tych XX wieku, kiedy to wyższe sfery społeczne podróżowały przez Atlantyk w pełnym luksusie zabawiając się elegancką konwersacją z pięknymi damami i słynnymi aktorami. Muszę przyznać, że do tej tęsknoty za minioną świetnością przyczyniła się reklama nowego, niedawno oddanego do użytku, transatlantyku Queen Mary 2, największego jak dotychczas statku pasażerskiego naszych czasów.
W gruncie rzeczy była to decyzja powtórna, czyli odmrożona, jako że na podobną podróż zapisaliśmy się z mą małżonką ,Laurą, już w roku ubiegłym. Tu muszę nadmienić, że ma małżonka obok obowiązków nałożnicy , piastuje jednocześnie funkcje mego doradcy od spraw upłynnienia masy spadkowej i jest zaangażowana w opracowywaniu nowych „technologii” przydatnych do obniżania podatku spadkowego w myśl zasady: „do grobu tego nie zabierzesz”.
W zeszłym roku miała to być podroż w dziewiczym rejsie statku QM2 w towarzystwie samej śmietanki gwiazd Hollywoodu. Niestety obecność takiego doborowego towarzystwa miała także swa stronę ujemną, jako że napawała nas obawą że terroryści zechcą statek zbombardować dla reklamy swych religijno-politycznych celów.
Strach wziął górę nad chęcią ocierania się łokciami z gwiazdami Hollywoodu i dlatego też z podroży dziewiczej żeśmy zrezygnowali tracąc przy tym znaczną sumę depozytu. Mam za to poważny żal i rachunek do uregulowania w stosunku do terrorystów islamskich, którym wyślę fakturę z wyszczególnieniem kosztów poniesionych, jak tylko CIA przyśle mi ich właściwy adres z adresem jaskini i współrzędnymi geograficznymi. W tym roku jednak, wierząc zapewnieniom mego prezydenta, że wszystkich terrorystów zatrudnił na Bliskim Wschodzie i dlatego nie mają czasu na zajęcia nadobowiązkowe na Atlantyku, chęci podróży statkiem przez Atlantyk przeważyły nad strachem i drugiego września 2005 roku zaokrętowaliśmy się na tego molocha, albo balię, w Nowym Jorku zmierzając do Southampton w Anglii.
Już na samym początku podroży odniosłem wrażenie, że dyrekcja słynnej linii Cunard, do której dzisiaj należy statek QM2 a kiedyś także należał tragicznie zatopiony „Titanic”, robi groszowe oszczędności. Nie witała nas ani żegnała żadna orkiestra dęta, rżnięta lub przynajmniej strażacka, jak to widziałem na starych filmach. Przy odbijaniu od mola w Nowym Jorku towarzyszyły nam jednak dwie policyjne motorówki i unoszący się nad statkiem policyjny helikopter,. Jak się później okazało ta policyjna obstawa była z powodu obecności na pokładzie byłego ambasadora amerykańskiego w Iraku, Paula Bremera. Jego obecność była chyba większa atrakcja dla terrorystów niż Gwiazdy Filmowe w czasie podróży dziewiczej, z której żeśmy zrezygnowali w zeszłym roku. Kiedyśmy odbijali z portu morze było spokojne i sylwetki wieżowców Nowego Jorku błyszczały w zachodzącym słońcu. Widok ten, dostępny darmowo, rekompensował w pewnej mierze brak pożegnalnej orkiestry. Zresztą cala 6 dniowa podróż odbyła się po bardzo spokojnym Atlantyku po części we mgle, także darmowej. Po odbiciu od mola w Nowym Jorku udaliśmy się do naszej kabiny klasy „Princess”(Księżniczki) na pokładzie 10-tym, która aczkolwiek obszerna i wygodna nie opływała luksusem. Widocznie luksus został zarezerwowany dla klasy „ Queen”(Królowej), mieszczącej się o piętro wyżej, gdzie jednak nas, parweniuszy i plebejuszy nie wpuszczano. Liczyłem na kryształy i wystrój kabiny boazerią mahoniowa a przynajmniej z drzewa wiśniowego, natomiast to co zastałem przypominało mi mieszaninę wzorów CEPELI z IKEA, w stylu „jasna sosna”. Statek był jednak wielgachny, 345 metrów długi , 72 metry wysoki tak, że patrząc wzdłuż korytarza , widok ściany tylnej perspektywicznie zlewał się w jeden punkt. Statek ten kosztował 800 milionów dolarów, ale na mahoniu zaoszczędzono a także na wielu innych detalach jak np. na butelkowanej wodzie mineralnej w kabinie, za którą kazano płacić $3. Następną irytującą oszczędnością był parszywej jakości telewizor. Widocznie za pomocą dochodów ze sprzedaży wody mineralnej armator spłaca pożyczkę bankowa na budowę statku. Kabiny były wyposażone w telewizory o ekranie 17 cali, ze starą lampą kineskopową, model chyba z przed lat piętnastu. Podobny telewizor można kupić w moim supermarkecie za $99.- z tym, że lepszy bo oddający właściwe kolory. Natomiast telewizor w naszej kabinie preferował kolor fioletowy w miejsce czarnego, tak ze większość ofiar huraganu w Nowym Orleanie, które były murzynami wyglądało jak fioletowi Marsjanie. Na dodatek, aby pasażerowie nie kręcili pokrętłami które regulują kolory, ten telewizor był pozbawiony takich regulacji. Pasażerowie mieli do wyboru oglądanie fioletowych murzynów albo co bardziej wybredni mogli nawet telewizor wyłączyć, czego, nie zabraniano
My, goście z kabin klasy „Princess” (Księżniczki), w czasie posiłków, nie musieliśmy się mieszać z plebsem z kabin niższej kategorii w barze samoobsługowym, jako że byliśmy upoważnieni do biesiadowania we własnej restauracji z przypisanymi miejscami. Było to zarówno zaletą jak i wadą w zależności kogo delegowano nam do towarzystwa. Otóż przy naszym s 8-mio osobowym stole, jedna para w ogóle się nie pojawiała, widocznie nami gardząc, druga parą biesiadników było bardzo miłe brytyjskie małżeństwo z miasta York, natomiast trzecia para była nieco problematyczna, jako że stanowił ją prawnik od nieruchomości z Chicago z małżonką. Prawnik ten monopolizował konwersacje opowiadając miedzy innymi o kłopotach jakie miał a przezwyciężył, wciągając za pomocą dźwigu, przez okno, na drugie piętro swego domu w Chicago, wielka rzeźbę z brązu przedstawiającą dwu żołnierzy z okresu Pierwszej Wojny Światowej wzajemnie się obejmujących, aczkolwiek pozbawionych głów i dłoni, widocznie straconych w boju.
Przypuszczam, że nie zaskarbiłem sobie jego sympatii, komentując, ze rzeźba taka należy raczej do ozdobienia grobu nieznanego żołnierza a nie własnej sypialni. Natomiast o wykształceniu jego małżonki może świadczyć jej zdziwienie, że Hitler miał plany zagłady, poza Żydami, także Słowian (Slavs). Pytała się wiec dlaczego Hitler miał uprzedzenia do Jugosłowian (Yugo-Slavs), gdyż o istnieniu innych Słowian (Slavs) nie słyszała. Pod wrażeniem doborowego towarzystwa, jakie nam przydzielono do biesiadowania, zamierzam napisać do dyrekcji linii oceanicznej Cunard, aby skorzystała ze starych doświadczeń niemieckich szkół oficerskich, gdzie kiedyś, nie tylko miejsca przy stole kantyna były wyznaczone ale także kadeci mieli z góry zadany temat do biesiadnej dyskusji.
W czasie obiadów za wino kazano płacić dodatkowo, czego nie doświadczyłem w czasie innych podróży po wodzie, w tej klasie i cenie. Jedyną pozytywną strona było to, że wino serwowała nam młoda, urocza Polka z Poznania. Podobno wśród 1253 członków załogi było na staku około 30 Polaków zatrudnionych głównie przy zajęciach hotelowych i restauracyjnych. Podobno ja byłem jednym z dwu Polaków , wśród około dwu tysięcy pasażerów innych narodowości . Tym drugim był młody człowiek, który wracał do Polski dorobiwszy się majątku przy usuwaniu azbestu w starych budynkach w Nowym Jorku.
Obserwując resztę towarzystwa, to większość pasażerów był grubo po 70-tce i trudno by było na ich kanwie napisać scenariusz do filmu takiego jak „Titanic”, chyba że opowieść byłaby o romansie i problemach schorowanego 90-cio latka z towarzyszącą mu młodą, dwudziestoletnią pielęgniarką.
Nawiasem mówiąc, byłem świadkiem wymiany opinii miedzy dwoma starszymi panami, Brytyjczykiem i Amerykaninem na temat szybkiego wydania pieniędzy przed własną śmiercią. Amerykanin obawiał się, że umrze ciągłe bogatym i jego dzieci które siedzą na tłustych tyłkach pogrążeni w nieróbstwie, odziedzicza jego majątek zarobiony ciężką pracą. Zwierzał się zatem swemu brytyjskiemu towarzyszowi, że jego zajęciem jest zakup starych archaicznych samochodów w Europie i ich transport do Ameryki gdzie buduje dla nich ciągle to nowe garaże. Problem ma tylko z tym, że samochody te mogą przybrać z czasem na wartości i umrze bogatszym niż jest w tej chwili. Brytyjczyk natomiast opowiadał, że dla celu umniejszenia swego majtku przed śmiercią zapisał się do „Ski Club”, czli w polskim tłumaczeniu klubu narciarskiego, co było tym dziwniejsze, ze poruszał się o kuli opierając się na ramieniu pielęgniarki. Wyjaśnił jednak ze „Ski” to nie narty, tylko skrót od słow. „spending kids inheritance”( trwonienie spadku dzieci ). Jak sam doświadczam a ma żona potwierdza, problem wydania pieniędzy w pewnym wieku staje się ważniejszy od problemu ich zarabiania. Tutaj musze oddać szacunek mej małżonce, ze swą wiedzą wydawniczą ( nauką o trwonieniu), jest mi pomocna i może uda mi się umrzeć biednym, byle nie przedwcześnie i o własnych siłach. Dla zabicia czasu, dyrekcja QM2 organizowała dla pasażerów występy artystyczne i prelekcje popularno naukowe.
W części popularno naukowej czas dzielili miedzy siebie profesor z Uniwersytetu w Oxfordzie, archeolog, opowiadający o archeologii betonowych fortyfikacji z okresu drugiej wojny światowej. Drugim konkurentem do wykładów pseudo-naukowych był były ambasador amerykański w Iraku, Paul Bremer, który rozwodził się na temat przyszłości Iraku i profilu nowego islamskiego terrorysty.
Kiedy się dowiedziałem, ze Paul Bremer jest na pokładzie, dreszcz mi przeszedł po grzbiecie, gdyż istniała możliwość ze terroryści mogą mieć w stosunku do niego pewne zadawnione żale, które zechcą uregulować w czasie mojej podroży. Na lekcje Ambasadora się nie wybrałem, nie tylko ze strachu ale tez dlatego, że czuję się osobiście urażony, że nie konsultował się ze mną co do polityki w Iraku. Jak się okazuje, na temat wojny w Iraku to ja miałem racje, wiec to ja winem wykładać na QM2 i mieć darmowy wikt i opierunek a nie on. Niestety jak wiadomo nie ma sprawiedliwości na tym świecie i za kabinę i wikt musiałem sam płacić. Natomiast profesora z Oxfordu od „archeologii” bunkrów betonowych z okresu lat Drugiej Wojny Światowej także mógłbym uczyć, bo jestem od niego dwa razy starszy i jako dzieciak po takich bunkrach się szwendałem i w nich siusiałem, kiedy jego jeszcze nie było na świecie.
W części artystycznej brał udział kwartet jazzowy, do którego od czasu do czasu dołączał się rosyjski saksofonista, aczkolwiek panowie muzycy zbyt długo konsultowali nuty a za mało grali. Przerwy miedzy w czasie występów były długie i podobne do tych jakich doświadczałem na dansingach w restauracji orbisowskiej hotelu Monopol we Wrocławiu w latach 50-tych.
Były także występy taneczne w których rosyjscy tancerze tańczyli „Rock end Roll” z kozackimi prysiudami. Obsługa w restauracjach i kabinach składała się z osób narodowości filipińskiej, tajwańskiej i wschodnio europejskiej, a czego wynika, ze dyrekcja starała się znaleźć pracowników skłonnych pracować za tanie, czyli psie pieniądze.
Na statku było satelitarne połączenie z Internetem, ale płatne i to drogo, bo kilkadziesiąt dolarów za godzinne połączenie. W sumie korespondując z pokładu QM2 wydałem na Internet kilkaset dolarów. Dla kontrastu w czasie moich późniejszych pobytów w hotelach w Polsce , Litwie, Łotwie i Estonii połączenie mego przenośnego komputera z Internetem było darmowe.
Dziel sztuki zdobiących ściany restauracji i przestrzeni publicznych wartych uwagi nie zauważyłem. W wypadku, jeśli ten statek kiedyś zderzy się z górą lodową jak przypadło przed laty transatlantykowi „Titanic” i pójdzie na dno, to radzę nie nurkować dla wydobycia zatopionych skarbów, bo ich na pokładzie nie ma.
Po 6 dobach wylądowaliśmy wczesnym rankiem w Southampton w Anglii i natychmiast, nas, napoły śpiących, wygnano z kabin, aby je posprzątać dla nowych pasażerów płynących w drogę powrotną do Nowego Jorku.
Jedna z zalet podroży statkiem jest łatwe, bo stopniowe, przystosowanie do zmiany czasu z amerykańskiego na europejski, pod warunkiem ze ocean nie „buja” i przeżyjemy ten czas bez choroby morskiej. My mieliśmy wiec szczęście, ogólnie rzecz biorąc, jako że podroż była udana ale nie wspaniała, cos w stylu wycieczki organizowanej przez FWE -100, czyli przez Fundusz Wczasów Emerytów, z emeryturami powyżej 100 tysięcy dolarów rocznie.
 
/* Google Analytics Script */