Karol I. Pelc, Katolik ocalony z Holokaustu
1 września 2000 r. mój przyjaciel Karol Pelc udzielił
wywiadu w Katolickim Tygodniku wychodzącym stanie Michigan. Zamieścił go również na swoim blogu w Michigan
Tech University, gdzie przez wiele lat był profesorem. Karola Pelca poznałem w
październiku 1952 roku, kiedy oboje uczęszczaliśmy na Politechnikę Wrocławską.
Od tego czasu przez 68 lat byliśmy bliskimi przyjaciółmi, aż do nieoczekiwanej
śmierci Karola Pelca 26 sierpnia 2020 roku na Florydzie. Jego wspomnienia z
dzieciństwa są godne zapamiętania i przekazania następnym pokoleniom.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio
www.czekajewski.com
Profesor Karol Pelc zapisuje datę w kalendarzu.
"Pierwszy wrzesień" - mówi. "Sześćdziesiąt jeden lat do dnia, w
którym w Polsce rozpoczęła się II wojna światowa.
"W tym momęcie moja przyszłość była
przesądzona", myślał, siedząc w fotelu w pokoju Szkoły Biznesu i Ekonomii. "Wszystko się
nagle zmieniło."
Pelc miał cztery lata, kiedy niemiecki blitzkrieg
przetoczył się przez jego rodzinną Polskę. Niecałe trzy tygodnie później
najechali Polskę Sowieci. "Mój
ojciec został wzięty do wojska, a ja nigdy nie zobaczyłem go po tym",
mówi. "Został zamordowany w lasku na Ukrainie, w Katyniu jako jeniec
wojenny."
Auschwitz. Dachau. Treblinka. Te ikony zła związane są na
zawsze w publicznym umyśle z ostatecznym rozwiązaniem nazistów, eksterminacją
narodu żydowskiego. Połowa z sześciu milionów zamordowanych w obozach śmierci
Żydów pochodziła z Polski. Jednak nie byli oni jedynymi celami nazistów.
W niezliczonych polskich miastach i miejscowościach, od
Warszawy po bezimienne przysiółki, naziści prowadzili kampanię terroru wobec
ludności nieżydowskiej. Większość z nich była katolikami, ale fakt ich
wspólnego chrześcijaństwa z Niemcami nie miał żadnego znaczenia. Według
nazistowskich przekonań, Polacy byli podludźmi, nadający się tylko do pracy
fizycznej w służbie rasy panów. A w odpowiednim czasie, jeśli wierzyć ich
udokumentowanym strategiom, naziści planowali wysłać wszystkich Polaków do tych
samych obozów śmierci, które wtedy
pochłaniały Żydów. Wiele set tysięcy Polaków-Katolików nie przeżyło
hitlerowskiej okupacji.
"Spośród wykształconych klas w Polsce zginęło około
70 procent" - powiedział Pelc. "Połacie Polski zostały "oczyszczone
etnicznie" - każdy, kto był zdrowy został wzięty do niewolniczej pracy dla
niemieckiej machiny wojennej."
W 1939 roku, wszyscy myśleli, że wojna wkrótce się
skończy. Nie skończyła się. Matka Pelca umieściła go u krewnych w innym mieście
na dwa lata, aż znalazła stałą pracę w mieście Częstochowa, słynącym z
klasztoru i sanktuarium Matki Boskiej
Karl, mając sześć lat, powinien zazwyczaj zaczynać
szkołę. Niestety pod okupacją niemiecką wszystkie szkoły zostały zlikwidowane i zamieniona na koszary
armii hitlerowskiej, z wyjątkiem tych, które zajmowały szkoliły Polaków w
kierunku pracy fizycznej. . Starali się
stworzyć poczucie, że jesteśmy podklasą. Jesteś niczym, tylko niewolnikami, i
musimy wykonywać rozkazy."
Wbrew prawu, Pelc został wysłany do nielegalnej
podziemnej szkoły, do której uczęszczał do końca okupacji. "Klasy odbywały
się w całkowitej tajemnicy", mówi. "Było nas sześciu czy ośmiu
uczniów, a spotkaliśmy się z nauczycielem w czyimś domu."
Było w tym jakieś ryzyko. "Każdy zaangażowany
nauczyciel zostałby skazany na śmierć i to samo stałoby się z rodziną, która
zapewniła mieszkanie", wspomina Pelc. "Spotykaliśmy się w różnych
miejscach i nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, gdzie się spotkamy, żeby zapobiec
przeciekom."
W wieku ośmiu lat, Pelc zaczął uczyć się gry na
fortepianie. "Pamiętam, kiedy mój nauczyciel dał mi jedną lub dwie strony
Chopina i powiedział, żebym był bardzo ostrożny" - mówi Pelc. "Jeden
fakt, który nie jest dobrze znany, ale który jest znany każdemu Polakowi, to
fakt, że nie wolno było grać na fortepianie Chopina. Dla mnie był to więc
obowiązek nauki, ale także akt rebelii przeciwko oprawcy. "Uczniowie
uczyli się grać głupków, gdy Niemcy przesłuchiwali ich na ulicy, by powiedzieć,
że będą bawić się z przyjaciółmi a nie
udają się na lekcje to tajnej szkoły. Pelc udoskonalił już tę zręczność - niemieccy
oficerowie biwakowali u jego krewnych, a nawet jako czterolatek nauczył się
dyskrecji. „Z pośród wykształconych klas
w Polsce zginęło około 70 procent" - powiedział Pelc. "Kawałki Polski
zostały "oczyszczone etnicznie" - każdy, kto był zdrowy, został złapany
i wzięty do niewolniczej pracy dla niemieckiej machiny wojennej."
W 1939 roku, wszyscy myśleli, że wojna wkrótce się
skończy. Nie skończyła się. Matka Pelca umieściła go u krewnych w innym mieście
na dwa lata, aż znalazła stałą pracę w mieście Częstochowa, słynącym z
klasztoru i sanktuarium Czarnej Madonny.
Wtedy, mając sześć lat, Pelc zazwyczaj zaczynał szkołę.
Ale pod okupacją niemiecką wszystkie szkoły zostały zlikwidowane, z wyjątkiem
tych, które szkoliły robotników. Starali
się stworzyć poczucie, że jesteśmy podklasą. Jesteśmy niczym, tylko niewolnikami.
którzy musza wykonywać rozkazy."
"Codziennie, w tym samym miejscu, spotykałem ten niemiecki patrol. Nigdy mnie nie zatrzymywali, ale za każdym razem bałem się. Wiedziałem, że to wrogowie, którzy nas zabijali."
Łapanki na ulicach zdarzały się prawie codziennie.
"Jeśli byłeś młody i silny, zawsze istniała szansa, że zostaniesz wzięty
do niewolniczej pracy", wspomina Pelc. "Bałem się, że moja matka
zostanie wzięta, i zawsze były takie plotki. Gestapo otaczało okolicę,
zabierało jednych i zostawiało innych. Celem było wywołanie strachu."
Pewnego dnia, kiedy Pelc wracał do domu ze swojej
nielegalnej klasy, został zatrzymany
przez niemiecką policję i zmuszony do zejścia inną ulicą. "Zbierali
tłum", mówi. "Spychali ludzi na miejsce egzekucji."
Niemcy aresztowali polskich zakładników do rozstrzelania w
odwecie za ataki na ich żołnierzy i właśnie taka egzekucja wtedy miała miejsce.
20 mężczyzn stało pod murem. Ponieważ byłem mały, postawili mnie przed tłumem,
żeby to zobaczyć." Z odległości dziesięciu stóp obserwował
rozstrzeliwanych mężczyzn. "To było straszne, ciała padały, a ja byłem
przerażony na śmierć", wspomina, patrząc ponad pięćdziesiąt lat wstecz.
"Ale musiałem to wytrzymać, bo inaczej też bym został zastrzelony. To jest
przerażenie, które pochodzi z fizycznej dominacji."
W 1943 roku Niemcy zaczęli opróżniać żydowskie getta.
Wielu mieszkańców żydowskiego Getta poszło na śmierć, inni zostali skierowani
do pracy przymusowej. Jedna z takich par miała maleńką córkę, a współczujący
Polacy skontaktowali się z moją matką i zapytali, czy mogłaby zabrać dziecko.
"Inaczej zostanie wysłana do obozu Auschwitz na śmierć".
Wbrew prawu, Pelc został wysłany do podziemnej szkoły, do
której uczęszczał do końca okupacji. "Klasy były w całkowitej
tajemnicy", mówi. "Było sześciu czy ośmiu uczniów, a my spotkaliśmy
się z nauczycielem w czyimś domu."
Było w tym jakieś ryzyko. "Każdy zaangażowany
nauczyciel zostałby skazany na śmierć i to samo stałoby się z rodziną, która
zapewniła pokój", wspomina Pelc. "Spotykaliśmy się w różnych
miejscach i nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, gdzie się spotkamy, żeby zapobiec
przeciekom."
W wieku ośmiu lat, Pelc zaczął uczyć się gry na fortepianie.
"Pamiętam, kiedy mój nauczyciel dał mi jedną lub dwie strony Chopina i
powiedział, żebym był bardzo ostrożny" - mówi Pelc. "Jeden fakt,
który nie jest dobrze znany, ale który jest znany każdemu Polakowi, to fakt, że
nie wolno było grać na fortepianie Chopina. Dla mnie był to więc obowiązek
nauki, akt rebelii. "Uczniowie uczyli się grać głupków, gdy Niemcy
przesłuchiwali ich na ulicy, by powiedzieć, że będą grać z przyjaciółmi. Pelc
udoskonalił już tę zręczność - niemieccy oficerowie biwakowali u jego krewnych,
a nawet jako czterolatek nauczył się trzymać gębę na kłódkę. Starsi kuzyni
służyli w konspiracyjnej Polskiej Armii Krajowej, a rodzina zamknęła zapasy dla
żołnierzy ukrytych w lesie. "Od tego czasu nauczyłem się trzymać rzeczy w
tajemnicy, bo od tego może zależeć życie twojej rodziny" - mówi. W wieku
dziewięciu lat Pelc został ministrantem. "Miałem służyć na porannej
służbie, około 6:30", mówi. "Musiałem przejść z domu, około jednej
mili do kaplicy, przez puste ulice, a w czasie Adwentu było ciemno.
"Codziennie, w tym samym miejscu, spotykałem ten
niemiecki patrol. Nigdy mnie nie zatrzymywali, ale za każdym razem bałem się.
Wiedziałem, że to obce siły, i zabijali nas."
Łapanki na ulicach zdarzały się prawie codziennie.
"Jeśli byłeś młody i silny, zawsze istniała szansa, że zostaniesz wzięty
do niewolniczej pracy", wspomina Pelc. "Bałem się, że moja matka
zostanie wzięta, i zawsze były plotki. Gestapo otaczało okolicę, zabierało
jednych i zostawiało innych. Celem było wywołanie strachu."
Pewnego dnia, kiedy Pelc wracał do domu ze swojej nielegalnej
szkoły, został zatrzymany przez niemiecką policję i zmuszony do zejścia inną
ulicą. "Zbierali tłum", mówi. "Spychali ludzi na miejsce
egzekucji."
Niemcy wzięli polskich zakładników do zabijania w odwecie
za ataki na ich siły zbrojne i właśnie taka egzekucja wtedy trwała. 20 mężczyzn
stało pod murem. Ponieważ byłem mały, postawili mnie przed tłumem, żeby to
zobaczyć." Z odległości dziesięciu stóp obserwował rozstrzeliwanych
mężczyzn. "To było straszne, ciała padały, a ja byłem przerażony na
śmierć", wspomina, patrząc ponad pięćdziesiąt lat wstecz. "Ale
musiałem, bo inaczej też bym został postrzelony. To jest przerażenie, które
pochodzi z fizycznej dominacji."
W 1943 roku Niemcy zaczęli opróżniać żydowskie getta.
Wielu mieszkańców poszło na śmierć, inni zostali skierowani do pracy
przymusowej. Jedna z takich par miała maleńką córkę, a współczujący Polacy
skontaktowali się z moja matką z zapytaniem, czy mogłaby zabrać dziecko.
"Inaczej dziecko zostanie wysłane do obozu jak Auschwitz na pewna śmierć".
Moja matka zaopiekowała się tym dzieckiem.
Irena została przedstawiona jako córka kuzyna z innego
miasta i nazwała moją matkę ciocią Kamillą" - mówi Pelc. To było trochę ryzykowne, szczególnie w
tamtych czasach. "Irena miała trzy i pół roku, była bardzo piękna i miała
bardzo typową żydowską twarz", mówi, z dużymi, brązowymi oczami, wydatnym
nosem i ciemnymi włosami. Na szczęście, Pelcowie mieli też ciemne włosy, więc
oszustwo, wyglądało na prawdopodobne.
Aby zapewnić jej bezpieczeństwo, moja matka, Kamilla Pelc
poprosiła księdza o podrobienie aktu urodzenia Ireny. "Ksiądz ryzykował
życiem, by to zrobić", powiedział. "Każdy, kto pomagał Żydom, został
ukarany karą śmierci - Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym Niemcy stosowali
takie prawo".
"Więc moja matka ryzykowała życie swoje, moje i
sąsiadów", powiedział. "Mieszkaliśmy na podwórku, z dwudziestoma
rodzinami, wszystkie patrzyły na siebie. Oni wszyscy mogli zostać pociągnięci
do odpowiedzialności za nie zgłoszenie Ireny jako Żydówki". Czterdzieści
osób ryzykowało życiem."
Kilka lat temu żona Pelca, Ryszarda, zaczęła naciskać na
niego, aby jego matka została uznana przez państwo Izrael za "Sprawiedliwą
wśród Narodów Świata", co jest oznaczeniem zarezerwowanym dla tych, którzy
ryzykowali i często tracili życie pomagając Żydom w czasie Zagłady. Karol był początkowo
powściągliwy.
"Moja matka nie zrobiła tego dla nagrody",
zauważa. "Zrobiła to z powodu swojej wiary religijnej, że powinna pomagać
ludziom i kochać bliźniego jak siebie samego". Ale moja żona uważała, że
powinniśmy to zrobić, aby udokumentować to, co ona i inni ludzie robili w
imieniu Żydów w Polsce, a teraz, jak sądzę, miała rację". W 1999 roku,
sześć lat po rozpoczęciu tego procesu, Karol Pelc pojechał do Chicago, aby
odebrać nagrodę w imieniu zmarłej matki. Irena, Żydówka która uratowała matka
Karola Pelca od śmierci jest obecnie profesorem socjologii we Francji,.
To właśnie ona złożyła ważne świadectwo w imieniu swojej "ciotki Kamilli
Pelc, że cudem nie tylko przeżyła
okupację, ale także połączyła się z rodzicami, którzy byli jednymi z
nielicznych szczęśliwych Żydów, którzy przeżyli Holocaust. Wiele polskich
dzieci nie miało tyle szczęścia. A te, które przeżyły, zmieniły się na zawsze.
"Uważam się za polskiego katolika, który przeżył Holocaust. Jest pewna
siła, która pochodzi z tego rodzaju doświadczenia" - powiedział Pelc.
"Wiesz, że możesz przetrwać w bardzo trudnych warunkach." I
otrzymujesz błogosławieństwo, pewną rzadką i nieodwracalną jasność widzenia.
"Wiesz," powiedział Pelc, "że wiedza, którą otrzymałem, jest
jedyną rzeczą, której nie mogą mi odebrać."
Napitane przez Karola I. Pelca
Przetłumaczony na język Polski przez jego przyjaciela. Jana
Czekajewskiego