Thursday, September 03, 2020

 

Karol I. Pelc, Katolik ocalony z Holokaustu

 

1 września 2000 r. mój przyjaciel Karol Pelc udzielił wywiadu w Katolickim Tygodniku wychodzącym stanie Michigan.  Zamieścił go również na swoim blogu w Michigan Tech University, gdzie przez wiele lat był profesorem. Karola Pelca poznałem w październiku 1952 roku, kiedy oboje uczęszczaliśmy na Politechnikę Wrocławską. Od tego czasu przez 68 lat byliśmy bliskimi przyjaciółmi, aż do nieoczekiwanej śmierci Karola Pelca 26 sierpnia 2020 roku na Florydzie. Jego wspomnienia z dzieciństwa są godne zapamiętania i przekazania następnym pokoleniom.

Jan Czekajewski

Columbus, Ohio 

www.czekajewski.com

 

Profesor Karol Pelc zapisuje datę w kalendarzu. "Pierwszy wrzesień" - mówi. "Sześćdziesiąt jeden lat do dnia, w którym w Polsce rozpoczęła się II wojna światowa.

"W tym momęcie moja przyszłość była przesądzona", myślał, siedząc w fotelu w pokoju  Szkoły Biznesu i Ekonomii. "Wszystko się nagle  zmieniło."

Pelc miał cztery lata, kiedy niemiecki blitzkrieg przetoczył się przez jego rodzinną Polskę. Niecałe trzy tygodnie później najechali Polskę  Sowieci. "Mój ojciec został wzięty do wojska, a ja nigdy nie zobaczyłem go po tym", mówi. "Został zamordowany w lasku na Ukrainie, w Katyniu jako jeniec wojenny."

Auschwitz. Dachau. Treblinka. Te ikony zła związane są na zawsze w publicznym umyśle z ostatecznym rozwiązaniem nazistów, eksterminacją narodu żydowskiego. Połowa z sześciu milionów zamordowanych w obozach śmierci Żydów pochodziła z Polski. Jednak nie byli oni jedynymi celami nazistów.

W niezliczonych polskich miastach i miejscowościach, od Warszawy po bezimienne przysiółki, naziści prowadzili kampanię terroru wobec ludności nieżydowskiej. Większość z nich była katolikami, ale fakt ich wspólnego chrześcijaństwa z Niemcami nie miał żadnego znaczenia. Według nazistowskich przekonań, Polacy byli podludźmi, nadający się tylko do pracy fizycznej w służbie rasy panów. A w odpowiednim czasie, jeśli wierzyć ich udokumentowanym strategiom, naziści planowali wysłać wszystkich Polaków do tych samych obozów śmierci, które  wtedy pochłaniały Żydów. Wiele set tysięcy Polaków-Katolików nie przeżyło hitlerowskiej okupacji.

"Spośród wykształconych klas w Polsce zginęło około 70 procent" - powiedział Pelc. "Połacie Polski zostały "oczyszczone etnicznie" - każdy, kto był zdrowy został wzięty do niewolniczej pracy dla niemieckiej machiny wojennej."

W 1939 roku, wszyscy myśleli, że wojna wkrótce się skończy. Nie skończyła się. Matka Pelca umieściła go u krewnych w innym mieście na dwa lata, aż znalazła stałą pracę w mieście Częstochowa, słynącym z klasztoru i sanktuarium  Matki Boskiej

Karl, mając sześć lat, powinien zazwyczaj zaczynać szkołę. Niestety pod okupacją niemiecką wszystkie szkoły  zostały zlikwidowane i zamieniona na koszary armii hitlerowskiej, z wyjątkiem tych, które zajmowały szkoliły Polaków w kierunku pracy fizycznej.  . Starali się stworzyć poczucie, że jesteśmy podklasą. Jesteś niczym, tylko niewolnikami, i musimy wykonywać rozkazy."

Wbrew prawu, Pelc został wysłany do nielegalnej podziemnej szkoły, do której uczęszczał do końca okupacji. "Klasy odbywały się w całkowitej tajemnicy", mówi. "Było nas sześciu czy ośmiu uczniów, a spotkaliśmy się z nauczycielem w czyimś domu."

Było w tym jakieś ryzyko. "Każdy zaangażowany nauczyciel zostałby skazany na śmierć i to samo stałoby się z rodziną, która zapewniła mieszkanie", wspomina Pelc. "Spotykaliśmy się w różnych miejscach i nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, gdzie się spotkamy, żeby zapobiec przeciekom."

W wieku ośmiu lat, Pelc zaczął uczyć się gry na fortepianie. "Pamiętam, kiedy mój nauczyciel dał mi jedną lub dwie strony Chopina i powiedział, żebym był bardzo ostrożny" - mówi Pelc. "Jeden fakt, który nie jest dobrze znany, ale który jest znany każdemu Polakowi, to fakt, że nie wolno było grać na fortepianie Chopina. Dla mnie był to więc obowiązek nauki, ale także akt rebelii przeciwko oprawcy. "Uczniowie uczyli się grać głupków, gdy Niemcy przesłuchiwali ich na ulicy, by powiedzieć, że będą bawić się  z przyjaciółmi a nie udają się na lekcje to tajnej szkoły.  Pelc udoskonalił już tę zręczność - niemieccy oficerowie biwakowali u jego krewnych, a nawet jako czterolatek nauczył się dyskrecji.  „Z pośród wykształconych klas w Polsce zginęło około 70 procent" - powiedział Pelc. "Kawałki Polski zostały "oczyszczone etnicznie" - każdy, kto był zdrowy, został złapany i wzięty do niewolniczej pracy dla niemieckiej machiny wojennej."

W 1939 roku, wszyscy myśleli, że wojna wkrótce się skończy. Nie skończyła się. Matka Pelca umieściła go u krewnych w innym mieście na dwa lata, aż znalazła stałą pracę w mieście Częstochowa, słynącym z klasztoru i sanktuarium Czarnej Madonny.

Wtedy, mając sześć lat, Pelc zazwyczaj zaczynał szkołę. Ale pod okupacją niemiecką wszystkie szkoły zostały zlikwidowane, z wyjątkiem tych, które szkoliły robotników.  Starali się stworzyć poczucie, że jesteśmy podklasą. Jesteśmy niczym, tylko niewolnikami. którzy musza  wykonywać rozkazy."

"Codziennie, w tym samym miejscu, spotykałem ten niemiecki patrol. Nigdy mnie nie zatrzymywali, ale za każdym razem bałem się. Wiedziałem, że to wrogowie, którzy nas zabijali."

Łapanki na ulicach zdarzały się prawie codziennie. "Jeśli byłeś młody i silny, zawsze istniała szansa, że zostaniesz wzięty do niewolniczej pracy", wspomina Pelc. "Bałem się, że moja matka zostanie wzięta, i zawsze były takie plotki. Gestapo otaczało okolicę, zabierało jednych i zostawiało innych. Celem było wywołanie strachu."

Pewnego dnia, kiedy Pelc wracał do domu ze swojej nielegalnej  klasy, został zatrzymany przez niemiecką policję i zmuszony do zejścia inną ulicą. "Zbierali tłum", mówi. "Spychali ludzi na miejsce egzekucji."

Niemcy aresztowali  polskich zakładników do rozstrzelania w odwecie za ataki na ich żołnierzy i właśnie taka egzekucja wtedy miała miejsce. 20 mężczyzn stało pod murem. Ponieważ byłem mały, postawili mnie przed tłumem, żeby to zobaczyć." Z odległości dziesięciu stóp obserwował rozstrzeliwanych mężczyzn. "To było straszne, ciała padały, a ja byłem przerażony na śmierć", wspomina, patrząc ponad pięćdziesiąt lat wstecz. "Ale musiałem to wytrzymać, bo inaczej też bym został zastrzelony. To jest przerażenie, które pochodzi z fizycznej dominacji."

W 1943 roku Niemcy zaczęli opróżniać żydowskie getta. Wielu mieszkańców żydowskiego Getta poszło na śmierć, inni zostali skierowani do pracy przymusowej. Jedna z takich par miała maleńką córkę, a współczujący Polacy skontaktowali się z moją matką i zapytali, czy mogłaby zabrać dziecko. "Inaczej zostanie wysłana do obozu Auschwitz na śmierć".

Wbrew prawu, Pelc został wysłany do podziemnej szkoły, do której uczęszczał do końca okupacji. "Klasy były w całkowitej tajemnicy", mówi. "Było sześciu czy ośmiu uczniów, a my spotkaliśmy się z nauczycielem w czyimś domu."

Było w tym jakieś ryzyko. "Każdy zaangażowany nauczyciel zostałby skazany na śmierć i to samo stałoby się z rodziną, która zapewniła pokój", wspomina Pelc. "Spotykaliśmy się w różnych miejscach i nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, gdzie się spotkamy, żeby zapobiec przeciekom."

W wieku ośmiu lat, Pelc zaczął uczyć się gry na fortepianie. "Pamiętam, kiedy mój nauczyciel dał mi jedną lub dwie strony Chopina i powiedział, żebym był bardzo ostrożny" - mówi Pelc. "Jeden fakt, który nie jest dobrze znany, ale który jest znany każdemu Polakowi, to fakt, że nie wolno było grać na fortepianie Chopina. Dla mnie był to więc obowiązek nauki, akt rebelii. "Uczniowie uczyli się grać głupków, gdy Niemcy przesłuchiwali ich na ulicy, by powiedzieć, że będą grać z przyjaciółmi. Pelc udoskonalił już tę zręczność - niemieccy oficerowie biwakowali u jego krewnych, a nawet jako czterolatek nauczył się trzymać gębę na kłódkę. Starsi kuzyni służyli w konspiracyjnej Polskiej Armii Krajowej, a rodzina zamknęła zapasy dla żołnierzy ukrytych w lesie. "Od tego czasu nauczyłem się trzymać rzeczy w tajemnicy, bo od tego może zależeć życie twojej rodziny" - mówi. W wieku dziewięciu lat Pelc został ministrantem. "Miałem służyć na porannej służbie, około 6:30", mówi. "Musiałem przejść z domu, około jednej mili do kaplicy, przez puste ulice, a w czasie Adwentu było ciemno.

"Codziennie, w tym samym miejscu, spotykałem ten niemiecki patrol. Nigdy mnie nie zatrzymywali, ale za każdym razem bałem się. Wiedziałem, że to obce siły, i zabijali nas."

Łapanki na ulicach zdarzały się prawie codziennie. "Jeśli byłeś młody i silny, zawsze istniała szansa, że zostaniesz wzięty do niewolniczej pracy", wspomina Pelc. "Bałem się, że moja matka zostanie wzięta, i zawsze były plotki. Gestapo otaczało okolicę, zabierało jednych i zostawiało innych. Celem było wywołanie strachu."

Pewnego dnia, kiedy Pelc wracał do domu ze swojej nielegalnej szkoły, został zatrzymany przez niemiecką policję i zmuszony do zejścia inną ulicą. "Zbierali tłum", mówi. "Spychali ludzi na miejsce egzekucji."

Niemcy wzięli polskich zakładników do zabijania w odwecie za ataki na ich siły zbrojne i właśnie taka egzekucja wtedy trwała. 20 mężczyzn stało pod murem. Ponieważ byłem mały, postawili mnie przed tłumem, żeby to zobaczyć." Z odległości dziesięciu stóp obserwował rozstrzeliwanych mężczyzn. "To było straszne, ciała padały, a ja byłem przerażony na śmierć", wspomina, patrząc ponad pięćdziesiąt lat wstecz. "Ale musiałem, bo inaczej też bym został postrzelony. To jest przerażenie, które pochodzi z fizycznej dominacji."

W 1943 roku Niemcy zaczęli opróżniać żydowskie getta. Wielu mieszkańców poszło na śmierć, inni zostali skierowani do pracy przymusowej. Jedna z takich par miała maleńką córkę, a współczujący Polacy skontaktowali się z moja matką z zapytaniem, czy mogłaby zabrać dziecko. "Inaczej dziecko zostanie wysłane do obozu jak Auschwitz na pewna śmierć". Moja matka zaopiekowała się tym dzieckiem.

Irena została przedstawiona jako córka kuzyna z innego miasta i nazwała moją matkę ciocią Kamillą" - mówi Pelc.  To było trochę ryzykowne, szczególnie w tamtych czasach. "Irena miała trzy i pół roku, była bardzo piękna i miała bardzo typową żydowską twarz", mówi, z dużymi, brązowymi oczami, wydatnym nosem i ciemnymi włosami. Na szczęście, Pelcowie mieli też ciemne włosy, więc oszustwo, wyglądało na prawdopodobne.

Aby zapewnić jej bezpieczeństwo, moja matka, Kamilla Pelc poprosiła księdza o podrobienie aktu urodzenia Ireny. "Ksiądz ryzykował życiem, by to zrobić", powiedział. "Każdy, kto pomagał Żydom, został ukarany karą śmierci - Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym Niemcy stosowali takie prawo".

"Więc moja matka ryzykowała życie swoje, moje i sąsiadów", powiedział. "Mieszkaliśmy na podwórku, z dwudziestoma rodzinami, wszystkie patrzyły na siebie. Oni wszyscy mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności za nie zgłoszenie Ireny jako Żydówki". Czterdzieści osób ryzykowało życiem."

Kilka lat temu żona Pelca, Ryszarda, zaczęła naciskać na niego, aby jego matka została uznana przez państwo Izrael za "Sprawiedliwą wśród Narodów Świata", co jest oznaczeniem zarezerwowanym dla tych, którzy ryzykowali i często tracili życie pomagając Żydom w czasie Zagłady. Karol był początkowo powściągliwy.

"Moja matka nie zrobiła tego dla nagrody", zauważa. "Zrobiła to z powodu swojej wiary religijnej, że powinna pomagać ludziom i kochać bliźniego jak siebie samego". Ale moja żona uważała, że powinniśmy to zrobić, aby udokumentować to, co ona i inni ludzie robili w imieniu Żydów w Polsce, a teraz, jak sądzę, miała rację". W 1999 roku, sześć lat po rozpoczęciu tego procesu, Karol Pelc pojechał do Chicago, aby odebrać nagrodę w imieniu zmarłej matki. Irena, Żydówka która uratowała matka Karola Pelca od śmierci   jest obecnie profesorem socjologii we Francji,. To właśnie ona złożyła ważne świadectwo w imieniu swojej "ciotki Kamilli Pelc, że cudem  nie tylko przeżyła okupację, ale także połączyła się z rodzicami, którzy byli jednymi z nielicznych szczęśliwych Żydów, którzy przeżyli Holocaust. Wiele polskich dzieci nie miało tyle szczęścia. A te, które przeżyły, zmieniły się na zawsze. "Uważam się za polskiego katolika, który przeżył Holocaust. Jest pewna siła, która pochodzi z tego rodzaju doświadczenia" - powiedział Pelc. "Wiesz, że możesz przetrwać w bardzo trudnych warunkach." I otrzymujesz błogosławieństwo, pewną rzadką i nieodwracalną jasność widzenia. "Wiesz," powiedział Pelc, "że wiedza, którą otrzymałem, jest jedyną rzeczą, której nie mogą mi odebrać."

Napitane  przez Karola I. Pelca

Przetłumaczony na język Polski przez jego przyjaciela. Jana Czekajewskiego

 
/* Google Analytics Script */