Monday, September 28, 2020

 

Jan Czekajewski

Objawienie, czyli pytanie: Żyć Lub Umierać na Tym Globie?

Kiedy rano otwieram komputer, bo gazet już od dawna nie czytam a telewizji przestałem oglądać z powodu tej samej propagandy kiedyś płynącej z Kremla, a dzisiaj z Nowego Jorku, dowiaduje się, że zwyciężamy w Afganistanie, że Chińczycy będą atakować Taiwan, że Białoruś chce się wyzwolić ze szponów Putina i że w naszym kraju, czyli US zmarło na Coronovirusa ponad 200,000 ludzi.  W tym jedynym wypadku tak zwane media podają prawdę. W polityce natomiast wszyscy się podniecają, czy Tramp czy Biden zostaną prezydentem US na skutek wyborów w listopadzie 2020 roku. Wszyscy mają nadzieję, że nowy prezydent zapewni im „godziwy” byt najlepiej bez pracy, którą będą wykonywać roboty. Komunizm w różnych postaciach zaczyna być atrakcyjną alternatywą.  Wszyscy ludzie mówią i myślą podobnie, aczkolwiek nieco inaczej, jakby powiedział nasz polski prorok, Lech Wałęsa. Natomiast prawda jest trochę inna i opisał już ją znany amerykański powieściopisarz w nowelce, której zadaniem jest przekazanie ludziom, że nie są tak ważni jak im się wydaje. A było to tak, wedle Marka Twain’a:

Pan Bóg się dowiedział, że na jakiejś planecie będącej częścią Drogi Mlecznej panuje bezhołowie. Jedna wojna za druga z niewiadomego powodu i sprawa wymaga boskiej interwencji. Problem był w tym, że pogłoski pochodziły z niesprawdzonych źródeł, być może od kanalii jaką stanowił konkurent do boskiego tronu, Naczelny Diabeł, Lucyfer, więc Pan Bóg udał się do sprawdzonego przyjaciela tronu, Archanioła Gabriela prosząc o wyjaśnianie sytuacji i sprawdzenie czy ta planeta zwana ziemią rzeczywiście istnieje. Podobno w archiwum Pana Boga znaleziono mapę całej Drogi Mlecznej, na której były wymienione wszystkie planety i słońca.  Wtedy to, po pobieżnym zapoznaniu się z mapą Wszechświata, Archanioł Gabriel poprosił o balon, gdyż mapa była wielgachna i trzeba się było wznieść na wysokość kilkudziesięciu kilometrów, aby odszukać naszą planetę. Kiedy Archanioł Gabriel w końcu znalazł naszą Ziemię, posługując się lupą, krzyknął posługując przez niebieskim i Phonem, że widzi coś, co może być Ziemią, ale nie jest tego pewien, gdyż wygląda na to, że to tylko kropka, którą mucha nabrzydziła. Wniosek z tego, że Pan Bóg się dowiedział, że ziemia istnieje, ale nie pamięta, czy ją kiedyś sam stworzył, czy zaistniała z powodu muchy? Natomiast nam, ludziom się wydaje, że jesteśmy Panami Świata a nawet Wszechświata. Jedyną zaletą  tego błędnego przekonania o ludzkiej nicości jest to, że jak niektórzy prorokują, że już niedługo nasze ludzkie zachowanie tak nam zabrudzi, nasz glob, że nasza ludzka rasa (tak jesteśmy ludzkimi rasistami) zniknie z powierzchni globu i pozwoli innym tworom boskim żyć, a nie zdychać od zanieczyszczeń atmosfery przez trujące chemikalia i plastyki.

Zdychać czy nie zdychać, oto jest pytanie?

W osiemnastym wieku, dokładnie w roku 1798, w Anglii znany ekonomista Thomas Malthus opublikował książkę pod tytułem „Wykład o wzroście zaludnienia”. W swej książce porównywał wzrost populacji (zaludnienia) do wzrostu produkcji żywności. Otóż odkrył, że populacja wzrasta o dużo szybciej niż wzrost produkcji żywności i w pewnym punkcie powstaje punkt krytyczny w którym wzrost populacji zaczyna przewyższać produkcję żywności. Dalszy wzrost populacji spowoduje głód I epidemie, które w sposób automatyczny obniżą zaludnienie. Pośrednio Malthus proponował regulację urodzin.

W następnych latach i wiekach różni naukowcy próbowali obalić teorie Malthusa, głównie opierając się na danych produkcji żywności która z powodu masywnego używania nawozów sztucznych, środków owadobójczych i inżynierii genetycznej potrafiła utrzymać produkcje żywności na poziomie zbliżonym do wzrostu populacji, w krajach wysoko rozwiniętych. Inaczej sprawa wygląda w Afryce, gdzie wzrost populacji jest ogromny a produkcja żywności nie dotrzymuje jej kroku. Wrogami teorii Malthusa byli przede wszystkim ludzie kapłani różnych wyznań, gdyż w ich księgowości wzrost liczby współwyznawców przekładał się na wzrost ilości świątyń i minaretów

Wedle mnie krytycy teorii Malthusa zapominają o skutkach ubocznych „inżynierii rolniczej”, które dodają się do kosztów produkcji żywności. Kosztami tym są koszty wytwarzania i stosowania produktów owadobójczych których, które również zabijają owady (pszczoły) koniecznie do zapylania produktów rolnych, poczynając od zbóż i owoców.  Cywilizacja techniczna, która od czasu drugiej wojny światowej oparła się na spalania oleju, zaczęła zatruwać nasze środowisko poprzez nadmierna produkcje CO2. Dodatkowo spalanie oleju stało się nie wystarczające i zaczęto budować elektrownie atomowe, które produkują radioaktywne produkty uboczne zabójcze dla ludzkiego życia przez tysiąc lat nie mówiąc o wypadkach jak Czarnobyl. Jak dotychczas nie wiadomo jak się tych produktów pozbyć. Komputeryzacja życia jaka notujemy od ostatnich 20-30 lat, także produkuje olbrzymią masę toksycznych elementów koniecznych przy wytwarzaniu elektroniki i jej pozbyciu. Najważniejszym produktem, który bezpośrednio zagraża naszemu życiu na tym globie są plastyki, których początek zaczął się na krótko przed drugą wojną światową. Dzisiaj plastyki otaczają nas wszędzie i nie można się ich pozbyć. Zapraszam na podróż statkiem wycieczkowym z Los Angeles na Hawaii, jaką odbyłem chyba 10 lat temu. Gdzieś pośrodku tej podróży kapitan statku zaprosił nasz na pokład abyśmy przyjrzeli się wielkiemu śmietnikowi produktów plastycznych. Śmietnik ten stanowił coś w postaci wirującego koła o średnicy kilkuset kilometrów. Co minutę widziało się płynąca białą plastykową toaletę, dalej plastykowe pieluszki lub butelki.  A więc kto zajmie się tym problemem. Oczywiście politycy popierani przez oligarchów, którym się wydaje, że ilość ich bezwartościowych pieniędzy widocznych na ekranach ich komputerów przekłada się na ich bilionową inteligencję. A jakie proponują rozwiązanie albo rozwiązania? O tym poniżej.

Aktualne Rozwiązania Przedłużenia Życia Na Tej Planecie

Ponieważ mamy tyle wybitnych oligarchów i płatnych ekonomistów, od rozwiązań polityczno- ekonomicznych głowa puchnie. A tu się okazuje się, że mamy jedynie dwa rozwiązania, które już były i dzisiejsi  „myśliciele”  je ciągle odkurzają a językoznawcy wymyślają na te rozwiązania nowe nazwy. Obydwa te systemy zaczynają się na literę „K”.

1.       Kapitalizm

2.       Komunizm albo, jak ktoś woli, Socjalizm

Jeśli się obu tym systemom bliżej przyjrzymy to w gruncie rzeczy niewiele od siebie różnią. Cel jaki mają jest ten sam. Różnią się jedynie metodami do osiągnięcia tego celu.

Wspólnym celem Kapitalizmu i Komunizmu jest optymalna produkcja dóbr doczesnych w tym żywności i setek tysięcy dóbr materialnych w celach takich jak broń do wzajemnego mordowania lub płaskie telewizory służące dla zabicia nudy.

Obydwa systemy mają i miały swoje atrakcje dla społeczeństw. Komunizm obiecywał i obiecuje polepszenie stopy życiowej dla ogółu społeczeństwa, przez równomierny (jakoby sprawiedliwy!) podział dóbr (ziemi, pieniędzy, fabryk, domów etc.) bieżąco w rękach ludzi „bogatych”. Co którzy proponują rozwiązanie komunistyczne liczną na powszechną cechę ludzkiej natury jaką jest zawiść, jednocześnie unikając słowa takiego jak „praca”, albo konkurencja.  Wiek dwudziesty wykazał, że można stworzyć system komunistyczny, ale nie można go utrzymać. System komunistyczny, bardzo szybko zrezygnował z ideałów równości i zagonił ludzi do pracy terrorem. Komunizm mimo to umarł albo zdechł, jak kto woli, z powodu wadliwego systemu centralnego sterowania, który spowodował obniżenie stopy życiowej populacji, ale także z tego samego powodu, który w roku 1917 pozwolił mu zwyciężyć w Carskiej Rosji, czyli z powodu zawiści w stosunku do arystokracji, a później do arystokracji partyjnej, czyli komunistycznej.  W Polsce można by w uproszczeniu powiedzieć, że system komunistyczny zdechł z powodu braku kiełbasy i zawiści społeczeństwa w stosunku do standardu życia partyjnych sekretarzy. System komunistyczny zdechł nie tylko w ZSSR i Europie Wschodniej, ale także w Chinach, które razem z Rosją przejęły system kapitalistyczny. Buławę więc przejął Kapitalizm, a jego „myślą przewodnią” stały się Stany Zjednoczone.

Jak sobie radzi system kapitalistyczny w obronie przed komunizmem wewnętrznym

Kapitalizm amerykański od roku 1945 kiedy stał się  dominującym na świecie zwanym „Zachodnią Demokracją”, w ciągu następnych lat uwikłał się w wiele kosztownych wojen na których pokrycie US zaczęło pożyczać pieniądze. Ponieważ miejscowy lud także chciał żyć lepiej wynaleziono więc karty kredytowe, pożyczki na studia no i łatwe pożyczki na wielkie domy dla ludzi których nie było na nie stać. Banki zostały zmuszone przez rząd do otwarcia filii w bardzo biednych dzielnicach, aby ludzie, którzy nie maja samochodów mogli spacerować do banków i otrzymywać pożyczki. W konsekwencji prawie każdy Amerykanin został zadłużony po uszy. System funkcjonował tak długo jak ludzie pracowali i spłacali pożyczki. W międzyczasie banki się bogaciły a ludzie nie zdając sobie z tego sprawy stali się zniewoleni przez banki. Przy ocenie wartości Amerykanina najważniejszy był jego numer wartości kredytowej stanowiący o jego zdolności do zaciągania i spłacania kredytu, a nie jego zdrowie czy pracowitość. Teraz, nagle z powodu pandemii wirusa, cały system się wali. Miliony dłużników nie są w stanie spłacać zaciągniętych kredytów i grozi im utrata domów. Dwieście lat temu bogaci biali farmerzy w Stanach Południowych kupowali do pracy niewolników z Afryki, a dzisiaj ludzie zarówno biali i czarni stali się niewolnikami banków.

Ta sytuacja może być ważnym elementem ewentualnego zwycięstwa komunizmu, jeśli komuniści zaoferują likwidację zadłużeń. Jakie skutki będą dla całej ekonomii niewidomo, gdyż Banki zostaną zrujnowane a być może dolar zostanie wymieniony na nowy o mniejszej wartości. W Polsce mieliśmy takie zjawisko kilkakrotnie.

Jak wiadomo komunizm jako system umarł w trzech największych krajach, uzbrojonych w broń atomową, ale nie umarł w głowach  liberalnych myślicieli, którym się wydaję, że idee Trockiego mają szanse tym razem, kiedy nowe pokolenia nie pamiętają komunizmu praktykowanego przez Stalina i Mao.  W US mamy sytuację, w której niewielka grupa oligarchów kontroluje większość ekonomii i ludziom się wydaje, że podzielenie się ich majątkiem poprawi natychmiast ich byt. Nie zdają sobie sprawy, że za ideą komunizmu stoją ludzie, którzy będą komunizmem zarządzali i to oni będą nową arystokracją, która zachowa stare przywileje dla siebie.

Niemniej ani Kapitalizm and Komunizm nie są w stanie naprawić podstawowego problemu jaki zagraża przyszłości naszego globu, czyli zatrucia go odpadkami naszej cywilizacji, o których pisałem w uprzednim rozdziale. Jak ten problem zostanie rozwiązany nie wiemy. Czas leci a zdrowego powietrza i wody pitnej coraz mniej.

Jan Czekajewski

www.czekajewski.com

Columbus, Ohio, 28 wrzesień, 2020

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Thursday, September 03, 2020

 

Karol I. Pelc, Katolik ocalony z Holokaustu

 

1 września 2000 r. mój przyjaciel Karol Pelc udzielił wywiadu w Katolickim Tygodniku wychodzącym stanie Michigan.  Zamieścił go również na swoim blogu w Michigan Tech University, gdzie przez wiele lat był profesorem. Karola Pelca poznałem w październiku 1952 roku, kiedy oboje uczęszczaliśmy na Politechnikę Wrocławską. Od tego czasu przez 68 lat byliśmy bliskimi przyjaciółmi, aż do nieoczekiwanej śmierci Karola Pelca 26 sierpnia 2020 roku na Florydzie. Jego wspomnienia z dzieciństwa są godne zapamiętania i przekazania następnym pokoleniom.

Jan Czekajewski

Columbus, Ohio 

www.czekajewski.com

 

Profesor Karol Pelc zapisuje datę w kalendarzu. "Pierwszy wrzesień" - mówi. "Sześćdziesiąt jeden lat do dnia, w którym w Polsce rozpoczęła się II wojna światowa.

"W tym momęcie moja przyszłość była przesądzona", myślał, siedząc w fotelu w pokoju  Szkoły Biznesu i Ekonomii. "Wszystko się nagle  zmieniło."

Pelc miał cztery lata, kiedy niemiecki blitzkrieg przetoczył się przez jego rodzinną Polskę. Niecałe trzy tygodnie później najechali Polskę  Sowieci. "Mój ojciec został wzięty do wojska, a ja nigdy nie zobaczyłem go po tym", mówi. "Został zamordowany w lasku na Ukrainie, w Katyniu jako jeniec wojenny."

Auschwitz. Dachau. Treblinka. Te ikony zła związane są na zawsze w publicznym umyśle z ostatecznym rozwiązaniem nazistów, eksterminacją narodu żydowskiego. Połowa z sześciu milionów zamordowanych w obozach śmierci Żydów pochodziła z Polski. Jednak nie byli oni jedynymi celami nazistów.

W niezliczonych polskich miastach i miejscowościach, od Warszawy po bezimienne przysiółki, naziści prowadzili kampanię terroru wobec ludności nieżydowskiej. Większość z nich była katolikami, ale fakt ich wspólnego chrześcijaństwa z Niemcami nie miał żadnego znaczenia. Według nazistowskich przekonań, Polacy byli podludźmi, nadający się tylko do pracy fizycznej w służbie rasy panów. A w odpowiednim czasie, jeśli wierzyć ich udokumentowanym strategiom, naziści planowali wysłać wszystkich Polaków do tych samych obozów śmierci, które  wtedy pochłaniały Żydów. Wiele set tysięcy Polaków-Katolików nie przeżyło hitlerowskiej okupacji.

"Spośród wykształconych klas w Polsce zginęło około 70 procent" - powiedział Pelc. "Połacie Polski zostały "oczyszczone etnicznie" - każdy, kto był zdrowy został wzięty do niewolniczej pracy dla niemieckiej machiny wojennej."

W 1939 roku, wszyscy myśleli, że wojna wkrótce się skończy. Nie skończyła się. Matka Pelca umieściła go u krewnych w innym mieście na dwa lata, aż znalazła stałą pracę w mieście Częstochowa, słynącym z klasztoru i sanktuarium  Matki Boskiej

Karl, mając sześć lat, powinien zazwyczaj zaczynać szkołę. Niestety pod okupacją niemiecką wszystkie szkoły  zostały zlikwidowane i zamieniona na koszary armii hitlerowskiej, z wyjątkiem tych, które zajmowały szkoliły Polaków w kierunku pracy fizycznej.  . Starali się stworzyć poczucie, że jesteśmy podklasą. Jesteś niczym, tylko niewolnikami, i musimy wykonywać rozkazy."

Wbrew prawu, Pelc został wysłany do nielegalnej podziemnej szkoły, do której uczęszczał do końca okupacji. "Klasy odbywały się w całkowitej tajemnicy", mówi. "Było nas sześciu czy ośmiu uczniów, a spotkaliśmy się z nauczycielem w czyimś domu."

Było w tym jakieś ryzyko. "Każdy zaangażowany nauczyciel zostałby skazany na śmierć i to samo stałoby się z rodziną, która zapewniła mieszkanie", wspomina Pelc. "Spotykaliśmy się w różnych miejscach i nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, gdzie się spotkamy, żeby zapobiec przeciekom."

W wieku ośmiu lat, Pelc zaczął uczyć się gry na fortepianie. "Pamiętam, kiedy mój nauczyciel dał mi jedną lub dwie strony Chopina i powiedział, żebym był bardzo ostrożny" - mówi Pelc. "Jeden fakt, który nie jest dobrze znany, ale który jest znany każdemu Polakowi, to fakt, że nie wolno było grać na fortepianie Chopina. Dla mnie był to więc obowiązek nauki, ale także akt rebelii przeciwko oprawcy. "Uczniowie uczyli się grać głupków, gdy Niemcy przesłuchiwali ich na ulicy, by powiedzieć, że będą bawić się  z przyjaciółmi a nie udają się na lekcje to tajnej szkoły.  Pelc udoskonalił już tę zręczność - niemieccy oficerowie biwakowali u jego krewnych, a nawet jako czterolatek nauczył się dyskrecji.  „Z pośród wykształconych klas w Polsce zginęło około 70 procent" - powiedział Pelc. "Kawałki Polski zostały "oczyszczone etnicznie" - każdy, kto był zdrowy, został złapany i wzięty do niewolniczej pracy dla niemieckiej machiny wojennej."

W 1939 roku, wszyscy myśleli, że wojna wkrótce się skończy. Nie skończyła się. Matka Pelca umieściła go u krewnych w innym mieście na dwa lata, aż znalazła stałą pracę w mieście Częstochowa, słynącym z klasztoru i sanktuarium Czarnej Madonny.

Wtedy, mając sześć lat, Pelc zazwyczaj zaczynał szkołę. Ale pod okupacją niemiecką wszystkie szkoły zostały zlikwidowane, z wyjątkiem tych, które szkoliły robotników.  Starali się stworzyć poczucie, że jesteśmy podklasą. Jesteśmy niczym, tylko niewolnikami. którzy musza  wykonywać rozkazy."

"Codziennie, w tym samym miejscu, spotykałem ten niemiecki patrol. Nigdy mnie nie zatrzymywali, ale za każdym razem bałem się. Wiedziałem, że to wrogowie, którzy nas zabijali."

Łapanki na ulicach zdarzały się prawie codziennie. "Jeśli byłeś młody i silny, zawsze istniała szansa, że zostaniesz wzięty do niewolniczej pracy", wspomina Pelc. "Bałem się, że moja matka zostanie wzięta, i zawsze były takie plotki. Gestapo otaczało okolicę, zabierało jednych i zostawiało innych. Celem było wywołanie strachu."

Pewnego dnia, kiedy Pelc wracał do domu ze swojej nielegalnej  klasy, został zatrzymany przez niemiecką policję i zmuszony do zejścia inną ulicą. "Zbierali tłum", mówi. "Spychali ludzi na miejsce egzekucji."

Niemcy aresztowali  polskich zakładników do rozstrzelania w odwecie za ataki na ich żołnierzy i właśnie taka egzekucja wtedy miała miejsce. 20 mężczyzn stało pod murem. Ponieważ byłem mały, postawili mnie przed tłumem, żeby to zobaczyć." Z odległości dziesięciu stóp obserwował rozstrzeliwanych mężczyzn. "To było straszne, ciała padały, a ja byłem przerażony na śmierć", wspomina, patrząc ponad pięćdziesiąt lat wstecz. "Ale musiałem to wytrzymać, bo inaczej też bym został zastrzelony. To jest przerażenie, które pochodzi z fizycznej dominacji."

W 1943 roku Niemcy zaczęli opróżniać żydowskie getta. Wielu mieszkańców żydowskiego Getta poszło na śmierć, inni zostali skierowani do pracy przymusowej. Jedna z takich par miała maleńką córkę, a współczujący Polacy skontaktowali się z moją matką i zapytali, czy mogłaby zabrać dziecko. "Inaczej zostanie wysłana do obozu Auschwitz na śmierć".

Wbrew prawu, Pelc został wysłany do podziemnej szkoły, do której uczęszczał do końca okupacji. "Klasy były w całkowitej tajemnicy", mówi. "Było sześciu czy ośmiu uczniów, a my spotkaliśmy się z nauczycielem w czyimś domu."

Było w tym jakieś ryzyko. "Każdy zaangażowany nauczyciel zostałby skazany na śmierć i to samo stałoby się z rodziną, która zapewniła pokój", wspomina Pelc. "Spotykaliśmy się w różnych miejscach i nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy, gdzie się spotkamy, żeby zapobiec przeciekom."

W wieku ośmiu lat, Pelc zaczął uczyć się gry na fortepianie. "Pamiętam, kiedy mój nauczyciel dał mi jedną lub dwie strony Chopina i powiedział, żebym był bardzo ostrożny" - mówi Pelc. "Jeden fakt, który nie jest dobrze znany, ale który jest znany każdemu Polakowi, to fakt, że nie wolno było grać na fortepianie Chopina. Dla mnie był to więc obowiązek nauki, akt rebelii. "Uczniowie uczyli się grać głupków, gdy Niemcy przesłuchiwali ich na ulicy, by powiedzieć, że będą grać z przyjaciółmi. Pelc udoskonalił już tę zręczność - niemieccy oficerowie biwakowali u jego krewnych, a nawet jako czterolatek nauczył się trzymać gębę na kłódkę. Starsi kuzyni służyli w konspiracyjnej Polskiej Armii Krajowej, a rodzina zamknęła zapasy dla żołnierzy ukrytych w lesie. "Od tego czasu nauczyłem się trzymać rzeczy w tajemnicy, bo od tego może zależeć życie twojej rodziny" - mówi. W wieku dziewięciu lat Pelc został ministrantem. "Miałem służyć na porannej służbie, około 6:30", mówi. "Musiałem przejść z domu, około jednej mili do kaplicy, przez puste ulice, a w czasie Adwentu było ciemno.

"Codziennie, w tym samym miejscu, spotykałem ten niemiecki patrol. Nigdy mnie nie zatrzymywali, ale za każdym razem bałem się. Wiedziałem, że to obce siły, i zabijali nas."

Łapanki na ulicach zdarzały się prawie codziennie. "Jeśli byłeś młody i silny, zawsze istniała szansa, że zostaniesz wzięty do niewolniczej pracy", wspomina Pelc. "Bałem się, że moja matka zostanie wzięta, i zawsze były plotki. Gestapo otaczało okolicę, zabierało jednych i zostawiało innych. Celem było wywołanie strachu."

Pewnego dnia, kiedy Pelc wracał do domu ze swojej nielegalnej szkoły, został zatrzymany przez niemiecką policję i zmuszony do zejścia inną ulicą. "Zbierali tłum", mówi. "Spychali ludzi na miejsce egzekucji."

Niemcy wzięli polskich zakładników do zabijania w odwecie za ataki na ich siły zbrojne i właśnie taka egzekucja wtedy trwała. 20 mężczyzn stało pod murem. Ponieważ byłem mały, postawili mnie przed tłumem, żeby to zobaczyć." Z odległości dziesięciu stóp obserwował rozstrzeliwanych mężczyzn. "To było straszne, ciała padały, a ja byłem przerażony na śmierć", wspomina, patrząc ponad pięćdziesiąt lat wstecz. "Ale musiałem, bo inaczej też bym został postrzelony. To jest przerażenie, które pochodzi z fizycznej dominacji."

W 1943 roku Niemcy zaczęli opróżniać żydowskie getta. Wielu mieszkańców poszło na śmierć, inni zostali skierowani do pracy przymusowej. Jedna z takich par miała maleńką córkę, a współczujący Polacy skontaktowali się z moja matką z zapytaniem, czy mogłaby zabrać dziecko. "Inaczej dziecko zostanie wysłane do obozu jak Auschwitz na pewna śmierć". Moja matka zaopiekowała się tym dzieckiem.

Irena została przedstawiona jako córka kuzyna z innego miasta i nazwała moją matkę ciocią Kamillą" - mówi Pelc.  To było trochę ryzykowne, szczególnie w tamtych czasach. "Irena miała trzy i pół roku, była bardzo piękna i miała bardzo typową żydowską twarz", mówi, z dużymi, brązowymi oczami, wydatnym nosem i ciemnymi włosami. Na szczęście, Pelcowie mieli też ciemne włosy, więc oszustwo, wyglądało na prawdopodobne.

Aby zapewnić jej bezpieczeństwo, moja matka, Kamilla Pelc poprosiła księdza o podrobienie aktu urodzenia Ireny. "Ksiądz ryzykował życiem, by to zrobić", powiedział. "Każdy, kto pomagał Żydom, został ukarany karą śmierci - Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym Niemcy stosowali takie prawo".

"Więc moja matka ryzykowała życie swoje, moje i sąsiadów", powiedział. "Mieszkaliśmy na podwórku, z dwudziestoma rodzinami, wszystkie patrzyły na siebie. Oni wszyscy mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności za nie zgłoszenie Ireny jako Żydówki". Czterdzieści osób ryzykowało życiem."

Kilka lat temu żona Pelca, Ryszarda, zaczęła naciskać na niego, aby jego matka została uznana przez państwo Izrael za "Sprawiedliwą wśród Narodów Świata", co jest oznaczeniem zarezerwowanym dla tych, którzy ryzykowali i często tracili życie pomagając Żydom w czasie Zagłady. Karol był początkowo powściągliwy.

"Moja matka nie zrobiła tego dla nagrody", zauważa. "Zrobiła to z powodu swojej wiary religijnej, że powinna pomagać ludziom i kochać bliźniego jak siebie samego". Ale moja żona uważała, że powinniśmy to zrobić, aby udokumentować to, co ona i inni ludzie robili w imieniu Żydów w Polsce, a teraz, jak sądzę, miała rację". W 1999 roku, sześć lat po rozpoczęciu tego procesu, Karol Pelc pojechał do Chicago, aby odebrać nagrodę w imieniu zmarłej matki. Irena, Żydówka która uratowała matka Karola Pelca od śmierci   jest obecnie profesorem socjologii we Francji,. To właśnie ona złożyła ważne świadectwo w imieniu swojej "ciotki Kamilli Pelc, że cudem  nie tylko przeżyła okupację, ale także połączyła się z rodzicami, którzy byli jednymi z nielicznych szczęśliwych Żydów, którzy przeżyli Holocaust. Wiele polskich dzieci nie miało tyle szczęścia. A te, które przeżyły, zmieniły się na zawsze. "Uważam się za polskiego katolika, który przeżył Holocaust. Jest pewna siła, która pochodzi z tego rodzaju doświadczenia" - powiedział Pelc. "Wiesz, że możesz przetrwać w bardzo trudnych warunkach." I otrzymujesz błogosławieństwo, pewną rzadką i nieodwracalną jasność widzenia. "Wiesz," powiedział Pelc, "że wiedza, którą otrzymałem, jest jedyną rzeczą, której nie mogą mi odebrać."

Napitane  przez Karola I. Pelca

Przetłumaczony na język Polski przez jego przyjaciela. Jana Czekajewskiego

 
/* Google Analytics Script */