Saturday, September 16, 2017

 Zamiast Dwu Partii Mamy Jedna Partię Wyłącznej Prawdy
O amerykańskich wyborach prezydenckich
Jak większość Amerykanów w moim stanie, Ohio  głosowałam za ZMIANĄ.  Ponieważ jedyny wybór był miedzy Trumpem a Hillary Clinton, głosowałem za Trump’em. Mój wybór nie był podyktowany specjalna sympatia dla Donalda Trump’a, którego program reform wygląda daleki od możliwości ich wypełnienia, niemniej Trump był jedyny spoza układu, czyli „sitwy”, jaki reprezentowała Hillary Clinton. Nigdy nie głosowałem wedle klucza partyjnego, jako że doszedłem do wniosku, że właściwie mimo opinii, jakie się utarły wśród „partyjnych” obywateli, nie ma dużej różnicy miedzy dwoma partiami, szczególnie, jeśli chodzi o politykę zagraniczną, a szczególnie wojny jakie od 15 lat przegrywamy np. w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie. Pojawienie się Trump’a na arenie politycznej obnażyło przykrą prawdę, że w US nie ma  dwu konkurujących ze sobą partii. Jest jedna zjednoczona partia nazwijmy ją „Partią Oligarchów”, która  od wielu lat kontroluje politykę i praktykę wojny prewencyjnej  Stanów Zjednoczonych. Partia ta ma to, co w Marksizmie-Leninizmie nazywa się „bazą” i „nadbudową” Bazą są duże pieniądze w rękach wąskiej mało znanej grupy, a nadbudową są dwie partie działające jawnie i tworzące  pozory demokratycznego zróżnicowania, czyli Partia Demokratyczna i Partia Republikańska. Nagłe pojawienie się, „jak Filip z konopi”, niezależnego kandydata partii republikańskiej, jakim stał się Donald Trump, było zaskoczeniem także dla Partii Republikańskiej, która liczyła że Donald Trump  z pewnością wyborów  nie wygra, a więc zagrożenie dla oligarchów było znikome. Wobec tego Oligarchia postawiła na  wygraną Hillary Clinton.  O tym, że taki był wybór oligarchii świadczyła niespotykana dotąd zgodność głosów w  telewizji i wiodących gazetach, zarówno tych z prawa, jak Fox News i Wall Street Journal z tymi z lewa, czyli CNN i New York Times.
Począwszy od rozpadu ZSSR , woda sodowa uderzyła oligarchom do głowy, że teraz już nie będą zmuszeni dzielić się kontrolą nad światem z Sowietami, ale będą rządzić  samodzielnie, kompletnie zapominając że uprzednie pomysły budowania Światowego Imperium nikomu się nie wyszły na dobre. Kompletnie zapomniano o Napoleonie, Hitlerze a nawet Stalinie i ich zamiarach budowy francuskiego, niemieckiego i sowieckiego imperium. My Amerykanie zrobimy to lepiej! było hasłem na dzień dzisiejszy. Jako, że każda działalność imperialna wymaga otoczki ideologicznej, taka się natychmiast znalazła. Nagle pojawiła się grupa zwana Nowych Konserwatystów, po angielsku nazwana jako „neocons”. Neokonserwatyści, byli kiedyś zwolennikami Trockiego, ale się przefarbowali na konserwatystów, stąd nazwa  przyimka „neo”,czyli „nowi”. Oni właśnie ukuli hasło o Amerykańskiej Wyjątkowości, która upoważnia Amerykę do wyprzedzającej (preemptive) interwencji w innych krajach w „obronie podstawowych demokratycznych wartości”, a także stworzyli projekt pod nazwą  “Wiek Ameryki” (PNAC). Oni byli właśnie byli architektami katastrofalnej wojny w Iraku, która teraz jest określana nawet przez Hillary Clinton jako „pomyłka” . Przed i w czasie wojny w Iraku, byli nimi Richard Perle,  Rumsfeld, Wolfowitz, William Kristol, Libby and National Security Adviser Condoleeza Rice.
 Uprzednio głosowałem w czasie wyborów na prezydenta Baraka Obama. Liczyłem, że człowiek o rasowo mieszanym rodowodzie będzie niezależny w swych opiniach i zarządzeniach od rządzącej, głównie białej  oligarchii. Niestety wkrótce po wyborach na Obamie się zawiodłem jako, że się otoczył  grupą doradców/ bankierów odpowiedzialnych za kryzys ekonomiczny 2008. Okazało się ze Obama nie miał samodzielności działania, na jaką liczyłem, szczególnie, jeśli chodzi o ekonomie i wojny na Bliskim Wschodzie. Tu muszę ze smutkiem przyznać, że większość Amerykanów po obydwu stronach „barykady” nie uważa wojen za ważny element, o który należy się troszczyć, szczególnie teraz, kiedy armia jest zaciężna, znaczy się dobrowolna. Dla mnie, który przeżyłem wojnę jako dziecko, wojna jest podstawowym elementem, którego należy unikać.
 Dynastia Rodziny  Clintonów?
Za sytuacje, w jakiej, dzisiaj znalazła się Ameryka nie winiłbym jedynie Hillary Clinton, gdyż wina sięga daleko dalej do rządów prezydentów Billa Clintona i G.W. Busha, którzy dla nas przeciętnych obywateli reprezentowali „Dynastie” w których władza przechodziła z rąk do rąk , z ojca na syna. Hilary miała ambicję przejąć władze po Billu Clintonie z małą przerwą na prezydenturę Barak’a Obama. Jej historia jest żenująca, jako że popierała G.W. Busha wojnę w Iraku i wojnę w Libii. Hillary miała poparcie bankierów z Wall Street,  a ostatnio zakładała prywatny serwer do prywatnej korespondencji internetowej licząc, że zapewni sobie prywatność swej korespondencji. Pomijając treść samej korespondencji jej wiara, że jej prywatny serwer ją zabezpieczy przed „posłuchem” osób i organizacji postronnych, świadczy o jej braku zrozumienia jak sam rząd amerykański działa. Hillary zapomniała, że  Internet jest przedmiotem „podsłuchu” przez nasze własne centra wywiadowcze jak  i wrogie nam państwa. Powszechnie jest wiadomym, że wydajemy biliony dolarów na „podsłuch” naszych rozmów telefonicznych i korespondencji internetowej przez NSA ( National Security Agency). Prasa i TV rozdziera szaty na wiadomość, że Rosjanie nas podsłuchują, że WikiLeaks nas podsłuchuje, że Chińczycy się dobierają do naszych banków informacji. Czyżby Hillary Clinton wierzyła, że prymitywny system, jaki zainstalowała w swoim domu nie będzie spenetrowany przez rodzime i obce wywiady? Jej naiwność albo przekonanie we własną nieomylność, dyskwalifikuje ją, jako kandydatkę na prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o jej nieukrywanej żądzy władzy za każdą cenę. Dla celów wyborczych Hillary wciągnęły cały aparat zwany Polityczną Poprawnością. Naiwne młode kobiety, które dały się nabrać na Hillary kampanię wyborcza, teraz szlochają z rozpaczy, jako że „szklany sufit” awansu w korporacjach, który Hillary obiecała rozbić, będzie dla nich ciągle istniał.
Partia PP ( Politycznej Poprawności) jako element „nadbudowy” systemu kontrolowania demokracji.
Partia Politycznej, a raczej Ruch Politycznej Poprawności ma dość długa historię. Ostatnio wykorzystywany był przez Hillary Clinton do celów propagandy wyborczej. Ruch ten zaczął się na uniwersytetach, na których profesorowie kierunków nauk nazwijmy je „liberalnych”, takich jak psychologia, socjologia, historia itp. poczuli się oszukani w swojej ważności i dochodach w stosunku do profesorów nauk ścisłych, jak matematyka, fizyka, inżynieria i medycyna. Tak się składa, że studenci którzy wybrali studia „liberalne” zauważyli zbieżność interesów z „liberalnym” ciałem pedagogicznym. Ta grupa ludzi po ukończeniu studiów przejęła stanowiska w strefie propagandy, czy w tak zwanych „mediach”, czyli prasie i TV. W przeszłości, kiedy komunizm jeszcze istniał, byli zwolennikami walki klasowej. Najbardziej odpowiadał im Trockizm, jako że zakładał rewolucję światowa, w której nasi młodzi ludzie chcieli odegrać wiodącą rolę.  Po upadku ZSSR i z tym większości partii komunistycznych na świecie, grupa „postępowych” amerykańskich idealistów porzuciła trockizm, jako przewodnią ideologię i wymyśliła inne kierunki walki wyzwoleńczej.  Ostatnio grupa ta walczy o prawa kobiet, które są upośledzone w swojej dążności do kariery zawodowej, o równouprawnienie ludzi o różnych skłonnościach seksualnych i o innym kolorze skóry niż biały.  Jakież było zdumienie Hillary Clinton i jej wyznawców, kiedy się okazało, że w wyborach prezydenckich Hillary nie uzyskała wystarczającej ilości głosów, mimo, że cała maszyna propagandowa starła się zdyskwalifikować Trumpa jako rasistę, homofoba i szczypiącego kobiety w pośladki. Prawdę mówiąc wolne wybory są ostatnia ostoją amerykańskiej demokracji. Można by powiedzieć, że poplecznicy Hillary Clinton, a właściwie istniejącej sitwy, która ma duże finansowe interesy w utrzymaniu istniejącego układu, „obudzili się z ręką w nocniku”. Obawiam się jednak, że w przyszłości, jeśli ilość ludzi na zasiłkach rządowych przekroczy ilość ludzi pracujących, może się zdarzyć, że pewna forma komunizmu zostanie wprowadzona w USA drogą demokratyczną.
Unieważniono Pierwszy Dodatek Do Amerykańskiej Konstytucji
 Wolność słowa została nam odebrana, szczególnie tym, którzy pracują w rządowych instytucjach i uczelniach. Nikt nie chce się do tego przyznać, że pierwszy dodatek do  Amerykańskiej Konstytucji został po cichu unieważniony. Możemy, co prawda, zgodnie z dodatkiem Nr. 2  kupić pistolety i karabiny maszynowe, ale nie wolno nam otwarcie mówić to, co myślimy, szczególnie, jeśli to myślenie może być uważane za ksenofobiczne, homofobiczne, rasistowskie, obrażające uczucia kobiet albo je poniżające w spojrzeniach lub intencjach. Zastraszeni uniwersyteccy profesorowie są spędzani jak owce na kilkugodzinne zebrania na których są „szkoleni” co im wolno mówić a co niewolno w stosunku do studentów albo kolegów. Słuchacze są poinformowani, że jeśli wykryją niewłaściwe intencje ( nie koniecznie fakty) któregoś z członków fakultetu to winni natychmiast sporządzić odpowiedni donos do vice-rektora, odpowiedzialnego  za polityczną poprawność na Uniwersytecie. Terror ten jest efektywny, jako że konsekwencje są poważne i mogą się skończyć usunięciem z Uniwersytetu. Szkoły te straciły ich najbardziej istotną wartość, jaką jest wysoka jakość nauki i nauczania. Jakość została zastąpiona Polityczną Poprawnością. Powstały nowe katedry, o których kilkanaście lat nikomu się nie śniło. Niestety ukończenie tych absurdalnych kierunków studiów jak nauka o feminizmie, homoseksualizmie, rasizmie, Islanofobii i xenofobii, misogyny  i temu podobnych a trudnych do wymówienia nie gwarantuje zatrudnienia, jako że jeszcze nie ma w USA „nakazów pracy”, które istniały w systemie sowieckim.
 Oto co napisał Rektor dwu Uniwersytetów.
„Polityczna poprawność jest najważniejszym wrogiem wolności myśli w dzisiejszej edukacji. Ona podważa nasza zdolność do przyjmowania, przekazywania i przetwarzania wiedzy. Polityczna poprawność ogranicza zróżnicowanie idei przez ideologiczną koncentrację raczej  na odcieniach obrazu  niż na samym obrazie”.
Michael Schwartz, Rektor - emeritus, Kent State University i Cleveland State University
Kto z Politycznej Poprawności ma korzyść a kto stratę?
Tracą przede wszystkim studenci, którzy dali się nabrać na fałszywą „naukę” i fałszywe cele ruchu PP.
W następnej kolejności, tracą Uniwersytety tworząc fakultety z nieprzydatnymi w praktyce politycznie poprawnymi kierunkami.
Traci społeczeństwo, czyli my wszyscy, jako że koszt studiów dla wszystkich studentów wzrasta w proporcji do zatrudnienia dobrze płatnych specjalistów od Politycznie Poprawnego zachowania.
Kto zyskuje? Zyskuje „nadbudowa” finansowej oligarchii, czyli:
Zyskują profesorowie i konsultanci „wiedzy” o Politycznej Poprawności.
Zyskuje polityczna koteria, kto ktokolwiek nią jest, która może używać otumanionych studentów do własnej politycznej gry, jak to miało miejsce w czasie i po ostatnich wyborach prezydenckich w US.
W sumie olbrzymie inwestycje, jakie oligarchia uczyniła w polityczną nadbudowę, czyli w propagandę poprzez różnego rodzaju „media” rzucone zostały w błoto, czyli wszyscy udziałowcy obudzili się nagle „ z ręka w nocniku”. Przeciętni ludzie pracy w tym także kobiety, tym razem nie dali się oszukać. Nie zachłysnęli się słowem „misogyny”, którego nie słyszeli  od matki czy ojca. Wiara Oligarchów i ich „instrumentów propagandy”, że mają niezawodną metodę na wieczną kontrolę nad społeczeństwem, bez przerywania jej błogiego snu, została zachwiana. Już widzę nerwowe zamówienia do „trustów mózgów”, aby intelektualiści z American Enterprise Institute i temu podobnych wymyślili coś nowego. Nie znaczy, że Oligarchia została kompletnie pokonana. Zobaczymy jaki kamuflaż przyjmie w przyszłości? Wiele lat temu, kolega z PRL-u powiedział o komunistycznej ekonomii, że: „Prawa wartości nie da się wydymać”. Prawda jest jednak naga i dla Oligarchii smutna, że mimo wielu prób przez „wybitnych finansowych specjalistów”, także tu w Ameryce prawa wartości, nie uda się wydymać....na dłuższą metę. Znaczy to po chłopsku, że „nie można żyć w nieskończoność na kredyt, za  pieniądze oparte o świeże powietrze, ale próbować trzeba”. Czyli po rosyjsku , стараться нада.
Jan Czekajewski


 
/* Google Analytics Script */