Monday, November 16, 2009

Sakrament Cywilnego Małżeństwa

Już rano, 10 XI,2009r czułem, że stanie się cos niezwykłego. Nie dręczyły mnie nocne mary o zalaniu mego kraju przez afgańskich terrorystów, nogi przestały mi się pocić, przestałem także kichać z powodu alergii na jesienne pyłki. Dolar spadał na wartości i związku z tym moja inwestycja w złote uzębienie w tym dniu wzrosła, gdyby uzębienie było na sprzedaż. Dzień zapowiadał się wspaniale.
Było to chyba dlatego, że wieczorem przyjeżdża do nas, w drodze na Florydę, mój przyjaciel z czasów studenckich Karol P. z małżonką (nazwiska znane redakcji), któremu w pewnej mierze zawdzięczam mój dzisiejszy, cywilnie błogosławiony stan małżeński. Dzisiaj dla uhonorowania wizyty Państwa P. kupiłem w rosyjskich delikatesach litewską bryndzę i polskie korniszony marki „ Babcia”. Cofnijmy się jednak o lat dwadzieścia, kiedy Karol, z tą samą małżonką, odwiedzili mnie, podobnie, jak dzisiaj, w Columbus, Ohio. Wtedy to Karol przekonał, za moimi plecami, moją dzisiejszą żonę, Laurę, że osoba moja stanowi wartościową potencję, w którą ona winna intymnie i to szybko, zainwestować. Był to chyba ostatni dzwonek, jako że moje dotychczasowe jałowe obiady z Kandydatką (na oblubienicę) Laurą i dyskursy na temat teorii rozwoju intelektualnego dzieci, wedle Profesora Jean Piaget, stawały się coraz bardziej nużące i obawiałem się, że któregoś dnia, w czasie takich dywagacji zasnę i spadnę z krzesła. W uprzednich moich, męsko-damskich relacjach, nigdy nie dopuszczałem do takich jałowych dłużyzn, ale w tym wyjątkowym wypadku potraktowałem sytuację naukowo czyli eksperymentalnie. Historycznie, moje uprzednie konwersantki były zainteresowane jedynie stanem mego konta bankowego, po zapłaceniu alimentów, nigdy nie filozofią rozwoju intelektualnego dzieci. Nigdy też nie przypuszczałem, że Kandydatka na Oblubienicę, Laura, którą poznałem kilka tygodni temu na wieczorze tanecznym dla „samotnych”, zostanie 15 lat później moja uświęconą cywilnym sakramentem, żoną. Ówczesna Karola interwencja w mój stan cywilny i życie erotyczne, wynikała chyba z moralnego zobowiązania, jako że byłem we Wrocławiu, , trzydzieści (30!) lat temu ( dzisiaj już 50!), .świadkiem na jego, pierwszym i jedynym ślubie. Kto tam wie, a może Karol, po prostu, chciał mi się zrewanżować, czyli odegrać.

Od tamtej nocy, dwadzieścia (20) lat temu, po wspomnianej już konspiracyjnej rozmowie z Karolem P., Kandydatka Laura nie tylko zaczęła dzielić moje „queen size” łoże, ale także zacieśniać moja przestrzeń życiową. Nagle, moje szafy zaczęły się zapełniać damską garderobą , a zwłaszcza butami na tzw. szpilkach. Nie walczyłem aktywnie z tym zjawiskiem, jako że już od wielu lat przestałem ubierać się w garnitury, krawaty i marynarki, w związku z czym potrzeby przestrzenne mojej garderoby się kurczyły. W owym czasie małżeństwo z kimkolwiek wykluczałem z powodów zdrowotnych. Mianowicie miałem na nie alergię wywołaną uprzednim dwukrotnym przedawkowaniem tym produktem. Niemniej, albo bynajmniej, nie unikałem w mym życiu ciepła duszy, a przede wszystkim ciała kobiety. Ta sytuacja trwałaby w nieskończoność, gdybym po dziesięciu latach nie spotkał, wspomnianej Laury, z którą po zadzierzgnięciu intymnej znajomości, żyliśmy trzynaście (13) lat w błogim szczęściu, czyli bez rękoczynów. Któregoś jednak poranka, a był to pierwszy dzień wiosny roku 2002, któreś z nas wspomniało mimochodem, jakby dla zgrywy, że może warto by przekwalifikować nasze związki z kandydackich na legalnie, gdyż drakońskie 50% podatki spadkowe dodadzą się do cierpień i tak już zmartwionej wdowy, lub wdowca. Także, w krytycznej sytuacji, kiedy trzeba będzie wyciągnąć wtyczkę z kontaktu elektrycznego respiratora (aparatu do sztucznego oddychania), nikt z nas, nie będący małżonkiem, nie będzie do takiej decyzji uprawniony. Ponieważ obydwoje rozumieliśmy powagę sytuacji, decyzja o zalegalizowaniu naszego związku zapadła jednogłośnie i bezkonfliktowo. Ubrawszy się więc galowo (ja w marynarkę i krawat) udaliśmy się do sądu powiatowego, aby za $15 kupić licencję na ślub i w ciągu następnej godziny zawrzeć małżeństwo przed obliczem sędziego, który takim ceremoniom przewodniczy.
W okienku sprzedającym licencje nie było kolejki, więc w pięć minut tą sprawę mięliśmy z głowy. Gorzej było z terminem ślubu. Sekretarka sędziego sprawdziła harmonogram jego obowiązków i stwierdziła, że najbliższa data takiej możliwości jest w sierpniu. Tak długi okres czekania mi nie odpowiadał, gdyż cały dzisiejszy wysiłek we wiązaniu krawata skończyłby na śmietniku historii. Widząc rozpacz na naszych obliczach, wzruszona naszym entuzjazmem sekretarka, poinformowała, że w odległości 300 metrów na południe, wzdłuż tej samej ulicy Wysokiej ( High Street) mieści się „Ślubna Kaplica”, która daje śluby, można powiedzieć, z marszu albo „przez próg”, czyli każdemu kto wejdzie przez jej próg i zapłaci wymienioną w cenniku sumę. Tam żeśmy więc piechotą podążyli, obawiając się kłopotów z parkowaniem na ruchliwej ulicy. Rzeczywiście Kaplica Ślubów tam istniała i istnieje do dzisiaj, położona w strategicznym miejscu, otulona z dwu stron biurami prawników, ofiarujących szybkie i tanie rozwody. Nieco dalej zauważyłem piekarnię sprzedającą „begels” (obwarzanki) panów Einsteina i Brosa , gdzie po ceremonii sakramentu, oblubienicy mogą wydać przy kontuarze, na stojąco, przyjęcie weselne.
Po zapukaniu, drzwi Kaplicy Ślubów tworzyła nam kobieta w średnim wieku, ubrana schludnie ale przeciętnie ( bez ornatu, stuły lub togi) i zapytała uprzejmie, oczywiście w dominującym tu, w Ohio, języku angielskim: „Co chcą?”. A ja, zgodnie z wykwintnymi manierami jakich nabyłem jeszcze w PRL-u, zapytałem uprzejmie, w tym samym języku, aczkolwiek z częstochowskim akcentem: „Co tu dają?”. A no śluby. A jaki sobie życzą? Kościelny, czy Cywilny?
Na to ja: A który tańszy?. Tańszy jest Cywilny, za jedyne $100, brzmiała odpowiedź.
Za kościelny wybulicie $150.- A dlaczego kościelny droższy, zapytałem? Cywilnych ślubów udzielam ja, natomiast śluby kościelne udziela mój małżonek, który ma licencją kapłańską. Licencja i jego studia teologiczne kosztują, więc i ślub jest droższy. Musimy sobie odbić inwestycje. Przez wrodzoną delikatność nie zapytałem, w jakim obrządku „kościelne” śluby są wydawane i czy w ramach zawierania ślubu jest włączona cena ewentualnej zmiany orientacji religijnej, czyli wyznania.
Pani „cywilny ksiądz” zaprosiła nas do wnętrza, i zaczęła wertować kartki z papieru na których miała napisane kilka formuł wypowiadanych w czasie obrządku. Po wybraniu właściwej dla nas kartki, przed samą ceremonią zapytała, czy życzymy sobie kwiaty. Plastykowy bukiet był na podorędziu za jedyne $20.-. Gdybyśmy reflektowali także na okolicznościowe zdjęcie (z kwiatami) dodatkowy koszt wynosił $15.- Dowiedzieliśmy się także, że opłaty za ślub i akcesoria są przyjmowane jedynie w gotówce.
Przez wrodzoną oszczędność z wyżej wymienionych akcesoriów zrezygnowałem i podniosły proces zawierania małżeństwa się zaczął. Ponieważ piszę te wspomnienia siedem lat po fakcie, więc wzajemnych przyrzeczeń i obowiązków, do jakich się wtedy zobowiązałem, dokładnie już nie pamiętam. Niemniej coś tam było, że pozostaniemy….. do śmierci, a może do legalnego rozwodu wedle praw Stanu Ohio.
Jedno wydarzenie zapadło mi głęboko w pamięć i prawie że sparaliżowało całą ślubną operację. Kiedy pod koniec odczytywania ceremonialnej formuły , Pani Ksiądz wypowiedziała sakramentalne:„No to teraz możecie sobie wymienić obrączki”. Blady strach padł nam na oblicza, jako, że o konieczności obrączek żeśmy kompletnie zapomnieli. Pomyślałem sobie, że cały dzisiejszy wysiłek fizyczny i trzynaście lat przełamywanie oporów psychicznych, prysnął jak bańka mydlana, albo inwestycyjna. Najbardziej mnie martwiło, że opłata $100 za ślub była bezzwrotna. Zdziwiony byłem, że taka szanowna instytucja, jak Kaplica Ślubów, nie wliczyła w koszty ślubu, aluminiowych lub plastykowych obrączek do jednorazowego użycia. Pani Ksiądz jednak nas uspokoiła, że nasze małżeństwo bez obrączek też będzie legalnie ważne w Stanie Ohio, no i chyba także przed Panem Bogiem, jak przyjdzie z doczesnego życia się rozliczać. Co do otrzymania przepustki do nieba, Pani Ksiądz nic nie gwarantowała, ale wspomniała, że prawdopodobnie, szef biura niebiańskich paszportów, Święty Piotr, jej śluby respektuje, gdyż, od dłuższego czasu, nie miała żadnych reklamacji w tej sprawie. Brak uprzednich reklamacji stanowi więc dobrą wiadomość na dzisiaj.
Uduchowieni, wychodząc z Kaplicy, minęliśmy inną parę kandydującą do ślubu. Była to para kolorowo mieszana, w towarzystwie dwojga dzieci, z który jedno dwuletnie, miało problem z przekroczeniem progu. Jestem pewien że mieli złote ślubne obrączki na ta podniosłą uroczystość. Życzyliśmy im wszystkiego najlepszego.
Wieczorem, już jako „Nowożeńcy”, zaprosiliśmy na skromne wesele dwoje moich dorosłych już dzieci, Ryszarda i Tinę, z ich współmałżonkami. Na weselu jedliśmy zalewajkę, jaką ugotowałem na kwasie kiszonym wedle przepisu mojej babci, Marii Borkiewicz, nazwisko panieńskie Siemion, chłopki rodem ze wsi Janów k/Częstochowy. Przypuszczam, Babcia na pewno by nasz związek pobłogosławiła, aczkolwiek w swym życiu, z zasady wychodziła za mąż, nie za rozwodników, ale za wdowców. Nasze cywilne wesele skończyło się przykładnie jako, że nikt nikomu kłonicą głowy nie nadwerężył, ani opony w Mercedesie scyzorykiem nie przebił. Goście rozjechali się do domów trzeźwi, w dobrym, nienaruszonym zdrowiu.

Moja cywilnie ślubna żona nigdy nie robiła mi aluzji co do faktu, że nasze małżeństwo, z mojej grzesznej winy, nie jest kościelne. Dlatego też dla jej utwierdzenia, że moje intencje w dziedzinie matrymonialnej są perspektywiczne, a nawet honorowe, nakazałem wyryć w kamieniu, na wieczność, na frontalu naszej skromnej lepianki, nazwę:„Villa Laura” .






 Kaplica Slubow


Lepianka: "Villa Laura"


Laura Wykuta w Kamieniu(po prawej stronie)


                                                  Miejsce Weselne-Obwarzanki Panów Einstein i Bros
 
/* Google Analytics Script */