Wednesday, July 05, 2006
Henryk Czekajewski, Poeta
Henryk Czekajewski zmarł w Warszawie ( w Domu Opieki im Sw. Huberta w Zalesiu Górnym ) w roku 2004. Kawaler, samotnik, dziwak. Mieszkał prawie cale życie w Pyrach pod Warszawą w domu opalanym drzewem, bez kanalizacji i wodociągu. Wode do picia dowozil rowerem. Daleki mój krewny ( nasi dziadkowie byli braćmi). Po wojnie pracował jako kierowca autobusów miejskich. Jego brat, Bogdan Czekajewski, w czasie wojny walczyl w Armii Andersa. Po wojnie osiadł i umarł we Francji, gdzie sie ozenil z Francuska. Mieli dwie corki, dzisiaj juz dorosle. Trudno sie bylo spodziwac po Henryku, że Henryk pisal całe życie poezje. Po smierci Henryka Czekajewkiego poprosiłem Panią Mielczarek o przepisanie jego wierszy z wielu recznie pisanych kartek w celu ich upowszechnienia. Zauważcie Państwo, że wiersze Henryka są intersujące i ambitne mimo, że Henryk mial zaledwo srednie wykształcenie i kiedys pracowal jako kierowca autobusu.
Tuesday, July 04, 2006
DONOS Z FRONTU WALKI O SWIATOWĄ DEMOKRACJĘ
w roku 2005 i ½
Wojenko, Wojenko Cóżeś Ty za Pani….
Polityka mojego, amerykańskiego rządu utwierdza mnie w coraz większym przekonaniu, że jestem nie tylko geniuszem ale także prorokiem. Wszystko to co przewidywałem od początku wojny w Iraku się sprawdza i ja w związku z tym planuję założyć Fundację Charytatywną o nazwie „ Proroczenia Delfijska”, Oczywiście, będzie to fundacja zwolniona z podatku dochodowego i VAT-u. a do klienteli, mam nadzieje, będą się zaliczać prezydenci, ministrowie a także senatorowie.
Wszyscy oni będą mieli do wyboru wróżby z fusów z kawy zbożowej albo herbaty miętowej.
Moje aspiracje do mocy nadprzyrodzonych nie są bynajmniej wyssane z palca (od nogi) ale potwierdzone wydarzeniami w Iraku w przeciągu ostatnich 3ch lat.
W międzyczasie mamy w USA wojnę permanentną z terrorystami co mi przypomina wzmagającą się walkę klasową w ostatnim etapie budowy komunizmu, przed wylewem krwi do mózgu Genialnego Wodza Narodów, Józefa Stalina. Jak wiadomo natura ludzka jest słaba, a żądza zostania terrorystą ogromna, z uwagi na te ponętne dziewice w Mahometańskim Niebie, Pomny tego, nasz rząd postanowił nas, Amerykanów, chronić przed seksualna pokusa i podsłuchuje więc nasze telefony, sprawdza Internet, stan kont bankowych i transakcji, a także rejestry bibliotek, gdzie jeszcze bronią dostępu, jak na szańcach Westerplatte, bohaterskie bibliotekarki.
Ponieważ ludzie trochę już się znudzili wojną w Babilonie więc być może zgotujemy im nastopną z Iranem. Udział Polski w tej koalicji jest niezbędny i korzystny, jako że Polska za ten udział zostanie, sowicie wynagrodzona łatającymi perskimi dywanami, które są lepsze od ostatnio nabytych myśliwców F16, gdyż z powodu wełnianego charakteru są niewidoczne dla radaru.
Jeśli chodzi o rekompensatę dla Polski za wydatki związane z wojna w Babilonie, to podobno już ostatnio Polski Konserwatywny Rząd podpisał umowę z nowym, Demokratycznym Rządem w Bagdadzie, że Polacy mają prawo do odzysku z atmosfery i stratosfery tego gazu, który się ulotnił z przedziurawionych rurociągów. Podobno Polacy już zakupili od amerykańskich firm olejowych (Haliburton) nowoczesny sprzęt do nabijania tego gazu w butelki (po piwie).
Spij spokojnie ORMO czuwa!
Prasa donosi , że nasz rząd zarządził, aby firma Google, najpopularniejsza internetowa wyszukiwarką, dostarczyła kilku milionów adresów internetowych swych użytkowników. Oficjalnym powodem jest zabezpieczenie dzieci przed zalewem pornografii, aczkolwiek wielu niedowiarków i ukrytych komuchów podejrzewa, że nasza bezpieka zechce wyłowić tych co oglądaj antywojenne strony internetowe, albo szukają rad jak ominąć podatki.
Wedle wiadomości prasowych z czerwca 2006r. centrum komputerowe SWIFT w Brukseli, zajmujące się bankową komunikacją i dokumentacją międzynarodowych przekazów pieniężnych, zostało zmuszone do udostępnienia swej bazy danych amerykańskim służbom „specjalnym” pod pozorem śledzenia pieniędzy terrorystów. Biorąc pod uwagę, ze terroryści zwykle posługują się gotówka, a ich koszty własne są niewielkie, należy wnioskować, ze chodzi tu o „namierzenie” konkurencji i zebranie kompromitujących informacji dla niejasnych celów. Unia Europejska mocno się zaniepokoiła, kiedy sprawa wyszła na jaw. Prezydent zagroził, że ogłaszanie tej wiadomości w prasie może być przestępstwem kryminalnym, aczkolwiek o śledzeniu transakcji bankowych, rząd nasz chełpił się już przez trzy lata. Być może wiezienie w Guantanamo, na Kubie, zacznie gościć krnąbrnych dziennikarzy, jak tylko zwolnią się miejsca po Talibanach..
Wojenko, Wojenko Cóżeś Ty za Pani, że za Tobą Idą Chłopcy Malowani, Sami Wybierani…
New York Times donosi, że sąd wojskowy uniewinnił starszego sierżanta amerykańskiego, Lewis’a E. Welshofer’a od zarzutu morderstwa irackiego generała, Mowhoush’a, który sam się zgłosił do władz amerykańskich próbując negocjować zwolnienie z amerykańskiego wiezienia dwu jego synów. Sierżanta skazano za przekroczenie swych obowiązków i zobowiązano do spędzenia 6-ciu miesięcy w areszcie domowym w bazie wojskowej, z podkreśleniem, że może on jednak wychodzić na mszę do kościoła. Starszy sierżant zadusił irackiego generała wsadzając mu głowę do śpiwora i siadając na nim. Uprzednio zespól „specjalistów” najętych przez CIA torturował generała łamiąc mu 7 żeber. Starszy sierżant Welshofer tłumaczył się, że chciał wymusić od generała tajemnice gdzie Sadam Husein ukrył „bron masowego rażenia”. Widocznie się sierżantowi pomyliły słowa rozkazu, wymusić i udusić.
Przytul Mnie Legalnie, Kochanie.
Kwiatuszkiem sezonu antyterrorystycznego było przegłosowanie w kongresie amerykańskim prawa, co prawda jeszcze nie wprowadzonego, że tym co będą pomagać będą nielegalnym emigrantom winna grozić kara do 5ciu lat wiezienia. Tu trzeba przyznać humanitaryzm prawodawców, że jednak nie kara śmierci, jaka stosowali hitlerowcy w Polsce w stosunku do tych co podali kawałek chleba Żydowi. Do tych „kryminalistów” będą się zaliczać lekarze, księża a nawet przyjaciele i współmałżonkowie którzy na takich nielegalnych przestępców na czas nie doniosą.
23 czerwic 2006-06-23
Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie….
Kilka dni temu w liście do redakcji miejscowego dziennika Columbus Dispatch, matka młodego żołnierza w drodze do Iraku, napisała:
„Wadą naszego społeczeństwa (amerykańskiego) jest to, że nie zdajemy sobie sprawy jak dobrze tutaj w Ameryce mamy i jaką wolnością się cieszymy. Jestem dumna z mego syna i jego misji (szerzenia demokracji) w Iraku”
16 czerwca, 2006 Amerykański Kongres większością głosów (256 do153) zatwierdził pozostanie wojsk amerykańskich w Iraku na czas nieokreślony (do zwycięstwa).
Również Senat większością głosów (93 przeciw 6) zatwierdził obecność wojsk w Iraku bez podawania daty ich wycofania. Mamy armie ochotnicza, aczkolwiek ostatnio coraz mniej w niej ochotników. Armia przedłuża kilkakrotnie kontrakty pobytu żołnierzy w strefie wojny. Rodziny żołnierzy zawodowych się rozpadają. Ranni weterani nie dostają właściwej opieki medycznej po powrocie do domu. Niektórzy żołnierze celowo zażywają narkotyki, aby zostać odrzuceni przy selekcji lekarskiej kwalifikującej ich do powtórnej wysyłki do Iraku.
Na dzisiaj (23 VI.06) statystyka ofiar wojny wynosi jak następuje : 2,500 żołnierzy US zabitych a 18,490 rannych. Społeczeństwo w większości ( 49 %) popiera decyzję rozpoczęcia wojny w Iraku a 44% jest tej decyzji przeciwna, pozostałe 7% nie ma określonego zdania.
Wedle brytyjskiego czasopisma Lancet, w tej wojnie, poległo około 100 tysięcy Irakijczyków. Dokładnej cyfry zabitych Irakijczyków nie znamy, jako, że nikt się nie trudzi sporządzać takich nieprzyjemnych statystyk, o ludziach którzy są nam niewdzięczni, za wyzwolenie.
Moralność Myślą Przewodnią Narodu
Mamy kraj oparty na wartościach rodzinnych i chrzescianskich, przepraszam, powinno być poprawnie, Judeo-Chrzesciańskich. Dlatego też szef przedsiębiorstwa albo profesor uniwersytetu trafia pod sąd albo wylatuje z posady gdy zaproponuje koleżance randkę, albo spojrzy jej za dekolt. W Babilonie jednak mamy inne standardy, które zezwalają, że nasze niewinne dziewczęta ubrane w mundury Wojsk Największej Demokracji każą się więźniom w Abu Ghraib, publicznie onanizować. Zainteresowani mogą sobie obejrzeć takie i podobne zdjęcia z tego wiezienia, zrobione przez nasze dziewczęta i chłopców dla rodzinnych albumów pamiątkowych na stronie internetowej:
http://www.antiwar.com/news/?articleid=8560
Gdy naród do boju wystąpił z orężem,panowie o czynszach radzili.Gdy naród zawołał: "umrzem lub zwyciężym!"panowie w stolicy bawili
Senatorom i Kongresmanom łatwo jest głosować za wysyłką młodych ludzi do Iraku bo ich synom i wnukom nic nie grozi. Do wojska idą osoby biedne, odrzucone że szkol, nie mające pieniędzy na studia i pozbawione zawodu.
O planach poboru do wojska nie słychać. Gdyby taki zaistniał, wtedy klasa rządząca nie byłaby tak skora do wojny, której powodów nie jest w stanie wytłumaczyć. Łatwo jest być bohaterem przelewając cudzą krew i wydając pożyczone ( od Chińczyków) pieniądze. Ci których na siłę wyzwalamy, są w 82%, silnie przeciwni dalszemu pobytowi wojsk „koalicji” w ich kraju. Ponieważ Babilończycy się dąsają, powstał więc następny pomysł uszczęśliwienia Persów.
Trudno się oprzeć konkluzji, że wojna jest w dzisiejszych czasach niepraktycznym rozwiązaniem. Pobicie armii nie rozwiązuje problemu współpracy mieszkańców z okupantem. Zajęcie ziemi nie przynosi korzyści zwycięscy. Nawet zajęcie pól naftowych nie gwarantuje dostawy ropy naftowej.
Odnosi się wrażenie, że nasz rząd myśli kategoriami 19-tego wieku. To już nie te czasy. Inne siły decydują o naszej stopie życiowej i potędze. Produkcja, wynalazczość, wykształcenie, badania naukowe itp. Niestety, Rząd, ale tez i publika woli rozwiązania proste a nawet brutalne, jakie jak wojna.
W międzyczasie mamy koniunkturę. Ceny produktów są niskie bo produkcja ma miejsce w Chinach. Nieprzyzwoicie jest wspominać o wojnie, torturach i niwelowaniu miast w Iraku w dobrym towarzystwie, a nawet w rodzinie. Oczywiście wszyscy popieramy naszą armię, demonstrując nasz patriotyzm przez przyczepianie żółtych, plastykowych, kokardek do tylnych zderzaków naszych samochodów, z napisem: „Popieram nasze wojsko”.
Ideologowie, których prasa nazywa „intelektualistami” a inni nową-konserwą z rodowodem trockistowskim, zwinęli już kramy w Waszyngtonie i cichaczem wymknęli się na bardziej intratne i bezpieczne posadki. Piotruś Wolfowitz, do niedawna wiceminister obrony USA, przystrzygany kiedyś, przez wpływowych intelektualistw, na Ministra Spraw Zagranicznych USA, nagle, chyłkiem, wymknął się na posadę prezesa Światowego Banku, gdzie tym razem walczy mężnie ze światowym głodem. Niezniszczalny, teflonowy, Rysiu Perełka (Perle), ciągle daje rady, ale już nie z Pentagonu, ale z własnej wilii w Południowej Francji, narzekając, że nasz Prezydent zamiast słuchać tchórzliwych podszeptów zdrajców z Wywiadu (CIA) i Ministerstwa Spraw Zagranicznych (Condi Rice) winien kierować się właściwym mu instynktem (z żołądka) i mężnie przywalić tym Mułom w Persji, jeśli nie cegłą to kilkoma atomówkami.
Donos o Maryni
Niestety obszerny tekst na temat Maryni i jej zadnich zalet został skonfiskowany przez moje Domowe Gestapo, które wydało polecenie abym zakończył fantazjowanie na ten temat, gdyż sankcje jakie zastosuje względem mnie, będą tak srogie, że obóz w Guantanamo wyda mi się Domem Wczasowym FWP
( Funduszu Wczasów Pracowniczych) .
Pomny tych konsekwencji, ulegam opresji, żegnam i ściskam Panów w pasie, a Panie nieco poniżej.
Johnek de Kapusta (Pseudonim konspiracyjny Janek Czekajewski)
Monday, June 12, 2006
CEBRZYKIEM PRZEZ ATLANTYK
Jan Czekajewski
Ocean Atlantycki, Maj 2006
Kiedy mój ortopeda zawyrokował, że z powodu murszejącego kręgosłupa winem jestem ograniczyć praktyki Kamy Sutry z moja małżonką, Laurą, wpadła ona na pomysł, żeby powtórnie popłynąć przez Atlantyk, tym razem innym statkiem niż Queen Marry 2, którym żeśmy płynęli w zeszłym roku z N.Y do Anglii. Nie jestem pewien co Laurą powodowało, ale podejrzewam, że wyjaśnienie tkwi w ludowej polskiej przyśpiewce : „Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali potańczył by jeszcze”. Laury wybór padł zatem na Linię „Crystal Cruise” i statek o muzycznej nazwie „Symphony”, gdzie jak podała broszura reklamowa, w czasie rejsu, będzie nam przygrywać Wielka Orkiestra Taneczna Tommy Dorsey. Laura wiedziała od dawna, że lubię tańczyć i być może, miała nadzieję, że moja aktywność na parkiecie przeniesie się także do alkowy. Wnioskuję to, z faktu, że kiedy żeśmy robili rezerwacje w biurze podróży, Laura nuciła pod nosem refren piosenki:
„Umarł Janek, umarł, już leży na desce, może by mu zagrać, itd”.
Cierpienia zaczęły się na samym początku podróży, kiedy, aby nie spóźnić się na statek w Miami, Floryda, musieliśmy zerwać się w naszym Columbus, Ohio o godzinie 4 rano. Dwie rzeczy zawsze nienawidziłem w mym życiu, rannego wstawania i wojska, do którego mam uprzedzenie z tego samego powodu, że budzi żołnierzy po nocy i karze im umierać albo zabijać po ciemku.
Po przylocie, na lotnisku w Miami, spotkaliśmy szereg innych współuczestników naszej eskapady wśród których wyróżniał się młody, przystojny ksiądz, Ojciec ( Padre) Dolce Vitae, kapelan pochodzenia włoskiego zmustrowany do opieki nad duszami uczestników podróży. Po wymianie pozdrowień, dowiedziałem się, że kapelan ma wielostronne kwalifikacje nie tylko w dziedzinie liturgii katolickiej, ale także liturgii międzywyznaniowej. Przez grzeczność nie zapytałem się, czy międzywyznaniowa liturgia obejmuje także wyznania poza-chrześcijańskie a szczególnie, ostatnio modne, mahometańskie.
Dowiedziałem się także, że mogę się wyspowiadać, a jeśli się poślizgnę na parkiecie i doznam wstrząsu mózgu to ostatnie namaszczenie będzie pod ręką, bezpłatne, a właściwie na koszt linii oceanicznej Cristal, która pokrywa wikt i opierunek naszego kapelana w czasie podróży. Namaszczenia przed zamustrowaniem się na statek jak i w porcie w Lizbonie, będą kosztowały ekstra, chyba ze delikwent ma opłacone, specjalne, na tą okazję przeznaczone, ubezpieczenie ofiarowane przez znaną Izraelsko-Watykańską firmę ubezpieczeniową pod nazwą:„ Zakład Ubezpieczeń- Wieczny Odpoczynek”.
Co do spowiedzi to skreśliłem ją z planu, z powodów lingwistycznych, jako że nie znam nazewnictwa swych polskich grzechów po angielsku albo po włosku, jakimi to dwoma językami władał kapelan. Uzyskanie rozgrzeszenia w takich warunkach byłoby kanonicznych występkiem, trudnym do ukrycia wobec Boga i pogorszyłoby me i tak mizerne szanse na wstęp do Nieba.
Druga interesującą osoba była mila starsza Pani, która na samym wstępie ostrzegła mnie, że zarzuciła działalność seksualną, 30 lat temu, jeszcze w roku 1976, mimo że ja nie składałem jej żadnych propozycji w tej dziedzinie. Pani ta przedstawiła się jako litewska księżniczka oraz, że jej dalekim kuzynem był, jakoby, marszałek ZSSR, Malinowski , zawiadujący sowieckim wojskiem jeszcze za panowania Chruszczowa. Kiedy jednak przepytałem ją bliżej na okoliczność jej powinowactwa z Królem Jagiełłą i Księciem Giedyminem, miła pani, powiedziała szorstko, żebym się odczepił, bo ona nie zezwoli aby brutalna prawda mąciła klarowność jej rodowej historii. Litewska Księżniczka wyjawiła też, że to jest jej 53-cia wycieczka statkiem i tym razem będzie trwała 39 dni, czyli, że popłynie z Lizbony w dalsza drogę do kilku innych śródziemnomorskich portów. Wedle niej, kłopoty związane z pakowaniem są tak duże, że kompletnie nie opłaca się pakować walizek na wycieczki krótsze niż miesiąc, dodała.
Sam statek „Symphony” jest o połowę mniejszy niż QM2 i dlatego tytułem tego reportażu, jest podróż „Cebrzykiem przez Atlantyk”, a nie dużą balia, które to określenie zarezerwowałem dla podróży na QM2.
Nasza kabina na 10tym pokładzie okazała się lepsza od tej z 2005 r z czasu podroży na Queen Marry 2. Jest ona wyposażona w obszerną łazienkę z wanną „jakuzzi” i ma dostęp do Internetu, aczkolwiek wolnego (31 kB/sec), który co prawda wystarcza dla
E-mailów, ale nie do przesyłania, wysokiej rozdzielczości zdjęć roznegliżowanych pań. Napoje zimne są darmowe, czyli wliczone w cenę podroży a telewizor mamy kolorowy, nieco lepszy niż ten na QM2. Murzyni na TV nie wyglądają już dłużej, jak to bylo na QM2, jak fioletowi Marsjanie.
Po przybyciu na statek, zgłodniali, odwiedziliśmy salę biesiadną, gdzie królował, jako Szef Kelnerów, nasz rodak, Polak, otoczony przez drużynę podległych mu giermków (nie mylić z Gieremkiem) pochodzenia polskiego, słowackiego, chorwackiego i rumuńskiego.
Pierwszy obiad okazał się doskonały, aczkolwiek porcje mizerne, obliczone na emerytów, szczególnie tych co są popychani na wózkach inwalidzkich. Kotleta schabowego
golonki z kapustą, buraczków zasmażanych, gołąbków ani mizerii nie zauważyłem w menu restauracji pokładowej, na co się dyrekcji poskarżę.
Pokojówka która nam sprząta kabinę jest z Litwy a lokaj, dbający o napitki i owoce, popołudniowe, z Rumunii.
Wspomniana panienka z Litwy, przez 6 lat była na Litwie księgową, a teraz zaciągnęła się na statek aby zarobić na mieszkanie i z takim posagiem wrócić na Litwę aby wyjść za maź. Jak na razie nie ma jeszcze upatrzonego kandydata na męża, ale utrzymuje, że jak będzie miała mieszkanie to i kandydat się znajdzie. Poradziłem jej aby jej mieszkanie było z garażem, gdyż w polskich ogłoszeniach matrymonialnych panie z garażem maja większe wzięcie, czyli siłę przebicia, w tej niezwykle trudnej konkurencji sportowej, jaka jest zamążpójście. Podobnie jest chyba na Litwie- Ojczyźnie mojej jak zdrowie, wedle opisu Adasia Mickiewicza.
Dzień 2
Już nocą zaczęło statkiem kołysać. Rano Laura, trapiona choroba morską, odmówiła wstania na śniadanie i zaczęliśmy ją karmić sucharkami i woda sodowa -Gingerale. Na szczęście zarówno ja, jak i Laura zachowaliśmy zawartość żołądków, co było możliwe pod warunkiem, że będziemy przestawali w pozycji leżącej.
W myśl programu będącego warunkiem uczestnictwa, od godziny 18,00 na statku obowiązuje dzisiaj strój wieczorowy. Na ta okazje Laura zapakowała wielka walizę (wagi 35kg) umundurowania wieczorowego, w które mięliśmy się ubierać w dni wymagające stroju formalnego. Ja podjąłem heroiczna próbę wbicia się w smokingowe spodnie, ale dałem za wygrana jak mnie kołyszący statek rzucił dwa razy o ścianę kabiny. Jak wiadomo, aby założyć spodnie na stojąco trzeba przez jakiś czas, przynajmniej kilku sekund, stać na jednej a potem na drugiej nodze, aby trafić stopą w odpowiednią nogawkę. Przy dużej fali jest to pozycja bardzo niestabilna, a była to fala 6 metrowa. Na dodatek Laura domagała się abym wymył zęby aby nie dyszeć w twarze doborowego towarzystwa oddechem smoka krakowskiego. Mycie zębów przy fali 6 metrów i powyżej jest problemem trudnym nawet dla cyrkowych akrobatów nie mówiąc o człowieku w wieku średnio- podeszłym i do tego z murszejącym kręgosłupem. Po kilku nieudanych próbach zamiast do ust trafiłem szczoteczką od zębów we własne oko. Dałem więc zatem za wygraną i zamiast na bal położyłem się grzecznie do lóżka, licząc na lepsze czasy z mniejszą falą. Sytuacja przypomniała mi studenckie czasy i zachowanie mego kolegi Bolka B. w czasie studiów we Wrocławiu, który kiedy zabrakło mu pieniędzy na obiad w barze mlecznym, kład się wtedy do lóżka aby zwolnić metabolizm i czekał w tej pozycji do następnego stypendium. Spałem więc z przerwami, trafiony marami, w których nie maglem rozróżnić jawy od zjawy. Poniżej opisuje jedną z nich.
Nad ranem, zmuszony presja fizjologiczną, wstałem z łóżka i przy okazji wychyliłem się przez poręcz balkonową mej kabiny, aby sprawdzić pogodę. W takim właśnie momencie zauważyłem we mgle, płynący wzdłuż burty statku, obiekt, który przypominał mi ni to wieloryba, ni to wielgachnego śledzia, jako że na szprotkę był za duży. Kiedy obiekt zrównał się ze naszym statkiem i naszą kabiną, zauważyłem, że jest to stara, zardzewiała, niemiecka łódź podwodna z okresu II wojny światowej, do której prawdopodobnie nie trafiła ostatnia depesza dowódcy niemieckiej floty wojennej, admirała Donitza, o kapitulacji Niemiec, w maju roku 1945. Z włazu łodzi wyłonił się podeszłego już wieku kapitan, zasalutował w sposób mało już dzisiaj używany, wyciągniętą prawa ręką i okrzykiem: „Hai Hitler!”. Potem, nieco mniej formalnie, przedstawił się jako Kriegsmarine Korvettekapitan, Baron Johan von Sauerkraut. Widząc mnie na balkonie zapytał łamanym angielskim: „Which way to Deutchland, my compas kaput . Have you any soap?” (Która drogą do Niemiec? Mój kompas-Kaput!. Macie mydło? Nie myłem się od 60ciu lat), dodał. Widząc jego trudności lingwistyczne i zbieżność naszych rodowych nazwisk, mego po babce, Siemion i jego, zniemczonego, Ziemion, pomyślałem, że być może jest on moim kuzynem z linii niemieckiej Siemionów i mówi po polsku, co dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się prawdą. Nawiązaliśmy wiec serdeczną rozmowę, po polsku, w czasie której okazało się, ze Baron Johan von Ziemion pochodzi z tych samych okolic co moja rodzina, z Kozich Głów koło Częstochowy, wioski kiedyś podzielonej granicą miedzy zaborem pruskim a rosyjskim. Ten rozbiorowy podział, podzielił naszą rodzinę na prawie 200 lat, z której cześć pozostała po stronie pruskiej została zgermanizowana.
Na długo przed rozbiorami, zagon kapusty we wsi Kozie Głowy został nadany naszemu przodkowi przez Króla Władysława Jagiełłę, za zasługi naszego pradziada w czasie bitwy pod Grunwaldem. (Zainteresowanych tym historycznym zdarzeniem odsyłam do poniżej zamieszczonego posłowia, bliżej opisującego heroizm bezrolnego kamieniarza Siemiona w czasie bitwy z Krzyżakami pod Grunwaldem). W posłowiu wyjaśniam, dlaczego ja, Johnek de Siemion, uważam się za amerykańskiego Polonusa, natomiast Korvettenkapitan niemieckiej lodzi podwodnej, Baron Johan von Ziemion, za Niemca. Członkowie rodziny Siemion w zaborze pruskim zostali zmuszeni w czasie rządów Bismarka do germanizacji swego nazwiska, stad nazwisko Siemion zostało zmienione początkowo na Ziemion, a jeszcze później, za zasługi rodziny w czasie wojny Prusko-Francuskiej, pod koniec 19-tego wieku, na Baron von Ziemion. Wyjaśniłem wiec memu zgermanizowanemu kuzynowi, że ta krotka wojna zwana „Drugą Światową” w latach 1939-45 już skończona, Hitler Kaput!, a Polska i Niemcy a także nasze podzielone rodziny są ponownie zjednoczone w tym samych Wehrmachcie czyli Bundeswehr-NATO w ramach tego samego Imperium Demokratycznego! Ale niech się więc kuzyn nie martwi o zajęcie, bo mamy już nową wojnę, tym razem „Globalną” z terroryzmem, zapowiadającą się na milenium albo nawet dwa. W jego zawodzie będzie musiał się nieco podszkolić w nowej technologii, poddać się odmładzającej hormonalnej kuracji i znajdzie zatrudnienie przy konwojowaniu tankowców z ropa w Zatoce Perskiej, gdzie takim jak on fachowcom dobrze plącą. Jego U-boot wymaga jednak odmalowania, gdyż rdza na kadłubie nie wzbudza zaufania do jego wartości bojowej. Rzuciłem mu wiec na pożegnanie kilka kawałków mydła i butelkę szamponu dla utrzymani w dobrej kondycji jego imponującej brody (głowę miał już łysą) i pożegnałem żeglarskim „ A hoj!”. Dałem mu przy okazji dokładne wytyczne co do kursu w kierunku jego bazy macierzystej, zalecając aby trzymał się kursu naszego statku, a kiedy zobaczy ląd to będzie to Portugalia. Należy wtedy skręcić na lewo a potem po jakimś czasie na prawo. W tamtej okolicy już dalsza drogę do swojej bazy w Bremenhafen chyba rozpozna po unoszących się na falach butelkach po wódce „Czystej Wyborowej” albo „Stolicznej”. Odniosłem wrażenie, ze stary wilk morski powątpiewał w moje zapewnienia, że nowa wojna potrwa lat tysiąc, czemu trudno się dziwić, jako, że już raz zawiódł się na podobnych obiecankach swego uprzedniego szefa, który obiecał mu Tysiącletnią Trzecią Rzeszę, a skończyło się dużo, dużo, krócej.
Kiedy rano Laura mnie zapytała, jak spałem, przezornie nie wyjawiłem jej mego nocnego spotkaniem z kapitanem niemieckiej lodzi podwodnej, Baronem Johanem von Ziemion, gdyż i tak, od jakiegoś czasu, moja małżonka Laura nie wierzy w moje zdolności przewidywania przyszłości i kwestionuje me wizjonerskie zamyślenia, zwalając je na maniakalne urojenia.
Postanowiłem wiec nie wyjawiać mych objawień, gdyż z praktycznego punktu widzenia mogą one stanowić punkt zaczepny dla prawników reprezentujących mych spadkobierców, skłonnych do obalenia mego testamentu, na podstawie mej, jakoby niepoczytalności
Dnie 3,4,5,6 i 7
Pozostałe dnie były do siebie podobne, z tym że fala zmalała i Laura odzyskała apetyt.
Na skutek jej wzmożonego apetytu odzyskaliśmy część wartości, bądź co bądź kosztownej podroży. Z nudów wybrałem się na odczyt angielskiego emerytowanego szpiega, który straszył słuchaczy, że niedługo nie tylko nasze czyny ale i myśli będą śledzone i przekazywane odnośnym rządowym agencjom. Ponieważ w USA mieszka około 10 milionów nielegalnych imigrantów, głównie z Meksyku, ukrywających się przed władzami w zagonach sałaty, istnieje palący problem ich lokalizacji. Ktoś zaproponował, aby każdemu z nich kupić telefon komórkowy, którego geograficzne położenie jest łatwo umiejscowić. Jak zlokalizujemy telefony to złapanie ich właścicieli, to pestka. Problem pozostaje kto będzie zbierał sałatę po wydaleniu Meksykanów, gdyż rodowici Amerykanie, obydwu dominujących kolorów, są genetycznie skazani aby być dyrektorami i żadna czarna robota się ich nie ima. Niektórzy z nich maja po dwie lewe ręce, a niektórzy nawet cztery. A bez sałaty amerykańska demokracja się zawali, komandosi w Iraku dostana „kurzej ślepoty” z powodu awitaminozy i nie będą mogli jej globalnie, o zmroku, wdrażać. Na takich to niezbyt patriotycznych rozważaniach upływał mi czas pod koniec naszej morskiej podroży. Czułem się szczęśliwy, że na lądzie braknie mi czasu na dalsze pogrążenie się w takich anty-demokratycznych umysłowych fekaliach. Przyrzekłem sobie, że po powrocie do domu zabiorę się do intensywnej ideologicznej reedukacji, zmienię wyznanie na jedne z fundamentalnych, prorokujących zbliżający się koniec świata i będę omijał biblioteki publiczne, w których, podobno buszują terorrysci szukający wiadomości jak skonstruować, domowym sposobem, małe, przenośne bomby wodorowe.
8-my i ostatni dzień podróży w pobliży wybrzeży Portugalii
Kapitan naszego statku zwrócił uwagę uczestnikom naszego rejsu, ze po prawej tronie naszego statku w odległości kilometra lub dwu, można od czasu do czasu, zobaczyć towarzyszącego nam wieloryba. Poruszenie wśród turystów było wielkie, ale ja wiedziałem, że to nie wieloryb tylko łódź podwodna mojego kuzyna, Barona Johana von Sauerkraut w której podąża do swojej bazy macierzystej w Bremenhafen gdzie zostanie poddany odmładzającej kuracji hormonalnej i przygotowany do dalszej służby w Zatoce Perskiej. Mam nadzieję, że na Bałtyku, butelki po „czystej wyborowej” pomogą mu utrzymać właściwy kurs.
Baron von Jan Czekajewski-Siemion
Ocean Atlantycki, Maj 2006
Kiedy mój ortopeda zawyrokował, że z powodu murszejącego kręgosłupa winem jestem ograniczyć praktyki Kamy Sutry z moja małżonką, Laurą, wpadła ona na pomysł, żeby powtórnie popłynąć przez Atlantyk, tym razem innym statkiem niż Queen Marry 2, którym żeśmy płynęli w zeszłym roku z N.Y do Anglii. Nie jestem pewien co Laurą powodowało, ale podejrzewam, że wyjaśnienie tkwi w ludowej polskiej przyśpiewce : „Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali potańczył by jeszcze”. Laury wybór padł zatem na Linię „Crystal Cruise” i statek o muzycznej nazwie „Symphony”, gdzie jak podała broszura reklamowa, w czasie rejsu, będzie nam przygrywać Wielka Orkiestra Taneczna Tommy Dorsey. Laura wiedziała od dawna, że lubię tańczyć i być może, miała nadzieję, że moja aktywność na parkiecie przeniesie się także do alkowy. Wnioskuję to, z faktu, że kiedy żeśmy robili rezerwacje w biurze podróży, Laura nuciła pod nosem refren piosenki:
„Umarł Janek, umarł, już leży na desce, może by mu zagrać, itd”.
Cierpienia zaczęły się na samym początku podróży, kiedy, aby nie spóźnić się na statek w Miami, Floryda, musieliśmy zerwać się w naszym Columbus, Ohio o godzinie 4 rano. Dwie rzeczy zawsze nienawidziłem w mym życiu, rannego wstawania i wojska, do którego mam uprzedzenie z tego samego powodu, że budzi żołnierzy po nocy i karze im umierać albo zabijać po ciemku.
Po przylocie, na lotnisku w Miami, spotkaliśmy szereg innych współuczestników naszej eskapady wśród których wyróżniał się młody, przystojny ksiądz, Ojciec ( Padre) Dolce Vitae, kapelan pochodzenia włoskiego zmustrowany do opieki nad duszami uczestników podróży. Po wymianie pozdrowień, dowiedziałem się, że kapelan ma wielostronne kwalifikacje nie tylko w dziedzinie liturgii katolickiej, ale także liturgii międzywyznaniowej. Przez grzeczność nie zapytałem się, czy międzywyznaniowa liturgia obejmuje także wyznania poza-chrześcijańskie a szczególnie, ostatnio modne, mahometańskie.
Dowiedziałem się także, że mogę się wyspowiadać, a jeśli się poślizgnę na parkiecie i doznam wstrząsu mózgu to ostatnie namaszczenie będzie pod ręką, bezpłatne, a właściwie na koszt linii oceanicznej Cristal, która pokrywa wikt i opierunek naszego kapelana w czasie podróży. Namaszczenia przed zamustrowaniem się na statek jak i w porcie w Lizbonie, będą kosztowały ekstra, chyba ze delikwent ma opłacone, specjalne, na tą okazję przeznaczone, ubezpieczenie ofiarowane przez znaną Izraelsko-Watykańską firmę ubezpieczeniową pod nazwą:„ Zakład Ubezpieczeń- Wieczny Odpoczynek”.
Co do spowiedzi to skreśliłem ją z planu, z powodów lingwistycznych, jako że nie znam nazewnictwa swych polskich grzechów po angielsku albo po włosku, jakimi to dwoma językami władał kapelan. Uzyskanie rozgrzeszenia w takich warunkach byłoby kanonicznych występkiem, trudnym do ukrycia wobec Boga i pogorszyłoby me i tak mizerne szanse na wstęp do Nieba.
Druga interesującą osoba była mila starsza Pani, która na samym wstępie ostrzegła mnie, że zarzuciła działalność seksualną, 30 lat temu, jeszcze w roku 1976, mimo że ja nie składałem jej żadnych propozycji w tej dziedzinie. Pani ta przedstawiła się jako litewska księżniczka oraz, że jej dalekim kuzynem był, jakoby, marszałek ZSSR, Malinowski , zawiadujący sowieckim wojskiem jeszcze za panowania Chruszczowa. Kiedy jednak przepytałem ją bliżej na okoliczność jej powinowactwa z Królem Jagiełłą i Księciem Giedyminem, miła pani, powiedziała szorstko, żebym się odczepił, bo ona nie zezwoli aby brutalna prawda mąciła klarowność jej rodowej historii. Litewska Księżniczka wyjawiła też, że to jest jej 53-cia wycieczka statkiem i tym razem będzie trwała 39 dni, czyli, że popłynie z Lizbony w dalsza drogę do kilku innych śródziemnomorskich portów. Wedle niej, kłopoty związane z pakowaniem są tak duże, że kompletnie nie opłaca się pakować walizek na wycieczki krótsze niż miesiąc, dodała.
Sam statek „Symphony” jest o połowę mniejszy niż QM2 i dlatego tytułem tego reportażu, jest podróż „Cebrzykiem przez Atlantyk”, a nie dużą balia, które to określenie zarezerwowałem dla podróży na QM2.
Nasza kabina na 10tym pokładzie okazała się lepsza od tej z 2005 r z czasu podroży na Queen Marry 2. Jest ona wyposażona w obszerną łazienkę z wanną „jakuzzi” i ma dostęp do Internetu, aczkolwiek wolnego (31 kB/sec), który co prawda wystarcza dla
E-mailów, ale nie do przesyłania, wysokiej rozdzielczości zdjęć roznegliżowanych pań. Napoje zimne są darmowe, czyli wliczone w cenę podroży a telewizor mamy kolorowy, nieco lepszy niż ten na QM2. Murzyni na TV nie wyglądają już dłużej, jak to bylo na QM2, jak fioletowi Marsjanie.
Po przybyciu na statek, zgłodniali, odwiedziliśmy salę biesiadną, gdzie królował, jako Szef Kelnerów, nasz rodak, Polak, otoczony przez drużynę podległych mu giermków (nie mylić z Gieremkiem) pochodzenia polskiego, słowackiego, chorwackiego i rumuńskiego.
Pierwszy obiad okazał się doskonały, aczkolwiek porcje mizerne, obliczone na emerytów, szczególnie tych co są popychani na wózkach inwalidzkich. Kotleta schabowego
golonki z kapustą, buraczków zasmażanych, gołąbków ani mizerii nie zauważyłem w menu restauracji pokładowej, na co się dyrekcji poskarżę.
Pokojówka która nam sprząta kabinę jest z Litwy a lokaj, dbający o napitki i owoce, popołudniowe, z Rumunii.
Wspomniana panienka z Litwy, przez 6 lat była na Litwie księgową, a teraz zaciągnęła się na statek aby zarobić na mieszkanie i z takim posagiem wrócić na Litwę aby wyjść za maź. Jak na razie nie ma jeszcze upatrzonego kandydata na męża, ale utrzymuje, że jak będzie miała mieszkanie to i kandydat się znajdzie. Poradziłem jej aby jej mieszkanie było z garażem, gdyż w polskich ogłoszeniach matrymonialnych panie z garażem maja większe wzięcie, czyli siłę przebicia, w tej niezwykle trudnej konkurencji sportowej, jaka jest zamążpójście. Podobnie jest chyba na Litwie- Ojczyźnie mojej jak zdrowie, wedle opisu Adasia Mickiewicza.
Dzień 2
Już nocą zaczęło statkiem kołysać. Rano Laura, trapiona choroba morską, odmówiła wstania na śniadanie i zaczęliśmy ją karmić sucharkami i woda sodowa -Gingerale. Na szczęście zarówno ja, jak i Laura zachowaliśmy zawartość żołądków, co było możliwe pod warunkiem, że będziemy przestawali w pozycji leżącej.
W myśl programu będącego warunkiem uczestnictwa, od godziny 18,00 na statku obowiązuje dzisiaj strój wieczorowy. Na ta okazje Laura zapakowała wielka walizę (wagi 35kg) umundurowania wieczorowego, w które mięliśmy się ubierać w dni wymagające stroju formalnego. Ja podjąłem heroiczna próbę wbicia się w smokingowe spodnie, ale dałem za wygrana jak mnie kołyszący statek rzucił dwa razy o ścianę kabiny. Jak wiadomo, aby założyć spodnie na stojąco trzeba przez jakiś czas, przynajmniej kilku sekund, stać na jednej a potem na drugiej nodze, aby trafić stopą w odpowiednią nogawkę. Przy dużej fali jest to pozycja bardzo niestabilna, a była to fala 6 metrowa. Na dodatek Laura domagała się abym wymył zęby aby nie dyszeć w twarze doborowego towarzystwa oddechem smoka krakowskiego. Mycie zębów przy fali 6 metrów i powyżej jest problemem trudnym nawet dla cyrkowych akrobatów nie mówiąc o człowieku w wieku średnio- podeszłym i do tego z murszejącym kręgosłupem. Po kilku nieudanych próbach zamiast do ust trafiłem szczoteczką od zębów we własne oko. Dałem więc zatem za wygraną i zamiast na bal położyłem się grzecznie do lóżka, licząc na lepsze czasy z mniejszą falą. Sytuacja przypomniała mi studenckie czasy i zachowanie mego kolegi Bolka B. w czasie studiów we Wrocławiu, który kiedy zabrakło mu pieniędzy na obiad w barze mlecznym, kład się wtedy do lóżka aby zwolnić metabolizm i czekał w tej pozycji do następnego stypendium. Spałem więc z przerwami, trafiony marami, w których nie maglem rozróżnić jawy od zjawy. Poniżej opisuje jedną z nich.
Nad ranem, zmuszony presja fizjologiczną, wstałem z łóżka i przy okazji wychyliłem się przez poręcz balkonową mej kabiny, aby sprawdzić pogodę. W takim właśnie momencie zauważyłem we mgle, płynący wzdłuż burty statku, obiekt, który przypominał mi ni to wieloryba, ni to wielgachnego śledzia, jako że na szprotkę był za duży. Kiedy obiekt zrównał się ze naszym statkiem i naszą kabiną, zauważyłem, że jest to stara, zardzewiała, niemiecka łódź podwodna z okresu II wojny światowej, do której prawdopodobnie nie trafiła ostatnia depesza dowódcy niemieckiej floty wojennej, admirała Donitza, o kapitulacji Niemiec, w maju roku 1945. Z włazu łodzi wyłonił się podeszłego już wieku kapitan, zasalutował w sposób mało już dzisiaj używany, wyciągniętą prawa ręką i okrzykiem: „Hai Hitler!”. Potem, nieco mniej formalnie, przedstawił się jako Kriegsmarine Korvettekapitan, Baron Johan von Sauerkraut. Widząc mnie na balkonie zapytał łamanym angielskim: „Which way to Deutchland, my compas kaput . Have you any soap?” (Która drogą do Niemiec? Mój kompas-Kaput!. Macie mydło? Nie myłem się od 60ciu lat), dodał. Widząc jego trudności lingwistyczne i zbieżność naszych rodowych nazwisk, mego po babce, Siemion i jego, zniemczonego, Ziemion, pomyślałem, że być może jest on moim kuzynem z linii niemieckiej Siemionów i mówi po polsku, co dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się prawdą. Nawiązaliśmy wiec serdeczną rozmowę, po polsku, w czasie której okazało się, ze Baron Johan von Ziemion pochodzi z tych samych okolic co moja rodzina, z Kozich Głów koło Częstochowy, wioski kiedyś podzielonej granicą miedzy zaborem pruskim a rosyjskim. Ten rozbiorowy podział, podzielił naszą rodzinę na prawie 200 lat, z której cześć pozostała po stronie pruskiej została zgermanizowana.
Na długo przed rozbiorami, zagon kapusty we wsi Kozie Głowy został nadany naszemu przodkowi przez Króla Władysława Jagiełłę, za zasługi naszego pradziada w czasie bitwy pod Grunwaldem. (Zainteresowanych tym historycznym zdarzeniem odsyłam do poniżej zamieszczonego posłowia, bliżej opisującego heroizm bezrolnego kamieniarza Siemiona w czasie bitwy z Krzyżakami pod Grunwaldem). W posłowiu wyjaśniam, dlaczego ja, Johnek de Siemion, uważam się za amerykańskiego Polonusa, natomiast Korvettenkapitan niemieckiej lodzi podwodnej, Baron Johan von Ziemion, za Niemca. Członkowie rodziny Siemion w zaborze pruskim zostali zmuszeni w czasie rządów Bismarka do germanizacji swego nazwiska, stad nazwisko Siemion zostało zmienione początkowo na Ziemion, a jeszcze później, za zasługi rodziny w czasie wojny Prusko-Francuskiej, pod koniec 19-tego wieku, na Baron von Ziemion. Wyjaśniłem wiec memu zgermanizowanemu kuzynowi, że ta krotka wojna zwana „Drugą Światową” w latach 1939-45 już skończona, Hitler Kaput!, a Polska i Niemcy a także nasze podzielone rodziny są ponownie zjednoczone w tym samych Wehrmachcie czyli Bundeswehr-NATO w ramach tego samego Imperium Demokratycznego! Ale niech się więc kuzyn nie martwi o zajęcie, bo mamy już nową wojnę, tym razem „Globalną” z terroryzmem, zapowiadającą się na milenium albo nawet dwa. W jego zawodzie będzie musiał się nieco podszkolić w nowej technologii, poddać się odmładzającej hormonalnej kuracji i znajdzie zatrudnienie przy konwojowaniu tankowców z ropa w Zatoce Perskiej, gdzie takim jak on fachowcom dobrze plącą. Jego U-boot wymaga jednak odmalowania, gdyż rdza na kadłubie nie wzbudza zaufania do jego wartości bojowej. Rzuciłem mu wiec na pożegnanie kilka kawałków mydła i butelkę szamponu dla utrzymani w dobrej kondycji jego imponującej brody (głowę miał już łysą) i pożegnałem żeglarskim „ A hoj!”. Dałem mu przy okazji dokładne wytyczne co do kursu w kierunku jego bazy macierzystej, zalecając aby trzymał się kursu naszego statku, a kiedy zobaczy ląd to będzie to Portugalia. Należy wtedy skręcić na lewo a potem po jakimś czasie na prawo. W tamtej okolicy już dalsza drogę do swojej bazy w Bremenhafen chyba rozpozna po unoszących się na falach butelkach po wódce „Czystej Wyborowej” albo „Stolicznej”. Odniosłem wrażenie, ze stary wilk morski powątpiewał w moje zapewnienia, że nowa wojna potrwa lat tysiąc, czemu trudno się dziwić, jako, że już raz zawiódł się na podobnych obiecankach swego uprzedniego szefa, który obiecał mu Tysiącletnią Trzecią Rzeszę, a skończyło się dużo, dużo, krócej.
Kiedy rano Laura mnie zapytała, jak spałem, przezornie nie wyjawiłem jej mego nocnego spotkaniem z kapitanem niemieckiej lodzi podwodnej, Baronem Johanem von Ziemion, gdyż i tak, od jakiegoś czasu, moja małżonka Laura nie wierzy w moje zdolności przewidywania przyszłości i kwestionuje me wizjonerskie zamyślenia, zwalając je na maniakalne urojenia.
Postanowiłem wiec nie wyjawiać mych objawień, gdyż z praktycznego punktu widzenia mogą one stanowić punkt zaczepny dla prawników reprezentujących mych spadkobierców, skłonnych do obalenia mego testamentu, na podstawie mej, jakoby niepoczytalności
Dnie 3,4,5,6 i 7
Pozostałe dnie były do siebie podobne, z tym że fala zmalała i Laura odzyskała apetyt.
Na skutek jej wzmożonego apetytu odzyskaliśmy część wartości, bądź co bądź kosztownej podroży. Z nudów wybrałem się na odczyt angielskiego emerytowanego szpiega, który straszył słuchaczy, że niedługo nie tylko nasze czyny ale i myśli będą śledzone i przekazywane odnośnym rządowym agencjom. Ponieważ w USA mieszka około 10 milionów nielegalnych imigrantów, głównie z Meksyku, ukrywających się przed władzami w zagonach sałaty, istnieje palący problem ich lokalizacji. Ktoś zaproponował, aby każdemu z nich kupić telefon komórkowy, którego geograficzne położenie jest łatwo umiejscowić. Jak zlokalizujemy telefony to złapanie ich właścicieli, to pestka. Problem pozostaje kto będzie zbierał sałatę po wydaleniu Meksykanów, gdyż rodowici Amerykanie, obydwu dominujących kolorów, są genetycznie skazani aby być dyrektorami i żadna czarna robota się ich nie ima. Niektórzy z nich maja po dwie lewe ręce, a niektórzy nawet cztery. A bez sałaty amerykańska demokracja się zawali, komandosi w Iraku dostana „kurzej ślepoty” z powodu awitaminozy i nie będą mogli jej globalnie, o zmroku, wdrażać. Na takich to niezbyt patriotycznych rozważaniach upływał mi czas pod koniec naszej morskiej podroży. Czułem się szczęśliwy, że na lądzie braknie mi czasu na dalsze pogrążenie się w takich anty-demokratycznych umysłowych fekaliach. Przyrzekłem sobie, że po powrocie do domu zabiorę się do intensywnej ideologicznej reedukacji, zmienię wyznanie na jedne z fundamentalnych, prorokujących zbliżający się koniec świata i będę omijał biblioteki publiczne, w których, podobno buszują terorrysci szukający wiadomości jak skonstruować, domowym sposobem, małe, przenośne bomby wodorowe.
8-my i ostatni dzień podróży w pobliży wybrzeży Portugalii
Kapitan naszego statku zwrócił uwagę uczestnikom naszego rejsu, ze po prawej tronie naszego statku w odległości kilometra lub dwu, można od czasu do czasu, zobaczyć towarzyszącego nam wieloryba. Poruszenie wśród turystów było wielkie, ale ja wiedziałem, że to nie wieloryb tylko łódź podwodna mojego kuzyna, Barona Johana von Sauerkraut w której podąża do swojej bazy macierzystej w Bremenhafen gdzie zostanie poddany odmładzającej kuracji hormonalnej i przygotowany do dalszej służby w Zatoce Perskiej. Mam nadzieję, że na Bałtyku, butelki po „czystej wyborowej” pomogą mu utrzymać właściwy kurs.
Baron von Jan Czekajewski-Siemion
Saturday, March 04, 2006
Kto zasługuje a kto nie na "wolnosć słowa"
RE. Wyrok Na Dawida Irvinga
Odpowiedz Jana Czekajewskiego Pani Jadwidze M. Hafner z Austrii
Szanowna Pani,
Dla jasności, ograniczę się jedynie do określenia swej opinii, kto zasługuje a kto nie, na przywilej wolności słowa.
Wedle Pani, tutaj cytuję Pani słowa :
„ wolność słowa nie zrównałabym z głoszeniem kłamstw, pomówień, głoszenie zwłaszcza przez historyka teorii nie popartych faktami, nieprawdziwych a wiec zaprzeczających prawdzie”.
Natomiast, wedle mnie, każdy człowiek ma prawo głosić co mu się podoba, nawet jeśli większość ludzi może uważać, że jego wypowiedzi są idiotyczne czy kłamliwe.
Kłamstwo zwalcza się prawdą w publicznej dyskusji. Sąd i więzienie nie jest miejscem do oceny ludzkich opinii.
Oczywiście, w przeszłości, a mamy na to tysiące przykładów, sądy decydowały o „prawdziwości” wypowiedzi i czasami skazywały ludzi na spalenie na stosie.
Jednym z pospolitych przykładów obrazujących hitlerowską opresje w dziedzinie wolności słowa, w hitlerowskich Niemczech, jest fotografia grupy młodzieży hitlerowskiej palącej na stosie nie aryjskie książki.
Historia kołem się toczy. Dzisiaj karzemy wiezieniem autorów książek, które z jakiś względów są wedle istniejącego anty-nazistowskiego prawa kłamliwe i szkodliwe.
Sygnatariusze Konstytucji Amerykańskiej byli niezwykle mądrymi ludźmi, gdyż korzystając z doświadczeń despotyzmu europejskiego wysnuli dwa najważniejsze dla Ameryki wnioski, że w nowym państwie winna istnieć:
separacja religii od państwa
wolność słowa i zgromadzeń
Dzięki tym zapisom konstytucyjnym, kraj składający się z ludzi z wielu ras i religii był bardziej politycznie stabilny, niż większość innych.
Zarówno kłamstwo jak i prawda nie są wartościami bezwzględnymi.
Czy np w Polsce kraju katolickim, powinniśmy zabronić ateistom zaprzeczania istnieniu Boga i czy winni oni stanąć przed sądem za takie wypowiedzi? A co mamy zrobić z takimi, którzy mówią, ze ziemia jest plaska?
Prawo do wolności słowa, jest strasznie niewygodne dla rożnych grup których celem jest przechwycenie i utrzymanie władzy. Dlatego tez, nawet przy prawnych gwarancjach wolności słowa, jego używanie na arenie publicznej jest ograniczone przez dostęp to środków masowego przekazu. W kontroli dostępu do wolności słowa są zaangażowane miliardy dolarów.
Niespodziewanie, w ostatnich 10 latach, dzięki nowej technologii, zwolennicy wolności słowa i jego demokratyzacji otrzymali nowy oręż, jakim jest Internet. Dyskusja w Internecie nie wymaga milionów dolarów, jest darmowa.
Wystarczy sobie założyć t,zw. „blogg” i oto cały świat może czytać nasze opinie, czy to prawdziwe czy kłamliwe. Nie wiadomo jednak jak długo ta ta wolność będzie dostępna.
Wolność słowa w Internecie nie bardzo cieszy tych którzy tracą kontrolę nad wolnością słowa. Dlatego tez pod różnymi pretekstami, forsowane są prawa kryminalizujące pewne wypowiedzi jak np „ mowę nienawiści” lub krytyką wybranych mniejszości jak np. homoseksualistów, pornografii dziecięcej.
a w wypadku Davida Irvinga zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim.
Pytanie które się nasuwa, jest zasadnicze i ważniejsze od sprawy Davida Irvinga.
Czy te prawa, które się mnożą po obydwu stronach Atlantyku, są rzeczywiście skierowane dla ochrony dzieci i pamięci ofiar hitlerowskich, czy tez służą zupełnie czemu innemu?
Może tym, którzy ustalają te prawa chodzi o cos ważniejszego, a mianowicie o totalitarną władzę. Być może, że ataki na Davida Irvinga, sa tylko zasłoną dymną w zapasach o kontrolę ludzkich umysłów. A kara jaką mu zaserwowano, ma być przykładem dla innych aby nie schodzili z wyznaczonej ścieżki.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
Odpowiedz Jana Czekajewskiego Pani Jadwidze M. Hafner z Austrii
Szanowna Pani,
Dla jasności, ograniczę się jedynie do określenia swej opinii, kto zasługuje a kto nie, na przywilej wolności słowa.
Wedle Pani, tutaj cytuję Pani słowa :
„ wolność słowa nie zrównałabym z głoszeniem kłamstw, pomówień, głoszenie zwłaszcza przez historyka teorii nie popartych faktami, nieprawdziwych a wiec zaprzeczających prawdzie”.
Natomiast, wedle mnie, każdy człowiek ma prawo głosić co mu się podoba, nawet jeśli większość ludzi może uważać, że jego wypowiedzi są idiotyczne czy kłamliwe.
Kłamstwo zwalcza się prawdą w publicznej dyskusji. Sąd i więzienie nie jest miejscem do oceny ludzkich opinii.
Oczywiście, w przeszłości, a mamy na to tysiące przykładów, sądy decydowały o „prawdziwości” wypowiedzi i czasami skazywały ludzi na spalenie na stosie.
Jednym z pospolitych przykładów obrazujących hitlerowską opresje w dziedzinie wolności słowa, w hitlerowskich Niemczech, jest fotografia grupy młodzieży hitlerowskiej palącej na stosie nie aryjskie książki.
Historia kołem się toczy. Dzisiaj karzemy wiezieniem autorów książek, które z jakiś względów są wedle istniejącego anty-nazistowskiego prawa kłamliwe i szkodliwe.
Sygnatariusze Konstytucji Amerykańskiej byli niezwykle mądrymi ludźmi, gdyż korzystając z doświadczeń despotyzmu europejskiego wysnuli dwa najważniejsze dla Ameryki wnioski, że w nowym państwie winna istnieć:
separacja religii od państwa
wolność słowa i zgromadzeń
Dzięki tym zapisom konstytucyjnym, kraj składający się z ludzi z wielu ras i religii był bardziej politycznie stabilny, niż większość innych.
Zarówno kłamstwo jak i prawda nie są wartościami bezwzględnymi.
Czy np w Polsce kraju katolickim, powinniśmy zabronić ateistom zaprzeczania istnieniu Boga i czy winni oni stanąć przed sądem za takie wypowiedzi? A co mamy zrobić z takimi, którzy mówią, ze ziemia jest plaska?
Prawo do wolności słowa, jest strasznie niewygodne dla rożnych grup których celem jest przechwycenie i utrzymanie władzy. Dlatego tez, nawet przy prawnych gwarancjach wolności słowa, jego używanie na arenie publicznej jest ograniczone przez dostęp to środków masowego przekazu. W kontroli dostępu do wolności słowa są zaangażowane miliardy dolarów.
Niespodziewanie, w ostatnich 10 latach, dzięki nowej technologii, zwolennicy wolności słowa i jego demokratyzacji otrzymali nowy oręż, jakim jest Internet. Dyskusja w Internecie nie wymaga milionów dolarów, jest darmowa.
Wystarczy sobie założyć t,zw. „blogg” i oto cały świat może czytać nasze opinie, czy to prawdziwe czy kłamliwe. Nie wiadomo jednak jak długo ta ta wolność będzie dostępna.
Wolność słowa w Internecie nie bardzo cieszy tych którzy tracą kontrolę nad wolnością słowa. Dlatego tez pod różnymi pretekstami, forsowane są prawa kryminalizujące pewne wypowiedzi jak np „ mowę nienawiści” lub krytyką wybranych mniejszości jak np. homoseksualistów, pornografii dziecięcej.
a w wypadku Davida Irvinga zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim.
Pytanie które się nasuwa, jest zasadnicze i ważniejsze od sprawy Davida Irvinga.
Czy te prawa, które się mnożą po obydwu stronach Atlantyku, są rzeczywiście skierowane dla ochrony dzieci i pamięci ofiar hitlerowskich, czy tez służą zupełnie czemu innemu?
Może tym, którzy ustalają te prawa chodzi o cos ważniejszego, a mianowicie o totalitarną władzę. Być może, że ataki na Davida Irvinga, sa tylko zasłoną dymną w zapasach o kontrolę ludzkich umysłów. A kara jaką mu zaserwowano, ma być przykładem dla innych aby nie schodzili z wyznaczonej ścieżki.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
ZBRODNIA I KARA DAWIDA IRVINGA
Niedawno, bo 21 lutego 2006, austriacki sad skazał brytyjskiego historyka Dawida Irvinga na 3 lata więzienia za wypowiedz, która miała miejsce 17 lat temu, w której zaprzeczał istnieniu komór gazowych w Obozie Koncentracyjnym w Oświęcimiu. W okresie późniejszym, David Irving, skorygował swą opinię i istnienie komór gazowych potwierdził, czego jednak sędziowie nie uznali za element minimalizujący jego winę.
Dla nas Polaków którzy stracili bliskich w Oświęcimiu, wypowiedz Irvinga jest nadzwyczaj obraźliwa i wykazuje albo złą wolę albo kompletną niewiedzę tego „historyka” o zbrodniach hitlerowskich.
Mój kuzyn, Henryk Czekajewski, został zagazowany w Dachau z powodu „mizernego zdrowia” ( nie nadawał się do pracy). Holocaust na Żydach, likwidację Getta w Częstochowie, obserwował i opisał w swym pamiętniku, mój ojciec, Franciszek Czekajewski. Nikt nie może mi zarzucić, ze sympatyzuje z Nazistami. Osobiście, już jako dorosły człowiek przez długi okres, chyba 15tu lat, miałem awersję do spotkań z Niemcami.
Niemniej, biorąc powyższe fakty pod uwagę, zarówno samo prawo jak i kara 3 lat wiezienia za wypowiedz, mającą miejsce 17 lat temu, są w gruncie rzeczy potrójnie szkodliwe.
Po pierwsze wyrok ten daje materiał propagandowy dla radykalnych mahometan, którzy na jego podstawie żądają podobnego wyroku dla redaktorów czasopism, które opublikowały karykatury Mahometa. Redaktorzy ci uzasadniają publikacje karykatur, wolnością słowa,
Po drugie kara ta ośmiesza przekonanie, że podstawą demokracji jest, WOLNOSĆ SŁOWA.
Jeśli chodzi o logikę, to trudno, w tym wypadku, nie oddać mahometańskim radykałom racji.
Po trzecie czyni Dawida Irvinga męczennikiem za sprawę zasady wolności słowa i bohaterem Neonazistów. Ponadto, wielu postronnych ludzi, zaczyna sobie stawiać pytania, o co właściwie chodzi, gdyż dla nich przedawniona „zbrodnia” Irvinga, nie zasługuje na taki rozgłos i drakońską karę.
60 lat temu, za czasów stalinowskich , jako młody chłopak słyszałem, że jakiś student nabazgrał na ścianie ubikacji:
„Niech żyje nam towarzysz Stalin, on usta słodsze ma od malin”.
Studenta tego wsadzili na 3 lata więzienia.
Podobny wyrok , 3 lata więzienia, wydano w wypadku Irvinga. Trapi mnie uzasadnienie obu wyroków i ich symetria.
Za Komuny, w Polsce, słyszałem dowcip o spotkaniu Amerykanina z Rosjaninem w Moskwie.
Obydwaj zachwalali wolność słowa jaka w ich krajach panuje.
Amerykanin argumentował, że u niego każdy może powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Na co Rosjanin, trafnie zauważył, ze w jego ojczyźnie, ZSSR, każdy także może bezkarnie powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Czy o taka wolność słowa Polakom chodzi?
W logice wolności słowa nie ma wyjątków. Tak samo jak w ginekologii. Albo panienka jest w ciąży, albo nie jest. Nie można być troszkę w ciąży. To samo z demokracją i wolnością słowa. Bez wolności słowa nie ma demokracji. Niemożliwe jest być krajem troszkę demokratycznym.
W Europie, Polska jest jednym z 8 krajów, w których zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim jest karalne. Na szczęście, jak narazie, nie skazano nikogo w Polsce więzieniem za obraźliwe lub idiotyczne wypowiedzi zaprzeczające zbrodniom hitlerowskim.
Jeśli kraj chce zapobiec powrotu do zamordyzmu, który być może zawita do Polski w nowej demokratycznej szacie, to musi tolerować idiotyczne albo obraźliwe dla niektórych opinie.
W przeciwnym wypadku grupa u władzy, może przeforsować prawo, że obraźliwe wypowiedzi niewygodne dla tej grupy rządzącej są wykluczone z prawa o ochronie wolności słowa. Historia jest pełna męczenników za wolność słowa. Chrystus, który miał opinie sprzeczne z tymi, które były ustalone przez ówczesną hierarchię, zapłacił śmiercią za swoje przekonania. W szkołach uczą nas o uwiezieniu przez Świętą Inkwizycję , Galileusza, za opinię, że ziemia się kreci wokół słońca i nie jest pępkiem wszechświata. Jednocześnie dziennikarze dzisiejszej polskiej prasy, radia i telewizji dumni są ze swej walki o wolność słowa. Kilkanaście lat temu zdobywali przecież ostrogi dziennikarskie w prasie podziemnej. Czują się bohaterami walki o tą wolność, aczkolwiek z perspektywy czasu „wojna jaruzelska” z solidarnościową prasą podziemną była bardziej ulgowa, niż wyrok sadu austriackiego dla Dawida Irvinga.
Dlaczego wiec dziennikarze polscy nie protestują w sprawie wyroku austriackiego a także akceptują istnienie antydemokratycznego prawa, zaprzeczającego wolności słowa w Polsce.
Dlaczego byli tacy odważni, kiedy SB-ocy generała Kiszczaka deptali im po piętach, a dzisiaj jedynie przebąkują, ze Irving nie potrzebnie jechał do Austrii, kiedy wiedział że maja tam na niego „haka”?
Czyżby, wolność dzisiejsza nie jest taka, jaka była wówczas, kiedy po nocach, w piwnicach, młodzi adepci dziennikarstwa kręcili na powielaczach antykomunistyczną bibułę.
Może obrośli sadłem i skapcanieli ? A może się boją? Niemożliwe, przecież żyją nareszcie w wolnym demokratycznym państwie, w którym, jak w sowieckiej pieśni, „ Ja drugoj takoj strony nie znaju, gdzie tak wolno dyszet Czełoviek”.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
janczek@aol.com
.
Dla nas Polaków którzy stracili bliskich w Oświęcimiu, wypowiedz Irvinga jest nadzwyczaj obraźliwa i wykazuje albo złą wolę albo kompletną niewiedzę tego „historyka” o zbrodniach hitlerowskich.
Mój kuzyn, Henryk Czekajewski, został zagazowany w Dachau z powodu „mizernego zdrowia” ( nie nadawał się do pracy). Holocaust na Żydach, likwidację Getta w Częstochowie, obserwował i opisał w swym pamiętniku, mój ojciec, Franciszek Czekajewski. Nikt nie może mi zarzucić, ze sympatyzuje z Nazistami. Osobiście, już jako dorosły człowiek przez długi okres, chyba 15tu lat, miałem awersję do spotkań z Niemcami.
Niemniej, biorąc powyższe fakty pod uwagę, zarówno samo prawo jak i kara 3 lat wiezienia za wypowiedz, mającą miejsce 17 lat temu, są w gruncie rzeczy potrójnie szkodliwe.
Po pierwsze wyrok ten daje materiał propagandowy dla radykalnych mahometan, którzy na jego podstawie żądają podobnego wyroku dla redaktorów czasopism, które opublikowały karykatury Mahometa. Redaktorzy ci uzasadniają publikacje karykatur, wolnością słowa,
Po drugie kara ta ośmiesza przekonanie, że podstawą demokracji jest, WOLNOSĆ SŁOWA.
Jeśli chodzi o logikę, to trudno, w tym wypadku, nie oddać mahometańskim radykałom racji.
Po trzecie czyni Dawida Irvinga męczennikiem za sprawę zasady wolności słowa i bohaterem Neonazistów. Ponadto, wielu postronnych ludzi, zaczyna sobie stawiać pytania, o co właściwie chodzi, gdyż dla nich przedawniona „zbrodnia” Irvinga, nie zasługuje na taki rozgłos i drakońską karę.
60 lat temu, za czasów stalinowskich , jako młody chłopak słyszałem, że jakiś student nabazgrał na ścianie ubikacji:
„Niech żyje nam towarzysz Stalin, on usta słodsze ma od malin”.
Studenta tego wsadzili na 3 lata więzienia.
Podobny wyrok , 3 lata więzienia, wydano w wypadku Irvinga. Trapi mnie uzasadnienie obu wyroków i ich symetria.
Za Komuny, w Polsce, słyszałem dowcip o spotkaniu Amerykanina z Rosjaninem w Moskwie.
Obydwaj zachwalali wolność słowa jaka w ich krajach panuje.
Amerykanin argumentował, że u niego każdy może powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Na co Rosjanin, trafnie zauważył, ze w jego ojczyźnie, ZSSR, każdy także może bezkarnie powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Czy o taka wolność słowa Polakom chodzi?
W logice wolności słowa nie ma wyjątków. Tak samo jak w ginekologii. Albo panienka jest w ciąży, albo nie jest. Nie można być troszkę w ciąży. To samo z demokracją i wolnością słowa. Bez wolności słowa nie ma demokracji. Niemożliwe jest być krajem troszkę demokratycznym.
W Europie, Polska jest jednym z 8 krajów, w których zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim jest karalne. Na szczęście, jak narazie, nie skazano nikogo w Polsce więzieniem za obraźliwe lub idiotyczne wypowiedzi zaprzeczające zbrodniom hitlerowskim.
Jeśli kraj chce zapobiec powrotu do zamordyzmu, który być może zawita do Polski w nowej demokratycznej szacie, to musi tolerować idiotyczne albo obraźliwe dla niektórych opinie.
W przeciwnym wypadku grupa u władzy, może przeforsować prawo, że obraźliwe wypowiedzi niewygodne dla tej grupy rządzącej są wykluczone z prawa o ochronie wolności słowa. Historia jest pełna męczenników za wolność słowa. Chrystus, który miał opinie sprzeczne z tymi, które były ustalone przez ówczesną hierarchię, zapłacił śmiercią za swoje przekonania. W szkołach uczą nas o uwiezieniu przez Świętą Inkwizycję , Galileusza, za opinię, że ziemia się kreci wokół słońca i nie jest pępkiem wszechświata. Jednocześnie dziennikarze dzisiejszej polskiej prasy, radia i telewizji dumni są ze swej walki o wolność słowa. Kilkanaście lat temu zdobywali przecież ostrogi dziennikarskie w prasie podziemnej. Czują się bohaterami walki o tą wolność, aczkolwiek z perspektywy czasu „wojna jaruzelska” z solidarnościową prasą podziemną była bardziej ulgowa, niż wyrok sadu austriackiego dla Dawida Irvinga.
Dlaczego wiec dziennikarze polscy nie protestują w sprawie wyroku austriackiego a także akceptują istnienie antydemokratycznego prawa, zaprzeczającego wolności słowa w Polsce.
Dlaczego byli tacy odważni, kiedy SB-ocy generała Kiszczaka deptali im po piętach, a dzisiaj jedynie przebąkują, ze Irving nie potrzebnie jechał do Austrii, kiedy wiedział że maja tam na niego „haka”?
Czyżby, wolność dzisiejsza nie jest taka, jaka była wówczas, kiedy po nocach, w piwnicach, młodzi adepci dziennikarstwa kręcili na powielaczach antykomunistyczną bibułę.
Może obrośli sadłem i skapcanieli ? A może się boją? Niemożliwe, przecież żyją nareszcie w wolnym demokratycznym państwie, w którym, jak w sowieckiej pieśni, „ Ja drugoj takoj strony nie znaju, gdzie tak wolno dyszet Czełoviek”.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
janczek@aol.com
.
Obraza Matki Boskiej Czestochowskiej
Obraza Matki Boskiej Częstochowskiej przez czasopismo “Machina”
Niestety większość ludzi i to nie tylko w Polsce uznaje wolność słowa w myśl zasady : “Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”.
W zależności od okoliczności, “smrodowi”, czyli przeciętnemu człowiekowi, wolno krytykować albo chwalić tylko tematy dozwolone przez Prokuraturę. Kiedyś, za tej „strasznej” komuny, wsadzano do ciupy ludzi za “szeptaną propagandę” a dzisiaj będziemy wsadzać za obrazę Matki Boskiej Częstochowskiej. Nasuwa mi się pytanie, czy winniśmy także pisać donosy o popełnieniu przestępstwa na tych, co wykraczają przeciwko drugiemu z dziesięciorga przykazań, wznosząc okrzyki:
„ O Jezu! Ale heca!”.
Oczywiście, w zależności od kraju to co wolno w jednym kraju jest karalne w drugim. I tak np. W USA wolno szkalować Kościół Katolicki ale nie wolno n.p. obrażać homoseksualistów.
Ludziom trudno jest zaakceptować pojecie, ze wolność słowa winna być uniwersalna. W gruncie rzeczy, wbrew temu co ludzie sadzą o sobie, większość z nas nienawidzi wolności słowa.
Podobnie jest jak z wolnością zarabiania pieniędzy, zróżnicowaniem dochodów i płaskim podatkiem . Ludzie w Polsce , ale także w USA, wolą być biedniejsi, aby tylko inni nie drażnili ich swym bogactwem.
W Polsce mamy podobno wolny rynek, gdzie 95% obywateli podaje się za wierzących katolików. Jak to się jednak dzieje, ze Jerzy Urban i jego dość niesmaczna, antyklerykalna, gazeta “Nie”, ma tylu czytelników a sam Urban jest dozo bogatszy dzisiaj, niż był, jako minister, za czasów Komuny? To nikt inny tylko ci polscy katolicy, te 95% narodu, napędzają mu ogromne pieniądze do kiesy. Jeśliby Polakom zależało na dobrym imieniu Marki Boskiej Częstochowskiej to winni, pewnego dnia, przestać kupować “Nie” i puścić zbankrutowanego Urbana “w skarpetkach”.
Znaczy to, że w sytuacji wolnego rynku istnieją metody demokratycznego wymuszenia swej woli i wypowiedzenia własnej opinii, otwierając albo zamykając portfel. Podobnie winno być z czasopismem “Machina”. Nie potrzeba do tego cyrku z Prokuraturą i donosami “o popełnieniu przestępstwa”. Drodzy Rodacy w Panu, zamiast kupować “Machinę” wyślijcie pieniądze na jakąś katolicką akcje pomocy głodnym dzieciom czy starcom. Proces przeciwko czasopismu “Machina” i jego redakcji odbędzie się Waszym, katolickim kosztem, z Waszych katolickich podatków.
Może lepiej aby te Wasze pieniądze poszły np. na “becikowe”.
Jan Czekajewski, Częstochowianin
Dzisiaj w Columbus, Ohio, USA
Członek Polskiego Instytutu Naukowego Naukowego NY (PIASA)
Niestety większość ludzi i to nie tylko w Polsce uznaje wolność słowa w myśl zasady : “Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”.
W zależności od okoliczności, “smrodowi”, czyli przeciętnemu człowiekowi, wolno krytykować albo chwalić tylko tematy dozwolone przez Prokuraturę. Kiedyś, za tej „strasznej” komuny, wsadzano do ciupy ludzi za “szeptaną propagandę” a dzisiaj będziemy wsadzać za obrazę Matki Boskiej Częstochowskiej. Nasuwa mi się pytanie, czy winniśmy także pisać donosy o popełnieniu przestępstwa na tych, co wykraczają przeciwko drugiemu z dziesięciorga przykazań, wznosząc okrzyki:
„ O Jezu! Ale heca!”.
Oczywiście, w zależności od kraju to co wolno w jednym kraju jest karalne w drugim. I tak np. W USA wolno szkalować Kościół Katolicki ale nie wolno n.p. obrażać homoseksualistów.
Ludziom trudno jest zaakceptować pojecie, ze wolność słowa winna być uniwersalna. W gruncie rzeczy, wbrew temu co ludzie sadzą o sobie, większość z nas nienawidzi wolności słowa.
Podobnie jest jak z wolnością zarabiania pieniędzy, zróżnicowaniem dochodów i płaskim podatkiem . Ludzie w Polsce , ale także w USA, wolą być biedniejsi, aby tylko inni nie drażnili ich swym bogactwem.
W Polsce mamy podobno wolny rynek, gdzie 95% obywateli podaje się za wierzących katolików. Jak to się jednak dzieje, ze Jerzy Urban i jego dość niesmaczna, antyklerykalna, gazeta “Nie”, ma tylu czytelników a sam Urban jest dozo bogatszy dzisiaj, niż był, jako minister, za czasów Komuny? To nikt inny tylko ci polscy katolicy, te 95% narodu, napędzają mu ogromne pieniądze do kiesy. Jeśliby Polakom zależało na dobrym imieniu Marki Boskiej Częstochowskiej to winni, pewnego dnia, przestać kupować “Nie” i puścić zbankrutowanego Urbana “w skarpetkach”.
Znaczy to, że w sytuacji wolnego rynku istnieją metody demokratycznego wymuszenia swej woli i wypowiedzenia własnej opinii, otwierając albo zamykając portfel. Podobnie winno być z czasopismem “Machina”. Nie potrzeba do tego cyrku z Prokuraturą i donosami “o popełnieniu przestępstwa”. Drodzy Rodacy w Panu, zamiast kupować “Machinę” wyślijcie pieniądze na jakąś katolicką akcje pomocy głodnym dzieciom czy starcom. Proces przeciwko czasopismu “Machina” i jego redakcji odbędzie się Waszym, katolickim kosztem, z Waszych katolickich podatków.
Może lepiej aby te Wasze pieniądze poszły np. na “becikowe”.
Jan Czekajewski, Częstochowianin
Dzisiaj w Columbus, Ohio, USA
Członek Polskiego Instytutu Naukowego Naukowego NY (PIASA)
Wednesday, March 01, 2006
Zbrodnia i Kara Davida Irvinga
Niedawno, bo 21 lutego 2006, austriacki sad skazał brytyjskiego historyka Dawida Irvinga na 3 lata więzienia za wypowiedz, która miała miejsce 17 lat temu, w której zaprzeczał istnieniu komór gazowych w Obozie Koncentracyjnym w Oświęcimiu. W okresie późniejszym, David Irving, skorygował swą opinię i istnienie komór gazowych potwierdził, czego jednak sędziowie nie uznali za element minimalizujący jego winę.
Dla nas Polaków którzy stracili bliskich w Oświęcimiu, wypowiedz Irvinga jest nadzwyczaj obraźliwa i wykazuje albo złą wolę albo kompletną niewiedzę tego „historyka” o zbrodniach hitlerowskich.
Mój kuzyn, Henryk Czekajewski, został zagazowany w Dachau z powodu „mizernego zdrowia” ( nie nadawał się do pracy). Holocaust na Żydach, likwidację Getta w Częstochowie, obserwował i opisał w swym pamiętniku, mój ojciec, Franciszek Czekajewski. Nikt nie może mi zarzucić, ze sympatyzuje z Nazistami. Osobiście, już jako dorosły człowiek przez długi okres, chyba 15tu lat, miałem awersję do spotkań z Niemcami.
Niemniej, biorąc powyższe fakty pod uwagę, zarówno samo prawo jak i kara 3 lat wiezienia za wypowiedz, mającą miejsce 17 lat temu, są w gruncie rzeczy potrójnie szkodliwe.
Po pierwsze wyrok ten daje materiał propagandowy dla radykalnych mahometan, którzy na jego podstawie żądają podobnego wyroku dla redaktorów czasopism, które opublikowały karykatury Mahometa. Redaktorzy ci uzasadniają publikacje karykatur, wolnością słowa,
Po drugie kara ta ośmiesza przekonanie, że podstawą demokracji jest, WOLNOSĆ SŁOWA.
Jeśli chodzi o logikę, to trudno, w tym wypadku, nie oddać mahometańskim radykałom racji.
Po trzecie czyni Dawida Irvinga męczennikiem za sprawę zasady wolności słowa i bohaterem Neonazistów. Ponadto, wielu postronnych ludzi, zaczyna sobie stawiać pytania, o co właściwie chodzi, gdyż dla nich przedawniona „zbrodnia” Irvinga, nie zasługuje na taki rozgłos i drakońską karę.
60 lat temu, za czasów stalinowskich , jako młody chłopak słyszałem, że jakiś student nabazgrał na ścianie ubikacji:
„Niech żyje nam towarzysz Stalin, on usta słodsze ma od malin”.
Studenta tego wsadzili na 3 lata więzienia.
Podobny wyrok , 3 lata więzienia, wydano w wypadku Irvinga. Trapi mnie uzasadnienie obu wyroków i ich symetria.
Za Komuny, w Polsce, słyszałem dowcip o spotkaniu Amerykanina z Rosjaninem w Moskwie.
Obydwaj zachwalali wolność słowa jaka w ich krajach panuje.
Amerykanin argumentował, że u niego każdy może powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Na co Rosjanin, trafnie zauważył, ze w jego ojczyźnie, ZSSR, każdy także może bezkarnie powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Czy o taka wolność słowa Polakom chodzi?
W logice wolności słowa nie ma wyjątków. Tak samo jak w ginekologii. Albo panienka jest w ciąży, albo nie jest. Nie można być troszkę w ciąży. To samo z demokracją i wolnością słowa. Bez wolności słowa nie ma demokracji. Niemożliwe jest być krajem troszkę demokratycznym.
W Europie, Polska jest jednym z 8 krajów, w których zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim jest karalne. Na szczęście, jak narazie, nie skazano nikogo w Polsce więzieniem za obraźliwe lub idiotyczne wypowiedzi zaprzeczające zbrodniom hitlerowskim.
Jeśli kraj chce zapobiec powrotu do zamordyzmu, który być może zawita do Polski w nowej demokratycznej szacie, to musi tolerować idiotyczne albo obraźliwe dla niektórych opinie.
W przeciwnym wypadku grupa u władzy, może przeforsować prawo, że obraźliwe wypowiedzi niewygodne dla tej grupy rządzącej są wykluczone z prawa o ochronie wolności słowa. Historia jest pełna męczenników za wolność słowa. Chrystus, który miał opinie sprzeczne z tymi, które były ustalone przez ówczesną hierarchię, zapłacił śmiercią za swoje przekonania. W szkołach uczą nas o uwiezieniu przez Świętą Inkwizycję , Galileusza, za opinię, że ziemia się kreci wokół słońca i nie jest pępkiem wszechświata. Jednocześnie dziennikarze dzisiejszej polskiej prasy, radia i telewizji dumni są ze swej walki o wolność słowa. Kilkanaście lat temu zdobywali przecież ostrogi dziennikarskie w prasie podziemnej. Czują się bohaterami walki o tą wolność, aczkolwiek z perspektywy czasu „wojna jaruzelska” z solidarnościową prasą podziemną była bardziej ulgowa, niż wyrok sadu austriackiego dla Dawida Irvinga.
Dlaczego wiec dziennikarze polscy nie protestują w sprawie wyroku austriackiego a także akceptują istnienie antydemokratycznego prawa, zaprzeczającego wolności słowa w Polsce.
Dlaczego byli tacy odważni, kiedy SB-ocy generała Kiszczaka deptali im po piętach, a dzisiaj jedynie przebąkują, ze Irving nie potrzebnie jechał do Austrii, kiedy wiedział że maja tam na niego „haka”?
Czyżby, wolność dzisiejsza nie jest taka, jaka była wówczas, kiedy po nocach, w piwnicach, młodzi adepci dziennikarstwa kręcili na powielaczach antykomunistyczną bibułę.
Może obrośli sadłem i skapcanieli ? A może się boją? Niemożliwe, przecież żyją nareszcie w wolnym demokratycznym państwie, w którym, jak w sowieckiej pieśni, „ Ja drugoj takoj strony nie znaju, gdzie tak wolno dyszet Czełoviek”.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
janczek@aol.com
.
Dla nas Polaków którzy stracili bliskich w Oświęcimiu, wypowiedz Irvinga jest nadzwyczaj obraźliwa i wykazuje albo złą wolę albo kompletną niewiedzę tego „historyka” o zbrodniach hitlerowskich.
Mój kuzyn, Henryk Czekajewski, został zagazowany w Dachau z powodu „mizernego zdrowia” ( nie nadawał się do pracy). Holocaust na Żydach, likwidację Getta w Częstochowie, obserwował i opisał w swym pamiętniku, mój ojciec, Franciszek Czekajewski. Nikt nie może mi zarzucić, ze sympatyzuje z Nazistami. Osobiście, już jako dorosły człowiek przez długi okres, chyba 15tu lat, miałem awersję do spotkań z Niemcami.
Niemniej, biorąc powyższe fakty pod uwagę, zarówno samo prawo jak i kara 3 lat wiezienia za wypowiedz, mającą miejsce 17 lat temu, są w gruncie rzeczy potrójnie szkodliwe.
Po pierwsze wyrok ten daje materiał propagandowy dla radykalnych mahometan, którzy na jego podstawie żądają podobnego wyroku dla redaktorów czasopism, które opublikowały karykatury Mahometa. Redaktorzy ci uzasadniają publikacje karykatur, wolnością słowa,
Po drugie kara ta ośmiesza przekonanie, że podstawą demokracji jest, WOLNOSĆ SŁOWA.
Jeśli chodzi o logikę, to trudno, w tym wypadku, nie oddać mahometańskim radykałom racji.
Po trzecie czyni Dawida Irvinga męczennikiem za sprawę zasady wolności słowa i bohaterem Neonazistów. Ponadto, wielu postronnych ludzi, zaczyna sobie stawiać pytania, o co właściwie chodzi, gdyż dla nich przedawniona „zbrodnia” Irvinga, nie zasługuje na taki rozgłos i drakońską karę.
60 lat temu, za czasów stalinowskich , jako młody chłopak słyszałem, że jakiś student nabazgrał na ścianie ubikacji:
„Niech żyje nam towarzysz Stalin, on usta słodsze ma od malin”.
Studenta tego wsadzili na 3 lata więzienia.
Podobny wyrok , 3 lata więzienia, wydano w wypadku Irvinga. Trapi mnie uzasadnienie obu wyroków i ich symetria.
Za Komuny, w Polsce, słyszałem dowcip o spotkaniu Amerykanina z Rosjaninem w Moskwie.
Obydwaj zachwalali wolność słowa jaka w ich krajach panuje.
Amerykanin argumentował, że u niego każdy może powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Na co Rosjanin, trafnie zauważył, ze w jego ojczyźnie, ZSSR, każdy także może bezkarnie powiedzieć, że prezydent USA jest durniem.
Czy o taka wolność słowa Polakom chodzi?
W logice wolności słowa nie ma wyjątków. Tak samo jak w ginekologii. Albo panienka jest w ciąży, albo nie jest. Nie można być troszkę w ciąży. To samo z demokracją i wolnością słowa. Bez wolności słowa nie ma demokracji. Niemożliwe jest być krajem troszkę demokratycznym.
W Europie, Polska jest jednym z 8 krajów, w których zaprzeczanie zbrodniom hitlerowskim jest karalne. Na szczęście, jak narazie, nie skazano nikogo w Polsce więzieniem za obraźliwe lub idiotyczne wypowiedzi zaprzeczające zbrodniom hitlerowskim.
Jeśli kraj chce zapobiec powrotu do zamordyzmu, który być może zawita do Polski w nowej demokratycznej szacie, to musi tolerować idiotyczne albo obraźliwe dla niektórych opinie.
W przeciwnym wypadku grupa u władzy, może przeforsować prawo, że obraźliwe wypowiedzi niewygodne dla tej grupy rządzącej są wykluczone z prawa o ochronie wolności słowa. Historia jest pełna męczenników za wolność słowa. Chrystus, który miał opinie sprzeczne z tymi, które były ustalone przez ówczesną hierarchię, zapłacił śmiercią za swoje przekonania. W szkołach uczą nas o uwiezieniu przez Świętą Inkwizycję , Galileusza, za opinię, że ziemia się kreci wokół słońca i nie jest pępkiem wszechświata. Jednocześnie dziennikarze dzisiejszej polskiej prasy, radia i telewizji dumni są ze swej walki o wolność słowa. Kilkanaście lat temu zdobywali przecież ostrogi dziennikarskie w prasie podziemnej. Czują się bohaterami walki o tą wolność, aczkolwiek z perspektywy czasu „wojna jaruzelska” z solidarnościową prasą podziemną była bardziej ulgowa, niż wyrok sadu austriackiego dla Dawida Irvinga.
Dlaczego wiec dziennikarze polscy nie protestują w sprawie wyroku austriackiego a także akceptują istnienie antydemokratycznego prawa, zaprzeczającego wolności słowa w Polsce.
Dlaczego byli tacy odważni, kiedy SB-ocy generała Kiszczaka deptali im po piętach, a dzisiaj jedynie przebąkują, ze Irving nie potrzebnie jechał do Austrii, kiedy wiedział że maja tam na niego „haka”?
Czyżby, wolność dzisiejsza nie jest taka, jaka była wówczas, kiedy po nocach, w piwnicach, młodzi adepci dziennikarstwa kręcili na powielaczach antykomunistyczną bibułę.
Może obrośli sadłem i skapcanieli ? A może się boją? Niemożliwe, przecież żyją nareszcie w wolnym demokratycznym państwie, w którym, jak w sowieckiej pieśni, „ Ja drugoj takoj strony nie znaju, gdzie tak wolno dyszet Czełoviek”.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
janczek@aol.com
.
Monday, February 06, 2006
Dyskusja w sprawie rysunkow Mahometa
Dyskusja w sprawie komiksów przedstawiajacych Mahometa Luty 2006 Artkul z Rzeczpolitej" Od redakcji Konflikt dotyczący karykatur Mahometa zaszedł tak daleko, że chyba każda redakcja w świecie zachodnim stanęła przed dylematem: publikować czy nie. Decyzja duńskiego dziennika, który to pierwszy uczynił, nie uwzględniała wrażliwości wielu ludzi; zdecydowano się na żart z tego, co dla nich święte. Media europejskie są pluralistyczne. Niektóre z nich prowokują, obrażają, nie przejmują się przekonaniami, wiarą, inne stają zdecydowanie w obronie wartości, religii i Boga. Dzieje się tak, bo dla Europy, dla cywilizacji zachodniej wolność słowa jest wartością fundamentalną. Ci, którzy czują się dotknięci, uważają, że jest nadużywana, mogą dochodzić swoich racji także w sądzie. I jest to jedyna akceptowana w świecie demokracji droga. W tym przypadku obrażeni poczuli się muzułmanie na całym świecie. Nie można tego ignorować, trzeba o tym pamiętać w przyszłości. Wyznawcy islamu sięgnęli jednak po metody, które są obce naszej cywilizacji. Po publikacji prywatnego dziennika w małym kraju europejskim państwa islamskie odwołują swoich ambasadorów i domagają się przeprosin od polityków. W wolność mediów w Europie usiłują ingerować politycy państw islamskich. Publicznie palone są flagi Danii, a terroryści grożą zamachami i porywaniem obywateli krajów, w których wolne i niezależne od państwa dzienniki w imię solidarności opublikowały karykatury. Wolna prasa i wolne państwa nie mogą ulec temu szantażowi. Doszło do najpoważniejszego w ostatnim czasie zderzenia między dwiema wielkimi kulturami. Spór dotyczy fundamentalnych dla nas wartości. Prawa do wolności, w tym swobody wypowiedzi. Zdecydowaliśmy się przedrukować te karykatury, bo całkowicie odrzucamy metody, do których odwołali się islamscy przeciwnicy publikacji. Wolności wypowiedzi trzeba bronić. Także wtedy, kiedy nie zgadzamy się z ich treścią. Grzegorz Gauden (Redaktor Naczelny) List Jana Czekajewskiego do Redakcji "Rzeczpospolitej" RE: Wolność słowa nie jest prowokacją Publikacja rysunków przedstawiających Mahometa winna zależeć od decyzji redakcji I nie powinna być przedmiotem nacisków tłumu czy Rządu. W wypadku karykatury Proroka Mahometa, rzecz jest nie w tym, ze karykatura była satyryczna, ale w tym, ze religia mahometańska zabrania przedstawiać obrazu Proroka w jakiejkolwiek postaci. Przybysze wyznania mahometańskiego, jako goście, winni respektować zwyczaje kultury krajów, które ich goszczą.Osobiście uważam, ze ludzie winni mieć wolność wyrażania swych poglądów na piśmie lub słowie, włączając w to dogmaty religijne, bez ingerencji rządów lub strachu przed fanatycznym tłumem. Czytelnicy natomiast maja prawo takie gazety czytać lub nie.Niemniej kraje chrzesciańskie nie maja powodu do poczucia moralnej wyższości na Mahometanami.W krajach europejskich jest wiele tematów stanowiących „tabu” a ich poruszenie jest przedmiotem kar kryminalnych lub finansowych.Polsce np. takim tabu było ośmieszanie Papieża, Jana Pawła II ( np. sprawa ministra Siwca całującego ziemie) a w Austrii, Niemczech i Polsce takim przykładowym, zabronionym tematem jest kwestionowanie zagłady Żydów (Holokaust).Ostatnim przykładem tej rozdwojonej moralności jest uwiezienie w Austrii , w październiku 2005r, historyka brytyjskiego Dawida Irving’a. Dawid Irving jest winny wypowiedzi, mającej miejsce 18 lat temu, w której wątpił w istnienie komór gazowych w Oświęcimiu (Auschwitz). Tu trzeba dodać, ze w międzyczasie, Irving zmienił już swa opinię o komorach gazowych i uznał ich istnienie, co jednak nie zmieniło opinii austryjackiego prokuratora o jego winie.Czy dziennikarze europejscy solidaryzujący się z duńskimi kolegami w obronie wolności słowa, nie powinni także, dla symetrii, zakwestionować drastycznych metod karania brytyjskiego pisarza, którego jedyna wina była błędna historyczna opinia ?Czy wobec tego nie powinniśmy zamykać do wiezienia ludzi, którzy uważają ze ziemia jest plaska albo, ze Polska rządzą Marsjanie?Czy winniśmy bronić wolności słowa we wszystkich wypadkach, czy tylko w tych które są „politycznie poprawne”?Milczenie dziennikarzy europejskich w sprawie uwiezienia Dawida Irvinga, stawia pod znakiem zapytania ich motywacje obrony dziennikarzy duńskich.To milczenie daje fanatykom mahometańskim uzasadnienie ich własnych, odrażających metod nacisku i terroru w stosunku do podstaw Judeo-Chrzescianskiej kultury, której jakoby hołdujemy. Jan Czekajewski , Columbus, Ohio, Letter to Financial Times and The New York Times RE: Cartoons spark Islamic rage, FT February 3, 2006 Why there is justifiable outrage against Moslems attacking Danish Newspaper for making fun of their Prophet Mohammed in the cartoon, most Americans and Europeans do not realize that we have similar limitations of "free speech" regarding such untouchable "icons" as, e.g. Polish Pope John Paul II (in Poland) or Jewish Holocaust (in Europe and US).. You may be aware that the British historian David Irving was arrested in November ,2005 in Austria for offence of questioning the existence of gas chambers in Auschwitz Concentration Camp. Offence he committed 18 years ago. If convicted, he could spend rest of his life in prison. As a Holocaust survivor myself, I am against criminalizing anybody's opinions even if completely wrong. Should we also arrest people who claim that the Earth if flat? Should we defend freedom of speech in all cases or do it only when politically correct and convenient Jan Czekajewski, Ph.D. Columbus, Ohio, USA Hej Jasiu (opinia od Zbyszka ) Ja się z Tobą nie mogę zgodzić Wolność słowa też ma swoje granice . Czy sądziśż że gdyby dziennikaż opublikowął w gazecie obrazki z pornografią dziecięcą w ramach wolności słowa to było by to do przyjęcia ? Są granice wolności słowa i publikacji . Taką granicą jest między innymi , nie obrażanie uczuć religijnych innych ludzi . Absolutna wolność słowa może mieć miejsce wyłącznie na pustyni . Wszędzie tam gdzie żyjemy między ludźmi trzeba pozwolić im żyć i uwzględnić ich przekonania. Absolutna wolność słowa jest utopią . Cześć Zbyszek Możeśz wykorzystać mój list do innych celów Witaj Zbyszku, (odpowiedz Jana) Mnie nie chodzi o to co jest a nie jest do przyjecia, tylko o karalnosc wypowiedzi. Takie przekonanie jak Twoje, ma wiekszosc mych korespondentow. Wynika to z ich wiary, ze prasa jest niezalezna, albo w rekach rzadu i nie nie poddana prawom rynku. W spoleczenstwie kapitalistycznym wydawca i dziennikarz musza sie liczyc z czytelnikami, inaczej nikt nie kupi gazety i publikacja splajtuje. Osobiscie nie mam zastrzezen co do publikacji pornografii albo obrazliwych rysunkow szkalujacych "moralne wartosci" przez np. Urbana w "Nie", natomiast mam zastrzezenia do tej czesci spoleczenstwa, ktore ta gazete, w wielkim nakladzie 200,000 kupuje. Gdyby ludzie mieli poczucie smaku i spolecznej odpowiedzialnosci puscili by Urbana z torbami. Niestety Urban sie dobrze miewa i oplywa milionami naiwnych, biednych Polakow. Wcale mu sie nie dziewie, ze smieje sie z Polakow w kulak. Pornografia dziecieca jest nadwyraz niesmaczna ale dopuki na papierze czy komputerze, nie stosowana w praktyce, na dzieciach, nie powinna byc przedmiotem kary. Wynika to z tego, ze to co dla jednych jest pornografia, dla innych moze byc sztuka, jesli sie przypatrzec pewnym amorkom w barokowych kosciolach. Ponadto w USA, a moze i w Polsce, zarzut pornografii dzieciecej jest uzywany jako uzasadnienie rewizji w domach albo kontrole korespondencji internetowej. Trwa to juz od wielu lat, kiedy to wsadzano ojcow dzieci do wiezienia, na podstawie zarzutow zony, za ojciec dotykal genitaliow dziecka w czasie jego kapieli. Wielu siedzi do dzisiaj w wiezieniach pod sfabrykowanymi zarzutami molestowania nieletnich. Ostatnio nasz demokratyczny rzad uzasadnia masowe podsluchy rozmow telefonicznych i korespondencji internetowej po czesci terorystami a po czesci wlasnie checia wylapania pornogrfow dzieciecych. Ludzie to latwo kupuja i wiekszosc spoleczenstwa sie z tym godzi. W sumie chodzi nie o pornografie ani terorystow tylko o rozszerzenie zakresu wladzy i jesli potrzeba zduszenie opozycji. Jesli chodzi o karykatury Mahometa, to nie powinna byc o to wielkiego rabanu, szczegolnie w Polsce, gdzie w literaturze szkolnej,u Sienkiewicza i innych, pisza o Mahometanach i Protestantach jako psubratach i "Lutrach przekletych", ktorym na pohybel. Reasumujac, co do publikacji Mahometa z palacym sie lontem w turbanie, to po wymianie korespondencji z kilkoma kolegami, doszlismy do wniosku, ze jest to prowokacja, ktorej celem jest spolaryzowanie swiata na dwa obozy, zachodni( judeo-chrzescianski) w wschodni (mahometanski). Tlum mahoimetanski to naiwnie kupil i idzie jak na pasku ze swymi demonstracjami, palac ambasady Danii i Norwegii w Damaszku i straszac zemsta smierci. Po jakims czasie stanie sie do przyjecia, w swiecie zachodnim, zrzucenie na tych "psubratow" bomby atomowej, jako ze sami taka bombe konstruuja. Zapominamy, ze w tamtym rejonie sa juz dwa panstwa, jedno wielkie, Pakistan, a drugie malutkie, ktore maja wiecej bomb atomowych niz Anglia i Francja razem wziete. Jakos niekt sie nie upiera aby im te bomby poddac miedzynarodowej kontroli. Mam nadzieje, ze po wyslaniu tego listu nie wtargnie do mego domu tajna, domowa bezpieka, aby zarekwirowac mi komputer a mnie jako teroryste wyslac ciupasem na Kube w celach rekreacyjnych i reedukacyjnych. Jak sam wiesz, bo tam bywales, tam teraz slonecznie i cieplo. Usciski Janek Cz. Janku, (opinia od Andrzeja Cz.) Twoja wypowiedź wprost cacy–cacy, w duchu najlepszych tradycji demokratycznych, tylko że te „tłumy” to także obywatele, którzy czują że im wsadzono palec w oko. Chcesz im tłumaczyć, że nie mają racji? Oni odpowiedzą – panie, to moje oko.Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka – tyle w materii zasad. Zaś tam gdzie w grę wchodzi praktyka życia, pamiętajmy: kto sieje wiatr - zbiera burzę. Pozdrowienia - AndrzejJanku, Twoja wypowiedź wprost cacy–cacy, w duchu najlepszych tradycji demokratycznych, tylko że te „tłumy” to także obywatele, którzy czują że im wsadzono palec w oko. Chcesz im tłumaczyć, że nie mają racji? Oni odpowiedzą – panie, to moje oko.Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka – tyle w materii zasad. Zaś tam gdzie w grę wchodzi praktyka życia, pamiętajmy: kto sieje wiatr - zbiera burzę. Pozdrowienia - Andrzej Cz.
Rewizja opini w sprawie Proroka M. z lontem w glowie
Po zastanowieniu, doszedlem do wniosku, ze cala histeria nie jest jednak prowokacja naszego "Obozu Pokoju" ale jest sterowana i wywolana przez klerykow mahometanskich, prawdopodobnie sterowanych z Iranu.
Opublikowanie rysunkow Proroka mialo miejsce dosc dawno temu w pazdzierniku, a cala sprawa nabrala rozglosu teraz, Dlaczego teraz?
Otoz teraz, nasz "Oboz Pokoju" razem z MM ( Malym Mocarstwem) rowniez znanym jako JDnBW (Jedyna Demokracja na Bliskim Wschodzie) groza Iranowi, ze ich "zalatwia" metodami "pokojowymi", spuszczajac na ich glowe, jak sie beda zbytnio bronili, mala atomowke, wedle zasady "Chcieliscie atomu to macie!".
Przerazone iranskie muly, chca zmnobilizowac swiat islamski i pokazac, ze Oboz Pokoju (OP) musi sie liczyc nie tylko z Iranem, ale takze z 1,2 biliona (bilion amerykanski to miliard polski) piro-maniakow, ktorzy podpala nie tylko wszyskie ambasady ale i byznesy, we wszystkich krajach gdzie rezyduja. Mozna przypuszczac, wypadki palenia samochodow we Francji byly w mysl tego samego programu. Nasz "Oboz Pokoju" bedzie mial trudnosci z rekrutacja "Koalicji Chetnych" dla dalszej "Walki o Pokoj i Demokracje", jesli koalicjanci zastanowia sie nad kosztami i konsekwencjami jakie poniosa. Jesli chodzi o nasz "Oboz Pokoju" i MM, to tutaj koszty nie wchodza w rachube, bo 40 procent nas, razem z Wodzem Naczelnym wierzy w (KoSw) Koniec Swiata i to w najblizszym czasie. (Chinczycy beda wyslac komornika do Nieba aby odebrac naleznosc za dlugi). Nie ma wiec specjalnej roznicy czy Apokalipsa przyjdzie teraz czy za rok. Jesli teraz, to mamy, przynajmniej, jakas kontrole nad poczatkiem wypadkow i mozemy przed koncem swiata (KoSw) sie pomodlic, a ci wszyscy inowiercy, lacznie ze Starszymi Bracmi, nawrocic na jedynie prawdziwa Chrystusowa Wiare (Ch-Wi). Natomiast Polska ma olbrzymia szanse, jakiej nie miala od 500 lat, aby znowu sie stac PC (Przedmurzem Chrzescianstwa) z tym ze na BW ( Bliskim Wschodzie). Ksiadz Rydzyk winien juz teraz zaczac nawolywac, aby starsze panie ( Mocherowe Berety) zaczely wyposazac swych synow w konie z rzedem do wymarszu w celach Krucjaty na teren Ziemi Swietej, o rozszerzonym, o Persje, wymiarze.
Dla mnie strazaka, nie wyglada dobrze, kiedy maniacy bawia sie zapalkami.
Johnek Kapusta
Starszy Sikawkowy Swiatowej Ochotniczej Strazy Pozarnej (SSSOSP)
Rewizja opini w sprawie Proroka M. z lontem w glowie
Po zastanowieniu, doszedlem do wniosku, ze cala histeria nie jest jednak prowokacja naszego "Obozu Pokoju" ale jest sterowana i wywolana przez klerykow mahometanskich, prawdopodobnie sterowanych z Iranu.
Opublikowanie rysunkow Proroka mialo miejsce dosc dawno temu w pazdzierniku, a cala sprawa nabrala rozglosu teraz, Dlaczego teraz?
Otoz teraz, nasz "Oboz Pokoju" razem z MM ( Malym Mocarstwem) rowniez znanym jako JDnBW (Jedyna Demokracja na Bliskim Wschodzie) groza Iranowi, ze ich "zalatwia" metodami "pokojowymi", spuszczajac na ich glowe, jak sie beda zbytnio bronili, mala atomowke, wedle zasady "Chcieliscie atomu to macie!".
Przerazone iranskie muly, chca zmnobilizowac swiat islamski i pokazac, ze Oboz Pokoju (OP) musi sie liczyc nie tylko z Iranem, ale takze z 1,2 biliona (bilion amerykanski to miliard polski) piro-maniakow, ktorzy podpala nie tylko wszyskie ambasady ale i byznesy, we wszystkich krajach gdzie rezyduja. Mozna przypuszczac, wypadki palenia samochodow we Francji byly w mysl tego samego programu. Nasz "Oboz Pokoju" bedzie mial trudnosci z rekrutacja "Koalicji Chetnych" dla dalszej "Walki o Pokoj i Demokracje", jesli koalicjanci zastanowia sie nad kosztami i konsekwencjami jakie poniosa. Jesli chodzi o nasz "Oboz Pokoju" i MM, to tutaj koszty nie wchodza w rachube, bo 40 procent nas, razem z Wodzem Naczelnym wierzy w (KoSw) Koniec Swiata i to w najblizszym czasie. (Chinczycy beda wyslac komornika do Nieba aby odebrac naleznosc za dlugi). Nie ma wiec specjalnej roznicy czy Apokalipsa przyjdzie teraz czy za rok. Jesli teraz, to mamy, przynajmniej, jakas kontrole nad poczatkiem wypadkow i mozemy przed koncem swiata (KoSw) sie pomodlic, a ci wszyscy inowiercy, lacznie ze Starszymi Bracmi, nawrocic na jedynie prawdziwa Chrystusowa Wiare (Ch-Wi). Natomiast Polska ma olbrzymia szanse, jakiej nie miala od 500 lat, aby znowu sie stac PC (Przedmurzem Chrzescianstwa) z tym ze na BW ( Bliskim Wschodzie). Ksiadz Rydzyk winien juz teraz zaczac nawolywac, aby starsze panie ( Mocherowe Berety) zaczely wyposazac swych synow w konie z rzedem do wymarszu w celach Krucjaty na teren Ziemi Swietej, o rozszerzonym, o Persje, wymiarze.
Dla mnie strazaka, nie wyglada dobrze, kiedy maniacy bawia sie zapalkami.
Johnek Kapusta
Starszy Sikawkowy Swiatowej Ochotniczej Strazy Pozarnej (SSSOSP)
Subscribe to:
Posts (Atom)