Thursday, March 20, 2008

O Polsce w EU i tego konsekwencjach (rok 2000)

Przeglądając prasę polską i emigracyjną spotykam się z entuzjastycznymi opiniami o Unii Europejskiej i marzeniami Polaków o rychłym dostaniu się do tego ekskluzywnego klubu.
Podobne opinie podziela także większość polskiej inteligencji w kraju i na emigracji (vide paryska "Kultura"). Ludzie ci, zwykle wywodzący się z Akademii, szermują europejskością jako panaceum na wszystkie polskie bolączki.
Przyjęło się, szczególnie w Polsce, że "Uniwersyteccy Uczeni" z racji swej habilitowanej pozycji mają najlepszą odpowiedź na wszystkie bolączki i są jakoby jedynie upoważnioną grupą do wypowiadania się na temat tego, co Polsce potrzebne.
Ludzie ci dufni w swój uniwersytecki rodowód, zamroczeni Zachodem, tak jak kiedyś "sfrancuziała" szlachta, określają wszystkich innych wątpiących w Unię Europejską jako ciemnogród, zaściankowość, ksenofobie lub ND-ecje. Jakoś wśród tych wypowiedzi nie słychać polskich przedsiębiorców, odcinanych przez UE od rynku rosyjskiego, którzy bardziej realnie patrzą na życie i gospodarkę, jako że na ich barkach leży dobrobyt milionów ludzi i konkurencyjność Polski w stosunku do Zachodu.
Istnieje w USA, ale w Polsce mało znane, przykazanie:"Jeśli coś wygląda zbyt dobrze, to z pewnością jest fałszywe". To samo przykazanie winno być wytyczną przy rozpatrywaniu interesów Polski w stosunku do Unii Europejskiej, która, według mnie, w przypadku Polski, ogranicza się do stosunków z Niemcami.
Nieliczni przeciwnicy wejścia Polski do UE podkreślają brak polskiej konkurencyjności, i możliwość przejęcia, przez wykup, kierownictwa polskiej gospodarki, a zatem i polityki przez Niemcy.Chciałbym tylko dodać, mało rozgłaszany i jakby wstydliwy fakt, że Niemcy nigdy nie zgodziły się na przejęcie prywatnych majątków niemieckich przez prywatnych i państwowych właścicieli polskich.
Celem mym nie jest rozważanie moralnych praw Polaków czy Niemców do Ziem Zachodnich, ale stwierdzenie obiektywnego faktu, który może zaważyć na polskim bycie po wejściu do UE.
Należy przypuszczać, że Polska będzie musiała podporządkować się prawom UE dotyczącym kompensaty za prywatne mienie obywateli UE (czyli Niemców). Polskie szanse wygrania takiego procesu będą równe zeru. Zeszłoroczne procesy byłych obywateli polskich przeciwko państwu polskiemu w Nowym Yorku i Chicago o zwrot majątku, winny być ostrzeżeniem, że dużo ważniejszym zagrożeniem będą procesy Niemców przeciw polskim właścicielom po wejściu Polski do UE.
Z praktycznego punktu widzenia, być może, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej, polskie publiczne wychodki będą czystsze i zamiast przysłowiowych "babci klozetowych" uperfumowany ręcznik będzie nam podawany przez elegancko umundurowanego "klozetowego asystenta", witającego klientów uprzejmym niemieckim, "Guten Morgen" z wyraźnie polskim akcentem.
Nie mogę się jednak oprzeć narzucającej się analogii, że entuzjazm związany z wejściem Polski do Unii Europejskiej jest podobny do wizji przedstawionej na obrazie Matejki z osamotnionym Reytanem rzucającym się pod nogi rozentuzjazmowanych posłów, spiesznych podpisać zgodę na rozbiór Polski, nie zdających sobie sprawy, że ich synowie będą umierali w kolejnych powstaniach, aby tę decyzję odwrócić. Ciekaw jestem, jak następne pokolenie Polaków oceni i ile ich będzie kosztować dzisiejsza decyzja wstąpienia Polski do Unii Europejskiej.
dr. inż. Jan Czekajewski,członek Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Yorku (PIASA)
Dr. inż. Jan Czekajewski, Nasz Dziennik, 2000-04-25
powrot
 
/* Google Analytics Script */