Sunday, August 03, 2008

Prof. Stefan Bincer-Wspomninia Asystenta

mgr.inz. Eugeniusz Hajek-oddany asystent (2007) Włodzimierz Krawiec -niezastąpiony technik
















Autor przy grobie Prof. Jellonka (2007)



Autor wsmnień udajacy amerykanskiego
biznesmena
Rok 1956





Projekt pomnika Prof.Stefana Bincera
na cmentarzu iminia Św. Wawrzyńca
we Wrocławiu







Autor (Jan Czekajewski) ze swą pierszą konstrukcją wilgociomierza do zboża, IX.1956.








Prof. Stefan Bincer - Wspomnienia Asystenta
Jan Czekajewski, Columbus, Ohio, USA
W naszym życiu, w młodzieńczym okresie formowania naszej osobowości, pojawiają się często ludzie którzy maja decydujący wpływ na nasze dalsze losy. Czasami są to zupełnie obcy ludzie którzy odegrają w życiu młodego człowieka rolę mentora. Dla mnie takim człowiekiem był Profesor Stefan Bincer. Aczkolwiek Prof. Bincer wywarł duży wpływ na resztę mego życia, sam jednak chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Kiedy przyszła kolej abym mu podziękował, Profesor Bincer już nie żył. Pozostaje mi wiec jedynie podziękować mu pośmiertnie, poprzez uhonorowanie go wspomnieniem i pomnikiem jaki mu fundujemy na cmentarzu Wrocławskim przy ul. Bujwida. Pierwsze spotkanie z Profesorem Bincerem miało miejsce w roku 1955 po drugim roku studiów na Wydziale Łączności Politechniki Wrocławskiej, wysłano nas razem z kolegą Karolem Pelcem na praktykę wakacyjną do Urzędu Poczty i Telekomunikacji w Gdańsku w którego programie, obok listów i telefonów była także tak zwana „radiofonizacja przewodowa” Gdańska. W owym czasie Władza Ludowa udostępniała obywatelom program radiowy Polskiego Radia, razem z komunistyczną propagandą, przesyłając go po drutach do głośników zainstalowanych w indywidualnych mieszkaniach. Obywatele mieli dodatkową kontrolę nad programem poprzez regulację głośności i wyłącznik. Na Poczcie, w Gdańsku na ul. Długiej była stacja wzmacniakowa zasilająca tysiące takich głośników, zwanych wtedy „kołchoźnikami” jako, że wzór przyszedł z podobnego systemu w Związku Radzieckim.W ramach tamtej studenckiej praktyki zaproponowaliśmy i wykonali prototyp urządzenia które automatycznie nadzorowało funkcjonowanie tych wzmacniaczy. Na wypadek przepalenia się lampy we wzmacniaczu, urządzenie to uruchamiało sygnał alarmowy, informując, że po drutach nie biegnie już program radiowy wzywający do budowy zrębów socjalizmu ale zalega trwożna, wroga Polsce Ludowej, kontrrewolucyjna cisza. Po powrocie z praktyki, ja i Karol, zaczęliśmy szukać zajęcia które by poszerzyło naszą wiedze teoretyczna o praktykę w dziedzinie elektroniki. Dotychczas dorabialiśmy sobie okazyjnie jako „statyści” w Operze Wrocławskiej w spektaklach Fontanny Bachczyseraju i Czerwonym Maku, balecie osnutym na kanwie zwycięstwa komunizmu w Chinach pod wodzą MaoTseTunga . Zajęcie operowego statysty niestety nie prowadziło do wzrostu naszej ekspertyzy w dziedzinie elektroniki. Katedra która zajmowała się podobnymi problemami, jak nasz projekt racjonalizatorski, była właśnie Katedra Radiofonii Przewodowej, kierowana prze Prof. Bincera. To do jego właśnie drzwi zapukaliśmy, znamiennego dnia, z prośbą o radę gdzie znaleźć prace jako praktykanci.
Profesor Bincer wysłuchał nas z sympatią i pochwalił nasz młodzieńczy entuzjazm, ale stwierdził, że pracy dla nas nie ma gdyż radiofonia przewodowa już więdnie śmiercią naturalna i dosłownie zwija druty. Śmiertelny cios radiofonii przewodowej i „głośnikom-kołchoźnikom” zadał inny profesor naszego wydziału, prof. Wilhelm Rotkiewicz, który skonstruował tani odbiornik radiowy, o nazwie „Pionier”, produkowany seryjnie w Zakładach Radiowych w Dzierżoniowie. Przewaga odbiornika „Pionier” nad samym głośnikiem była oczywista, jako że na krótkich falach można było słuchać antykomunistycznych programów Radia Wolnej Europy i BBC. Profesor Bincer jednak wspomniał, że przy swojej katedrze ma tak zwany Zakład Pomocniczy, którego zadaniem są usługi naukowe i konsultacje dla przemysłu. W ramach tego właśnie Zakładu Pomocniczego mógłby nas zatrudnić, gdyby Zakład miał zamówienia. Niestety zamówień, na dzień ówczesny, nie było. Narzucało się pytanie, jakie postawiłem Prof. Bincerowi, czy, gdyby, dzięki naszym staraniom jakieś zamówienie zostało złożone, to zostaniemy zatrudnieni przy jego wykonaniu? Procedura taka w ówczesnej gwarze nazywała się „przepchnięciem zamówienia”, czyli nadaniem prywatnej działalności handlowej charakteru socjalistycznego. Odpowiedź Profesora była potwierdzająca.Wkrótce po tej rozmowie pojechaliśmy z Karolem Pelcem, dzisiaj znanym profesoram amerykańskiej politechniki Michigan Technological University, do Częstochowy, skąd żeśmy rodem i tam z kolei odwiedziliśmy miejscowa papiernie, której zaoferowaliśmy w imieniu Politechniki Wrocławskiej wykonanie urządzenia do pomiaru wilgotności papieru. Co prawda urządzenie takie znałem jedynie z opisu w zbiorze artykułów z amerykańskiego czasopisma „Electronics” , niemniej byłem przekonany, że takie urządzenie potrafię zbudować, jeśli tylko zajdzie tego potrzeba. Dzisiaj wiem, że pomiar wilgotności papieru wymaga urządzenia o wiele bardziej skomplikowanego niż ówczesny opis z czasopisma „Elecronics”. Na nasze szczęście dyrektor papierni nie docenił naszego „wynalazku” i powiedział, że ma na etacie majstra który lepiej mierzy wilgotność papieru dotknięciem ręki niż jakikolwiek przyrząd elektroniczny.Skierował nas jednak do Polskich Zakładów Zbożowych, znajdujących się na sąsiedniej ulicy Warszawskiej, które to Zakłady jakoby maja problemy z wilgociomierzami do zboża produkcji niemieckiej firmy Dr. Karl Waiss GmbH.Rzeczywiście w Zakładach Zbożowych, które zajmowały się skupem zboża od rolników, było pięć takich przyrządów a wszystkie zepsute. Dyrekcja Zakładów Zbożowych przyjęła radośnie wiadomość, że my poza papierem także się specjalizujemy w wilgotności zboża i wystawiła zlecenie Zakładowi Urządzeń Radiofonii Przewodowej na reperacje tych przyrządów. Po przywiezieniu ich do Wrocławia, zaczęliśmy studiować ich konstrukcję i okazało się, że wszystkie miały przepalone bezpieczniki. Po wymianie bezpieczników przyrządy wydawały się pracować. Niemniej kolejne próby ich kalibracji na próbkach zboża, wykazywały wieki rozrzut wyników pomiaru i zastanawialiśmy się czy uszkodzenie jest głębsze niż bezpiecznik i jak je wyeliminować. Nie mogłem przyjąć do wiadomości że firma niemiecka Dr. Karl Waiss może produkować przyrządy, które z samej zasady działania nigdy nie mogły działać poprawnie. Zasada ta opierała się na pomiarze oporności próbki zboża miedzy dwiema elektrodami dociskanymi sprężyną. W miarę upływu czasu sprężyna ta zgniatając zboże zmniejszała jego oporność i wyniki wilgotności rosły. Wkrótce sława Zakładu Pomocniczego Urządzeń Radiofonicznych jako centrum reperacji i kalibracji wilgociomierzy rozeszła się szeroko po Polsce na skutek listu rozesłanego do podległych instytucji przez mgr.inz., później profesora, doktora, Jana Łysaka z Centralnego Laboratorium Polskich Zakładów Zbożowych w Warszawie.Ja natomiast, po uzyskaniu dyplomu w specjalności Przyrządów Pomiarowych w Katedrze prof. Andrzeja Jellonka, zostałem formalnie przyjęty jako asystent techniczny w Zakładzie prof. Bincera. Na tą okoliczność wydrukowałem sobie nawet wizytówkę z tytułem, mgr.inz. Jan Czekajewski-Główny Konstruktor oraz zamówiłem podobny stempel. Te pierwsze emblematy władzy inżynierskiej trzymam do dzisiaj w mym prywatnym archiwum, obok dyplomu magisterskiego z Politechniki Wrocławskiej i doktoratu z Instytutu Fizyki w Uppsali.W miarę upływu czasu zacząłem także produkować w ramach Zakładu Urządzeń Radiofonicznych wilgociomierze do zboża i hałasomierze tranzystorowe własnej konstrukcji. Debiutowałem także w dziedzinie elektroniki medycznej konstruując stymulator który impulsami elektrycznymi poprzez elektrody umieszczone za uszami pacjenta, wywoływał sen bez środków farmakologicznych. Prof. Bincer tolerował także moją prywatna działalność przemysłowo-handlowa, która sprowadzała się do przebudowy motorków elektrycznych przeznaczonych do napędu maszyn do szycia firmy Singer na szlifierki dentystyczne, które sprzedawałem technikom dentystycznym wszerz i wzdłuż Polski Ludowej.
Budowa Przekaźników (Przemienników) Telewizyjnych
Kiedy w roku 1958 zaczął się rozwój polskiej telewizji i zbudowano już kilka stacji TV , Prof. Bincer wpadł na pomysł aby produkować małe przemienniki telewizyjne, które by wzmacniały i retransmitowały program telewizyjny w miejscowościach do których nie dochodził sygnał z dużych stacji telewizyjnych. Na terenie naszego wydziału wyspecjalizował się w takich przemiennikach kolega Andrzej Drozd. On to, już jako student, zbudował stację przekaźnikową na górze Śnieżce w Sudetach, która odbierała program TV z Pragi Czeskiej i przekazywała go do Wrocławia. Ci którzy mieli odbiorniki TV mogli program czeski odbierać we Wrocławiu. Prof. Bincer zatrudnił Andrzeja Drozda w naszym Zakładzie Pomocniczym i zaczęliśmy pod jego kierunkiem produkować takie przemienniki. W skład zespołu, poza Andrzejem Drozdem, wchodzili asystenci, Józef Smulkowski, Malec, Eugeniusz Hajek i ja.
Mój udział był raczej marginesowy i ograniczał się do dziedziny akwizycji zamówień. W zespole brał także udział Władysław Krawiec, niezastąpiony technik, który te urządzenia potrafił bezbłędnie polutować i odrutować.
Projektowaniem anten zajmował się Daniel Bem, późniejszy dziekan wydziału łączności. Jeden z „przemienników” naszej konstrukcji w którego budowie i akwizycji brałem czynny udział, był przekaźnik TV w Radomiu. Działał on przez wiele lat ku zadowoleniu mieszkańców Radomia i kiedy go likwidowano, czytałem o protestach Radomian, którzy utrzymywali, że ze starego „wrocławskiego” przekaźnika odbierają lepszy sygnał niż z dużej i nowej stacji TV na Świętym Krzyżu. Dla mieszkańców Wrocławia Stefan Bincer zapisał się na długie lata sugestią, aby antenę nowej stacji telewizyjnej umieścić nie w okolicy Wałbrzycha, jak sugerowano, ale na górze Sobótce, która jest idealnym miejscem dla szerokiego pokrycia Wrocławia i okolicy przez sygnał telewizyjny. Dowiedziałem się o tym niedawno od inżyniera Rylskiego, jednego z założycieli wrocławskiej telewizji.
Moje rozmowy z Profesorem

Prof. Bincer w momencie kiedy go poznałem, był już chyba poważnie chory na serce. Z trudem wchodził po schodach na drugie piętro budynku Politechniki przy ulicy Prusa gdzie mieścił się jego pokój. Często Prof. Stafan Bincer lubił rozmawiać ze mną na rożne tematy wykraczające poza sferę zawodową. Czasami odnosiłem wrażenie, że traktuje mnie jak syna.Kilka z jego obserwacji pozostało mi w pamięci. Profesor uważał, że jeśli w książce znajdziesz jedna stronę z której możesz skorzystać, to zakup całej książki był korzystny.Przed wojna, we Lwowie, Prof. Bincer prowadził małą fabryczkę odbiorników radiowych używając lamp radiowych RENS. Wyposażenie techniczne Katedry Radiofoni Przewodowej było znikome. Nieco później jak zaczęliśmy produkować przekaźniki TV nieco się polepszyło. Najważniejszą lekcję jaką wyniosłem z mej pracy w Zakładzie prof. Bincera to wiedza i przekonanie, że można w bardzo prymitywnych warunkach, bez znacznego kapitału, budować skomplikowane przyrządy elektroniczne. Skorzystałem z tej obserwacji zakładając później, z minimalnymi środkami, własną firmę w Szwecji ( „Uppsala Instruments”) i później „Columbus Instruments” w Columbus, Ohio USA, która prosperuje do dzisiaj obchodząc w roku 2008 czterdziestą rocznicę swego istnienia.
Profesor Bincer nie zapisał się do Partii i o Sowietach, wypowiadał się krytycznie. Nie ułatwiło mu to życia, jako że nie awansował w hierarchii Politechniki i nigdy nie został pełnym, „Belwederskim” profesorem. O tym jak Stefan Bincer przeżył wojnę, dowiedziałem się niedawno, od kolegi Hajka, któremu Stefan Bincer się zwierzył, że po wejściu Niemców do Lwowa, doszukano się jego żydowskiego pochodzenia i resztę wojny spędził w Auschwitz gdzie zmuszono go do pracy w obozowym krematorium. Tam tez, jak powiedział koledze Hajkowi, własnoręczne spalił zwłoki swej pierwszej żony i syna.Na tematy religijne z Prof. Bincerem nie rozmawiałem, sam nie będąc człowiekiem religijnym. Wedle wiadomości od kolegi Hajka, Profesor Stefan Bincer był Katolikiem, uczęszczał do kościoła katolickiego i powiadał, że głęboka wiara w Boga pozwoliła mu przetrwać koszmar życia w obozie koncentracyjnym. W roku 1960 Stefan Bincer zasłabł wracając z żoną z kościoła, a w jego pogrzebie uczestniczył ksiądz proboszcz i wyższy rangą katolicki duchowny ( Prałat).Czasami Prof. Bincer czytał mi listy od swego bratanka, Adama Bincera, który pracował wtedy jako asystent na jednym z uniwersytetów w USA. Po latach nawiązałem z nim kontakt i dowiedziałem się nieco więcej o rodzinie Bincerów, zasymilowanych Żydów z zaboru austriackiego. „Amerykański” Bratanek Stefana Bincera, Prof. Adam Bincer jest dzisiaj emerytowanym amerykańskim profesorem fizyki teoretycznej na Uniwersytecie w Madison, Wisconsin. Dzięki klasykom literatury polskiej jakich książki przysyłał mu z Polski jego stryjek Stefan, Prof. Adam Bincer do dzisiaj mówi i czyta dobrze o polsku, mimo że z Polski wyjechał mając lat 14 a dzieciństwo spędził na zsyłce w ZSSR.
Dlaczego Pomnik

Od wielu lat wracają do mnie natrętne sny, że winem zadzwonić do Prof.Bincera i podziękować za wskazówki, wzór i pomoc w moich pierwszych krokach jako inżyniera, i przedsiębiorcy. W dużej mierze z ziarna zasianego w mym umyśle przez Stefana Bincera, wyrosło przedsiębiorstwo, „Columbus Instruments”, które produkuje i eksportuje do wielu krajów świata przyrządy do badań biomedycznych. Przyrządy te przyczyniły się do rozwoju nowych lęków i ratowały życie pacjentom z chorobami serca. Prof. Bincera pożegnałem jak leżał już w szpitalu. Nie wiedziałem, że stan jego zdrowia jest krytyczny. Leżał w dużej sali wśród innych pacjentów, wyraźnie zrezygnowany i przygnębiony swą choroba. Lekarz zezwolił mi na bardzo krótką wizytę. Profesor Bincer był wtedy wyraźnie w depresji i nieskory, czy niezdolny do rozmowy. Uścisnąłem mu rękę i wzruszony wyszedłem. Nie przypuszczałem , że będzie to moje ostatnie z nim spotkanie. Następnego dnia wyjeżdżałem do Finlandii i Szwecji. Po dwu tygodniach zadzwonił do mnie, do Helsinek, mój przyjaciel Karol Pelc z informacją, że Stefan Bincer nie żyje. Wracać na Politechnikę nie było po co. Poza Profesorem Bincerem nie cieszyłem się na Wydziale Łączności uznaniem ani popularnością. Odnosiłem wrażenie, że oceniano mnie jako playboya, dowcipnisia, „kombinatora”, bez poważnej substancji intelektualnej. Śmierć Profesora Bincera była przełomowym momentem w mym życiu, jako że zadecydowała w dużej mierze o mej emigracji.Kiedy po latach wróciłem do Polski i chciałem odwiedzić grób Stefana Bincera, okazało się że jego grób został „zaorany”. Stefan Bincer nie miał bliskiej rodziny, poza chorą żoną i nikt się nie zatroszczył aby po 20 latach opłacić konieczną opłatę cmentarną. Dzisiaj w roku 2008, z jego asystentów zostały zaledwie cztery żyjące osoby, ja, Karol Pelc, Eugeniusz Hajek i technik, Władysław Krawiec. Z nami i kilkoma studentami odejdzie na zawsze pamięć o prawym człowieku jakim był Stefan Bincer. Profesor Stefan Bincer był doskonałym pedagogiem, organizatorem i inżynierem praktykiem. Tacy ludzi3e jak on wychowali powojenną generację inżynierów którzy budowali przemysł elektroniczny w Polsce i za jej granicą. Był także prawym człowiekiem, który nie dal się zeszmacić w skorumpowanym systemie Polski Ludowej.
Niestety nasza propozycja zafundowania tablicy pamiątkowej dla profesorów- założycieli Wydziału Łączności, a wśród nich Prof. Bincera, na ścianie budynku Politechniki Wrocławskiej przy ul. Prusa 53/55 została odrzucona władze Politechniki. W zaistniałej, trudnej do zrozumienia sytuacji, za radą mej amerykańskiej żony, Laury Damas, postanowiłem zakupić (wynająć) miejsce na cmentarzu Świetego Wawrzyńca, przy ul Bujwida, gdzie znajduje się ostatnie miejsce spoczynku Profesora Stefana Bincera i wystawić mu pomnik upamiętniający jego istnienie i naszą, współpracowników i studentów, wdzięczność.
Budowa tego pomnika byłaby niemożliwa bez udziału dwu kolegów, mgr. inż. Eugeniusza Hajka, który wynegocjował zgodę administratora cmentarza na umieszczenie pomnika i mgr. inż. Ryszarda Zmonarskiego, który zasugerował i dopilnował wykonania pomnika przez architekta mg.inż. Skibę, z Dzierżoniowa.Prof. Stefan Bincer będzie wiec uhonorowany, na tym samy cmentarzu gdzie leżą inni profesorowie naszego Wydziału Łączności, miedzy innymi Prof. Andrzej Jellonek u którego zrobiłem dyplom magisterski z Miernictwa Elektronicznego. Nawiasem mówiąc, specjalizacja w Miernictwie Elektronicznym, zaważyła także na moim życiu i dala mi wiedzę do budowy dalszej kariery zawodowej, jako wynalazcy, konstruktora i producenta na skale międzynarodową.

Dane Biograficzne Prof.Stefana Bincera w aktach Politechniki Wrocławskiej

Z jego życiorysu znajdującego się w archiwum Politechniki Wrocławskiej Stefan Bincer w czasie pierwszej wojny światowej służył w armii austriackiej, a po wojni w latach 1919-1926 studiował na Politechnice Warszawskiej, która skończył z dyplomem inżyniera elektryka.
Po studiach pracował we Lwowie w zakładach Tele-Radio i Pan-Radio produkujących odbiorniki radiowe. Podobno był ich współwłaścicielem, a na pewno głównym konstruktorem.
Kiedy Niemcy zajęli Lwów w roku, 1942 Stefan Bincer, u którego doszukano się żydowskiego pochodzenia, został aresztowany przez Gestapo wraz ze swoja żoną Franciszką z domu Kielecką oraz synem, skazany na śmierć i zesłany do Auschwitz. W 1943 roku jego pierwsza żona i dziecko zostali w obozie zamordowani. Podobno Stefan Bincer, którego zmuszono do pracy w obozowych krematorium, własnoręcznie spalił zwłoki swej żony i syna. Bincer uciekł z obozy śmierci i ukrywał się we Lwowie do czasu ucieczki Niemców i przybycia Armii Sowieckiej.
Po wojnie Stefan Bincer przeniósł się ze Lwowa do Wrocławia, gdzie pracował w Polskim Radiu i zajmował się radiofonizacją kraju. Od roku 1953 Stefan Bincer został mianowany przez Prof. Dionizego Smoleńskiego, ówczesnego Rektora Politechniki Wrocławskiej, Zastępcą Profesora i kierownikiem Katedry Urządzeń Radiofonicznych, którą to funkcję pełnił aż do śmierci.
Dla mieszkańców Wrocławia Prof. Bincer wniósł ważny wkład w budowę wrocławskiej stacji telewizyjnej. Wedle inżyniera Ryskiego, współuczestnika komitetu Budowy Wrocławskiej Stacji Telewizyjnej, Prof. Bincer zasugerował lokalizacje anteny stacji telewizyjnej na Górze Sobótce, zamiast uprzednio planowanej lokalizacji w okolicy Wałbrzycha. Jego wybór stal się najkorzystniejszym i tam do dzisiaj stroi antena telewizji wrocławskiej, pokrywając swym zasięgiem cały Wrocław i okolice.

 
/* Google Analytics Script */